- Nie możemy się tak zachowywać.
- Ale jak?
- Tak, jak teraz.
- Przecież wszystko jest normalnie.
- Nie! Wyjaśnijmy sobie to, proszę.
- Ale co tu wyjaśniać?
- To, co między nami zaszło..
- Nie miało dla mnie żadnego znaczenia. - przerwałam mu.
- Dla mnie też.
- Naprawdę?
- Tak. Po prostu działaliśmy oboje pod wpływem chwili, nie myśląc o konsekwencjach.
- Uważam dosłownie tak samo.
- Czyli?
- Czyli po prostu o tym zapomnijmy i żyjmy dalej,okej?
- Jasne. - uśmiechnął się i mnie przytulił.
Przytuleni weszliśmy z powrotem do szatni. Spadł mi kamień z serca.
Sama już nie wiesz czego chcesz.. Ale tak jest lepiej. Dużo lepiej.. Masz przyjaciela, z powrotem dawnego Maćka. Powinno być Ci z tym dobrze i tyle. Chłopaki zmęczeni zbierali się do wyjścia. Tłum fanów ich zatrzymywał, a oni dzielnie, do ostatniej osoby, uszczęśliwiali każdego. Wreszcie się stamtąd wydostaliśmy i powoli jechaliśmy w stronę hotelu. Ja z Kłosem i Muzajem dojeżdżaliśmy autem, a reszta autobusem. Pod budynkiem znaleźliśmy się niecałe dziesięć minut później. Zameldowaliśmy się i udaliśmy do swoich pokoi. Wzięłam "jedynkę". Siatkarze zaś, mieszkali w pokojach dwuosobowych, jak zawsze. Karola odwiozłam do jego domu, a atakujący zrobił to samo co ja. Rozłożyłam się wygodnie na swoim łóżku. Wsłuchiwałam się w ciszę, taką błogą. Pasowało mi to, bo nareszcie mogłam się wyciszyć. Przestać gonić za światem, wszystkim co mnie otacza i bliskimi ludźmi. Wzięłam prysznic, przebrałam się w pidżamę i ułożyłam się do snu. Kilka minut przed północą usłyszałam pukanie.
- Misia, spałaś już? - zapytał troskliwie mój partner, widząc mój wygląd.
- Prawie. Stało się coś?
- Piotrek cholernie chrapie, spać nie mogę.
- Wchodź. - uśmiechnęłam się.
Przeprosiłam go na chwilę i uciekłam do łazienki. Doprowadziłam się do jakiegoś normalnego stanu, po czym wróciłam. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- Jak myślisz, co dalej z nami będzie? - zapytał, kiedy leżeliśmy.
- Co ma być to będzie.. - uśmiechnęłam się.
- Niebo znajdę wszędzie.. - zanucił piosenkę.
- Dokładnie.
Przewróciłam się z pleców na brzuch. Popatrzyłam mu w oczy.
- Wiesz, że od początku zakochałam się w Twoich oczach?
- A wiesz, że ja od początku zakochałem się w Tobie?
Usłyszeć takie słowa.. To coś, czego się opisać nie da. Na sercu od razu robi się jakoś inaczej, cieplej.. Wtedy właśnie świat staje się piękniejszy. Choćbym była osobą najbardziej uodpornioną na wszystko, to i tak takie coś mnie rozczuliło.
"Warto jest poświęcić trochę siebie i czasu dla drugiej osoby. Jedynie spełniając oba te warunki, masz tego efekty.."
Pocałowałam go za to. Powoli znów zaczęłam wierzyć, że miłość naprawdę istnieje. Że na tym świecie są ludzie, którym na mnie zależy. Którzy mnie nie oszukują, nie zdradzają, nie ranią.
Wróć. Wymagasz, by ktoś był taki, a sama nie jesteś fair.. Zastanów się nad sobą kobieto! Po pierwszej wywaliłam go wreszcie do niego. Sama ułożyłam się do spania. Jak na złość w śnie powtórzył się incydent z Maćkiem. Przebudziłam się, napiłam wody i już nie wróciłam do snu. Bałam się chyba, że się to powtórzy. Przysnęłam dopiero nad ranem.
- Bry Księżniczko. - pocałował mnie Kuraś.
- Czy ja wiem, czy dobry?
- Tak, bo mnie widzisz.
- Skromny jak zawsze. - zaśmiałam się.
- Wrodzone. - wyszczerzył się - idziemy na śniadanie?
- Niestety.. Daj mi chwilę, to się ogarnę. - podniosłam się.
- Mogę Ci pomóc. - zaczął podciągać mi koszulkę.
- Łapy precz ode mnie!
- Oj Misia..
- Nie ma Misia, spaaadaj. - wystawiłam mu język i sięgnęłam do walizki.
Wyjęłam rzeczy i poszłam się ubrać. Przeczesałam włosy szczotką, zrobiłam lekki make-up i wyszłam. Zabierając komórkę, zamknęłam pokój. Zeszliśmy do restauracji na śniadanie. Potem poszłam na spotkanie. Przy okazji wyjazdu do stolicy, miałam się spotkać z panem, który zajmuje się szukaniem zaginionych osób. Chciałam, by pomógł znaleźć moją siostrę. Ostatecznie swojemu chłopakowi nie wyjawiłam prawdy o Magdzie.
Rozmowa przebiegła sprawnie. Opisałam wszystko co wiedziałam. Opowiedziałam historię, zostawiłam namiary. Nic więcej zrobić nie mogłam. Wróciłam do hotelu. Przebrałam się w coś luźniejszego i razem z Karolem poszliśmy na zakupy.
- Ola się nie wkurzy?
- Na co?
- Że znowu Cię gdzieś zabieram.
- Daj spokój, przecież ona naprawdę jest normalna.
- Wierzę, ale i tak mi głupio.
- Daj spokój. Co ja mam robić?
- Siedzieć z nią?
- Nie ma jej w Warszawie. Aktualnie wakacjuje z przyjaciółką.
Obeszliśmy kilka sklepów, zrobiliśmy zakupy. Pokazał mi miasto "od środka". Roześmiani wróciliśmy do hotelu. Pożegnałam się i weszłam do środka.
- Michalina? - zdziwił się Wrona.
- Co się tak dziwisz.
- Myślałem, że.. - stał z otwartą buzia.
- Co myślałeś?
Taki pokręcony dzień.................... Chyba idę spać. Poniżej zdjęcie. Daguś, nie zabijaj ;* Oto Daga, moja siostra, która czasem dla Was pisze i nasze resztki jedzenia :D W takich warunkach się pracuje! :D MCDrive po 23 zawsze spoko <3
Na buziaku się nie skończyło. Straciłam zupełnie kontrolę nad sobą. Potrzebowałam bliskości faceta, kogoś, kto ukoi choć na chwilę moje nerwy. Nie wiedziałam co się dzieje na około. Dopiero po jakimś czasie, kiedy leżeliśmy wtuleni w siebie, zrozumiałam co zrobiłam.
- Jezu Maciek.. Ja..
- Cii, spokojnie.
- Tak głupio wyszło.. Ja.. Nie mogę, przecież tak nie można.
- Jesteśmy oboje dorośli, wiemy co robimy.
- W moim przypadku to właśnie nie jest wiadome.
- Nie rozumiem.
- I nie zrozumiesz.. Idź już proszę.
- Jesteś pewna?
- Tak, idź.
- Jeśli ty nie chciałaś, to przepraszam.. - spuścił głowę.
- Nie wiem czego chcę.. - szepnęłam i odwróciłam się.
Co to niby było? Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co się stało? Ranisz! Ranisz siebie, Maćka, Bartka! Kobieto, ogarnij się!
Ubrał się i wyszedł. Leżałam w łóżku i zastanawiałam się, dlaczego tak postąpiłam, czemu nie miałam hamulca. Wstałam i poszłam pod prysznic. Długo tam przebywałam, bo i chciałam zmyć z siebie wszystko. Wychodząc, przeszłam obok lustra. Szybko odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie mogłam na siebie patrzeć. Ubrałam się i poszłam biegać. Zadzwonił Bartek, ale nie odebrałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Minął mi czas do wieczora. Nieustannie dobijał się chłopak, a mi po głowie chodziło milion myśli. Postanowiłam zapomnieć o tym, co się stało i wszystkich traktować, jakby nic nie było. Takie wyjście wydawało się najbardziej racjonalne ze wszystkich. Przed snem wywietrzyłam dobrze sypialnie, więc od razu zasnęłam.
Kolejne dni mijały mi ciągle tak samo. Trening, dom, biegi. Maćka mijałam pod domem. Uśmiechałam się, mówiłam mu cześć i szłam dalej. Nie rozmawialiśmy ze sobą normalnie od tamtego czasu. Poza tym, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego on wykorzystał moją chwilową słabość.. Może on też coś do mnie czuje? Tfu, jakie też. Chodziło mi oczywiście, czy on coś do mnie czuje, opuszczając słowo też..
Pojechałam na mecz chłopaków do Warszawy. Emocje niesamowite. Zacięty pojedynek, ale przede wszystkim spotkanie z ukochanym.
- Misia! - wrzasnął, od razu jak mnie zobaczył.
- No hej. - uśmiechnęłam się.
- Już myślałem..
- Nie myśl więcej. - pocałowałam go.
Nie zważałam, że patrzą na mnie inni zawodnicy, że ktoś to zobaczy.
- Jesteś pewna? - zapytał, odrywając się ode mnie.
- Jak jeszcze nigdy. - złapałam go za rękę i pociągnęłam.
Wokół panowała chwilowa cisza. Wszyscy spoglądali na nas z otwartymi szeroko ustami. Widziałam wychodzącego Bartmana. Roześmiałam się na głos, a to samo ogarnęli Kłos i Wrona. Oni to jakiś nierozłączny duet, prawie wszędzie razem.
- Obejdzie się smakiem? - zapytał Karol, trykając mnie w ramię.
- Nie wiem, chyba będzie musiał. - znów się śmiałam.
- Biedny Zbysiu, oj biedny..
- Cóż zrobić, takie życie. Lajf is brutal. - podsumował Endrju.
- No widzisz, dokładnie. Jak wy oboje mnie doskonale rozumiecie!
- A co, ja Cię niby nie rozumiem? - oburzył się Bartosz.
- Ty Kochanie najbardziej na świecie. - obdarowałam go całusem.
Zbierali się na wyjście. Razem z Karolem zajęliśmy dogodne miejsca i obserwowaliśmy walkę. Podczas całego spotkania nieraz dobrze się dogadywaliśmy. Znalazłam fajnego faceta, przyjaciela, który jest tak samo świrnięty jak ja. Niby zawsze był Maciek.. Ale.. No właśnie, jest ale.. Przestałam jakoś się z nim kontaktować.. A chociaż Karol miał dziewczynę i wiedziałam, że ode mnie nic nie będzie chciał. Po pięciu setach, nasi przegrali. Głównie za sprawą nieudanych ataków Pana Be. Załamani zeszli do szatni. Nietęgie miny mieli chyba wszyscy. Jednak kibice nadal zostali z nimi. Dziękowali im, śpiewali, bawili się.
- Oni naprawdę..?
- Tak.
- Serio?
- Czemu w to nie wierzysz?
- Bo.. tak po prostu. Nie ważne.
Podsłyszałam tę rozmowę. Zaśmiałam się tylko i wróciłam do pocieszania Bartka.
- Kotek, nie przejmuj się, odegracie się w niedziele!
- Nie dobijaj mnie..
- Proszę.. Uśmiechnij się chociaż.
- Niby z jakiego powodu?
- Bo ja tu jestem?
- No doobra. - uśmiechnął się.
- Od razu lepiej.
Rozdali potem autografy i poszliśmy na wspólną kolację. Dołączył do nas Muzaj, który ochoczo ze wszystkimi rozmawiał. Podszedł do mnie i Bartka, gratulując związku.
- Dziękujemy.
- Naprawdę się cieszę.
- My też.
- Możemy pogadać?
- A musimy?
- Proszę..
- Okej, Bartuś, zaczekasz?
- Jasne, leć.
- Co się dzieje, mamuś? Wyrzuć to z siebie!
- Ty.. Muszę.. Masz siostrę bliźniaczkę.
- Co?! - wrzasnęłam, zatrzymując czym prędzej samochód na poboczu.
- No..
- Gdzie ona była? Skąd, co, gdzie, jak?!
- Michalinko, tylko spokojnie.
- Jak ja mam być do cholery spokojna?! No powiedz mi jak?! Tłumacz mi to! - wrzeszczałam
- Tylko nie krzycz.. - spuściła głowę.
Opowiedziała mi historię mojego dzieciństwa. Wszystko mi się popsuło, cały świat legł w gruzach. Nigdy się tego nie spodziewałam.. Do porodu moja mama myślała, że byłam jedynaczką. Lekarze ją o tym zapewniali. A kiedy zaczęła się akcja porodowa.. Okazało się, że jesteśmy dwie. Moja matka wpadła w szał, nie była przygotowana na dwójkę noworodków. Zdecydowała się porzucić dziecko, właśnie ją. Kazała się jej pozbyć. Nikt się o tym nie dowiedział, nawet mój ojciec. Tylko lekarz i położna, którym matka nieźle zapłaciła za milczenie i ogarnięcie sytuacji.
- Jesteś.. jesteś.. - nie umiałam wypowiedzieć nic.
- Tak wiem, zimną szmatą, która porzuciła własne dziecko. Myślałam, że nie żyje.. Ale Magda mnie teraz odnalazła, nie wiem jak.. Nie wiem co robić, Michalinko, tak bardzo tego żałuję..
- Czego? Że byłaś obojętna wobec drugiego dziecka, bo się nie przygotowałaś? Że chciałaś ją zabić?! - krzyczałam.
- Ale..
- Nie ma ale. Nikt nigdy nie powinien tak postępować, rozumiesz?!
- Wiem, teraz to wiem..
- Myślałaś, że to się rozejdzie po kościach, nikt się nie dowie?
- Chyba tak..
- Ty oszalałaś! Jesteś jakąś wariatką!
- Miśka, zrozum mnie.. Byłam młoda..
- Jaka młoda? Proszę Cię. Nic Cię nie usprawiedliwia. Co na to tato?
- Nie wie nadal.
- Co proszę?!
- Nie chciałam go tym obarczać.
- No chyba sobie żartujesz! Ja Cię odwożę i przy mnie mu to wszystko mówisz!
- Nie mogę!
- A jeśli nie ty, to ja, zrozumiano?!
Spuściła głowę, łzy spłynęły jej po policzku. Odpaliłam silnik i odwiozłam w ciszy ją pod bramę.
- Mam iść Cię pilnować?
- Nie musisz. - rzuciła i wyszła z auta.
Skierowała się w stronę domu. Mimo wszystko czekałam na podjeździe i obserwowałam całą sytuację przez okno. Ojciec się wkurzył. Wymachiwał rękoma, chodził, wydzierał się. Wcale mu się nie dziwię. Po chwili opuścił budynek i uciekł gdzieś. Miałam ochotę pójść za nim, ale ostatecznie wsiadłam z powrotem do samochodu i odjechałam do swojego mieszkania. Wciąż nie mogłam sobie ułożyć tej całej sytuacji w jedną całość. Jak, po co, dlaczego? Piłam kakao, siedząc przy kuchennej wysepce. Pogasiłam światła i jedyne jego źródło wchodziło przez okno. Patrzyłam w gwiazdy, szukając odpowiedzi.
- Dlaczego babciu ona mi nie powiedziała? Po co ta cała szopka? Czy nie umiała przyjąć odpowiedzialności? To chore.. - mówiłam niby do siebie, ale głównie do zmarłej, kilka lat temu, babci.
Lubiłam czasem po prostu mówiąc głośno, kierować słowa do niej. Wiedziałam, że ona zawsze była, jest i będzie przy mnie. Często czułam jej obecność. W najważniejszych momentach życia mi towarzyszyła. To moja przyjaciółka, która jako jedyna widzi i wie wszystko. Szkoda, że nigdy już się nie wypowie o tym, czego się nasłuchała ode mnie..
Senność się we mnie wezbrała, dlatego po omacku trafiłam do sypialni. Nie miałam już siły na prysznic, więc położyłam się i prawie od razu zasnęłam.
- Michalinko! - usłyszałam znajomy głos.
- Babcia! - ucieszyłam się.
- Nie mogłam się nie odezwać w tak ważnej sprawie..
- Czyli ty zawsze jesteś, zawsze mnie słuchasz?
- Oczywiście kochanie, nie śmiałabym inaczej. Pamiętasz, przed odejściem Ci obiecałam, że zawsze przy Tobie będę. Wywiązuję się z obietnic! - dotknęła palcem mojego nosa.
- Jak dobrze Cię widzieć.. - wtuliłam się.
- Szkoda, że nie mogę przemówić Twojej mamie do rozsądku..
- Wiedziałaś o wszystkim?
- Dopóki żyłam? Ani słowa się nie dowiedziałam. Po śmierci człowiek się dowiaduje i widzi różne rzeczy.
Usłyszałam jej wersję. Obiektywną. Łzy spływały po policzkach, nie wiedziałam co dalej robić.
- Magda to dobra dziewczyna. Nie wiedziała, że mama tak postąpiła. Myślała, że ktoś podmienił dzieci w szpitalu, że to przypadek. Tak mówiła jej kobieta, która ją wychowuje.
- A kto się nią zajmuje?
- Położna ze szpitala. Ta sama, która odbierała poród.
- Biedna Madzia.. Mogę ją poznać?
- Jeśli tylko Twoja mama się na to zgodzi.
- A co jeśli nie?
- Ja Ci nie pomogę.
- Czemu?
- Nie mogę. I tak za długo z Tobą siedzę. Wzywają mnie. Trzymaj się kochana. Pamiętaj, że zawsze masz nad sobą anioła stróża. - przytuliła i pocałowała mnie po raz ostatni.
Zniknęła. Prysła jak bańka mydlana, a ja się obudziłam. Sama już nie wiedziałam, czy to co się dowiedziałam od najstarszej w śnie to prawda, ale postanowiłam jej zaufać. Wzięłam łyka wody, ze szklanki stojącej obok łóżka i poszłam dalej spać.
Budzik zadzwonił o ósmej. Niechętnie go wyłączyłam i leniwie się przeciągnęłam. Biorąc szlafrok, przeszłam do łazienki, a potem do kuchni. Zjadłam szybkie śniadanie, ubrałam sportowe rzeczy, wzięłam ipoda z słuchawkami i zamykając drzwi, pobiegłam jak codziennie. Po godzinie wróciłam. Ogarnęłam mieszkanie i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Patrzyłam po prostu tępo w przestrzeń. Niechętnie koło czternastej zrobiłam spaghetti.
- Ładnie to się tak obżerać? - usłyszałam za mną?
- Adam, matko, czy ty mógłbyś pukać?! - podskoczyłam aż z wrażenia.
- Otwarte. Naucz się zamykać.
- Nie ważne. - machnęłam ręką i wróciłam do nakładania porcji.
- Znajdzie się coś dla mnie? - podszedł bliżej.
- W ostateczności. - mruknęłam i wyjęłam kolejny talerz.
- Co taka niemrawa, stało się coś?
- Nic. - postawiłam przed nim gotowe danie.
Rozdałam widelce i zajęłam się pochłanianiem obiadu.
- Coś nie tak w Spale?
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo wczoraj wróciłaś, nic się nie odezwałaś.
- Zmęczona byłam.
- Taki wycisk Ci dali?
- Taa. - odpowiedziałam obojętnie.
- Miśka, halo! - pomachał mi ręką przed twarzą.
- Czego?
- Ziemia tutaj!
- Weź mi daj spokój, proszę.
- Nie, dopóki się nie dowiem co się stało.
- Odpuść. Co się stało, że przyszedłeś?
- Chciałem Cię wyciągnąć na jakiś trening. Ostatnio sobie odpuszczasz.
- Idziemy na siłownię?
- Myślałem nad zwykłą grą, ale jeśli chcesz..
- Chcę.
- Serio? - zapytał zdziwiony - dobrowolnie chcesz wycisk? Serio coś się stało.
- Kończ szybciej, idę się przebrać i jedziemy. Twoim czy moim?
- Obojętnie.
Przebrałam się, zebrałam do treningowej torby rzeczy i czekałam w przedpokoju.
- Pospiesz się!
- Naczynia do zmywarki składam, to źle?
- Rób co chcesz, byle szybko.
- Idę, już idę.
Pojawił się wreszcie i wyszliśmy. Ćwiczyłam jak nigdy. Wykonywałam wszelkie polecenia bez zająknięcia. Adam stojąc z boku nie mógł się nadziwić. Po prawie dwóch godzinach mogłam się przebrać i wyjść.
- Chcesz pogadać?
- Nie mam ochoty. Widzimy się jutro, na razie! - rzuciłam, wsiadając do auta.
Odjechałam z piskiem opon. Zjawiłam się błyskawicznie pod rodzinnym budynkiem. Wparowałam tam bez niczego.
- Chcę ją widzieć.
- Kogo? - zapytała mama.
- Magdę, teraz.
- Dobrze wiesz, że..
- Mam to w dupie, podaj mi do niej adres.
- Nie mam.
- To wytrzaśnij.
- Nie mam skąd.
- Nie zostawiła Ci żadnych namiarów?
- Nic.
- Kłamiesz! - wrzasnęłam.
- Michalina, uspokój się! - z pokoju obok wyszedł mój tato.
- Wszyscy jesteście nienormalni! I tak ją znajdę! - krzyknęłam, po czym trzasnęłam drzwiami i wyszłam.
Właśnie w takim momencie potrzebowałam wsparcia Bartka.. Ale on był w Spale, trenował. Nie odbierałam żadnych telefonów. Usiadłam do laptopa, po powrocie i przekopywałam cały internet w poszukiwaniu kontaktu do siostry, ale bezskutecznie. Zrezygnowana poszłam się umyć i spać.
- Gdyby to wszystko było takie łatwe, gdybyś tu mógł być, gdyby wszystko to okazało się nieprawdą.. - powiedziałam sama do siebie i przymknęłam powieki.
Rano wstałam całkowicie niewyspana. Całą noc się kręciłam, przekładałam z boku na bok.. Otwierając oczy wpadł od razu strumień światła zza okna. Przymknęłam zasłonki i chciałam wrócić z powrotem do łóżka, ale stwierdziłam, że czas już się podnieść. Miałam zamiar robić identycznie to samo, co dnia poprzedniego, wyłączając kłótnię z rodzicami. Ubrałam się i weszłam do kuchni.
- Ile można spać? - usłyszałam.
- Co ty tu robisz? - wrzasnęłam.
- Miłe przywitanie przyjaciela, naprawdę.
- Nie w Spale?
- Ja już swoje zgrupowanie skończyłem. Tosty i kakao, tak jak lubisz.
Uśmiechnął się i podał mi jedzenie. Zjadłam szybko, cały czas rozmawiając. Jemu mogłam się wyżalić, był obok. Przez telefon, to nie miałoby sensu, dlatego też Bartek nic nie wiedział, a Maciek takową wiedzę już posiadał. Wysłuchał, starał się podsunąć jakieś rozwiązania.
- Brakowało mi Ciebie, wiesz? Tęskniłam. - przytuliłam przyjaciela.
- Też tęskniłem, dlatego się tu pojawiłem.
- Zawsze wiesz co powiedzieć..
Leżeliśmy razem na kanapie. Od razu poprawił mi humor. Opowiedział trochę o tym, co się działo w Spale, o siatkarzach, trenerze.
- Czemu mnie unikałeś w weekend?
- Ja? Nie unikałem Cię, kończyliśmy zgrupowanie, trzeba było ogarnąć wszystko.
- Ale tak właściwie czemu kończycie?
- Mamy kilkudniowe wakacje przed kolejnymi meczami. Wypoczęci będziemy lepiej grać.
- Fajnie tak..
Ułożyłam głowę na jego kolanach, gdy ten usiadł. Bawił się moimi włosami, co uwielbiałam. Starałam się zapomnieć o wszystkim, co działo się ostatnio. Maciek skutecznie odrzucał mnie od myśli o Magdzie, rodzicach i całej tej sytuacji. Oboje popołudniu odpuściliśmy treningi i razem upiekliśmy ciasto. Po naszych wypiekach cała kuchnia wyglądała jak pobojowisko. Wszędzie kawałki surowej masy, mąki, resztki produktów.
- Sprzątasz!
- Chyba śnisz! Twój dom! - zaśmiał się.
- Jesteś mężczyzną, w dodatku młodszym!
- Nie wytykaj mi, staruszko.
- Idiota!
Zaczęliśmy się gilgotać i ganiać po całym domu, zostawiając wszędzie po sobie ślady. Ostatecznie oboje wylądowaliśmy na moim łóżku w sypialni.
- Jak dobrze, że wróciłeś. - uśmiechnęłam się.
- Jak dobrze, że wciąż możemy spędzać razem czas.
- Zawsze mogliśmy.
- Teraz szczególnie.
- Dzięki Ci, że mi tak pomogłeś, szczególnie dzisiaj..
- Nie ma za co.
- Jest, jak zawsze zresztą.
Odruchowo w podzięce go pocałowałam. Jednak nie skończyło się to na zwykłym całusie.
Wracam do codziennych wpisów, także mam nadzieję, że to będzie lepiej się składało.. ;-) Miłego wtorku :-) Buziaki i enjoy! ;*
Co ty idiotko zrobiłaś? Przez Ciebie taki wspaniały zawodnik wyleciał z reprezentacji. Przez co? Przez to, że zachciało Ci się spać w stolicy, odrywać go od codziennej pracy. Przecież chyba on Ci tego nigdy nie wybaczy. Sama sobie tego nie wybaczysz. To jest jakieś nienormalne. Czy tak właśnie działa miłość?!
- Ej, Miśka, spokojnie!
- Ale.. ja przepraszam, to przeze mnie! - wybuchłam płaczem.
- Czy powiedziałem gdzie wyjeżdżam?
- Gdzie wyjeżdżasz? - popatrzyłam zdezorientowana.
- Na mecz. - zaśmiał się.
- Ty idioto jeden. - uderzyłam go z pięści w brzuch - ja tu zawału dostaję, a ty.. No nie mogę normalnie, uduszę, ukartupię!
- No już, już. - zatrzymywał mnie rozbawiony - musiał być jakiś element grozy.
- Nie wybaczę Ci tego! - usiadłam na łóżku, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- I tak wiem, że mi wybaczysz. - nachylił się.
- Nie i koniec.
- Też Cię kocham.
Popchnął mnie na łóżko, a sam położył się obok. Gilgotaliśmy się przez chwilę, rozśmieszał mnie, całował, przytulał.
- Gdybyś przeze mnie musiał opuścić reprezentację.. Chyba nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.. Czemu Andrea chciał z Tobą rozmawiać?
- Musiałem się wytłumaczyć z nieobecności. Ale kiedy wspomniałem o Tobie, uśmiechnął się tylko i poinformował o dacie wyjazdu.
- Wariat.. Nie mogłeś tak od razu?
- Nie, bo to by było zbyt.. hmm.. proste?
- Lubię proste rzeczy.
- Wolę niespodziewane, pokręcone i dziwne.
- Jesteśmy odmienni.. - podłożyłam sobie ręce pod głowę - nie pasujemy do siebie!
- Mówisz?
- Mówię.
- To może chociaż w tym się zgodzimy..
Zaczął całować moją szyję, powoli przesuwając się w górę. Każdy milimetr po drodze, nie umknął jego uwadze. Dotarł do ust, gdzie pozostawił po sobie naprawdę namiętny pocałunek.
- Wiesz, że zaraz może tu wejść Maciek?
- Wiem.
- I wiesz, że musimy się ogarnąć?
- Nic nie musimy. - nie ustawał.
- Bartuś, proooszę.. - odsunęłam go.
- Dobrze, już dobrze. - obdarował mnie ostatnim buziakiem i podniósł z łóżka.
Poszliśmy na dół. Zjedliśmy obiad, potem byliśmy na hali. Trener ciągle mnie chwalił, ku niezbyt wielkiemu zadowoleniu Bartmana.
- Znowu masz jakiś problem ze mną? - zapytałam, biorąc łyka wody w trakcie przerwy.
- Ciągle ten sam.
- Nie możesz mnie mieć, choćbyś chciał? Ojeej, to takie smutne. - ułożyłam usta w podkowę - ale nie martw się! Myślę, że Asia godnie mnie zastąpi.
- Jesteś bezczelna, wiesz?
- Wiem.
- Ale..
- Nie kończ, nie kompromituj się bardziej Bartman, proszę Cię.
- Nawet nie wiedziałaś, co chciałem powiedzieć.
Anastasi zawołał nas z powrotem na boisko. Zbigniew zmierzył mnie wzrokiem i wrócił do swoich zajęć. Przez kolejne minuty, starałam się nie zwracać uwagi na, jego wodzący za mną, wzrok.
- Ty coś z ZB9? - zapytał bezpośrednio Wrona w szatni.
- Nie, czemu pytasz?
- Wzroku nie mógł od Ciebie oderwać. Śmiałem się z Kłosem, że mu damy śliniaczek, żeby się nie zaślinił biedaczek. - zaśmiał się.
- Weź, proszę Cię. Bo się jeszcze popłaczę. Chociaż nie, poczekaj. Powinnam właśnie mdleć, że Zbysiu tak na mnie patrzy, o jeju! - pisnęłam głośno.
Kurek wszystkiemu się przyglądał. Atakujący to usłyszał, po czym schował się gdzieś, a nasza trójka się śmiała.
- Oj słoneczka, co ja bym bez Was zrobiła? - złapałam środkowych.
- Miała smętny humor w niedzielę? - zaśmiał się Kłosu.
- Taak. I tak mam smętny humor, bo uciekam od Was.
- Jak to, już? - jęknął Bartek.
- Niestety. Późno już..
- Ale..
- Nie ma ale, przyjadę na mecz.
Pożegnałam się z chłopakami, zabrałam rzeczy i wsiadłam do auta.
- Na pewno musisz jechać?
- Muszę.
- Może jednak?
- Bartuś, wrócę, obiecuję. - pocałowałam go.
Odjechałam w stronę domu. Z Maćkiem spędziłam wyjątkowo mało czasu. Ciągle przede mną uciekał, gdzieś się chował. Po dotarciu do mieszkania, rozłożyłam się wygodnie na kanapie i po prostu odpoczywałam. Po chwili zadzwonił mi telefon.
- Hej Misia, jesteś w Łodzi?
- No jestem.
- A możemy się zobaczyć?
- Ale co, teraz? - spojrzałam na zegarek.
- Jeśli możesz..
- Mamo, stało się coś?
- Przyjedź proszę pod dom i na mnie poczekaj.
Zdezorientowana złapałam dokumenty i kluczyki. Wybiegłam z domu. Wsiadłam szybko do auta, po czym odjechałam w stronę rodzinnych stron. Po drodze zastanawiałam się, co się stało. Nigdy przecież się tak nie zachowywała. Przeczuwałam, że to coś naprawdę okropnego, bo inaczej nie wzywałaby mnie o takiej porze. Po dziesięciu minutach zjawiłam się na podjeździe. Mama machnęła mi ręką z okna i wyszła do mnie.
- Co jest? - zapytałam, wysiadając z auta.
- Możemy się gdzieś przejechać?
- Możemy, ale..
- Zaraz Ci opowiem. Jedźmy, proszę.
Postąpiłam tak, jak prosiła rodzicielka. Wyjechałam stamtąd i zapytałam o kierunek. Dostałam wolną rękę. Wybrałam więc drogę, którą jechałam kilka chwil wcześniej.
- Więc?
- Chodzi o to, że.. Michalinko, przepraszam, ja Ci to muszę powiedzieć..
Także tego.. Weekend minął nawet nie wiem kiedy.. Chyba nie ogarniam rzeczywistości.. Czas spać.. Wy o mnie zapomnieliście jednak.. :c Przez moje nieobecności.. :c Ale wrócę i mam nadzieję, że wy też wrócicie.. A teraz enjoy i buziaki ;*
- Dla Ciebie wszystko! - uśmiechnął się i wprowadził mnie do helikoptera.
- Nawet lot? Nie będziesz się bał? - zaśmiałam się.
- Nie.
- Muszę to gdzieś zapisać!
- Pff.
Wystartowaliśmy. Znaleźliśmy się w Warszawie. Podziwialiśmy widoki z góry. Stolicę niby miałam blisko, ale tam nie bywałam. Wszystko wyglądało cudownie. Lecieliśmy wtuleni w siebie, roześmiani. Oprócz wielkiej metropolii, widziałam wszystkie piękne, małe miejscowości wokoło. Wylądowaliśmy po ponad godzinie.
- Dziękuję. - podałam rękę pilotowi.
- Nie ma za co, polecam się na przyszłość. - uśmiechnął się.
Wyszliśmy z helikoptera i skierowaliśmy się z powrotem do limuzyny.
Tak bardzo chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Tylko my, sami, cudowne chwile.. Mimo, że pocałunek z własnym facetem, to rzecz naturalna, to mi za każdym razem robiło się ciepło na sercu. Każdy buziak był inny od poprzedniego, taki wyjątkowy, nowy.. Zebraliśmy się, wylądowaliśmy w restauracji. Zjedliśmy wspólnie kolację.
- Nie chcę wracać. - powiedziałam wychodząc z budynku.
- Co powiesz na spanie w stolicy?
- Anastasi Cię zabije.
- Naturalne.
- Wariat.
- Też Cię kocham. - pociągnął mnie za sobą.
Wylądowaliśmy w hotelu czterogwiazdkowym. Zamówiliśmy pokój i poszliśmy na górę. Było jedno łóżko, ale nie robiliśmy z tym większych problemów. Najpierw napiliśmy się szampana, potem obejrzeliśmy jakiś film i poszłam się wykąpać pod prysznicem. Głęboko oddychałam, jakby każdy oddech to nowość. Nagle poczułam chłód. Drzwi otworzył Kurek.
- Spadaj idioto! - krzyknęłam, oblewając go wodą.
- Chciałem na Ciebie popatrzeć tylko.. - bronił się.
- Kup sobie Playboya, jeśli czujesz taką potrzebę. - odepchnęłam go i domknęłam się w kabinie.
- Mogę?
- Nie moja sprawa.
Wyszedł a ja zanim opuściłam prysznic, sprawdziłam kilka razy, czy go nie ma. Wyciągnęłam z torebki koszulkę i spodenki, które wożę ze sobą zawsze, jeśli chciałabym na przykład pójść pobiegać, a była gdzieś na odludziu. Zawinęłam włosy w ręcznik i poszłam do pokoju.
- Co to było?
- Co?
- To przed chwilą.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Bartek, uprzejmie Cię proszę, żebyś czegoś takiego nie robił. Nie czuję się komfortowo.
- Jestem Twoim chłopakiem, chyba mam prawo zobaczyć Cię nago!
- Nie wyjeżdżaj mi tu z tym, do czego masz prawo.
- Bo?
- Bo sobie tego nie życzę.
- Miśka, ale co w tym dziwnego? Jesteśmy ze sobą już trochę..
- No właśnie, trochę. Trochę, to nie jest długo, czyli..
- Michalina..
- Daj spokój, proszę.
Położyłam się i wzięłam gazetę ze stolika obok. Westchnął i wyszedł się umyć. Wrócił w bokserkach po kilku minutach. Odkrył kołdrę i ułożył się obok, uprzednio gasząc swoją lampkę. Bez słowa na dobranoc, nic.
- Masz zamiar się teraz na mnie obrażać?
- Nie.
- Bartek!
- Chcę spać.
- Porozmawiajmy.
Odwrócił się, przyciągnął do siebie i pocałował. Tak namiętnie nie całowaliśmy się chyba jeszcze nigdy. W tym samym czasie zaczął sięgać ręką pod moją koszulkę.
- Proszę Cię..
- Naprawdę?
- Bartuś..
Wstałam i wybiegłam z pokoju. Nie mogłam, nie chciałam, nie wiem już sama co. Może wszystko naraz. Usiadłam na korytarzu kilka metrów dalej. Schowałam twarz w dłoniach. Przypomniało mi się tak wiele rzeczy.. Łzy spływały ciągle po policzku, strumieniem wartkim jak rzeka.
- Przepraszam. - przytulił mnie, klęcząc przede mną.
- Nie ty powinieneś przepraszać. To ze mną jest coś nie tak.
- Spokojnie. Powinienem poczekać. Chodzi o Patryka, tak?
Nic nie odpowiedziałam. Jednak wiedziałam, że on zrozumie o co chodzi. Podniósł mnie i zaniósł z powrotem do pokoju. Oboje położyliśmy się, zgasiliśmy światło i wtuleni zasnęliśmy.
- Pamiętaj, że Cię kocham, kochałem i kochać będę. - szepnął, kiedy prawie zupełnie już odpłynęłam.
Rano zapomnieliśmy już o nocnej akcji. Ubraliśmy się i wyszliśmy z hotelu, jedząc wcześniej śniadanie.
- Karol? - zdziwiłam się.
- No a na kogo wyglądam?
- Co ty tu robisz?
- Wracamy Gołąbeczki do Spały, bo inaczej Bartek nie zagrasz w tym sezonie.
- Dlaczego? I nie gołąbeczki.
- Jest wściekły. Jeśli nie zobaczy Cię za dwie godziny, to już po Tobie.
Oboje popatrzyliśmy na siebie i posłusznie wsiedliśmy do kłosowego auta. Nasza limuzyna musiała odjechać wieczorem. Jak najszybciej potrafiliśmy, znaleźliśmy się na miejscu. Po drodze leciała płyta "Ukeje", którą wszyscy znaliśmy i lubiliśmy. Najzabawniej było oglądać Kurasia, który próbuje wyciągnąć jakieś niskie dźwięki, próbując choć w pewnym stopniu przypominać Damiana. Kiedy wysiedliśmy z samochodu, pociągnęłam biegiem chłopaka na halę.
- Zapraszam na rozmowę. - rzucił surowo trener i zabrał go gdzieś.
Widziałam jak znika mi z pola widzenia. Reszta chłopaków obrzucała mnie pytającymi spojrzeniami. Postanowiłam po cichu wyjść do pokoju i czekać na powrót Kurka. Jednak trwało to bardzo długo. W końcu się pojawił.
- I co?
- I nic, wyjeżdżam.
- Dlaczego?! - wrzasnęłam.
Ukeje, Ukeje, Ukeje! <3 Kocham tego faceta! Przemiły, genialny, wspaniały!
z Karolcią i Ukedżym<3
Dzisiaj będę mówić tylko o nim, bo reszta dnia jest beznadziejna.. :C
- Wiem, co się stało z Bartmanem.
- W jakim sensie?
- Co się działo w klubie.
- Ale ja nie wiem o czym ty mówisz. - zapierałam się.
- Przestań. Powiedz tylko, czemu mi nie powiedziałaś? Tylko to ukryłaś.
- Ja nic nie ukrywam, nic nie było. Oboje się nie lubimy i tyle.
- A z Bartkiem?
- Co z Bartkiem?
- Wiem, że łączy Was coś więcej.
- Maciuś, przerażasz mnie. Wiesz lepiej niż ja, tak?
- Jesteśmy przecież przyjaciółmi, powinniśmy być szczerzy wobec siebie!
Powiedzieć, nie powiedzieć? Powiedzieć, nie powiedzieć? Trapi Cię to, ale nie złamujesz się. Pozostawiasz obie te wiadomości tylko dla siebie. Nie wiesz przecież jakby zareagował.. Nibykażę jej się przyznać, mówić prawdę, a sam przed nią ukrywam tak wiele rzeczy. To chyba trochę chamskie. Chyba bardzo. Co robić? Zacząć wreszcie wyrzucać z siebie to wszystko, czy może totalnie odpuścić?
Siedzieliśmy chwilę. Tłumaczyłam mu, że wszystko jest normalnie i nie ma się co martwić. Przekonywałam, że mówię prawdę, choć nie należało to do najłatwiejszych. Chyba mi uwierzył.
- Szukamy tego, co Ci to zrobił niedawno..
- Po co?
- Żeby go ukarać.
- Daj spokój.
- Naprawdę, musi ponieść karę.
- Nie sądzę.
- A ja sądzę. Miśka, przecież nie może temu komuś ujść to płazem.
- A właśnie, że może, bo ja tak chcę. Okej?
- Misia..
- Maciek.
- Okej, okej.
Skapitulował. Wiedziałam, ze skapituluje. Wypiliśmy kawę, po czym się ubrałam i wyszliśmy przed dom. Siedzieliśmy i po prostu rozmawialiśmy. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Czułam, że po prostu jest dobrze. Huśtaliśmy się na huśtawkach, stojących blisko domu. Wróciliśmy do jakiegoś dzieciństwa, tak błogiego, dobrego, nietuzinkowego.. Spędziliśmy razem prawie cały dzień. W międzyczasie kilkanaście razy dzwonił Bartek.
- Kiedy przyjedziesz?
- Może w weekend.
- Tyle czasu? - jęknął.
- Wiesz, że musisz ćwiczyć.
- Bez Ciebie mi się po prostu nie chce.
- Dobrze zdajesz sobie sprawę, że jak ja bym tam była, to byś nic nie robił. Trenuj.
- Michaliiiiina. - próbował coś wskórać - bo sam do Ciebie przyjadę.
- Nawet mi się nie waż. Przyjedziesz tu, to Cię wywalę.
- Jesteś wredna.
- Też Cię kocham. Idź na siłownię, bo Andrea Cię zabije.
- Naturalne. Kocham Cię.
Następnego dnia wysłałam Maćka z powrotem do Spały. Niechętnie, ale pojechał. Żegnał się ze mną, jakby już miał mnie nigdy nie zobaczyć.
- Przyjedziesz, tak? - patrzył mi prosto w oczy.
- Tak.
- I spędzimy razem czas?
- Tak.
- I będziesz dzwonić?
- Maciuś, znajdź inteligentniejsze pytanie.
- Kochasz mnie?
- No ba, oczywiście.
Pocałowałam go, po czym wepchnęłam do auta, pomachałam i wróciłam do mieszkania. Nie byłam przyzwyczajona do wolnego, więc poszłam na siłownię.
- Nie wierzę, naprawdę?
- Już tyle razy.. Tyle wygrać. - zaśmiał się - możemy się wreszcie lepiej poznać?
- Tak Ci zależy?
- To chyba jakieś przeznaczenie, że się spotykamy już któryś raz.
- Śledzisz mnie?
- Jesteś genialna, naprawdę.
Z "fanem" spędziłam cały czas na ćwiczeniach. Potem pozwoliłam się zaprosić na kawę. Pogadaliśmy, lepiej się poznaliśmy.
- Chyba aż taki zły nie jestem? - uśmiechnął się.
- Chyba nie. Nie wiem. - roześmiałam się.
- No dzięki..
Ostatecznie się z nim pożegnałam i pojechałam do domu. Dni do weekendu minęły bardzo szybko. W sobotę, wcześnie rano, wsiadłam w auto i pojechałam do Spały. Przywitałam się z przemiłym recepcjonistą.
- Panie Marku, dałoby radę dać mi klucz od mojego byłego pokoju ?
- Ale przecież on zajęty jest, Pani Michalino, przykro mi.
- Ja wiem, bo oni ze mną przecież mieszkali, chcę im niespodziankę zrobić.
- Ale ja..
- No Panie Marku, prooooszę. - zrobiłam błagalną minę.
- No dobrze. Ale proszę nikomu o tym nie mówić. - szepnął z uśmiechem i podał klucz.
Pobiegłam pod drzwi i je po cichu otworzyłam. Oboje jeszcze spali. W dodatku tak słodko wyglądali.
- Hej kochanie. - pocałowałam Kurka.
- Misia! - krzyknął i rzucił się na mnie.
- Spokojnie, bo go obudzisz.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - podniósł mnie i obrócił.
Chwilę pogadaliśmy, a potem sama obudziłam Muzaja.
- Michalina, słonko!
- Kolejny. - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
- Co dzisiaj robimy?
- Trening najpierw, a potem się zobaczy.
- Ja treningu nie mam. - wyszczerzył się Kuraś.
- A to niby czemu? - popatrzyłam podejrzliwie.
- Bo jestem fajny.
Maciek z zabijającym wzrokiem przebrał się i pognał na siłownię. Od Bartka usłyszałam dużo pięknych słów. Oboje położyliśmy się w łóżku i po prostu leżeliśmy, ciesząc się sobą.
- Wiesz, że za Tobą tęskniłem cholernie? Odliczałem godziny do przyjazdu. - bawił się moimi włosami.
- Też tęskniłam. Nie jesteś już zły, że nie chcę, by ktoś wiedział?
- Przemyślałem to sobie i rozumiem.
- Cudownie.
- Mam dla Ciebie kilka niespodzianek. - podniósł się.
- Jakich?
- Skoro to niespodzianki, to się nie dowiesz.
Pociągnął mnie do wyjścia. Wymeldował się u Pana Marka i wyszliśmy przed ośrodek.
- Gdzie teraz?
- Tutaj. - wskazał pustą przestrzeń.
Zaśmiałam się, ale zabrał mnie w tamtą właśnie stronę. Po chwili w tym miejscu znalazła się wielka limuzyna.
- Co to jest? - zapytałam zdziwiona.
- Limuzyna, jakbyś nie wiedziała. - zaśmiał się.
- Widzę, ale..
- Żadnych pytań. Panie przodem. - otworzył drzwi i pomógł wejść.
Przez całą drogę próbowałam coś od niego wyciągnąć, ale się nie dało. Jechaliśmy dość długo, jak na jakąś zwykłą podróż po okolicy. Po około trzech godzinach się zatrzymaliśmy. Otworzył drzwi i mnie wypuścił.
- Co my tu robimy?
- Zaraz się dowiesz, niecierpliwcu. - pocałował mnie.
- A czy Andrea o tym wie? - zapytałam rozbawiona, cytując klasyka.
- Powiedzmy. - mruknął i mnie przytulił - chodź szybciej, proszę.
- Ale.. Idiota.. - pokręciłam z niedowierzaniem głową i przyspieszyłam kroku.
- Co ty tu robisz?
- Spaceruję, nie widać?
- Akurat tutaj?
- Tak. Nie mogę?
- Nie zabronię, ale to trochę dziwne.
- Musimy porozmawiać.
- Nie sądzę. - odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę czekającego na mnie Bartka.
- A ja właśnie sądzę. - zatrzymał mnie.
- Zostaw mnie! - warknęłam.
- Najpierw ze mną porozmawiasz.
- Baartek! - zaczęłam krzyczeć, ale zamknął mi usta dłonią.
- Zamknij się, bo inaczej źle z Tobą będzie. A teraz grzecznie ze mną pójdziesz i wysłuchasz.
- Chyba śnisz! - powiedziałam, ale przecież nie usłyszał.
Miał tak mocne ręce, że bez problemu trzymał mnie za nadgarstki. Mimo moich prób ucieczki mi się nie udało. Poszliśmy gdzieś w głąb lasu. Wszędzie ciemno. W duchu liczyłam, że Kurek zacznie mnie wreszcie szukać i odnajdzie, zanim psychopata się do mnie dobierze. Usiadł przy jakimś pniu, dostatecznie mocno mnie wiążąc.
- To teraz mnie wysłuchasz. Kocham Cię nad życie, zawsze Cię kochałem i kochać będę. Jak ode mnie uciekłaś, miałem zamiar się zabić. Najlepiej się pociąć. Poszłaś tak nagle, bez pożegnania. Nawet nie wiem czemu. Przecież ja Ci nic nie zrobiłem.
W myślach właśnie obrzucałam go przezwiskami. Jak on nic mi nie zrobił? Bił, zdradzał, dręczył psychicznie. Ale według niego to najwidoczniej normalne. Aż mnie krew zalewała, słysząc dalsze jego słowa. Gdybym miała tylko wolne ręce lub nogi.. Próbowałam kompletnie się wyłączyć. Zamknęłam oczy, spuściłam głowę na dół i śpiewałam. Wszystko, co tylko mogłam.
- Czy ty możesz mnie słuchać do cholery?! - wrzasnął, podnosząc moją twarz.
Popatrzyłam na niego zabójczym spojrzeniem. To go dobiło jeszcze bardziej. Rozwścieczyłam go jeszcze bardziej, kiedy ponownie zamknęłam oczy i spuściłam głowę. Zaczął krzyczeć, po czym mocniej przycisnął moje węzły do drzewa. Uderzył mnie po twarzy i pociekła mi krew. Potem kilka razy kopnął. Ból przeszywał całe moje ciało.
- Posiedzisz sobie tutaj do czasu, dopóki nie zmądrzejesz. - zaśmiał się szyderczo i odszedł.
Na około tylko ciemność, drzewa. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Mogłam jedynie liczyć, że ktoś mnie znajdzie. Chociaż kto normalny w nocy chodzi po lesie? Łzy pociekły mi po policzkach, a w myślach wypowiadałam słowa kolejnych modlitw. Ze zmęczenia zamknęłam całkowicie powieki i w pozycji półsiedzącej chciałam zasnąć. Mijały kolejne minuty, a nawet godziny. Traciłam wiarę. Jednak po jakimś czasie usłyszałam szmery. Niemal natychmiast otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam jakąś wysoką postać. Pomyślałam, że to Czarnowski i już przestałam się cieszyć. Jednak mnie to zaskoczyło - pojawił się Bartek z Maćkiem!
- Jezus Maria, Miśka! - wrzasnął Muzaj, który od razu do mnie podbiegł.
- Nic Ci nie jest? Co ty tu robisz? - pytał Kurek.
Zaczęli mnie rozwiązywać, doprowadzać do stanu używalności. Mój chłopak natychmiast podniósł mnie, a przyjaciel podał chusteczkę, wycierając przy tym krew. Oboje mieli nietęgie miny. Ja byłam na tyle wykończona, że nie miałam siły wypowiedzieć zdania. Praktycznie biegiem znaleźliśmy się pod ośrodkiem. Tam też wnieśli mnie do pokoju i mimo moich protestów, zawołali lekarza. Wokół mnie zebrał się wianuszek bliskich osób - trener, wybawiciele, Kłos, Wrona, Kosok.
- Nic Pani nie jest. Kilka siniaków, zmęczenie, osłabienie.
- Ale jest Pan pewien? - dopytywał się Adam.
- Tak. Przyjdę niedługo na kontrolę, ale mam prawie pewność, że wszystko minie. Musi Pani teraz jedynie się przespać, a wcześniej coś napić i zjeść.
W lesie spędziłam jakieś dwadzieścia godzin. Z wielkim bólem. Choć wcale się to nie wydawało. Patrzyłam na wszystkich dookoła. Mieli współczujący wyraz twarzy. W tym momencie miałam ochotę się podnieść, znaleźć Czarnowskiego i przyłożyć mu za moje cierpienia. Nie miałam jednak na tyle siły.
- Dziękuję doktorze. - podał rękę Kuraś i odprowadził go do drzwi.
- Kto Cię tak urządził? - dopytywali się.
- Myślę, że Michalina potrzebuje chwili spokoju. Więc o ile możecie, to proszę Was, żebyście opuścili pokój i poszli na trening. Przekażcie Andrei, że ja się nie zjawię.
- Przecież Cię zabije!
- Dla mnie jest ważniejsze jej zdrowie! - wrzasnął.
Przytaknęli i wyszli. Maciej ciągle jednak kucał przy moim łóżku. Bartosz trzymał moją rękę i ją gładził. Mentora też stamtąd wyrzucili. Spojrzałam na zegarek.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Nie ma za co. - pocałował mnie w policzek przyjaciel.
Wzięłam łyka wody i poszłam spać. Nie miałam poczucia czasu. Obudził mnie lekarz.
- Widać, że wszystko w porządku. Boli coś Panią?
- Nie, już nie. Jest dużo lepiej. - uśmiechnęłam się - wyspałam się, więc zdecydowanie to pomogło.
- Siniaki zejdą, proszę się nimi nie przejmować.
Spojrzałam na swoje nogi, które faktycznie wyglądały okropnie.
- Mogę trenować?
- Kilka dni odpoczynku. Myślę, że kiedy sińce zejdą, będzie Pani mogła trenować.
Pożegnał się. Natychmiast przy mnie pojawił się najbliższy, na ten moment, mężczyzna.
- To on, prawda?
- Bałam się.. - łzy pociekły mi po policzku.
- Ale Cię znaleźliśmy. Gdybyś się wtedy nie wróciła po tą idiotyczną koszulkę..
- Cii, proszę Cię.
- Kocham Cię.
Pocałował mnie. W tym samym czasie usłyszałam otwierające się drzwi. Odepchnęłam więc go, by Muzaj niczego się nie domyślił.
- Lepiej?
- Zdecydowanie.
Po czterech dniach powróciłam na salę. Siniaki prawie zeszły, nie bolało mnie. Czarnowskiego nie było, wyjechał. Nie wiem, czy ktokolwiek się dowiedział, że to on. Jednak nikt nie wspominał więcej o takim człowieku. Przygotowania do meczu przebiegały dobrze, mój związek się rozwijał. Ciągle jednak nie chciałam, by ktokolwiek się dowiedział o nas. O to też się kłóciliśmy.
- Dlaczego nie chcesz im powiedzieć?
- Bo tak, nie zmuszaj mnie proszę.
- Ale Miśka..
- Nie ma ale. Jeśli masz coś do tego, to może mnie od razu zostawisz?
Kłótnie z czasem stanowiły nieodłączną część każdego spotkania. W ciągu dziesięciu dni związku "rozstawaliśmy się" chyba ze sto razy. Jednak za każdym razem pocałunek załatwiał wszystko. Mimo wszystko zaczynałam się zakochiwać w nim. Podobało mi się, w jaki sposób o mnie mówił, jak się zachowywał, kiedy byliśmy sami. To wszystko stawało się takie dziwne, a zarazem prawdziwe. Młoda kadra przegrała eliminacje do Mistrzostw, ale mimo to, wspieraliśmy ich telefonicznie. Mecz charytatywny za pasem, coraz więcej czasu trenowaliśmy. Mecze z reprezentacją Serbii chłopaki wygrali, potem powrót do Spały i ostatnie szlify. Charytatywne spotkania rozgrywaliśmy na miejscowej hali. Przybyło wielu kibiców. Dopingowali wszystkich. Ostatecznie moja drużyna wygrała wszystkie spotkania. Pieniądze z biletów przekazaliśmy na różne fundacje w Polsce. Dodatkowo każdy dodał coś ze swojej pensji, pieniądze sponsorskie i tak udało nam się uzbierać naprawdę sporą sumę.
Po rozegraniu tych spotkań podjęłam decyzję o powrocie do Łodzi. Wiecznie w ośrodku siedzieć nie mogłam. Oni musieli skupić się na Lidze, to najważniejsze.
- Nie możesz jechać.
- Muszę.
- Dlaczego?
- Bo inaczej nie przygotujecie się na Ligę Światową.
- Niby czemu?
- Rozpraszam Was. - zaśmiałam się.
- Mnie głównie. Ale to nie ważne. Bez Ciebie ja tu oszaleję!
- Dasz radę. Przyjadę na mecze, mam bilety od zarządu.
- Ale..
- Nie ma ale. Dasz radę, wierzę w Ciebie. - pocałowałam go.
Zabrałam walizki i wsiadłam do auta Adama. Pożegnałam się z resztą chłopaków i odjechałam. Założyłam słuchawki i zamknęłam oczy.
- Co Cię z nim łączy?
- Słucham? - wyjęłam słuchawkę.
- Co Cię łączy z Kurkiem?
- Przyjaźń. Czemu pytasz?
- Widzę, że to coś więcej.
- Wydaje Ci się.
- Czemu się nie chcesz przyznać?
- Bo nic nie ma.
- Dobra, jak chcesz..
Założyłam z powrotem słuchawkę, a w myślach powtarzałam sobie pytanie "dlaczego?".
Sama tak naprawdę nie wiesz, dlaczego ukrywasz związek. Gubisz się. Dojeżdżasz do domu, dziękujesz Adamowi i leniwie kierujesz się do budynku. Otwierasz kluczem mieszkanie i rzucasz walizką. Rozkładasz się na sofie i chcesz uciec od myśli o siatkówce. Chcesz dać sobie czas na przemyślenie wszystkiego, co miało miejsce przez ostatnie dni. Włączasz na full muzykę, robisz sobie jedzenie, idziesz pod prysznic. Zmywasz wszelkie pytania zimną wodą. Uciekasz w jakiś świat, inny niż rzeczywisty. Wracasz do marzeń i snów. Przypominasz sobie, jak bardzo tego pragniesz. Przebierasz się i zajadając się sałatką, oglądasz Dirty Dancing i Uwierz w Ducha. Na drugim seansie ryczysz jak mops. Cały film miałaś łzy w oczach. Patrick Swayze to Twój dawny ideał. W tym czasie dzwoni Ci telefon. Okazuje się, że przypomniał sobie o Twoim istnieniu, kolega z klubu. Pyta esemesowo co u Ciebie. Patrzysz na zegarek, jest dwudziesta druga. Rzucasz komórką i powtarzasz sobie, że przecież śpisz. Kończysz historię Molly i Sama, wycierając się chusteczkami. Kładziesz się do łóżka i oddajesz się Morfeuszowi. Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Nieprzytomna wręcz wstałam, ubrałam szlafrok i otworzyłam drzwi.
- Maciek? Co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- Musimy porozmawiać.
- O czym?
- Zaraz się dowiesz. Mogę wejść?
- Wchodź. Kiedy przyjechałeś?
- Wczoraj w nocy.
- Nie w Spale?
- Wolne.
- Siadaj. Chcesz się czegoś napić, coś zjeść?
- Nie, dzięki. Siadaj obok mnie.
- Stało się coś?
- Powiedzmy. - mruknął.
- Gadaj, bo zaraz na zawał zejdę.
Nie udało nam się przejść przez castingi, ale mówi się trudno.. ;-) Robimy za to spektakl taneczny w miesiąc, a potem może pokażemy to szerszej publiczności.. ;-) Warto zapoznać się z tymi piosenkami co wrzucałam. Jakie są Wasze propozycje na piosenki, do kolejnych rozdziałów ?:-) Byle nie polski rap/hip-hop/ w ogóle jakiekolwiek reggae. Buziaki i enjoy ;*
- O, Michalina! - uśmiechnął się.
- Och, ależ miłe spotkanie, cóż tu robisz, szanowny Panie Czarnowski? - zadrwiłam.
- Przyjechałem trenować, a ty? Nawet się nie przywitałaś!
Chciał mnie pocałować, ale go odepchnęłam.
- Nerwowa?
- Szczera. Idziemy? - zwróciłam się do Adama.
- Tak, tak. Panie przodem. - przepuścił mnie w drzwiach.
- A Panu mnie nie przedstawisz?
- Niekoniecznie chcę poznawać taką osobę. - skwitował trener, po czym przyspieszyliśmy kroku i weszliśmy na górę.
Wkurzona rzuciłam się od razu na swoje łóżko. Miałam ochotę od razu przywalić siatkarzowi, ale się powstrzymałam. Poza tym - szkoda ręki. Zakopałam się pod poduszkę, a łzy pociekły mi po policzkach.
- Mam sobie pójść? - zapytał.
- Najlepiej by było.
- Jak chcesz.
Słyszałam tylko trzask drzwi. Leżałam tak dobrych kilka minut. W głowie miałam milion scenariuszy. Co zrobić, jak się zachowywać.. Ale to wszystko i tak sprowadzało się do jednego - do strachu. Mimo wszystko wstałam i powiedziałam sobie, że muszę być silna.
Przyjechał, ale co z tego? Jesteś w końcu inną osobą. Masz silną wolę, jak i silną rękę. Nie zrobi Ci krzywdy - Bartek to obiecał.. Ale przecież teraz nie jesteście ze sobą blisko, więc co zrobisz? Nie ważne. Jest Karol, Maciek i inni. Dasz radę, w końcu to ty, Michalina Kosok - waleczna kobieta.
Wytarłam się, przebrałam i zeszłam na dół. Weszłam na halę i zobaczyłam twarz swojego eks. Przeszedł mnie dreszcz, ale mimo wszystko szłam z uniesioną głową w ich stronę. Usiadłam i słuchałam Anastasiego, który wypowiadał się na temat meczu charytatywnego. Choć ledwo rozumiałam, to na wszystko przytakiwałam. Ostatecznie poprosiłam Wronę, by mi to przetłumaczył.
- Trzy drużyny, trzej trenerzy, trzy spotkania. - skrócił.
- To nie można było tego wprost, tylko takie wywody?
- Najwidoczniej. - zaśmiał się.
Lekki trening, któremu przyglądali się wszyscy mentorzy. Po ćwiczeniach przyszedł czas na skompletowanie składów. Wywinęłam się tak sprytnie, że bez problemu wybrałam drużynę i pod wodzą Adama mieliśmy się przygotowywać. Kłos i Wrona, Zatorski, Kurek, Żygadło i Jarosz. Cieszyłam się jak dziecko, że mi się udało. Zebraliśmy się w roku sali i omówiliśmy nasze przygotowania oraz taktykę. Potem zabraliśmy się na stołówkę i wieczorem zamknęłam się w pokoju chcąc odpocząć.
- Wpuścisz nas? - usłyszałam zza drzwi.
- Otwórzcie sobie sami, za daleko mam do Was. - uśmiechnęłam się i nawet nie podniosłam głowy z poduszki
Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza i zobaczyłam współlokatorów. Roześmiani, jak dawniej. Bez żadnych uszczypliwości.
Chyba sobie wszystko już wyjaśnili, więc nie masz się czym przejmować. Teraz odpocznij, zapomnij, zatrać się w muzyce.
- Zmęczona? - zapytał Kurek siadając na moim łóżku.
- Cholernie.
- A dasz się namówić na coś?
- Nie dzisiaj.
- A jak ładnie poproszę?
- Po co? Gdzie? Na co?
- Niespodzianka. Proszę.. - mina kota ze Shreka w jego wykonaniu, zwalała z nóg.
- Maciek, a ty coś wiesz?
- Ani troszeczkę. - uśmiechnął się - nie wnikam w Wasze związkowe sprawy.
- Jakie nasze związkowe?
- No normalne.
- Ale my parą nie jesteśmy.
- Nie wnikam. - obrócił się i zaczął rozbierać, by się umyć.
- Coś ty wykombinował?
- Dowiesz się, jak ze mną pójdziesz.
- A nie może to poczekać do jutra?
- No właśnie nie.
- Bartek, ledwo na oczy patrzę.
- Misia..
- Dobra, wystarczy Ci piętnaście minut?
- Pół godziny.
- Niech Ci będzie..
Podał mi rękę, więc podniosłam się z łóżka. Leniwie ubrałam buty i marynarkę, bo robiło się chłodno. Zeszliśmy na dół, wyszliśmy przed ośrodek i podążaliśmy w nieznanym mi jeszcze kierunku.
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - zapytałam rozbawiona - przecież to jest szczery las.
- Widzę.
- Ja tam nie idę, nie ma mowy.
- A i owszem, idziesz.
- Bartek.
- Michalina. Jak już znamy wzajemnie swoje imiona, to możemy iść dalej?
- Idiota. - pokręciłam głową.
Pociągnął mnie za rękę, a potem zawiązał oczy.
- Ty chyba sobie żartujesz.
- Takie wymogi niespodzianki.
- Bo?
- Bo ja tak mówię.
- Ale Kuraś..
- Nie ma ale, idziemy!
Prowadził mnie, trzymając mocno ręce, żebym przypadkiem nie odsłoniła sobie oczu. Po kilku chwilach stanęliśmy.
- Już, możesz powoli ściągać opaskę.
Zniecierpliwiona jednym ruchem zsunęłam sobie część zakrywającą powieki. Moim oczom ukazała się.. pseudo plaża. Woda, piasek..
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam rozbawiona - bo chyba nie w Spale.
- W Spale, kilometr od ośrodka.
- Skąd ty znalazłeś tutaj kawałek jakiegoś morza? - nie mogłam przestać się śmiać.
- To stawik. Ta mini plaża usypana została na moje polecenie.
- A po co?
- Bo chciałem, żeby było romantycznie. Ja naprawdę muszę o Ciebie walczyć.
Usiedliśmy na kocyku, który rozłożył.
- Nie umiem ukrywać uczuć do Ciebie przed wszystkimi. Mam ochotę po prostu czasem obrzucić Cię pocałunkami, mocno przytulić, czy wydusić z siebie słowa "Kocham Cię".. Proszę Cię Michalina, daj mi szansę, a obiecuję, że nigdy nie będziesz przeze mnie płakała.
- Bartuś.. Ale ja po prostu nie mogę. Mam wewnętrzną blokadę.. Do tego jest tu Czarnowski.. Ja po prostu teraz jestem kłębkiem nerwów..
- Właśnie dlatego. Problemy rozwiążemy razem. Pomogę Ci.
- Już to mówiłeś.
- I będę mówił jeszcze tysiąc razy, jeśli potrzeba. Znasz moje uczucie, wiesz wszystko.. Decyzja należy do Ciebie.
- Czy tak dużo to zmieni?
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele.
- Serio?
- Bardzo.
Niebieskie tęczówki patrzące prosto w Twoje z takim jakimś uczuciem, którego nie jesteś w stanie pojąć. Sama nie wiesz czego chcesz od życia. Nie masz pojęcia, czy z Kurkiem zaznasz szczęścia. Boisz się angażowania, tego, że okaże się człowiekiem identycznym jak jego poprzednik. Ale z drugiej strony, jeśli teraz się nie odblokujesz, to nie uda Ci się nigdy. Co powie reszta? Jak się zachowa? A może powinnaś się poradzić Maćka? Sama już nie wiesz. Muzaj wyjeżdża, musiałabyś go złapać już, teraz, w tym momencie.. Cholera, dlaczego ta miłość jest taka trudna? Zasługujesz ponownie na nią? Czy warto? Pytasz się sama siebie chyba po raz setny, a dalej nie umiesz znaleźć na tak banalne pytania, odpowiedzi. A może to właśnie przyjmujący to ta upragniona odpowiedź?
- Ja.. Posłuchaj mnie.. Podobasz mi się - przystojny, inteligentny, zabawny, wygadany.. Tylko, że zrozum, że nie mogę zapomnieć o całej krzywdzie, której zaznałam.. To nie takie proste. Nie mogę pstryknąć palcami, by znikło i pękło jak bańka mydlana. Nie umiem ufać od początku do końca, nie umiem kogoś od tak pokochać, nie umiem obdarzyć kogoś tak ważnym uczuciem po tak krótkim czasie..
- A pamiętasz moje słowa? Że najlepszym sposobem, żeby się dowiedzieć, czy można komuś zaufać, to po prostu zaufać? Nie możesz tego wypróbować?
- Dlaczego tak bardzo Ci zależy? Przecież jestem zimną szmatą, bez uczuć, bez serca.
- Według kogo?
- Według prawie wszystkich.
- Nie według mnie. - przejechał mi ręką po włosach - podobasz mi się, poznałem Cię wystarczająco dobrze.. Zależy mi cholernie na związku z Tobą.
Po jeszcze długiej rozmowie, ostatecznie.. zgodziłam się.
Sama nie wiesz dlaczego. Po prostu, odpowiedziałaś krótkie "tak" i tyle. Potem zatonęłaś w ustach i objęciach swojego już nie tylko przyjaciela, a chłopaka. Pocałunek z własnym i prywatnym chłopakiem smakuje jeszcze lepiej, niż pocałunek obcego mężczyzny. Czułam się zdecydowanie lepiej. Żeby to uczcić, Kuraś stwierdził, że ma ochotę popływać. Wskoczył w samych bokserkach do wody. Patrzyłam na niego z politowaniem, że jest taki głupi. Jednak po chwili sama się rozebrałam i w bieliźnie dołączyłam do niego. Po dziesięciominutowej kąpieli byłam bardzo zmarznięta. Zawinęłam się w koc po wyjściu, a mój towarzysz się ubrał. Wziął mnie na ręce i stwierdził, że zaniesie do ośrodka. Roześmiani ruszyliśmy więc w tamtym kierunku. Po kilkunastu krokach zobaczyłam, że zapomniałam koszulki, więc kazałam mu poczekać, a sama pobiegłam w kierunku "plaży". Zabrałam swoją zgubę i powoli ubierając ją na siebie, podążałam do przyjmującego. Jednak nie udało mi się tam dotrzeć tak od razu..
O 14 mam casting, trzymajcie proszę kciuki za mnie! :-) Moje "Kapcie Crew" rozwalą system :D Razem z dziewczynami na pewno damy czadu :-) Postaram się wrzucić filmik, to sami zobaczycie :-) Teraz muszę jedynie naprawić kolano i kostkę, żeby w ogóle wyjść na parkiet.. Ale czego się nie robi dla tańca? :D Zwracam się do Was z prośbą, że jeśli czytacie, to zostawcie po sobie ślad. Na pewno milej jest, kiedy czytam kilka słów od Was. Jeśli coś się nie podoba - od razu piszcie. Wtedy wiem co poprawić i zmienić. A teraz chyba czas oddać się Morfeuszowi.. Buziaki i enjoy! ;*
Chciałam posłuchać o czym rozmawiają, ale wpadł na mnie Bartek i nie mogłam niestety nic się dowiedzieć. Zaproponował pojednawczą imprezę.
- Idziemy z chłopakami do klubu w Łodzi wieczorem. Pójdziesz z nami?
- Nagle się obudziłeś, że chcesz ze mną spędzić czas?
- A dlaczego nie?
- Wczoraj się nawet przywitać się chciałeś. - wypomniałam mu.
- Tak wyszło.. Przepraszam.
- Daruj sobie. A na imprezę chętnie pójdę. Pobawić się z Karolem czy Maćkiem, to będzie coś.
Odwróciłam się i poszłam do chłopaków. Trener zapowiedział, że następnego dnia pojawi się Czarnowski. Przeszedł mnie jakiś dreszcz. Maciej popatrzył w tym czasie na mnie i się uśmiechnął. Widać było, jakby mi mówił coś w stylu "nie przejmuj się, zdradził Cię, ale przecież to dobry siatkarz". Zostawiłam ich i poszłam biegać. Cały dzień ćwiczyłam, nie miałam nawet kilku wolnych minut. Przed dwudziestą zjadłam kolację i poszłam się przygotowywać na wyjście. W pokoju siedział Muzaj.
- Co na siebie ubierzesz?
- Koszulkę, rurki, baleriny, a co?
- Nic, pytam. Może ubierzesz sukienkę?
- Chyba śnisz.
- Mówię poważnie. Albo coś oryginalnego, tak jak ostatnio. Na pewno zwariuje na Twoim punkcie.
- Kto?
- Yyyy, no, ja. Chodziło mi o mnie. - uśmiechnął się nerwowo.
- Nie wiem co i z kim kombinujesz, ale mam to w dupie. Wracam za pięć minut.
- Tak, znam to pięć minut. Zajmie Ci to ze trzydzieści pięć.
- Spadaj. - rzuciłam w niego poduszką i weszłam do łazienki.
Pomalowałam się lekko, ubrałam i chwilę później byłam już gotowa. Zadowolona z siebie wyszłam i zaczęłam pakować rzeczy do torebki. Przyjaciel stał z otwartą buzią i nie mógł z siebie wydusić słowa.
- A Tobie co? - zaśmiałam się.
- Ty wyglądasz.. nieziemsko!
- Dziękuję.
- Jemu.. Matko..
- Przestaję Cię kompletnie rozumieć kochanie. - pokręciłam z niedowierzaniem głową i psiknęłam się swoimi perfumami.
Ubrałam szpilki, wzięłam baleriny w reklamówkę i mogłam ruszać. Mój współtowarzysz też zdążył się przebrać. Miał czarną koszulę, jeansowe rurki i jakieś normalne buty. Wziął mnie za rękę, zamknęliśmy pokój i zjechaliśmy windą na dół. Nie schodziliśmy schodami, bo stwierdziłam, że jeszcze się w swoich butach zrzucę z tego drugiego piętra. Punkt dwudziesta pierwsza zjawiliśmy się na recepcji. Chłopaki już na nas czekali.
- To czym jedziemy? - zapytałam wesoło, po czym mina mi zrzedła.
Oprócz mojej stałej ekipy i osób, które były mi obojętne czyli na przykład Ignaczak, Nowakowski, Jarosz czy Ruciak, znalazł się Bartman. Zabijałam go wzrokiem. Postanowiłam jednak o nim zapomnieć i cieszyć się imprezą. Zapakowaliśmy się do autobusu, w którym siedziała reszta chłopaków i pojechaliśmy. Siedziałam z Kurkiem, który ciągle pożerał mnie wzrokiem. Droga trwała niecałą godzinę, jednak w tym czasie mogłam się chwilę przespać i tak też uczyniłam. Ramię przyjaciela okazało się bardzo pomocne, a przede wszystkim wygodne. Obudził mnie po dotarciu całusem w głowę. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się do klubu. Przywitał nas ochroniarz, po czym zaprowadził nas do sali. Tam czekały dziewczyny, narzeczone i żony siatkarzy. Ja grzecznie umknęłam do baru i zamówiłam sobie coś do picia. Ze swoją szklanką zajęłam miejsce gdzieś w rogu i postanowiłam się zbytnio nie udzielać. Po chwili pojawił się obok jakiś przystojniak, który poprosił mnie do tańca. Bez żadnych wątpliwości się zgodziłam. Brunet, niebieskie oczy, wyższy ode mnie, ubrany w czerwoną koszulę i ciemne rurki. Właśnie taki, jak mój ideał powinien być. Poznaliśmy się - Damian, to dwudziestoczterolatek, lubiący siatkówkę. Tyle do szczęścia mi potrzeba. Po przetańczeniu kilku kawałków usiedliśmy przy stoliku, żeby jeszcze trochę pogadać.
- Ty grasz, prawda? - uśmiechnął się.
- Aż tak widać?
- Mówisz o tym sporcie od środka, po prostu czuć, że jesteś siatkarką.
- A to źle?
- No co ty, wręcz przeciwnie. Wreszcie będę miał znajomego w tym świecie, a przede wszystkim znać kogoś, kto jest sławny!
- Błagam, powiedz, że żartujesz. Ja i sława? - zaczęłam się śmiać.
- No ba, pewnie że poważnie! I tak, ty sławna!
Z kolegą, którego poznałam niedawno, rozmawiało mi się świetnie. Wymieniliśmy się numerami telefonów, bo on niestety musiał wychodzić.
- W końcu ja pracuję od siódmej, a jeszcze przede mną godzina drogi do domu. Miło było Cię poznać. - dał mi buziaka w policzek i wyszedł. W mig zjawił się obok mnie Bartek.
- Co to było? - zapytał z wyrzutem.
- Co?
- No to.
- To nie co, tylko kto. Damian.
- Jaki Damian?
- Znajomy.
- Skąd go znasz?
- To jakieś przesłuchanie?
- Chyba mam prawo wiedzieć z kim rozmawia moja dziewczyna.
- Twoja kto?
- O co Ci chodzi?
- Jeśli dobrze wiem, to oficjalnie Twoją dziewczyną nie jestem.
- O proszę, to nowość. Bo ja myślałem, że jesteśmy razem.
- To przestań myśleć. I zacznij się ogarniać, bo jeśli masz zamiar tak naskakiwać na mnie, to nie masz co u mnie szukać.
Wstałam i poszłam do Karola, którego wyciągnęłam na parkiet.
- Twoja dziewczyna nie będzie na mnie zła?
- Za co?
- Za wszystko.
- Przestań. Nie ma za co.
- Ciuchy, tyle spędzonego czasu, impreza..
- I?
- No i trochę mi głupio.
- Przestań. A tak w ogóle, to wyglądasz cudnie!
- Bo jestem w ubraniach od..
- Ode mnie! - dokończył - Ma się ten gust!
- Skromność plus pięćdziesiąt!
- Ja bym dodał siedemdziesiąt pięć.
- Ja Cię normalnie uwielbiam. - zaśmiałam się.
- A mam takie pytanie..
- No?
- Ty jesteś z Maćkiem czy z Bartkiem?
- Z żadnym z nich, a czemu pytasz?
- Bo.. Nie ważne.
- Bo? Jak już zacząłeś to skończ.
- Nie, serio mało ważne.
- Karol. - popatrzyłam na niego.
- No dobra.
Opowiedział mi o kłótni Muzaja z Kurkiem. Słyszał to jak się wyzywali, często też padało moje imię.
- A to jedna Michalina na tym świecie?
- Wśród dziewczyn w Spale - tak, jedyna.
- Może mówili o kimś z poza ośrodka.
- Jestem pewien, że chodziło o Ciebie.
- Nie wiem. Zresztą, to ich sprawa.
Usiadłam znów przy barze, zamówiłam sok, a przy mnie błyskawicznie zjawił się Bartman.
- Dwie szkockie poproszę.
- Ambitnie. - powiedziałam cicho.
- Znowu masz jakiś problem?
- Tak.
- Jaki?
- Jesteś już pijany.
- A skąd to niby wiesz?
- Ślepa nie jestem.
- Chyba jednak jesteś.
Wstałam, nie mając ochoty na dłuższą rozmowę z nietrzeźwym. On jednak nie dawał za wygraną.
- Sprawdź, czy jestem pijany.
- Sorry, alkomatu przy sobie nie mam. - zadrwiłam.
- Znam inny sposób.
- Jaskółki robić nie musisz. Nawet na trzeźwo byś nie ustał.
- Jeszcze inny.
- Jaki?
Nim się obejrzałam, "leżałam" na ścianie, a nade mną Bartman, który mnie całował. Nawet nie wiem kiedy to zrobił. I co najgorsze - nie umiałam go odepchnąć. Tak jakby mój mózg przestał na chwilę działać. Ocknęłam się po kilku chwilach. Z całą siłą popchnęłam go.
- Co to było? - wrzasnęłam.
- To jak, dużo wypiłem?
- Jesteś nienormalny.
Odwróciłam się na pięcie i uciekłam. Widziałam jego zadowoloną minę. Kręciłam z niedowierzaniem głową. Poszłam do łazienki. Przemyłam się wodą. Zastanawiałam się co mi do łba strzeliło, że dałam się tak podejść szanownemu Zbigniewowi. Wróciłam na salę, po czym wyciągnęłam go na bok.
- Aż tak Ci się spodobało? Nie ma nic za darmo, ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. - czułam w jego głosie nutkę drwiny.
- Nikt nie ma prawa się o tym dowiedzieć.
- A to czemu?
- Bo tak.
- Nie denerwuj się księżniczko, boski Zbysiu umie trzymać język za zębami. Ale pracować w jamie ustnej płci przeciwnej też potrafi. - uśmiechnął się znacząco.
- Odczep się, nigdy więcej. A tak w ogóle, to chyba ty masz narzeczoną, czyż nie?
- No i?
- No i to, że chyba nie wypada pakować języka do buzi innej kobiety niż swojej. To trochę nienormalne.
- E tam.
- Odczep się ode mnie i nigdy więcej czegoś takiego nie rób.
Odeszłam do Karola. Wszyscy powoli zaczęliśmy się zbierać. Pożegnali się ze swoimi drugimi połówkami, po czym zapakowaliśmy się do autobusu i wracaliśmy do ośrodka. Ułożyłam się wygodnie na Maćka kolanach i zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy. Najprawdopodobniej przyjaciel zaniósł mnie na rękach na górę, bo nie wiem w jaki inny sposób mogłam się znaleźć w swoim łóżku. Rano zadzwonił budzik o szóstej. Wyłączyłam go kilka razy, by ostatecznie rzucić nim o podłogę i spać dalej.
- Michalina, dlaczego ty jeszcze śpisz do cholery? - usłyszałam głos Adama.
- Bo mam taką ochotę.
- A trening? Pomyślałaś o treningu?
- Fuck off, chcę spać.
- O której wróciliście?
- Późno. - wymamrotałam i nakryłam się poduszką.
- Miśka! - zrzucił mnie z łóżka dość boleśnie.
- Auu! - wrzasnęłam - nikt Cię nie nauczył, że jak ludzie chcą spać, to się ich nie budzi?
- Nie. Masz pięć minut na ogarnięcie.
- Ale Adam..
- Nie ma żadnego ale! Rusz dupę do cholery.
Podniosłam się i miałam ochotę zabić go wzrokiem. Na niego jednak nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wzięłam z wyrzutem swoje treningowe ubrania i zamknęłam się w łazience. W miarę szybko się pozbierałam.
- Dłużej się nie dało?
- Dało. Nawet dużo dłużej.
- Chodź, musimy z Ciebie ten cały alkohol wypocić.
- Nie piłam!
- A Twoja głowa ma się niby w porządku?
- Owszem.
- Jasne. Widzę, że masz kaca.
- Chyba moralnego. - odburknęłam - idziemy zanim ich obudzimy.
Zabrałam go stamtąd i poszłam biegać, potem śniadanie, chwila wolnego, a potem miała być hala z chłopakami. Czas minął mi szybko, choć miałam ochotę jedynie spać. Powrót z imprezy o drugiej, to nie był najlepszy pomysł. Weszłam na boisko zaspana. Kilka razy dostałam w głowę piłką, bo miałam słabą koordynację. Patrzyłam na Bartmana, który z wielkim zapałem grał i ciągle się do mnie uśmiechał.
- Co Tobie? Tyle wypiłaś? - podszedł do mnie Bartek.
- Nic wczoraj nie wypiłam. Po prostu jestem przemęczona.
- Czym?
- Poszłam spać o drugiej. Wstałam o szóstej.
- Szóstej czterdzieści. - zauważył słusznie Maciek.
- A wy co, pilnujecie mnie?
- Ktoś musi. - zaśmiał się Kurek.
- Dobra, już. Po wyjściu wezmę jakiegoś energetyka, kawę i będzie git.
- Redbulla! - rzucili prawie równo Kłos z Wroną.
Pokazałam im środkowego palca, a Bartman coś krzyknął, ale nie usłyszałam co. Zresztą może nie chciałam kompletnie go słuchać. Adam przyglądał się treningowi, podsuwał jakieś rozwiązania taktyczne i inne takie. Andrea był nim zachwycony. Podczas przerwy przywołał nas do siebie.
- Jako, że Adam jest jednym z lepszych szkoleniowców jakich widziałem, oprócz tego mający wspaniałe rozwiązania i pomysły, dołączy do naszego składu. On pomoże mi przygotować drużyny na mecz charytatywny.
- Czyli, że Czarnowski nie przyjedzie? - zapytałam podejrzliwie.
- Przyjedzie, ale nie będzie miał znaczącej roli. Jeszcze tak naprawdę nie wiem, czy do czegoś się przyda. Decyzję podejmę jutro jak się pojawi.
Już się cieszyłam, a tu niestety.. Wróciłam do gry ze wszystkimi. Po zakończonym treningu przebrałam się i wyszłam przed ośrodek. Pogoda była wspaniała. Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do Darii.
- Hej, kiedy wracacie do Spały?
- W środę, a co?
- Idziemy gdzieś?
- Jasne. Z Tobą zawsze i wszędzie!
- No to co, do środy!
- Na razie!
Siedziałam tak bez celu i patrzyłam w pustą przestrzeń. Pospacerowałam trochę, odpoczęłam. Wróciłam do pokoju, w którym zastałam kłócących się współlokatorów i Kłosa pomiędzy nimi.
- Przepraszam, czy ktoś mi wyjaśni co tu się stało, o co chodzi? - stanęłam zdezorientowana.
- Nic. - rzucił Maciek, który kierował się do wyjścia.
- Nie wyjdziesz, póki nie wyjaśnicie mi wszystkiego. - zagrodziłam mu drzwi.
- Jego pytaj.
- Co ja? Ja zacząłem?
- Co wy do cholery, przedszkolaki? Siadać mi tu na łóżku i żadne z Was się stąd nie ruszy, dopóki cała prawda nie wyjdzie na jaw.
- Ja też? - jęknął Kłosu.
- Cierp z nimi.
- Ale ja nic nie zrobiłem. Tylko rozdzielałem.
- Tym bardziej. Słucham, który zacznie opowieść?
Cisza w całym pokoju taka, że można było usłyszeć bzyczenie muchy za oknem.
- Las rąk.. Kurek, słucham.
- Dlaczego ja?
- A co to, Polsat?
- Co?
- Nie oglądasz takich seriali? Dobra, nie ważne. Mów.
- Niech on mówi.
- To nie przedszkole, już powiedziałam. Nie macie pięciu lat do cholery! -wrzasnęłam.
- Przestań krzyczeć. - zwrócił mi uwagę Muzaj.
- Ja dopiero mogę zacząć się wydzierać, więc skończ. Bartek, możesz mi powiedzieć?
- Zwykłe, przyjacielskie popychanki.
- O co?
- Prywatna sprawa.
- Bartek.
- Nie musisz o wszystkim wiedzieć.
- Ja mam dużo czasu. - usiadłam na szafce i zaplotłam ręce na klatce piersiowej.
- Michalina, proszę, daj nam spokój.
- Pół godziny wystarczy, czy może godzina? - głośno myślałam.
- Dobra, chodzi o.. mecz.
- Czyli?
- Maciek wkurzył się, że trener go nie wybrał. A przecież on zaraz wyjeżdża na kwalifikacje do Mistrzostw. I stwierdził, że to na pewno przeze mnie.
- Nie wierzę.
- To uwierz. Zapytaj Karola.
- Karol?
- Yyyy, no tak. - uśmiechnął się.
- I tak nie wierzę. Ale dobra. A teraz Karollo wynocha do siebie, a panowie w dwa kąty pokoju i dobranoc.
- A co ty, niania? - zapytał ze śmiechem atakujący.
- Najwidoczniej. Żegnam wszystkich panów.
Pocałowałam środkowego w policzek i zamknęłam za nim drzwi. Buziaki dostali też oboje z pokoju.
- Jeszcze raz zobaczę, że się kłócicie. - pogroziłam - obiecuję, że nie odpuszczę.
- Też Cię kocham. - uśmiechnął się Kuraś.
Skarciłam go wzrokiem i wyszłam do łazienki. Po umyciu poszłam do łóżka. Światło już pogasili, więc praktycznie od razu zasnęłam. Rano wstałam w miarę wypoczęta. Ubrana w treningowe rzeczy zapukałam do trenera. Razem zeszliśmy na śniadanie.
- Jaki plan na dzisiaj?
- Przyjeżdża Patryk, więc może jakaś pływalnia dla odprężenia po ćwiczeniach?
- Muszę być jak on się pojawi?
- Powinnaś.
- Ale nie muszę.
- Dobrze by było..
- Ale nie muszę. Idziemy.
Wzięłam jeszcze na drogę jabłko i wyszłam na stadion. Obserwowałam biegających na czas, skaczących w dal, o tyczce i milion innych.
- Zagrasz? - podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
- Nie, dzięki. - uśmiechnęłam się.
- Kosza nie lubisz? Wyglądasz na grającą.
- Siatkówka bardziej.
- Aaa, no tak. To wiele wyjaśnia. W takim razie przepraszam i życzę miłego dnia. - pokazał rząd białych zębów i odszedł.
Po chwilowym odpoczynku, przebiegłam trzy kółka i rozciągnęłam się. Potem wróciliśmy do ośrodka. Kiedy otwierałam drzwi wpadłam nie na nikogo innego, jak na Czarnowskiego..
Szkoła, pisanie artykułów, przygotowania do jeleniogórskiego Mam talentu, siatkarska strefa kibica.. Ech, mogłabym wymieniać jeszcze milion innych rzeczy. Jestem padnięta i mam ochotę jedynie spać.. Dlatego oddaję rozdział w Wasze ręce i mam nadzieję, że coś jutro sklecę między szkołą a treningiem. Spóźnione życzenia dla Weroniki i Kasi, buziole kochane! ;** A właśnie, kiedy wy macie swoje urodziny? :-) Wpisujcie, to zapiszę sobie w kalendarzu chętnie.. :-) Trzymajcie się, buziaki i enjoy! ;*
- Dołączy do nas na tydzień Patryk Czarnowski. Zaprosiłem go ze względu na to, że chcę zrobić mecz charytatywny, a brakuje nam osoby, która pomoże mi Was poskromić. Mógłbym oczywiście wziąć trenerów zwykłych czy coś takiego, ale taką mam chwilowo wizję i się jej trzymam. Mam nadzieję, że Wam się będzie podobało.
W tym czasie ja wstałam i wyszłam. Zaraz za mną wybiegł Bartek. Uciekałam przed siebie, byle najdalej od stołówki i informacji o przyjeździe tego mężczyzny.
- Spokojnie, przecież co się może tu wydarzyć?
- Właśnie dużo. Może on się dowiedział, że ja tu przyjechałam i.. - zaczęłam płakać.
- Spokojnie, Miśka! No już, ja tu jestem. Nie pozwolę Cię skrzywdzić.
- Ty swoje.. A on swoje..
- Oprócz mnie jest jeszcze Maciek i kilkunastu innych, którzy na pewno staną w Twojej obronie.
- A ty myślisz, że on podejdzie do mnie i przy wszystkich zacznie mnie wyzywać i bić? Chyba śmieszny jesteś. Przyjdzie w nocy do pokoju, albo dorwie jak będę biegać. On jest nieobliczalny w stosunku do mnie. Może na takiego nie wygląda, ale ja już naprawdę nie mam ochoty go widzieć na oczy.. A tu taka super niespodzianka..
- Daj spokój, będzie dobrze. Zawsze z kimś z nas będziesz chodzić, więc też nie będzie miał okazji być z Tobą sam na sam.
- Co, do toalety też ze mną wejdziesz?
- Jeśli zaistnieje taka potrzeba.
- Idiota.. - mimo wszystko się uśmiechnęłam.
- Wracaj na stołówkę, dokończmy jedzenie i lecimy na trening.
Wolnym krokiem skierowaliśmy się z powrotem do pomieszczenia, w którym przebywała reszta. Praktycznie w ciszy zjedliśmy i poszliśmy na siłownię. Spędziliśmy tam ponad godzinę. Kilku chłopaków dopytywało się, dlaczego tak zareagowałam, ale ja odpowiadałam, że nie mam ochoty o tym rozmawiać i kończyłam temat. Po dwunastej, kiedy mieliśmy przerwę na lunch, w ośrodku zjawił się Adam. Przywitałam go serdecznie, rzucając mu się na szyję.
- Jak ja się cieszę, że Ciebie widzę! Tęskniłam!
- Ja też. - podniósł mnie i mocno przytulił.
- Brakowało mi tych wycisków od Ciebie.. - zaśmiałam się.
- Spokojnie, nadrobimy to, nie martw się. Nawet z nadwyżką.
- Och, już się nie mogę doczekać.. - zażartowałam i zabrałam go na recepcję.
Wynajął pokój na tym samym piętrze co ja. Pomogłam mu z rzeczami i rozłożyłam się na jego łóżku.
- Od kiedy zaczynam regularny trening?
- A co ty, aż tak bardzo chcesz mieć mega wycisk? - zapytał rozbawiony.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Siłownia zaliczona, w nocy biegałam, w dodatku nie zapominałam o hali. Ale brakowało mi jakiejś osoby, która by mnie sprawdzała.
- Dziecko drogie, co oni tutaj z Tobą robią, że tak do mnie lgniesz?
- Nie chcesz wiedzieć. - roześmiałam się i zmieniłam swoją pozycję.
Oprowadziłam go po ośrodku, ustaliliśmy plan działania na najbliższe dni. Dał mi jeszcze jeden dzień wolnego. Stwierdził, że muszę odpocząć. W tym czasie zadzwonił mi po raz enty telefon. Musiałam wreszcie odebrać.
- Co jest?
- No gdzie ty się podziewasz? Czekamy na Ciebie.
- No jak to gdzie. Przecież mówiłam, że Adam przyjeżdża, to z nim jestem.
- Andrea się niecierpliwi, wskakuj w strój i biegiem do nas.
Kurek się rozłączył a ja przeprosiłam trenera i zastosowałam się do słów rozmówcy. Kilka minut później zjawiłam się na hali.
- Piętnaście minut spóźnienia, młoda damo. - skwitował Anastasi.
- Nie wiedziałam, że mam się pojawić.
- Jak nie, przecież rozmawialiśmy przy śniadaniu.
- Mój trener przyjechał. Swoje treningi będę już odbywać z nim.
- Nie rozumiem. - podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście.
- Nie będę już trenować z chłopakami po prostu.
- Ale ty nie możesz.
- Jak nie mogę?
- Jesteś pod moimi skrzydłami. Przyjazd Twój został opłacony przez naszych sponsorów. Jeśli nie będziesz z nami, automatycznie wszystkie koszta będziesz pokrywać z własnej kieszeni.
Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałam o czym powiedział, bo z angielskiego nigdy nie byłam aż tak dobra. Kiedy udało mi się ogarnąć, nie wiedziałam co powiedzieć. Nie miałam na tyle pieniędzy, by opłacać swój pobyt tutaj. Jedynym racjonalnym sposobem na to, byłby wyjazd z powrotem do Łodzi. Odeszłam stamtąd i zaczęłam ćwiczyć. W międzyczasie Adam przyszedł mnie obserwować. Potem zaczęliśmy grę. Tym razem musiałam grać w drużynie z Bartmanem. Oboje zmierzyliśmy się wzrokiem i gdybyśmy mogli, to pogryźlibyśmy się. Jedynym pozytywem w tym wszystkim okazał się fakt, że nie mogłam oberwać z jego ataku. Kilka razy zmuszona byłam mu wystawić, bo na przykład tylko on znalazł się w pobliżu. Przeważnie wtedy dostawałam ochrzan, że za nisko, że za bardzo w siatkę, zbyt bardzo na lewą albo na prawą stronę i tysiące innych. Zawsze wtedy oddawałam mu jakąś ripostę, po czym odchodził z wkurzoną miną. Prawie dwugodzinne spotkanie zakończyło się remisem dwa do dwóch, bo Andrea nie chciał tego rozstrzygać setem numer pięć. W szatni po raz kolejny między mną, a lalusiowatym atakującym, doszło do spięcia.
- Ani odbierać, ani wystawiać, a już nie mówiąc o atakowaniu! - kwitował mój występ do Ignaczaka.
- Zbyszek, przestań. Michalina jeszcze nie jest siatkarką na naszym poziomie, bo nie gra tyle, ile my. Nie musisz od razu jej od razu jechać.
- A ty co, obrońca uciśnionych?
- Człowiek.
- Znowu masz ze mną jakiś problem, szanowny Panie Bartman? - włączyłam się.
- Nie znowu, a ciągle. Grać nie umiesz.
- Wydaje mi się, że Pan nie ma za wiele do gadania. Gram, jak gram. Ale pokłony biję przed bogiem Bartmanem. - rzuciłam z ironią.
- Weź się ogarnij i przestań mnie wkurzać.
- Znowu na "ty" ? Nie życzę sobie, żeby taka osoba jak Pan, mówiła do mnie po imieniu.
Prychnął, a ja skończyłam przebieranie i wyszłam do pokoju. Dogonił mnie Karol.
- Mogę Cię gdzieś porwać?
- Zależy gdzie i po co. - uśmiechnęłam się.
- Do Łodzi, na zakupy.
- Że gdzie i że po co? - zaśmiałam się - potrzebujesz stylisty czy co?
- No po części. To jak, jedziesz?
- Która jest godzina?
- Niby późna.. - spojrzał na zegarek - ale jeszcze nie na tyle późna, że nie możemy jechać.
- A co z resztą chłopaków?
- Nie mają ochoty, a poza tym wydajesz mi się lepszym towarzystwem niż oni.
- A czym my tam mamy się niby dostać.
- Myślisz, że Kłosu przyjechał tu starym, rozwalającym się autobusem? - zapytał rozbawiony, po czym wyjął z kieszeni kluczyki i mi pomachał nimi przed oczami.
- Nie wątpiłam w to, że zawitasz swoim autkiem, ale nie wiedziałam, że stoi tutaj i na Ciebie czeka.
Zostawiłam rzeczy w pokoju, zabrałam portfel i dokumenty, a potem odmeldowałam się u Adama, Maćka i Bartka. Ci dwaj ostatni byli szczególnie niezadowoleni, ale nie mieli za wiele do gadania. Zbiegłam na dół i wyszłam na parking. Przy swoim aucie czekał już mój towarzysz. Otworzył przede mną drzwi i zaprosił do środka. Sam wsiadł, odpalił silnik i z piskiem opon stamtąd odjechaliśmy. Po drodze dużo się śmialiśmy i śpiewaliśmy jakieś piosenki, które akurat leciały w radiu. Nieco ponad trzydzieści minut później, znaleźliśmy się na miejscu. Zaparkowaliśmy pod Manufakturą i weszliśmy. W ciągu godziny odwiedziliśmy chyba z piętnaście sklepów. W każdym coś kupiliśmy.
- Myślałam, że przyjechałam doradzać Tobie, a nie ty mi.. I w dodatku jest mi głupio, bo za mnie płacisz.. - powiedziałam, ledwo dźwigając torby z rzeczami.
- No bo taki był plan. Ale no zobacz - ta sukienka, czy tamta marynarka, no po prostu musiałem Ci je kupić.
- Ale.. My się ledwo znamy Karol..
- No i?
- No i tak głupio no..
- Dobra, przestań. Chodź, teraz czas mnie ubrać. - zaśmiał się i wciągnął do kolejnego sklepu.
Obkupieni i szczęśliwi wracaliśmy po dwudziestej drugiej do ośrodka. Po drodze zahaczyliśmy na stację benzynową i nie mogliśmy odmówić sobie hot-dogów. Po zatankowaniu wkroczyliśmy więc do budynku, żeby zapłacić. Przemiła kasjerka uśmiechając się podała cenę i proponowała jak zwykle nabicie punktów na kartę oraz inne promocje.
- Za zatankowanie takiej ilości, w prezencie są karty z siatkarzami. Może Państwo sobie którąś wybiorą?
Popatrzyłam na nią i parsknęłam śmiechem. Jedynie Karol, ze śmiertelną powagą przeglądnął je i zdecydował się na Nowakowskiego. Zapłaciliśmy, zabraliśmy jedzenie i wskoczyliśmy z powrotem do auta.
- Naprawdę? - nie mogłam się ogarnąć.
- No serio. Najzabawniej byłoby wybrać samego siebie. Ciekawe, czy by zrozumiała, że ja to ja.
- Pewnie nie, wyglądała na trochę tępą. - skwitowałam.
Zjedliśmy swoje porcje i ruszyliśmy do ośrodka. Kiedy zaparkowaliśmy, musieliśmy dzwonić dzwonkiem do ochroniarza, bo wszystko było już pozamykane. Podziękowaliśmy mu i poszliśmy na górę. Pożegnałam się z Kłosem i weszłam do swojego pokoju, który otworzyłam kluczem. Maciek spał w najlepsze, ale Bartek czekał na mnie.
- Widzę, że świetnie się bawiłaś.
- Owszem.
- Co kupiłaś?
- Nic.
- Jak nic, a te torby?
- Moje, ale nie ja kupowałam.
- A kto?
- Karol. - uśmiechnęłam się.
- Mhm. - mruknął.
- Nawet się nie przywitasz?
- Mówiłem cześć jak otwierałaś drzwi.
- Mówię o takim bliższym przywitaniu.
- Nagle na to masz ochotę? - zapytał obruszony.
- O co Ci chodzi?
- O nic. Jestem zmęczony, idę spać. Dobranoc.
Obrócił się i udawał, że zasypia. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy i zająć się czymś bardziej pożytecznym. Rozpakowałam zakupy, po czym się umyłam i ułożyłam do snu. Rano budzik zadzwonił mi o szóstej trzydzieści. Nie było zlituj się. Zaspana założyłam treningowe ciuchy i zjawiłam się pod pokojem Adama. Zapukałam, po czym nie słysząc "proszę", wparowałam do środka. On smacznie sobie spał. Wkurzona rzuciłam w niego poduszką, która leżała na fotelu obok. Ledwo ogarniający rzeczywistość, zerwał się i podskoczył.
- Witam trenerze, chyba trochę zaspałeś.
- Co? Jakie zaspałem? Ja nigdy nie zasypiam! - głośno ziewnął.
- Miałam się zjawić o szóstej czterdzieści pięć. Jest szósta pięćdziesiąt.
- Przesadzasz. Musiało Ci się coś pomylić. Przecież..
- Dobra, nie ważne. Ubieraj się, a ja idę na śniadanie. Spotkamy się na dole.
Wyszłam stamtąd i tak jak powiedziałam, zeszłam do stołówki. W międzyczasie zjawili się też niektórzy siatkarze.
- Bry księżniczko! - przywitał mnie całusem w policzek mój wczorajszy towarzysz.
- Dobry, bo świeci słońce. - zaśmiałam się i zajęłam się pochłanianiem swojej porcji.
- Ohoho, coś mnie ominęło? - powiedział Wrona, siadając obok.
- Hmm.. - oboje spojrzeliśmy na siebie i się roześmialiśmy.
Po chwili przyszedł trener i Bartek z Maćkiem. Ustaliłam szczegóły dnia i musiałam wreszcie zadecydować co dalej z moim pobytem w Spale. Zostawiłam jego i Anastasiego, żeby się dogadali, a ja udałam się na siłownię. Zrobiłam brzuszki i poszłam na bieżnię. W trakcie tego zjawiła się znajoma osoba obok.
- Nawet tutaj? - zapytałam, śmiejąc się.
- Miłe spotkanie. - uśmiechnął się - może wreszcie się poznamy.
- Taki przypadek, czy specjalnie?
- To los. Ja to czuję!
- Ech, nie lubię losu.
- Aż tak Ci przeszkadzam?
- Nie o Ciebie tu chodzi.
- Nie rozumiem.
- I nie musisz.
Z Michałem biegłam jeszcze trochę, dopóki nie zjawił się mój mentor. Grzecznie pożegnałam się ze współtowarzyszem i oddaliłam się, żeby dowiedzieć się, co ustalili. Okazało się, że będę ćwiczyć pod okiem ich obu. Głównie Andrei, ale Adam ma mu pomagać. W przeciwnym razie zapłaciłabym niebagatelną sumę, lub wróciłabym do domu. Z jednej strony smuciło mnie to, że instruktor przyjechał dla mnie, a nie będzie mógł mi pomagać tyle, ile chce. Z drugiej zaś strony, to spora szansa uczyć się pod okiem tak wspaniałego mężczyzny, jakim był Włoch. Potakiwałam we wszystkim, po czym wróciłam na siłownię. Tam już realizowałam program wcześniej ustalony. W porze lunchu po raz kolejny natknęłam się na rozmowę kilku panów.
Uraczę Was Coldplay'em, który jest moim bóstwem <3 Wielbię ich za te wszelakie piosenki, są GE-NIA-LNE!! :-) Polecam przesłuchać wszystkie płyty :-) Kiedy indziej uraczę Was Linkin Parkiem i Maroon 5 :D Przypominam o fejsbukowym profilu, moim prywatnym fejsie, asku i gg - 9664292 ;-) Buziaki i enjoy! ;**