niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział czterdziesty czwarty

 

   Kurek wstał, zaczął się ubierać nerwowo, szukał rzeczy.

- Coś się stało?
- Chodź, jedziesz ze mną.
- Ale co, mogę się dowiedzieć?
- Był wypadek. Mój ojciec i Twoja matka. To wszystko.. Cholera, gdzie jest moja koszulka?!
- Jak?! Co?! Bartek, wysłów się do cholery w całości!
- Nie wiem, nic nie wiem, chodź.

   Pociągnął mnie do drzwi. Zdezorientowana i zdenerwowana zabrałam po drodze torebkę i wsiadłam do kurkowego auta. Pędziliśmy, łamiąc po drodze niejeden przepis. Dotarliśmy do centrum, na najbardziej ruchliwe skrzyżowanie. Wszędzie pełno odłamków szkła, rozbite auta, karetka, policja, straż pożarna. Zatrzymaliśmy się i oboje pobiegliśmy w kierunku całego zdarzenia do jednego z lekarzy.

- Pani Kosok, jak rozumiem?
- Tak, stało się coś?
- Nie mogliśmy się z Panią skontaktować. Na szczęście przez Bartka się udało. Pani mama miała wypadek, bardzo poważny. Właśnie przewozimy ją do szpitala, od razu na ostry dyżur. Nie umiem obiecać, że wszystko będzie w porządku. Jeśli chce Pani coś więcej wiedzieć, to proszę podejść do policjanta, a potem jechać do szpitala wojewódzkiego. Tymczasem przepraszam, ale każda minuta może tu zaważyć o życiu.

   Odsunął mnie i pobiegł w stronę auta. Na sygnale odjechali. Stałam wryta w ziemię i patrzyłam na miejsce. Takiej masakry nie widziałam już dawno. Kilkanaście aut totalnie rozwalonych, krew, poturbowani ludzie, siniaki, otarcia, złamania. Kuraś podbiegł do swojego taty. Mocno go przytulił.

- Boże, jak dobrze, że Tobie nic nie jest..
- Cudem.. Ale oni wszyscy.. A ci pierwsi.. Szczególnie Kosokowa.. Jezusie..

   Słysząc ostatnie słowa Kurka seniora, pociekły mi po policzku łzy. Zrozumiałam, że mojej rodzicielce stało się coś naprawdę poważnego. Nie obchodziło mnie już to, czy się odzywamy, czy nie. To moja własna i rodzona mama, musiałam się o nią troszczyć! Nie myśląc wiele, zaczepiłam przechodzącego obok funkcjonariusza służb publicznych. Wypytywałam go, nieco zachrypniętym głosem, oczekując ze łzami w oczach na jego odpowiedzi.

- Kobieta jadąca czarnym fiatem uderzyła w kierowcę czerwonej toyoty. Ten zaś w zielone bmw, a reszta po kolei dołączała do wypadku, bo nie nadążała z hamowaniem. Najprawdopodobniej główna sprawczyni zrobiła to umyślnie. Szczegółów większych niestety jeszcze nie znamy.
- Nie wierzę, że ona chciała się zabić, słyszy pan?! - zaczęłam wrzeszczeć i się rzucać.

   Zabrał mnie stamtąd mój partner, bo nie mogłam się uspokoić. Wsiedliśmy do auta i kazałam siebie zawieźć do miejsca pobytu mojej starszej. Po dziesięciu minutach tam dotarliśmy. Od razu wbiegłam na informację.

- Małgorzata Kosok, gdzie leży, co z nią?!
- A Pani jest..?
- Córką. Michalina Kosok.
- Chwileczkę. - wstukała coś w komputer - pani mama jest operowana. Ma poważny uraz głowy, przebite płuco i wiele innych. Stan wręcz krytyczny..

   Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, a może bardziej nie chciałam. Ledwo udało mi się przesunąć, by nie upaść na podłogę, a jedynie zsunąć się na krzesło. Ciało bezwładnie oparte, z którego wręcz uchodziło życie.. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Bartek od razu do mnie przyszedł. Przytulił, starał się pocieszać i inne takie.

- Czy ty siebie słyszysz?! Ona może nie otworzyć oczu, a ty mi tu bajki wciskasz, że będzie wszystko okej? Daj spokój.

   Odepchnęłam go i odwróciłam się. Cieknące strumieniem łzy, nie dały się już ukryć i wylała się ich rzeka. Spędziłam w szpitalu długi czas. Przyjechał ojciec, Magda, ciotki, wujkowie, kuzyni i reszta rodziny, którą widziałam pierwszy raz w życiu na oczy. Po ośmiu godzinach oczekiwań, z sali operacyjnej wyszedł doktor.

- I co? Proszę powiedzieć mi wszystko, błagam. - miałam ochotę klęczeć już przed nim, byle powiedział, że wszystko poszło tak, jak trzeba.
- Powoli udaje nam się "naprawić" stan zdrowia pacjentki. Jednak to tylko chwilowe. Okazało się, że uszkodzone są obie nerki, a bez nich się nie da funkcjonować. Obawiam się, że niezbędny będzie przeszczep.
- Ale mogą go państwo wykonać od razu?
- Niestety nie, brak dawcy. Najszybciej za dwa miesiące, co byłoby mistrzostwem swego rodzaju.
- Co można zrobić?
- Ktoś z rodziny mógłby zostać dawcą. Córka, siostra, matka.
- Ja zostanę! - wrzasnęłam.
- Musi przejść pani odpowiednie badania, po czym byłaby taka możliwość.
- Mogę teraz?
- Aż tak bardzo Pani się śpieszy?
- Dla niej pewnie liczy się każda minuta. Im szybciej tym lepiej.

   Popatrzył na mnie jak na głupią, tak jak i reszta zgromadzonych wokół. Dopytywali czy jestem pewna, dlaczego, po co. Tylko Kuraś stał obok, przytulając mnie i powtarzając, że on popiera każdą moją decyzję. Kilkanaście minut później zjawiła się pielęgniarka, która zabrała mnie na badania. Najpierw podstawowe, potem bardziej skomplikowane. Musiałam leżeć w szpitalu na obserwacji i oczekiwać na wyniki. Dzień później dostałam odpowiedź.

- Niestety, mam złą wiadomość. Pani nerka nie może zostać przekazana.
- Dlaczego?
- Nie ma zgodności. Jest możliwość, że nerka się nie przyjmie. A my nie możemy sobie na to pozwolić, przykro mi.
- Co?! Ale jak to?! Przecież jestem jej córką! To niemożliwe!

   Lekarz sumiennie tłumaczył mi, że nie zaszła żadna pomyłka, że to możliwe.. Ale jedynie przez to, że ona mogłaby nie być moją matką..

- Co proszę?! Jak pan śmie?!
- To tylko moje przypuszczenia, jeśli chodzi o tę sprawę.. Wielu innych możliwości nie ma..

   Siedziałam zdezorientowana na łóżku. Nie wiedząc co ze sobą począć, co myśleć, robić.. Dostałam wypis, a transplantacja nadal nie została zrealizowana. Mijały kolejne doby bez pokrycia. Matka leżała w śpiączce farmakologicznej w stanie cholernie ciężkim. Każda minuta to dla niej walka. Walka o przeżycie, o jakiekolwiek jutro.. Postanowiłam zostawić sprawę z tym, że mogę nie być córką własnej mamy i zajęłam się zorganizowaniem dawcy nerki dla rodzicielki. Wszyscy z rodziny odmówili i totalnie zlali na sprawę, na czele z Magdą i ojcem. Miałam ochotę za to ich zabić.

- Mogę spróbować. - stanął obok mnie Maciek.
- Co możesz spróbować?
- Poddam się badaniom, jeśli się przyjmie, chcę oddać nerkę.
- Czy Ciebie już doszczętnie powaliło?! - wrzasnęłam.
- Nie krzycz. To moja decyzja, przyszedłem Ci ją zakomunikować.

   Stałam jak wryta na korytarzu, a Muzaj przeszedł do pielęgniarki. Nie wierzyłam, że chce podjąć się takiego ryzyka. Po uzyskaniu wyników, test wyszedł twierdząco - mógł zostać dawcą.

- Proszę ciąć jak najszybciej.
- Jesteś nienormalny! Nie zgadzam się! Przecież jesteś sportowcem, masz klub, pracę, zastanów się!
- Nie masz nic do powiedzenia.

   Kolejne dni, to przygotowania do operacji, operacja oraz kuracja. Moją mamę udało się uratować. Nerka się przyjęła, wszystko powoli zaczęło wracać do normy. Osłabiony atakujący leżał kilka sal dalej i starał się uśmiechać zawsze. Zrobił coś wielkiego. Przesiadywałam również u niego, a może bardziej głównie u niego.

- Nie wiesz nawet, jak bardzo Ci dziękuję..
- Wiem. - uśmiechnął się, choć widziałam na jego twarzy grymas.
- Boli, prawda? Maciuś.. Jesteś wspaniały. - pocałowałam go w policzek i się w niego wtuliłam.

   Czułam jego nierówny oddech, przyspieszone bicie serca. To wszystko niby takie normalne, a takie inne w jednym. Klatka piersiowa zaczęła z czasem normować swoje ruchy. Gładził mnie ręką po włosach.

- Jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem, wiesz?
- Nie, to ty jesteś taką osobą. Nikt inny by się na to nie zdecydował. A ty, choć nie musiałeś, to to zrobiłeś. Nigdy nie spłacę u Ciebie długu wdzięczności, jaki mam teraz. Wspaniały, pomocny, genialny, najlepszy, najwspanialszy.. - wypowiedziałam praktycznie szeptem.

   Po chwili przestałam czuć bicie serca. Podniosłam się i spojrzałam na aparatury, które zaczęły charakterystycznie piszczeć. Zamknięte oczy, brak oznak życiowych. Zaczęłam wrzeszczeć, wzywałam lekarza.

Reanimacja, która trwa jakby w nieskończoność. Wstrząs. Kolejny. Grono lekarzy biegających wokoło, pielęgniarki, stażyści. Masaż serca. Moje łzy. Stojący obok Bartek, który starał się mnie wesprzeć. Obserwowanie wszystkiego przez szybę. Chęć wtargnięcia i zrobienia czegoś na siłę, by tylko przyjaciel wrócił do świata żywych.

   Wreszcie upragniony wdech, puknięcie w sercu, udało się. Wrócił. On, jeden jedyny, najwspanialszy bohater. Weszłam tam, nie przejmując się zakazami osób. Rzuciłam mu się na szyję, wycierając łzy rozpaczy.

- Tak bardzo się bałam. Nie rób mi tak już nigdy w życiu, błagam. Inaczej będą i mnie musieli reanimować.. Maciuś..

   Podnieśli mnie siłą i wynieśli stamtąd, tłumacząc, że potrzebuje spokoju.

- Potrzebuję przy nim być, nie rozumiecie?!
- Spokojnie, Misia.. Jutro do niego zajrzysz. Choć, odwiozę Cię do domu.. - zaoferował Kuraś.
- Mam w dupie dom, wszystko na około. Ja chcę tam być u niego!
- Michalina, proszę..

   Objął mnie ramieniem i małymi krokami wyprowadził na zewnątrz. Wprowadził do auta, po czym szybko odjechał, bym nie mogła wysiąść. Przez cały czas, odkąd moja mama trafiła do tego szpitala, nie dbałam już w ogóle o siebie. Mało spałam i jadłam, rzadko kiedy egzystowałam poza murami obrzydliwego budynku służby zdrowia. Do tego dobijało mnie wszystko, co się mnie czepiało, a może bardziej ci wszyscy ludzie. Mój ojciec zlał na wszystko. Rzadko kiedy się zjawiał, wolał przecież robić cokolwiek. Inne rzeczy stawały się ważniejsze niż opieka nad własną żoną.

   Magda, to kolejna porażka mojej rodziny. Choć tak właściwie, to ona się nie utożsamiała z nami. Jedynie ciągle kręciła się przy Bartku, doprowadzając mnie tym do szału. Nie wiedziałam, po co ona się zjawiała, jeśli matkę znała bardzo słabo, o ile to znajomością w ogóle można było nazywać. W końcu nie znałyśmy się wcześniej, rozdzielone, więc i matka niewiele zdziałała.. Ta kobieta mnie dobijała wszystkim. Już nawet nie chodziło o to, że byłam zazdrosna o własnego chłopaka, ale owijała sobie wokół palca coraz to nowe osoby - ojca, ciotkę, koleżanki, lekarzy.. Stawało się to wszystko coraz bardziej chore i nienormalne, ale ja nie byłam w stanie temu zaradzić.

   Nadeszły wakacje. Połowa pierwszego urlopowego miesiąca minęła bardzo szybko. Wszyscy wracali już do pełni sił. Maciek nawet już trenował. Wciąż miałam wrażenie, że to mój prawdziwy przyjaciel, jakiego jeszcze w życiu nie miałam. Pojawił się nawet u mnie ze swoją bardzo sympatyczną dziewczyną - Anią. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. A jeśli szczególnie on pokazywał radość, ja uznawałam to dwa razy bardziej.

   Mój związek trwał bez większych ekscesów. Czas spędzaliśmy razem, jak tylko mogliśmy. On trenował, ja poza opieką nad przyjacielem i rodzicielką także znajdowałam czas na bieganie i siłownię. Wracałam powoli do dawnej sprawności. Każdego dnia miałam jednak wrażenie, że coś jest nie tak, bo to wszystko wydawało się idealne, aż nader. Zaplanowałam wylot do Grecji w sierpniu na tydzień, czyli tyle, ile wolnego dostał mój partner. Spakowana, naszykowana i podekscytowana czekałam na chłopaka na lotnisku.

- Lot numer sto dwadzieścia jeden do Aten odlatuje za godzinę. Spóźnionych pasażerów prosimy o ostateczne odprawienie i spokojne kierowanie się w stronę samolotu. Życzymy udanej podróży. - rozbrzmiał irytujący głos w głośnikach.
- Gdzie on do cholery jest?! - mówiłam sama do siebie, rozglądając się za zaginionym.

   Kilka minut później, wbiegł zdyszany. Widząc moją minę, nawet się nie tłumaczył, tylko oboje pognaliśmy na odprawę. W samolocie zajęliśmy swoje miejsca i zamówiliśmy coś do jedzenia. Nie pytałam dlaczego się spóźnił, bo mogłam się spodziewać po nim dziesięciu tysięcy różnych wymówek, które ostatecznie i tak okazałyby się kłamstwem. Wolałam żyć w błogiej nieświadomości. Po zjedzeniu posiłku, założyłam słuchawki i odpłynęłam w krainę Morfeusza. Dopiero mój ukochany obudził mnie, kiedy mieliśmy lądować. Opuściliśmy nasz środek transportu i udaliśmy się na postój taksówek. Łamaną angielszczyzną dogadałam się i udało nam się dotrzeć do naszego hotelu z cudownym widokiem. Po zakwaterowaniu wyruszyliśmy zwiedzić to przepiękne miasto.

- Oj, brakowało mi wolnego..
- Uważaj, bo zaraz wrócisz do kraju. - zaśmiałam się.
- Nie trzeba. Chodź szybciej. - złapał mnie mocniej i przyspieszył kroku.
- Gdzie tak biegniesz?
- Ku wolności!

   Zdezorientowana dołączyłam do niego. Zwiedziliśmy kilka ciekawych miejsc. Wieczorem poszliśmy na imprezę do jednego z klubów.

- Poczekaj sekundkę, skoczę tylko do toalety.
- Jasne, leć. Czekam. - obdarował mnie całusem.

   Otwierając drzwi, wpadłam przypadkiem na jakąś kobietę.

- Przepraszam. - rzuciłam z przyzwyczajenia w ojczystym języku.
- Przeżyję. - odburknęła i wyszła.

   Usłyszałam polski! Nie byliśmy tu jedyni! Uśmiechnięta podążyłam do kabiny. Potem umyłam ręce, poprawiłam make-up i wyszłam do partnera. Jednak jego tam już nie było.

                                                                                                                                                        
Cholera, nie wyszło tak jak chciałam.. ;/ Mam nadzieję, że jutro napiszę tak, jak było to w planach. Bal minął spokojnie :-) Poskakałam z przyjaciółmi, narobiłam zdjęć, ogólny looz. 
Pierwszy etap konkursu, bo będą dwa. 
Napiszcie, dlaczego czytacie moje opowiadanie. Jak tu trafiliście, od kogo wiecie, od kiedy czytacie i w ogóle.. Na koniec podpiszcie się i napiszcie, którą kartę byście chcieli :-) Najlepsze trzy odpowiedzi, nagrodzę dowolnie wybranymi kartami :-) 
Trzymajcie się i enjoy! ;*

26 komentarzy:

  1. Ty mnie nigdy nie przestaniesz zaskakiwac. Na prawde, twoje opowiadania sa fantastyczne. Tyle emocji. ;-) prosze cie nigdy nie przestawaj pisac. Oby Bartkowi nic nie bylo. Pozdrawiam Cie goraco. :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No o to właśnie chodzi! :D Żebym zaskakiwała! :)
      Niestety powoli zbliżamy się do końcóweczki, a potem raczej nie planuję dalszego pisania.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Rozdział genialny. Jak zawsze zresztą ;) Twoje opowiadanie znalazłam przypadkiem na facebooku. Od razu przypadło mi do gustu. Uwielbiam je czytać,gdyż jest nieprzewidywalne i wspaniale. Kinga Twojego bloga czytam od 10 rozdziału pierwszego opowiadania. Tak mi się spodobał o Twój sposób pisania, że kilka razy dziennie wchodziłam zobaczyć czy przypadkiem nie ma nowego rozdziału. Dzięki Twoim blogom mogę się z Tobą kontaktować i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Kartę jakby co bym chciała z Bartkiem. Pozdrawiam Cię serdecznie Ania :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Cieszę się, że mnie znalazłaś i dalej trwasz przy mnie :D ;**
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Jakbym mogła Cię zostawić? A ile jeszcze do końca? Chcę kolejne Twoje opowiadanie :) Ania

      Usuń
    3. Mniej niż połowa, dokładnie zobaczę, jak wyjdzie mi pisanie ;)
      Kolejnego opowiadania w planach nie mam :)

      Usuń
    4. Proszę nie rób mi tego :'( pisz dalej Ania

      Usuń
    5. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. A ja uznaję to za dobre, że Was "poznałam" ;)

      Usuń
    6. Dla nas też ale chcemy żebyś dalej pisała :) Ania

      Usuń
  3. Roździał jak zwykle świetny :D Na twojego bloga trafiłam przez koleżankę na facebooku. Od razu przypadł mi do gustu i nie mogam się z nim rozstać:) Czytam go od 7 roździalu pierwszego opowiadania :) Czytam go dlatego ponieważ piszesz bardzo ciekawie i zaskakująco :) Jest to najlepszy blog którego czytam . A czytam ich bardzo dużo . Jeśli chodzi o kartę to ze Zbyszkiem. Pozdrawiam ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Podziwiam, że Ci się chce.. :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Obstawiam ze minęła się z Magda i tamta wziela gdzieś Bartka a ze one są identyczne to poszedł z nią. Kurcze musisz tak mieszać i urywac w takich momentach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no muszę, bo co by to było, jakby ciągle sielanka, zakończona w normalnym momencie?

      Usuń
  5. Ten rozdzial to arcydzieło!!! Ile emocji! Jeju....ale sie naodstawiało.Ta laska w Grecji to pewnie ta małpa Magda!.. Ja bym jej dowaliła ;p odp na konkurs wyslana na fb.3maj sie.Papa :D Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się.. :)
      Jasne, odczytałam :)
      Miłej niedzieli ;*

      Usuń
  6. ehh i znowu coś sie chyba psuje, nielubietego :c
    myślę że wyjdzie to na prostą, oby :)
    i czekam na nowy rozdział :D
    zapraszam :) http://siatkarskielovestory.blogspot.com/
    i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakby wszystko było tak miło i dobrze, to by nudno było, czyż nie?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. też prawda :D ale nie narzekam, bo uwielbiam twoje opowiadanie :D

      Usuń
  7. Ej no, tak nie wolno! Ja mam dość! Czy Ty nie możesz, tak choć jeden raz zakończyć w jakimś normalnym momencie, a nie takim, że potem muszę się zastanawiać "Co dalej? Co dalej? No co to cholery dalej?!" Jesteś zła! Ja to wiem! Lubisz się nade mną znęcać, nie? :P No ale dobra, napiszę coś sensownego, jeśli tak w ogóle potrafię... Opis wypadku, emocji i tych wszystkich przeżyć - GENIALNY! *______* Na serio. Trochę się obawiałam tego przesiadywania Miśki u Maćka, bo znając Ciebie wszystko mogła z tego wyniknąć, a raczej obawiałam się o późniejszą przesadną zazdrość Kurka, która się nie pojawiła i to mnie cieszy ;) Bo się na razie nie psuło. No ale.. Co to ma być, że on ciągle znika, pojawia się i znika? I nawet w tej końcówce.. Co to za kobieta? Będzie miała jakiś wpływ na historię czy to po prostu postać epizootyczna? I gdzie to jasnej ciasnej Bartka wywiało?! No jak można kończyć w takich momentach, ja się pytam?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no właśnie, nie odpowiedziałam na pytanie. :)
      Czytam Twoje opowiadanie, bo jest bardzo ciekawe, oryginalne, ma po prostu w sobie to coś ;) Zawsze przerywasz w takich momentach, że czytelnik nie może doczekać się następnego rozdziału, co jest swego rodzaju plusem dla opowiadania, ale mnie to strasznie męczy takie czekanie i "Co dalej, co dalej?"
      Trafiłam tu poprzez Twojego poprzedniego bloga, którego czytałam chyba nie od początku, choć nie pamiętam już. :) Ale nawet jeśli to mniej więcej od któregoś w pierwszych rozdziałów. Tego zaś bloga czytam od samego prologu i muszę przyznać, że bardzo mnie zaciekawił. ;) Mam nadzieję, że sprostałam Twoim oczekiwaniom co do odpowiedzi na pytanie ;)
      Nie koniecznie robię to dla karty, ale jeśli można, bo zbieram już drugą talię, to może Ignaczak lub Winiarski. ;)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Sorry za spam, ale.. To wyszło jeszcze dłuższe od poprzedniego... muszę się hamować i tak nie rozpisywać :P

      Usuń
    3. A tam, ja lubię długie komentarze! :D
      Dzięki wielkie! ;*

      Usuń
  8. Dlaczego czytam Twoje opowiadanie? Bo jest genialne ! Pełne emocji, zaskakujące, pełne zwrotów akcji. Super. Wchodzę co chwila sprawdzić, czy nie napisałaś czegoś nowego. I jeszcze zawsze kończysz w takim momencie... Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze stworzysz jakieś opowiadanie, bo na prawdę masz do tego talent. Jestem tu od miesiąca. Kiedy weszłam pierwszy raz, bo zobaczyłam link w komentarzu na jakimś innym blogu, czytałam wszystkie rozdziały do 2 w nocy, tak mnie wciągnęło !

    A kartę chciałabym z Pitem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odpowiedź :)
      I podziwiam, że Ci się chciało! :D

      Usuń