- Ale co ja Ci mogę powiedzieć?
- Prawdę. Taką od początku do końca. Przecież widzę, że coś Cię mega męczy, ale ty to w sobie tłumisz. Nie można w sobie nic tłumić, bo później będziesz taki jak ja.
- Taki jak ty? Znaczy jaki?
- Znaczy okropnie zamknięty w sobie, głupi, bezduszny, wymieniać dalej?
- Nie trzeba. Przecież ty taka nie jesteś.
- Jestem, tylko jeszcze nie znasz mnie na tyle dobrze.
- Nie wierzę.
- To uwierz. Kontynuuj.
- Nie wiem od czego zacząć..
- Najlepiej od początku.
- Tylko najgorsze jest to, że ja właśnie nie wiem co jest początkiem.
- To znaczy? Bo ja nie za bardzo łapię.
- No właśnie.
- Dobra, powoli. Jesteś smutny z powodu..?
- Z powodów różnych. Dowiedziałem się, że moja eks robi problemy, że tracę kolejnych przyjaciół, znajomych..
- Konkretniej?
- Monika chce do mnie wrócić. Nie wiem co robić, choć powiedziałem jej, że to nic nie zmieni, że ja nie chcę, to i tak gdzieś w środku czuję, że źle robię..
- Czemu? To normalne. Człowiek nie przestaje kogoś kochać w ciągu minuty, godziny, dnia, miesiąca czy roku.. Każdy potrzebuje czegoś innego.
- Tylko, że ja.. Nie chcę z nią być, chyba.
- Chyba. No właśnie. Chyba ryba, mój drogi. Daj sobie czas, przemyśl to wszystko, może jednak jest Wam pisane być razem? Czemu tak właściwie się rozstaliście?
- Nie jest, uwierz. Gdyby było, to właśnie ona by tu była. Wszystko jest takie skomplikowane..
- Opowiadaj, mam czas.
Usiedliśmy na ławce, tej samej, co na początku pobytu. Patrząc w niebo słuchałam jego opowieści. Ze zdziwieniem patrzyłam na niego, kiedy mówił o niewierności swojej kobiety. O tym, jak to wszystko znosił, bo ją kochał. Wybaczał wszystko, cokolwiek by nie zrobiła. Nie chciał, by kiedykolwiek się rozstali. Tak bardzo mu na niej zależało.. A ona go zostawiła. Chłodna, bezuczuciowa, bez serca.. Żal mi się go zrobiło, kiedy zobaczyłam przy opowieściach łzy w jego oczach. Zaszklone tęczówki wyglądały jeszcze cudowniej, coraz bardziej doprowadzały mnie do obłędu. Dlatego szybko odwróciłam wzrok, żeby przypadkiem się w nim całkowicie nie zadużyć..
- Widzisz.. To naprawdę skomplikowane. Ona mnie rani.. A ja głupi ciągle chcę do niej wrócić. To znaczy wróć, chciałem. Ona traktuje mnie jak zabawkę, którą się pobawi i zostawi.. Nic nie znaczącą osobę w swoim życiu, albo tylko dla zaspokojenia swoich potrzeb. Wkurza mnie to, ale i tak ona powie słowo, a ja najchętniej przejechałbym pół świata za nią.
- Miłość.
- Szkoda, że tylko jednostronna.
- Czasem tak jest.. Nawet sama się o tym przekonałam.
- To znaczy?
- Dłuższa historia, już chyba nie na dziś. Dzisiaj już wystarczająco dużo smutnych historii.
- Powiedz. Ja się przed Tobą otworzyłem, choć wcale nie byłem tego pewien. Ty odwdzięcz mi się tym samym.
- Ale skąd mogę wiedzieć, że Tobie można ufać? Nawet Maciek tego nie wie.
- A wiesz jaki jest najlepszy sposób, żeby dowiedzieć się, czy można komuś zaufać?
- Nie wiem.
- Po prostu zaufaj.. - szepnął mi do ucha.
Przeszedł mnie dreszcz. Usłyszałam dobitnie te słowa, choć wypowiedział je z niezwykłą delikatnością.
- Zaufam Ci kiedy indziej, nie dziś. Proszę.
- Ale dlaczego?
- Muszę się z tym przespać, wszystko sobie przemyśleć.. To jest jeszcze bardziej skomplikowane niż Twoja historia.
- Aż tak źle?
- Gorzej.
- Rozumiem. Ale wiedz, że ja zawsze Cię chętnie wysłucham. Jeśli to tylko Ci w jakikolwiek sposób pomoże, to będę mega szczęśliwy. Póki tu jesteśmy, to widzimy się prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- To dobrze?
- No właśnie, to dobrze?
- Pierwsza zadałam to pytanie. - uśmiechnęłam się.
- Hmm.. Moim zdaniem tak. A Twoim?
- No nie wiem, nie wiem..
- I ty mówisz, że to ja wredny jestem?
- Mhm.
- Wredota to z Ciebie raczej. - zaczął mnie gilgotać.
- Spadaj, spadaj, łapy precz ode mnie! - broniłam się.
- Nie ma opcji, dostaniesz za swoje!
Ganiał za mną aż do ośrodka. Pod samymi drzwiami w końcu odpuścił i po cichu wemknęliśmy się do środka. Wybiła właśnie dwudziesta druga, trochę spędziliśmy czasu na dworze. Prawie wszyscy już spali, bo treningi niektórych zaczynały się nawet o czwartej trzydzieści. Ciężkie takie życie. Na szczęście ja tam byłam na takich pseudo wakacjach. Siatkarze trenowali nawet bardzo mocno. W końcu musieli się przygotować do obrony złota na Lidze. Oboje po wejściu do pokoju runęliśmy roześmiani na łóżka i leżeliśmy tak przez dobrych dziesięć minut. Muzaj chrapał w najlepsze, zapewne już od kilkunastu minut przed naszym przyjściem. Poszłam się wykąpać. Tym razem zdecydowałam się na opcję mega długiego prysznica.Letnia woda po upalnym dniu zadziałała na mnie idealnie. Odetchnęłam sobie spokojnie i znów się uśmiechałam, przypominając sobie wszystko, co związane było z Bartkiem. Musiałam się zastanowić, czy jest to odpowiedni czas na to, by powiedzieć mu o Czarnowskim. A nawet, czy może nie pójść dalej i nie powiedzieć mu, że mi się podoba.
Głupia jesteś - powtarzasz sobie. Przecież ty go znasz kilka dni. Po co? Na co? Może i poznajesz go z dnia na dzień, ba, z godziny na godzinę - coraz lepiej.. Ale co z tego wszystkiego? Nie można się otwierać przed człowiekiem tak od razu. Chociaż on to zrobił, to ty nie musisz. W dodatku obiecał Ci, że poczeka na Twoją opowieść. To tym bardziej. Daj sobie czas, dowiedz się o nim jeszcze więcej i wtedy mu to powiesz. Ot i co..
Byłam wykończona, po całym dniu, więc bardzo szybko usnęłam. Rano obudził mnie Maciek.
- Gdzie Ty wczoraj byłaś?! - dopytywał.
- Nigdzie, kochanie, daj mi spać. Jest środek nocy! - odburknęłam i przewróciłam się na drugi bok.
- No powiedz, no! Nie bądź taka. - próbował mnie przekonać. Ale ja nieugięta zmieniłam temat - nie powinieneś być już na treningu?
- O matko! Spóźniłem się! - krzyknął Muzaj i wybiegł z pokoju.
Odetchnęłam w ulgą. Wstałam, wyszykowałam się i wyszłam przed budynek. Z recepcji dochodziły głosy dość głośnej rozmowy.
- Ja muszę tu wejść, rozumie Pan! - krzyczała jakaś kobieta.
- Nie wolno mi nikogo wpuszczać! taki mam nakaz! - tłumaczył się recepcjonista.
- Muszę i koniec. Proszę zawołać Bartka do mnie, ale to już! - wrzasnęła.
- Jakiego Bartka? - włączyłam się do rozmowy.
- Kurka, a jakiego? Kolejna psycho-fanka?
- Nie, też jestem siatkarką. Zawołam go.
Poszłam po Bartka i opowiedziałam mu całą sytuację.
- Moja dziewczyna! O matko! - krzyknął. - nie mam wyjścia.. Muszę do niej pójść.
- Powodzenia - klepnęłam go w ramię.
Widziałam tylko, że wyszli razem z obiektu i zniknęli na kilka godzin. Każdy myślał, że on już w ogóle nie wróci. Jednak późnym wieczorem do pokoju wpadł Kurek.
- Gdzie Maciek? - zapytał nerwowo.
- Nie wiem, pewnie biega, a coś się stało?
- Tak chcę pogadać. Wręcz muszę. Zerwaliśmy, już tak na dobre..
- Jednak? - zapytałam - każdy był pewien, że do siebie wróciliście.
- Nie, coś Ty. Musiałem jej to tyle godzin tłumaczyć.. Bo robiła sceny rozpaczy. Chciała się zabijać. A mimo wszystko nie mogłem do tego dopuścić.
- Dobrze zrobiłeś. Fajny facet z Ciebie. Szkoda, że ja takiego nie spotkałam na swojej drodze. - zaczęły wracać do mnie wszystkie wspomnienia i rozpłakałam się.
- Miśka, co jest? Opowiesz mi w końcu o co chodziło z tym Patrykiem? Może będzie Ci lżej? - przytulił mnie.
- A chcesz mnie słuchać? Skoro nawet mnie nie lubisz.. ?
- Lubię, głuptasie! Opowiadaj. Posłucham i może coś doradzę..
- Więc... Moja historia jest bardzo skomplikowana.. - zaczerpnęłam powietrza i zaczęłam opowiadać..
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
niedziela, 28 kwietnia 2013
Rozdział piętnasty
Podeszłam bliżej, a on się wyłączył.
- Co jest?
- Nic, taka tam sprzeczka z koleżanką.
- Koleżanką?
- Tak.
- Byłą?
- Nie, po prostu koleżanką.
- A co się stało?
- Koleżeńskie sprawy.
- Wszystko w porządku?
- Jasne.
- Na pewno?
- Na pewno. Wracamy na stołówkę?
- Mhm.
Nie byłam przekonana co do tego wszystkiego. Ale postanowiłam nie naciskać. W końcu jak będzie chciał, to sam mi powie. Z powrotem usiadłam przy swoim stoliku i znów kontynuowałam rozmowę z Karolem.
- Wolna?
- Jak ptak.
- Serio?!
- A co Cię tak dziwi?
- Przecież ty, taka wspaniała dziewczyna.. Ładna, inteligentna, bystra..
- Mhm, mhm. Kity wciskaj innym. Poza tym skąd ty niby możesz o tym wiedzieć? Znamy się od kilkunastu godzin.
- Czuję się, jakbym Cię znał dłużej.
- Taaa, takie teksty od zawsze mnie powalały. - zaśmiałam się.
- Punkt dla mnie?
- A to są jakieś punkty? Na co?
- A tak o.
- Mhm, okej. Oczywiście.
- No, to punktuję u Ciebie, yess! - zaczął się cieszyć.
- No tak, tak. Wróć, a ty nie masz dziewczyny?
- Mam.
- I ty tak sobie pozwalasz?
- Na co? Na pożartowanie z fajną koleżanką? Zawsze i wszędzie. - uśmiechnął się.
- Cieszę się, że tu przyjechałam. Tak to właśnie siedziałabym w domu i zażerała się lodami z wielkiego opakowania.
- Mniam. Idziemy na lody?
- No co ty, przecież trener Cię zabije.
- Ee tam, nie zabije. Najwyżej nawrzeszczy.
- Taa, słyszałam już próbkę.. I szczerze, chyba więcej nie chcę..
Chwilę jeszcze się pośmialiśmy, a następnie opuściliśmy stołówkę. Ciągle wpatrywałam się w Bartka. Oczy miał jakby smutne, ciągle nieobecny, nieskupiony. Żal aż było patrzeć jak się męczy. A pomóc nie było jak, bo nie wiedziałam nawet dlaczego tak się zachowuje.. Kłos wykręcił się u trenera z kolejnych ćwiczeń na siłowni i zabrał mnie na miasto.
- Lody, ciastko, kawa?
- Żadne z tych, dietę trzymam.
- Dietę? A niby na co? - zatrzymał się i zmierzył wzrokiem z góry na dół.
- A niby na utrzymanie się w jakiejś formie normalnej. Bo z takim brzuchem ciężko mi jest cokolwiek robić w siatkówce.
- Że co proszę?!
Przez dłuższą chwilę tłumaczyłam mu swoją rację, ale ten nie dawał za wygraną. Twierdził, że jestem nienormalna.
- Lama.
- Co ty masz z tą lamą?
- Nie wiem, tak po prostu. Przeszkadza Ci to?
- Nie, po prostu mnie to zastanawia.
- Nie myśl tyle, bo Ci dym z uszu pójdzie.. - zaśmiałam się.
Pospacerowaliśmy trochę, skusiłam się ostatecznie na kawę. Choć ciągle po głowie chodziła mi sprawa z Bartkiem, to próbowałam cieszyć się chwilą odpoczynku z tak miłym facetem. Opowiedział mi o swojej dziewczynie, o denerwujących niektórych fankach czy sławie, którą zyskał niedawno. Jako, że mnie takie rzeczy wcześniej nie interesowały, to byłam totalnie zacofana.
- Serio nie kojarzysz nawet mojego profilu?
- Wiesz, mam lepsze zajęcia niż siedzenie nad fejsem.
- Jakie na przykład?
- Na przykład grę, a nie tak jak niektórzy.. - znów się śmiałam.
Zmierzył mnie po raz kolejny wzrokiem i sam się zaczął śmiać.
- Co Cię łączy z Kurkiem?
- Znajomość.
- Tylko?
- No tak, a czemu pytasz?
- Bo wygląda, jakbyś się w nim zakochała. Ciągle o nim gadasz, jesteś trochę nieobecna. Martwisz się nim czy coś?
- Nie wiem.. Dowiem się kiedyś.. - uśmiechnęłam się.
Wróciliśmy w ekspresowym tempie, by zdążyć na prawidłowy trening na hali, największej hali w całym ośrodku.
- Chodź no tu, słit focia na fejsa być musi! - podszedł znów do mnie.
Wszyscy stwierdzili, że on się we mnie zakochał. Jak można się zakochać w osobie, którą widzi się drugi raz w życiu?! Kręciłam tylko zaprzeczalnie głową i przechodziłam dalej.
- Jak tam romansik z Kłosem? - zagadnął Maciek.
- Jaki romansik?! Już nawet z człowiekiem nie można normalnie pogadać.
- Jeszcze zobaczę, że za niedługo ustawisz sobie na fejsbuku " w związku".
- "z siatkówką" - dodałam i się uśmiechnęłam.
- To przede wszystkim, wiedziaaałem!
Ćwiczenia obserwowałam z trybun. W połowie zdecydowałam się dać sobie spokój i zająć się czymkolwiek innym. Wieczorem leżałam z Muzajem w pokoju oglądając jakiś program. Wszedł w tym czasie Bartek z impetem.
- Nie śpicie?
- Jest wcześnie.
- No tak, faktycznie. Zgubiłem poczucie czasu.
Poszedł się kąpać, po czym stanął przy drzwiach i zapytał, czy przypadkiem nie wychodzę. Ostatecznie się zgodziłam, bo niby czemu nie?
- Możesz mi wszystko powiedzieć? - zapytałam zamykając za sobą drzwi.
- Wszystko to znaczy co?
- No wszystko. Przyczyna Twojego zachowania, smutek.. No generalnie wszystko.
Krótko, ale przed południem pojawi się kolejny, także bądźcie czujni! ;*
Buziaki i enjoy! :-)
- Co jest?
- Nic, taka tam sprzeczka z koleżanką.
- Koleżanką?
- Tak.
- Byłą?
- Nie, po prostu koleżanką.
- A co się stało?
- Koleżeńskie sprawy.
- Wszystko w porządku?
- Jasne.
- Na pewno?
- Na pewno. Wracamy na stołówkę?
- Mhm.
Nie byłam przekonana co do tego wszystkiego. Ale postanowiłam nie naciskać. W końcu jak będzie chciał, to sam mi powie. Z powrotem usiadłam przy swoim stoliku i znów kontynuowałam rozmowę z Karolem.
- Wolna?
- Jak ptak.
- Serio?!
- A co Cię tak dziwi?
- Przecież ty, taka wspaniała dziewczyna.. Ładna, inteligentna, bystra..
- Mhm, mhm. Kity wciskaj innym. Poza tym skąd ty niby możesz o tym wiedzieć? Znamy się od kilkunastu godzin.
- Czuję się, jakbym Cię znał dłużej.
- Taaa, takie teksty od zawsze mnie powalały. - zaśmiałam się.
- Punkt dla mnie?
- A to są jakieś punkty? Na co?
- A tak o.
- Mhm, okej. Oczywiście.
- No, to punktuję u Ciebie, yess! - zaczął się cieszyć.
- No tak, tak. Wróć, a ty nie masz dziewczyny?
- Mam.
- I ty tak sobie pozwalasz?
- Na co? Na pożartowanie z fajną koleżanką? Zawsze i wszędzie. - uśmiechnął się.
- Cieszę się, że tu przyjechałam. Tak to właśnie siedziałabym w domu i zażerała się lodami z wielkiego opakowania.
- Mniam. Idziemy na lody?
- No co ty, przecież trener Cię zabije.
- Ee tam, nie zabije. Najwyżej nawrzeszczy.
- Taa, słyszałam już próbkę.. I szczerze, chyba więcej nie chcę..
Chwilę jeszcze się pośmialiśmy, a następnie opuściliśmy stołówkę. Ciągle wpatrywałam się w Bartka. Oczy miał jakby smutne, ciągle nieobecny, nieskupiony. Żal aż było patrzeć jak się męczy. A pomóc nie było jak, bo nie wiedziałam nawet dlaczego tak się zachowuje.. Kłos wykręcił się u trenera z kolejnych ćwiczeń na siłowni i zabrał mnie na miasto.
- Lody, ciastko, kawa?
- Żadne z tych, dietę trzymam.
- Dietę? A niby na co? - zatrzymał się i zmierzył wzrokiem z góry na dół.
- A niby na utrzymanie się w jakiejś formie normalnej. Bo z takim brzuchem ciężko mi jest cokolwiek robić w siatkówce.
- Że co proszę?!
Przez dłuższą chwilę tłumaczyłam mu swoją rację, ale ten nie dawał za wygraną. Twierdził, że jestem nienormalna.
- Lama.
- Co ty masz z tą lamą?
- Nie wiem, tak po prostu. Przeszkadza Ci to?
- Nie, po prostu mnie to zastanawia.
- Nie myśl tyle, bo Ci dym z uszu pójdzie.. - zaśmiałam się.
Pospacerowaliśmy trochę, skusiłam się ostatecznie na kawę. Choć ciągle po głowie chodziła mi sprawa z Bartkiem, to próbowałam cieszyć się chwilą odpoczynku z tak miłym facetem. Opowiedział mi o swojej dziewczynie, o denerwujących niektórych fankach czy sławie, którą zyskał niedawno. Jako, że mnie takie rzeczy wcześniej nie interesowały, to byłam totalnie zacofana.
- Serio nie kojarzysz nawet mojego profilu?
- Wiesz, mam lepsze zajęcia niż siedzenie nad fejsem.
- Jakie na przykład?
- Na przykład grę, a nie tak jak niektórzy.. - znów się śmiałam.
Zmierzył mnie po raz kolejny wzrokiem i sam się zaczął śmiać.
- Co Cię łączy z Kurkiem?
- Znajomość.
- Tylko?
- No tak, a czemu pytasz?
- Bo wygląda, jakbyś się w nim zakochała. Ciągle o nim gadasz, jesteś trochę nieobecna. Martwisz się nim czy coś?
- Nie wiem.. Dowiem się kiedyś.. - uśmiechnęłam się.
Wróciliśmy w ekspresowym tempie, by zdążyć na prawidłowy trening na hali, największej hali w całym ośrodku.
- Chodź no tu, słit focia na fejsa być musi! - podszedł znów do mnie.
Wszyscy stwierdzili, że on się we mnie zakochał. Jak można się zakochać w osobie, którą widzi się drugi raz w życiu?! Kręciłam tylko zaprzeczalnie głową i przechodziłam dalej.
- Jak tam romansik z Kłosem? - zagadnął Maciek.
- Jaki romansik?! Już nawet z człowiekiem nie można normalnie pogadać.
- Jeszcze zobaczę, że za niedługo ustawisz sobie na fejsbuku " w związku".
- "z siatkówką" - dodałam i się uśmiechnęłam.
- To przede wszystkim, wiedziaaałem!
Ćwiczenia obserwowałam z trybun. W połowie zdecydowałam się dać sobie spokój i zająć się czymkolwiek innym. Wieczorem leżałam z Muzajem w pokoju oglądając jakiś program. Wszedł w tym czasie Bartek z impetem.
- Nie śpicie?
- Jest wcześnie.
- No tak, faktycznie. Zgubiłem poczucie czasu.
Poszedł się kąpać, po czym stanął przy drzwiach i zapytał, czy przypadkiem nie wychodzę. Ostatecznie się zgodziłam, bo niby czemu nie?
- Możesz mi wszystko powiedzieć? - zapytałam zamykając za sobą drzwi.
- Wszystko to znaczy co?
- No wszystko. Przyczyna Twojego zachowania, smutek.. No generalnie wszystko.
Krótko, ale przed południem pojawi się kolejny, także bądźcie czujni! ;*
Buziaki i enjoy! :-)
sobota, 27 kwietnia 2013
Rozdział czternasty
Ge-nia-lne! <3 Musicie tego posłuchać <3
- Tak to jest, jak się mieszka w Łodzi, a nie w Rzeszowie. - zaśmiał się.
- Łódź to bardzo ładne miasto, co Ci się nie podoba?
- Rzeszów lepszy.
- Hmm, nie.
- Jak zwykle mająca swoje jedyne i niepodważalne zdanie.. Taa, właśnie taką Cię zapamiętałem sprzed czterech lat.
- Oj Kosa, Kosa.. Dobrą masz pamięć.. - wyszczerzyłam się.
- No oczywiście. Zresztą nazwisko zobowiązuje, dobra pamięć przechodzi po wszystkich pokoleniach. - uśmiechnął się.
- Oj, co z tego, że mam na nazwisko Kosok? Nie mam dobrej pamięci, chyba normalnie zaczynam wątpić w to, czy jestem z tych Kosoków..
- Spokojnie, spokojnie, jeszcze będzie lepiej. - zaśmiał się i oboje podeszliśmy bliżej ogniska.
Z wymuszonym uśmiechem, który sobie praktycznie przykleiłam do twarzy, chodziłam przez dobrą godzinę.
- Odklej sztuczny uśmiech słoneczko, jeśli aż tak Ci się nie podoba. - podszedł do mnie Maciek.
- Co, jaki sztuczny uśmiech? On szczery, prawdziwy. - broniłam się.
- Za dobrze Cię znam, naprawdę.
- Oj Maciuś..
- Nie męcz się na siłę. Jeśli nie możesz tu wytrzymać, to nie zmuszaj się, tylko śmigaj do pokoju.
- A co, aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć?
- Ja się o Ciebie martwię, a ty tylko o tym.
- No tak, przepraszam.
- I tak Cię kocham. - pocałował mnie w policzek.
Nabiłam sobie na patyka kiełbasę i włożyłam w ogień. Patrzyłam jak wytapia się z niej tłuszcz i rumieni się z każdej strony. Było to na pewno bardziej interesujące niż patrzenie na trzydziestu paru siatkarzy.
- Ciekawe zadanie. - stwierdził Kuraś, który dosiadł się do mnie.
- Szalenie interesujące. - opowiedziałam, nie odwracając nawet wzroku od ognia.
- Czemu jesteś taka smutna?
- Ja smutna? Proszę Cię, taka, jak zawsze.
- Jesteś zawsze smutna?
- A tak wyglądam?
- No teraz tak.
- Mhm, no to tak, oczywiście.
- To co się stało?
- Nic. Nie mogę sobie nawet kiełbasy usmażyć?
- Od kiedy ty tyle tłuszczu jadasz?
Cholera, faktycznie. Przypominasz sobie o diecie i już chcesz wyrzucić kiełbasę do środka żaru, jednak zabiera Ci ją Kurek. Śmiejesz się tylko i mówisz tradycyjne smacznego. Sama sięgasz po sałatkę i rezygnujesz z dalszej zabawy patrzenia w ogień.
Siedziałam i tym razem rozglądałam się po siatkarzach. Większość z nich kojarzyłam z reprezentacji, czy przypadkowo z jakiś telewizyjnych lub internetowych wywiadów.
- Nie wiedziałam Grzesiu, że ty taki rozmowny. - zwróciłam się do zagadanego z jakąś blondynką.
- No widzisz, ludzie się zmieniają - uśmiechnął się.
- To dobrze, że się zmieniają, może i ja się zmienię.
- Przecież ty fajna i mądra dziewczyna. Nie ma po co się zmieniać w Twoim przypadku.
- Widać jak bardzo mnie nie znasz..
Potem przeszłam do Maćka i go przytuliłam.
- Oo, a to za co?
- Za to, że tak po prostu jesteś, pomagasz, starasz się.. A ja tego nie doceniam..
- Uuu, słooooooodko. - przytulił mnie jeszcze mocniej.
Usiadłam mu na kolanach i dalej wsłuchiwałam się w rozmowy siatkarzy. Najbardziej rozwalił mnie jeden z nich, który ciągle biegał z telefonem i robiąc głupie miny, strzelał sobie ze wszystkimi fotki. Podszedł do nas.
- Michalina, o ile dobrze pamiętam?
- Mhm. - odparłam znużona.
- Karol. Karol Kłos. Dla przyjaciół Kłosu, Ochlapywacz, Kłosik. - podał mi swoją dłoń.
- Ochlapywacz? - zapytałam rozbawiona.
- Rozbija się po osiedlu dolnośląskim w Bełchatowie, swoim renaultem z warszawskimi numerami.. - zaśmiał się Muzaj.
- No tak.. Ale faktem jest, że opłaciłem pralnię!
- Co? - nadal nie mogłam przestać się śmiać.
- Długa historia, kiedyś opowiem. A tymczasem trzeba zrobić fotoreportaż na mój cudny profil na fejsie, pozwolicie strzelić sobie fotkę?
- Tak zwaną samo..
- Nie kończ Maciuś, nie kończ. W towarzystwie kobiet się nie przeklina..
- Dżentelmen..
- To jak, mogę?
- Jasne, proszę bardzo.
Focia z rąsi zrobiona. Wydawał się być miłym facetem, trochę zwariowanym, otwartym na świat. Coraz lepiej szło mi dogadywanie się z siatkarzami, a już szczególnie z nim. Zapomniałam o całej sytuacji, o moim uprzedzeniu do zawodników. Wszystko pryskało niczym mydlane bańki. Uśmiech praktycznie nie schodził mi z ust. Tak bardzo zajęłam się integracją z resztą, że całkiem zapomniałam o moim kuzynie oraz o Bartku, który siedział gdzieś z boku, całkiem sam. Szkoda tylko, że nie zauważałam tego wtedy..
- Maćko, a czemu ty żeś w ogóle swoją dziewczynę zabrał na zgrupowanie? Będzie jakaś mieszana drużyna na Ligę Światową? Jakieś nowości? - zaśmiał się Ignaczak.
- No, a nie wiedziałeś? Igła, ty jakiś nie ogarnięty jesteś, że takich rzeczy nie wiesz.
- Przepraszam, przepraszam. - uniósł ręce w geście przepraszającym.
- Wybaczam.
- Szczęściarz z Ciebie. - przysiadł się Kłos. - Ja to z Olą się niby dogaduję, ale jakoś tak..
- Byłby szczęściarzem, gdybym była jego dziewczyną. - zaśmiałam się.
- Jak to? - zapytał zdezorientowany.
- No tak to, my jesteśmy przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi?! - wrzasnął, aż się wszyscy na nas spojrzeli.
- No.
- Czy wy to słyszycie, oni są przyjaciółmi?!
- Karol nie krzycz tak, wszyscy już chyba naprawdę to usłyszeli. - próbowałam go uspokoić.
- Przecież wy.. ty.. znaczy.. No ale jak?!
- Normalnie. Nie wiesz kim są przyjaciele?
- Wiem i to bardzo dobrze. Ale najwidoczniej chyba w waszym przypadku się zgubiłem.. Cholera, jestem niedouczony i niezbyt normalny..
- Z grzeczności nie zaprzeczę. - wyszczerzyłam się.
- Dzięęki.. - zmierzył mnie wzrokiem.
- Rację Ci przyznałam, to źle?
- Pff.
Potem jeszcze dłuższy czas wyjaśnialiśmy wszystkim, że naprawdę nic poza przyjaźnią nas nie łączy. Wszyscy zaś byli przekonani, że ich wkręcamy. Po pierwszej w nocy zaczęliśmy się zbierać, choć wcale się nikomu nie chciało. Mimo wszystko, trzeba było wstać rano na jakiś trening. Tyle, że ja miałam ten komfort, że mogłam, a nie musiałam. Oni zaś, odwrotnie. Nie miałam siły więcej im tłumaczyć, więc zwyczajnie tylko potakiwałam. Zabraliśmy się do pokoju i po wejściu oboje runęliśmy na łóżka, po czym stwierdziliśmy, że się nie podnosimy. Zasnęłam praktycznie od razu. Rano obudził mnie budzik przyjaciela, nastawiony na szóstą piętnaście. Na wpół przytomna otworzyłam oko i rzuciłam w niego poduszką, żeby wyłączył swój alarm.
- Auu. - krzyknął.
- Dzień dobry, wyłącz to dzwoniące gówno i wynocha na siłownię. Dziękuję, dobranoc.
Obróciłam się w stronę okna i z powrotem zamknęłam oczy. Po chwili poczułam, że ktoś mi się ładuje do łóżka.
- Wstajesz razem ze mną, księżniczko.
- Ani mi się śni, dobranoc.
- Słoneczko, bo zaraz użyję siły.. Albo innej, tajnej broni.
- Fuck off, nie mam zamiaru się podnosić, spadaj z mojego łóżka. Zabierz ze sobą Bartka. Barteeeeek! - zawołałam.
- Kurka tu przecież nie ma.
- A widzisz, on porządny już ćwiczy zapewne, a nie tak jak ty leniu. - odpowiedziałam, nadal nie otwierając oczu.
- Przecież on nawet z ogniska nie wrócił.
- Jak to? - obróciłam się w stronę przyjaciela.
- No normalnie. My wróciliśmy, to jego nie było, w nocy jak się obudziłem, też go nie było, teraz go nie ma. Pewno zabalował z jakąś sportsmenką i u niej na noc został. - zaśmiał się.
- A jeśli mu się coś stało?
- Jemu? Proszę Cię. Szybciej chyba nam by się coś stało niż jemu.
- Nie bądź taki pewny. Lepiej to sprawdzić. Przebieraj się, ja też już się ogarniam i lecimy na tą siłkę. Może tam będzie.
Poszłam się szykować w ekspresowym tempie do łazienki, a Muzaj został w pokoju. W ciągu pięciu minut byłam już gotowa. Zabraliśmy klucze, zamknęliśmy drzwi i zbiegliśmy na dół. Żeby dostać się na trening, musieliśmy przejść cały ośrodek, wyjść na zewnątrz i przejść do następnego budynku.
- Bry. - wpadliśmy idealnie o czasie.
- Szósta trzydzieści pięć, brawo. Gdzie jest Kurek? - zapytał trener.
- Myśleliśmy, że tutaj.
- Przecież to z Wami w pokoju jest, to nie wiecie, co się z nim dzieje? - zdziwił się.
- No właśnie nie wrócił na noc, ale mieliśmy nadzieję, że pojawi się tutaj. - próbowałam mu jakkolwiek wytłumaczyć to po angielsku.
Chłopaki zajęli się jakimiś lekkimi ćwiczeniami, a ja poszłam szukać Bartka. Po drodze zaszłam na stołówkę i skubnęłam jabłko. Przeszłam wokół wszystkich hal, po alejkach. Zaczynałam się na poważnie martwić o niego. Wykręciłam do niego numer, cisza. Usiadłam zrezygnowana na jednej z ławek i próbowałam się uspokoić.
- Nie na treningu? - usłyszałam za mną głos.
- Zabiję Cię, uduszę, ukatrupię! - wrzasnęłam obracając się - Telefonu nie masz, poczucia czasu, nic?!
- Rozładował się. Musiałem się przejść, wypocząć.
- Przez całą noc?!
- Nigdy nie myślisz w nocy?
- Leżąc w łóżku.
- A ja wolę pospacerować.
- Nie mogłeś rano wrócić?
- Nie.
- Bo?
- Bo tak mi się podoba. Nie pytaj proszę mnie o nic.
- Bartek..
- Michalina, proszę..
- Okej, okej.. Idź lepiej na trening, zanim trener Cię zabije.
- Aż tak się piekli?
- Nie wiem, nie znam go.
- Chyba lepiej pójdę.
- Idź, idź. Spotkamy się na śniadaniu.
Pocałowałam go w policzek, a ten pognał do pokoju się przebrać. Ja szłam spokojnie alejkami wokół, wsłuchując się w swoje ulubione piosenki. Odetchnęłam ze spokojem. Wdychałam to świeże i cudowne powietrze, które dawało mi jakąś siłę. Nie wiem dlaczego, nie wiem po co.. Promienie słońca ogrzewały całe ciało. Idąc, patrzyłam na ciągle kręcących się wokół mnie sportowców. Niektórych z nich znałam. W końcu to ośrodek przygotowań Olimpijskich. Ślimaczym tempem nareszcie dotarłam do stołówki, gdzie zajęłam miejsce i zajadałam się jajecznicą oraz kanapkami z warzywami. Po kilku minutach pojawili się siatkarze, którzy zajmowali najdłuższy stół na środku pomieszczenia. Siedziałam sama, bo nie chciałam aż tak wpływać na nich, ani tym bardziej angażować się w ich życie. Już wystarczająco mieszałam samym swoim przyjazdem.
- Wolne? - zapytał podchodząc do mnie Kłos.
- A jeśli powiem, że tak, to co?
- No to miło mi Cię poznać i możemy sobie chociaż chwilę pogadać. Jak ty się tu w ogóle znalazłaś? Tak po prostu? - usiadł na wolnym miejscu i zajadał się swoją porcją.
- No jakoś tak wyszło.
- Co robisz prywatnie?
- Pogrywam to tu, to tam..
- To znaczy?
- No gram w siatkę.
- No czekaj, ja Cię kojarzę!
- Być może.
- Super. Zagrasz dzisiaj z nami na treningu?
- Chyba Cię coś piecze.
- Czemu?
- Ja? Z Wami? Serio? Ty nie widzisz tu nic dziwnego w tym?
- Ani troszeczkę.
- Grasz zawodowo.
- Tak to można nazwać..
- No, no więc grasz dzisiaj z nami.
- Trener mnie nie polubił.
- Żartujesz sobie?
- Nie.
- Przestań, on po prostu nie okazuje wszystkim swoich uczuć.
- I tak mam takie wrażenie.
- Nie przejmuj się. Jak Cię nie będzie chciał wpuścić, to od czego masz mnie?
- Ciebie? Przecież znam Cię od wczoraj.
- Osobiście.
- Nie. Z siatkarskich parkietów też Cię nie kojarzyłam niestety. Nie oglądam meczów.
- Serio?!
- A i owszem. Wolę grać niż na to patrzeć.
- Czyli ty kompletnie nie kojarzysz nawet mojego profilu na fejsie?
- Ani troszeczkę.
- Gdzie ty się chowasz?!
- W domu obok Maćka.
- Mieszkacie obok siebie?
- Właśnie stamtąd się znamy.
Właśnie w tym samym czasie od stołu wstał Kuraś, którego odprowadziłam wzrokiem. Wyszedł gdzieś, a jego mina nie była za ciekawa..
- Jak Bartek przeżył siłownię? Trener mocno się wkurzył?
- Nie wiem, my trenowaliśmy.
- Mhm. To pozwolisz, że Cię opuszczę na chwilę. Zaraz wracam.
Poszłam szybko za Bartoszem. Ten nerwowo chodził po korytarzu, gestykulował i rozmawiał dość głośno przez telefon.
Wszystko nadrabiam, ogarniam, wracam do życia. Choć jestem chora. Ale będę się starać. Buziaki i enjoy ;*
czwartek, 25 kwietnia 2013
Rozdział trzynasty
Pobudkę o szóstej, tak jak było to ustalone, zrobił sobie Maciek, a ja i Bartek mogliśmy sobie jeszcze smacznie pospać. Obudziłam się, kiedy poczułam zapach naleśników. Przeszłam do kuchni.
- No proszę, szósta czterdzieści, dzień wyjazdu, a mój ukochany przyjaciel stoi przy gazówce i robi naleśniory?
- A miałem inne wyjście?
- Mogłeś się zdecydować na zrobienie kanapek. - zaśmiałam się, podkradając kawałek usmażonego dzieła.
- Dostaniesz jak skończę, łapy precz póki co. - dostałam po dłoniach.
- A pff.
- Dzieeeń dobry.. - ziewnął Kurek dołączając do nas.
- No dobry, dobry. - uśmiechnęłam się.
- Co to, Muzajowi się nudzi? - przetarł oczy.
- Najwidoczniej.
- Nie no, jeśli takie śniadanka u Ciebie się serwuje codziennie, to ja się wprowadzam!
Sąsiad dokończył swoje przygotowania i nałożył nam porcje na talerz. Zrobił też jedzenie na drogę. Za dwadzieścia ósma byliśmy już przygotowani ostatecznie. Wpakowaliśmy wszystkie rzeczy i ruszyliśmy. Z Łodzi do Spały było naprawdę blisko, więc też nie musieliśmy tak jak inni wyjeżdżać o bardziej nieludzkich porach. Rano pogoda była naprawdę ładna, więc klimatyzacja działała na wysokich obrotach. Poza tym mnóstwo śmiechu, ciągłe jęki, czyli pseudo śpiewanie i inne takie głupoty. Podróż zajęła nieco ponad godzinę. Kiedy parkowałam pod ośrodkiem w radiu właśnie wybijała godzina dziewiąta.
- No to jesteśmy. - wyłączyłam silnik.
- Mamy godzinę zanim oni się tu dowleką, to co robimy? - zapytał wysiadając Kuraś.
- Proponuję rozejrzenie się po ośrodku.
- Serio?! - powiedzieliśmy chórkiem.
- No co wy chcecie, może coś się tu zmieniło? Albo jakieś ładne sportsmenki się przypadkiem pojawiły, a ja nic o tym nie wiem. - mówiąc to, zaczął iść w stronę wejścia.
Widziałam jego wzrok, który śledził każdą przechadzającą się tam kobietę, którą wręcz pożerał. Zaśmiałam się tylko i wróciłam do rozmowy z Bartkiem.
- Chce Ci się tam iść? - rozbawiło mnie to.
- Chyba żartujesz. Już tyle razy tu byłem, co ja niby mam zwiedzać? Przecież to nie muzeum.
- Może i muzeum, talentów. - powiedziałam dumnie.
- Naprawdę tak uważasz?
- Tak i owszem.
- Widać, że jeszcze tu nigdy nie byłaś.. - zaśmiał się, po czym mnie objął i przeszliśmy na pierwszą lepszą dróżkę.
Podążaliśmy wzdłuż alejek, bacznie rozglądając się za kimś znajomym. Nigdy nie byłam w takim miejscu, więc nie wiem jak to jest. Na około pełno jakiś sportowców. Biegacze, skoczkowie o tyczce, czy w dal oraz milion pięćset sto dziewięćset innych osób. Usiedliśmy sobie na pierwszej wolnej ławce i delektowaliśmy się, ogrzewającymi nasze ciała, promieniami słonecznymi.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- Zależy o co.
- A odpowiesz mi szczerze?
- No nie wiem na co jeszcze.
- Pytam, odpowiesz szczerze czy nie?
- Postaram się.
- Chcesz być z Maćkiem?
- Co?! - wybuchnęłam śmiechem.
- No miałaś mi odpowiedzieć.
- No co ty, przecież my się tylko przyjaźnimy.
- Przyjaźnicie się i owszem. Ale widać po Was, że każde z Was chce czegoś więcej, ale boi się zaangażować.
- A ty co, psycholog?
- Osobisty.
- Ile na godzinę bierzesz?
- Tylko w naturze wypłata.. - zaśmiał się.
- Idiota.- pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Zmieniłam pozycję do siedzenia - teraz zaplotłam ręce na klatce, a nogi rozprostowałam.
- Dalej nie uzyskałem odpowiedzi.
- Nie, nie mam zamiaru z nim być, nie chcę, mam go tylko jako przyjaciela. Wystarczy?
- Jesteś pewna?
- Jak jeszcze nigdy niczego.
- Okej, Twoja sprawa.
Zza rogu budynku wychylił się ten, o którym była mowa.
- A wy co, na chwilę Was zostawić, a tu już jakiś romans?
- No oczywiście, przejrzałeś nas. Już jakąś laseczkę zarwałeś?
- Jeszcze nie, ale to wiesz, dopiero początek.
- No przecież. Co się dzieje?
- Przyjechali już niektórzy, Łódź city głównie. Na Wawę i Rzeszów przyjdzie nam poczekać jeszcze trochę.
- Mam skakać z radości? - westchnęłam.
- Najwyraźniej tego nie robisz.
- No bo nie mam z jakiego powodu..
- Wyluzuj, będzie okej. Spokojnie. Choć zapoznam Cię z nimi!
- Nie, nie, nie trzeba. - zapierałam się.
- Michalina, nie rób scen.
Złapał moją rękę i pociągnął za sobą. Szybkim krokiem podeszliśmy pod same drzwi ośrodka. Czekała tam już grupka facetów.
- Uwaga, proszę o chwileczkę. Chciałbym Wam przedstawić Michalinę, która spędzi z nami te najbliższe dni, potrenuje, nauczy się wiele i mam nadzieję, że miło ją przyjmiecie. - uśmiechnął się i popatrzył w moją stronę.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wszelakie pary oczu skupione były właśnie na mnie. Patrzyli, patrzyli, aż w końcu jeden z nich odważył się cokolwiek odezwać.
- Paweł, Zati, mam jeszcze dużo innych ksywek, ale te najbardziej. - podał mi rękę.
Niechętnie tam się tak zachowywałam. W końcu nie chciałam robić wstydu przyjacielowi, ale wcale to wszystko mi się nie podobało. Szczególnie te przyszłe zażyłości z zawodnikami. Na samą myśl o tylu spoconych facetach robiło mi się niedobrze. Po dziesięciu minutach z obłędu wśród kółka żółto-czarnych, wyciągnął mnie Bartosz.
- Mili Panowie wybaczą, ale Pani, jak już zapewne widzicie ma dość. Proponuję, żeby każdy odszedł w swoją stronę, i tak zobaczymy się za kilkanaście minut.
Złapał moją dłoń i spacerkiem stamtąd odeszliśmy.
- Dziękuję Ci, chyba nigdy bym stamtąd nie poszła. Muzaj zabronił mi bycia wredną, więc muszę jakiekolwiek pozory zachowywać.
- Nie ma za co, sam mam ochotę na trochę wolnego. Te mordki będę oglądać prawie codziennie od przyszłego sezonu. Jeszcze zdążę się nimi nacieszyć.
- Jeden normalny..
- No, widzisz. Dobra, tak czy inaczej zaraz przyjadą wszyscy, więc trzeba się ogarnąć i przygotować.
- Fizycznie, to mam jeszcze zdrowe łapki, także bez większych problemów! - wyszczerzyłam się.
- Ja też, to Ci pomogę! - zaśmiał się.
Nasz spokój znów został zakłócony przez sąsiada, który obwieścił, iż reszta królestwa przybyła. Skrzywiłam się, ale postanowiłam się wziąć w garść, bo przecież miałam z nimi wytrzymać naprawdę długo.
Przełamujesz strach, a może bardziej niechęć. Masz ochotę komuś coś zrobić, ale się powstrzymujesz. Masz taki wewnętrzny hamulec, który każe Ci być fair wobec najlepszego przyjaciela.
Podeszliśmy, Maciej mnie przedstawił trenerowi i jeszcze kilku osobom z drużyny. Jeszcze nie wszyscy dojechali. Potem weszliśmy do środka, odebraliśmy klucze do pokoi i mieliśmy piętnaście minut na przebranie, bo za tyle właśnie zaczynał się pierwszy reprezentacyjny trening na siłowni. Pełno dziennikarzy, przypadkowych ludzi ale też i kibiców. A tak właściwie, to oni musieli, bo ja byłam tu nie pod szyldem " Reprezentacja Polski w piłce siatkowej mężczyzn". Jeśli dobrze wiem, to jestem kobietą i nie mam zamiaru tego zmieniać. Mimo wszystko posłuchałam trenera Anastasiego i pognałam wraz z nimi. Tam przynajmniej mogłam się wyżyć w pełni za wszystko. Upierdliwi redaktorzy i fotoreporterzy czyhali na wszystko, co się tylko działo. Tego już naprawdę było za wiele. Nawet w spokoju nie mogłam biegać, bo co rusz pojawiał się inny reporter albo reporterka. Po zakończeniu nudnego odpowiadania na pytania o sezon ligowy, o plany i innych takich, na szczęście mogłam odetchnąć. Wzięłam prysznic i zanim poszłam na pierwszy obiad w tym ośrodku, to się przebrałam w coś luźnego. Weszłam na stołówkę po cichu, usiadłam gdzieś z boku i zabrałam swoją porcję zdrowego posiłku, którą pochłonęłam w szalonym tempie. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Miśka, Miśka, co ty na wieczorne ognisko, idziesz z nami?
- Nie chce mi się. - odkrzyknęłam Maciusiowi.
- I tak wiem, że pójdziesz!
- Lama!
Głupie było się tak przekrzykiwać, więc postanowiłam zająć się dokończeniem posiłku i odpoczynkiem. Przed siedemnastą położyłam się na jednym z trzech łóżek w naszym pokoju i zajęłam się oglądaniem telewizji. Leciał akurat jakiś mecz siatki. W tym czasie do mnie przyłączył się Bartuś.
- Pójdziesz, prawda?
- Nie.
- Ale co, ze mną nie pójdziesz?
- Z Tobą nie pójdę.
- Miiiiiiiiisia..
- Nie i koniec, skończ proszę.
- Michalinko, no zgódź się. Zobaczysz jak będzie fajnie, jaka atmosfera, poznasz ich lepiej, polubisz lub też nie.
- Wątpię.
- I tak wiem, że pójdziesz.
- Idiota..
- Kochany idiota.
- Kochany? Od kiedy?
- Od kiedy się z Tobą przyjaźnię.
- A my się przyjaźnimy?
- No ba, oczywiście.
- Mhmm, no to miło się tak szybko dowiadywać o swoim przyjacielu.. Ciekawie.
- Dobra, dobra.
Położyłam się na łóżku i oparłam głowę o nagłówek. Jednak "Pan Wygodnicki" rozłożył się na moich kolanach i nie chciał się podnieść.
- No wstawaj wreszcie! - próbowałam go zrzucić.
- Zamiast mnie stąd zrzucać, zajęłabyś się analizą meczu. - wystawił mi język, a ja z niedowierzaniem pokręciłam głową.
Ostatecznie przestałam się z nim siłować, bo wiedziałam, że i tak to nic nie da. Mimowolnie zaczęłam wdrażać się mecz, nie zauważając, że bawię się włosami leżącego Kurasia. Dopiero po jakimś czasie się zorientowałam, bo on wcale nie protestował.
- Ej, czemu przestałaś?
- Tobie nie za dobrze?
- Ani troszeczkę.
W tym czasie wparował do pokoju Maciek.
- No proszę, proszę.. Romans kwitnie.
- Weź się wypchaj.
- Słodko, słodko..
- Fuck off. - wystawiłam mu środkowego palca i znów przeniosłam wzrok na telewizor.
- Ognisko za godzinę z tyłu ośrodka.
- Nie idę. - odpowiedziałam nie ruszając wzroku z miejsca.
- Właśnie, że idziesz.
- Już Ci powiedziałam, nie idę i koniec.
- Bartek weź jej to wytłumacz. - szukał wsparcia w przyjmującym.
- Jeśli nie będzie chciała, to jedynie siłą ją tam zaniesiesz, a i to nie wydaje się być w stu procentach pewne, że się powiedzie.
- No świetnie, nawet ty przeciw mnie, dzięki..
- Nie przeciw Tobie, tylko stwierdzam fakty.
Jeszcze chwilę negocjował, aż w końcu wyszedł. Mecz w telewizji skończył się pięćdziesiąt minut później.
- To co, może jednak skoczymy na dół? W końcu kto zabroni Ci tu wrócić? Przecież nikt Ci wejścia nie zamknie.
- W sumie.. Masz rację.
- No wiem! - wyszczerzył się.
- Ty się tak nie ciesz, bo jeszcze oberwiesz całkiem przypadkiem.
- A to niby za co?
- Za całokształt. - zaśmiałam się zabierając swoją skórzaną kurtkę z wieszaka i wychodząc.
Niechętnie zeszłam razem z Bartoszem i udaliśmy się w stronę wielkiego ogniska. Siedziało przy nim chyba ze trzydzieści osób.
- O no proszę, witam szanowną kuzynkę! - przytulił mnie.
- Bry kuzynie. - uśmiechnęłam się.
- Ile to już się nie widzieliśmy? Ze cztery lata?
- No jakoś tak. W telewizji Cię widzę, to póki co mi wystarczało. Jak tam przygotowania?
Całkowicie zapomniałam, że mam kuzyna siatkarza. Kolejny powód do tego, żeby wrócić do normalnego życia. Ci zawodnicy, to przecież nic złego..
Brak mi weny na coś ciekawego, więc po prostu udanego czwartku.. ;-)
Liczę, że tu będziecie, bo od jutra albo od piątku, jeszcze nie wiem, wrócę tak na pełen etat. Z dłuższymi, ciekawszymi i mądrzejszymi rozdziałami :-)
Buziaki i enjoy ;*
- No proszę, szósta czterdzieści, dzień wyjazdu, a mój ukochany przyjaciel stoi przy gazówce i robi naleśniory?
- A miałem inne wyjście?
- Mogłeś się zdecydować na zrobienie kanapek. - zaśmiałam się, podkradając kawałek usmażonego dzieła.
- Dostaniesz jak skończę, łapy precz póki co. - dostałam po dłoniach.
- A pff.
- Dzieeeń dobry.. - ziewnął Kurek dołączając do nas.
- No dobry, dobry. - uśmiechnęłam się.
- Co to, Muzajowi się nudzi? - przetarł oczy.
- Najwidoczniej.
- Nie no, jeśli takie śniadanka u Ciebie się serwuje codziennie, to ja się wprowadzam!
Sąsiad dokończył swoje przygotowania i nałożył nam porcje na talerz. Zrobił też jedzenie na drogę. Za dwadzieścia ósma byliśmy już przygotowani ostatecznie. Wpakowaliśmy wszystkie rzeczy i ruszyliśmy. Z Łodzi do Spały było naprawdę blisko, więc też nie musieliśmy tak jak inni wyjeżdżać o bardziej nieludzkich porach. Rano pogoda była naprawdę ładna, więc klimatyzacja działała na wysokich obrotach. Poza tym mnóstwo śmiechu, ciągłe jęki, czyli pseudo śpiewanie i inne takie głupoty. Podróż zajęła nieco ponad godzinę. Kiedy parkowałam pod ośrodkiem w radiu właśnie wybijała godzina dziewiąta.
- No to jesteśmy. - wyłączyłam silnik.
- Mamy godzinę zanim oni się tu dowleką, to co robimy? - zapytał wysiadając Kuraś.
- Proponuję rozejrzenie się po ośrodku.
- Serio?! - powiedzieliśmy chórkiem.
- No co wy chcecie, może coś się tu zmieniło? Albo jakieś ładne sportsmenki się przypadkiem pojawiły, a ja nic o tym nie wiem. - mówiąc to, zaczął iść w stronę wejścia.
Widziałam jego wzrok, który śledził każdą przechadzającą się tam kobietę, którą wręcz pożerał. Zaśmiałam się tylko i wróciłam do rozmowy z Bartkiem.
- Chce Ci się tam iść? - rozbawiło mnie to.
- Chyba żartujesz. Już tyle razy tu byłem, co ja niby mam zwiedzać? Przecież to nie muzeum.
- Może i muzeum, talentów. - powiedziałam dumnie.
- Naprawdę tak uważasz?
- Tak i owszem.
- Widać, że jeszcze tu nigdy nie byłaś.. - zaśmiał się, po czym mnie objął i przeszliśmy na pierwszą lepszą dróżkę.
Podążaliśmy wzdłuż alejek, bacznie rozglądając się za kimś znajomym. Nigdy nie byłam w takim miejscu, więc nie wiem jak to jest. Na około pełno jakiś sportowców. Biegacze, skoczkowie o tyczce, czy w dal oraz milion pięćset sto dziewięćset innych osób. Usiedliśmy sobie na pierwszej wolnej ławce i delektowaliśmy się, ogrzewającymi nasze ciała, promieniami słonecznymi.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- Zależy o co.
- A odpowiesz mi szczerze?
- No nie wiem na co jeszcze.
- Pytam, odpowiesz szczerze czy nie?
- Postaram się.
- Chcesz być z Maćkiem?
- Co?! - wybuchnęłam śmiechem.
- No miałaś mi odpowiedzieć.
- No co ty, przecież my się tylko przyjaźnimy.
- Przyjaźnicie się i owszem. Ale widać po Was, że każde z Was chce czegoś więcej, ale boi się zaangażować.
- A ty co, psycholog?
- Osobisty.
- Ile na godzinę bierzesz?
- Tylko w naturze wypłata.. - zaśmiał się.
- Idiota.- pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Zmieniłam pozycję do siedzenia - teraz zaplotłam ręce na klatce, a nogi rozprostowałam.
- Dalej nie uzyskałem odpowiedzi.
- Nie, nie mam zamiaru z nim być, nie chcę, mam go tylko jako przyjaciela. Wystarczy?
- Jesteś pewna?
- Jak jeszcze nigdy niczego.
- Okej, Twoja sprawa.
Zza rogu budynku wychylił się ten, o którym była mowa.
- A wy co, na chwilę Was zostawić, a tu już jakiś romans?
- No oczywiście, przejrzałeś nas. Już jakąś laseczkę zarwałeś?
- Jeszcze nie, ale to wiesz, dopiero początek.
- No przecież. Co się dzieje?
- Przyjechali już niektórzy, Łódź city głównie. Na Wawę i Rzeszów przyjdzie nam poczekać jeszcze trochę.
- Mam skakać z radości? - westchnęłam.
- Najwyraźniej tego nie robisz.
- No bo nie mam z jakiego powodu..
- Wyluzuj, będzie okej. Spokojnie. Choć zapoznam Cię z nimi!
- Nie, nie, nie trzeba. - zapierałam się.
- Michalina, nie rób scen.
Złapał moją rękę i pociągnął za sobą. Szybkim krokiem podeszliśmy pod same drzwi ośrodka. Czekała tam już grupka facetów.
- Uwaga, proszę o chwileczkę. Chciałbym Wam przedstawić Michalinę, która spędzi z nami te najbliższe dni, potrenuje, nauczy się wiele i mam nadzieję, że miło ją przyjmiecie. - uśmiechnął się i popatrzył w moją stronę.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wszelakie pary oczu skupione były właśnie na mnie. Patrzyli, patrzyli, aż w końcu jeden z nich odważył się cokolwiek odezwać.
- Paweł, Zati, mam jeszcze dużo innych ksywek, ale te najbardziej. - podał mi rękę.
Niechętnie tam się tak zachowywałam. W końcu nie chciałam robić wstydu przyjacielowi, ale wcale to wszystko mi się nie podobało. Szczególnie te przyszłe zażyłości z zawodnikami. Na samą myśl o tylu spoconych facetach robiło mi się niedobrze. Po dziesięciu minutach z obłędu wśród kółka żółto-czarnych, wyciągnął mnie Bartosz.
- Mili Panowie wybaczą, ale Pani, jak już zapewne widzicie ma dość. Proponuję, żeby każdy odszedł w swoją stronę, i tak zobaczymy się za kilkanaście minut.
Złapał moją dłoń i spacerkiem stamtąd odeszliśmy.
- Dziękuję Ci, chyba nigdy bym stamtąd nie poszła. Muzaj zabronił mi bycia wredną, więc muszę jakiekolwiek pozory zachowywać.
- Nie ma za co, sam mam ochotę na trochę wolnego. Te mordki będę oglądać prawie codziennie od przyszłego sezonu. Jeszcze zdążę się nimi nacieszyć.
- Jeden normalny..
- No, widzisz. Dobra, tak czy inaczej zaraz przyjadą wszyscy, więc trzeba się ogarnąć i przygotować.
- Fizycznie, to mam jeszcze zdrowe łapki, także bez większych problemów! - wyszczerzyłam się.
- Ja też, to Ci pomogę! - zaśmiał się.
Nasz spokój znów został zakłócony przez sąsiada, który obwieścił, iż reszta królestwa przybyła. Skrzywiłam się, ale postanowiłam się wziąć w garść, bo przecież miałam z nimi wytrzymać naprawdę długo.
Przełamujesz strach, a może bardziej niechęć. Masz ochotę komuś coś zrobić, ale się powstrzymujesz. Masz taki wewnętrzny hamulec, który każe Ci być fair wobec najlepszego przyjaciela.
Podeszliśmy, Maciej mnie przedstawił trenerowi i jeszcze kilku osobom z drużyny. Jeszcze nie wszyscy dojechali. Potem weszliśmy do środka, odebraliśmy klucze do pokoi i mieliśmy piętnaście minut na przebranie, bo za tyle właśnie zaczynał się pierwszy reprezentacyjny trening na siłowni. Pełno dziennikarzy, przypadkowych ludzi ale też i kibiców. A tak właściwie, to oni musieli, bo ja byłam tu nie pod szyldem " Reprezentacja Polski w piłce siatkowej mężczyzn". Jeśli dobrze wiem, to jestem kobietą i nie mam zamiaru tego zmieniać. Mimo wszystko posłuchałam trenera Anastasiego i pognałam wraz z nimi. Tam przynajmniej mogłam się wyżyć w pełni za wszystko. Upierdliwi redaktorzy i fotoreporterzy czyhali na wszystko, co się tylko działo. Tego już naprawdę było za wiele. Nawet w spokoju nie mogłam biegać, bo co rusz pojawiał się inny reporter albo reporterka. Po zakończeniu nudnego odpowiadania na pytania o sezon ligowy, o plany i innych takich, na szczęście mogłam odetchnąć. Wzięłam prysznic i zanim poszłam na pierwszy obiad w tym ośrodku, to się przebrałam w coś luźnego. Weszłam na stołówkę po cichu, usiadłam gdzieś z boku i zabrałam swoją porcję zdrowego posiłku, którą pochłonęłam w szalonym tempie. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Miśka, Miśka, co ty na wieczorne ognisko, idziesz z nami?
- Nie chce mi się. - odkrzyknęłam Maciusiowi.
- I tak wiem, że pójdziesz!
- Lama!
Głupie było się tak przekrzykiwać, więc postanowiłam zająć się dokończeniem posiłku i odpoczynkiem. Przed siedemnastą położyłam się na jednym z trzech łóżek w naszym pokoju i zajęłam się oglądaniem telewizji. Leciał akurat jakiś mecz siatki. W tym czasie do mnie przyłączył się Bartuś.
- Pójdziesz, prawda?
- Nie.
- Ale co, ze mną nie pójdziesz?
- Z Tobą nie pójdę.
- Miiiiiiiiisia..
- Nie i koniec, skończ proszę.
- Michalinko, no zgódź się. Zobaczysz jak będzie fajnie, jaka atmosfera, poznasz ich lepiej, polubisz lub też nie.
- Wątpię.
- I tak wiem, że pójdziesz.
- Idiota..
- Kochany idiota.
- Kochany? Od kiedy?
- Od kiedy się z Tobą przyjaźnię.
- A my się przyjaźnimy?
- No ba, oczywiście.
- Mhmm, no to miło się tak szybko dowiadywać o swoim przyjacielu.. Ciekawie.
- Dobra, dobra.
Położyłam się na łóżku i oparłam głowę o nagłówek. Jednak "Pan Wygodnicki" rozłożył się na moich kolanach i nie chciał się podnieść.
- No wstawaj wreszcie! - próbowałam go zrzucić.
- Zamiast mnie stąd zrzucać, zajęłabyś się analizą meczu. - wystawił mi język, a ja z niedowierzaniem pokręciłam głową.
Ostatecznie przestałam się z nim siłować, bo wiedziałam, że i tak to nic nie da. Mimowolnie zaczęłam wdrażać się mecz, nie zauważając, że bawię się włosami leżącego Kurasia. Dopiero po jakimś czasie się zorientowałam, bo on wcale nie protestował.
- Ej, czemu przestałaś?
- Tobie nie za dobrze?
- Ani troszeczkę.
W tym czasie wparował do pokoju Maciek.
- No proszę, proszę.. Romans kwitnie.
- Weź się wypchaj.
- Słodko, słodko..
- Fuck off. - wystawiłam mu środkowego palca i znów przeniosłam wzrok na telewizor.
- Ognisko za godzinę z tyłu ośrodka.
- Nie idę. - odpowiedziałam nie ruszając wzroku z miejsca.
- Właśnie, że idziesz.
- Już Ci powiedziałam, nie idę i koniec.
- Bartek weź jej to wytłumacz. - szukał wsparcia w przyjmującym.
- Jeśli nie będzie chciała, to jedynie siłą ją tam zaniesiesz, a i to nie wydaje się być w stu procentach pewne, że się powiedzie.
- No świetnie, nawet ty przeciw mnie, dzięki..
- Nie przeciw Tobie, tylko stwierdzam fakty.
Jeszcze chwilę negocjował, aż w końcu wyszedł. Mecz w telewizji skończył się pięćdziesiąt minut później.
- To co, może jednak skoczymy na dół? W końcu kto zabroni Ci tu wrócić? Przecież nikt Ci wejścia nie zamknie.
- W sumie.. Masz rację.
- No wiem! - wyszczerzył się.
- Ty się tak nie ciesz, bo jeszcze oberwiesz całkiem przypadkiem.
- A to niby za co?
- Za całokształt. - zaśmiałam się zabierając swoją skórzaną kurtkę z wieszaka i wychodząc.
Niechętnie zeszłam razem z Bartoszem i udaliśmy się w stronę wielkiego ogniska. Siedziało przy nim chyba ze trzydzieści osób.
- O no proszę, witam szanowną kuzynkę! - przytulił mnie.
- Bry kuzynie. - uśmiechnęłam się.
- Ile to już się nie widzieliśmy? Ze cztery lata?
- No jakoś tak. W telewizji Cię widzę, to póki co mi wystarczało. Jak tam przygotowania?
Całkowicie zapomniałam, że mam kuzyna siatkarza. Kolejny powód do tego, żeby wrócić do normalnego życia. Ci zawodnicy, to przecież nic złego..
Brak mi weny na coś ciekawego, więc po prostu udanego czwartku.. ;-)
Liczę, że tu będziecie, bo od jutra albo od piątku, jeszcze nie wiem, wrócę tak na pełen etat. Z dłuższymi, ciekawszymi i mądrzejszymi rozdziałami :-)
Buziaki i enjoy ;*
środa, 24 kwietnia 2013
Rozdział dwunasty
Wiem, że pewnie jak zobaczycie "One Direction",
to nie będziecie chcieli włączyć, ale naprawdę polecam..
Wyrywałam się, próbowałam się uwolnić od niego, ale nie dawałam rady. Przez myśl przebiegały mi najróżniejsze pytania. Jak się dostał do domu, że Maciek nie słyszał, dlaczego on tu się znalazł? Te między innymi, ale też wiele innych. Patrzyłam na niego ze strachem i w głowie układałam sobie scenariusz tego, co się będzie działo dalej. On po przywiązaniu mnie do łóżka, wyszedł. Znów nie miałam pojęcia co się stało. Po chwili wrócił, ale nie sam. Z Muzajem. Miałam ochotę zapytać go co tu robi, dlaczego mnie nie ratuje, ale on tylko razem z Czarnowskim się śmiał.
What the fuck?! Co tu się dzieje? Czy ktokolwiek może to coś wytłumaczyć?!
- To jak myślisz, co zrobimy? - zapytał główny sprawca.
- Nie wiem, ona nie jest taka głupia. Sprytna z Ciebie dziewczyna, prawda? - podszedł i przejechał ręką po mojej twarzy.
Odsunęłam się, ale też popatrzyłam na niego nic nierozumiejącym wzrokiem.
- No proszę, jak się boi.. A niby taka odważna. - zaśmiał się
- Póki co, to ją tu zostawimy.
- A na cholerę? Jeszcze mi ktoś zrobi najazd na chatę i ją zgarną.
- No proszę Cię, przecież kto posądzi takiego młodego, niedoświadczonego osobnika? No to wywieziemy ją gdzieś. Albo mam jeszcze lepszy pomysł - zanieśmy ją do jej domu. Włączmy gazówkę i przypadkowo popełni samobójstwo.
- Mówisz?
- No ba, jasne.
- To co, chloroform?
- A masz tu?
- Jasne, w łazience. A potem zanosimy?
- Ta.
Spojrzałam przerażona. Miałam ochotę krzyczeć, gryźć, ale na nic by się to zdało. Po chwili Muzaj przyniósł chusteczkę i choć próbowałam się przed tym ustrzec, to podsunęli mi ją pod nos, aż wreszcie osunęłam się bezwładnie na łóżko.
Obudziłam się. Otworzyłam oczy, zobaczyłam słońce. Spojrzałam na swoje ręce, które leżały swobodnie na kocu. Nie były związane, tak jak i nogi. Nie miałam knebla w ustach, mogłam się normalnie podnieść. Poza tym rozejrzałam się na około, wciąż byłam w sypialni Maćka. Po chwili zjawił się w drzwiach z mini stolikiem i śniadaniem.
- O, właśnie miałem Cię budzić! Dzień dobry słoneczko, śniadanie do łóżka. - uśmiechnął się.
- Odejdź ode mnie! - wrzasnęłam.
- Spokojnie, co się stało?
- Odejdź, bo zacznę piszczeć.
- Ale o co Ci chodzi.
- Ty już doskonale wiesz o co.
- Nie mam zielonego pojęcia. Miśka, co się stało? - podszedł bliżej.
- Nie słyszałeś? Spadaj, odejdź! - zaczęłam wierzgać nogami.
- Czy ty mi możesz wyjaśnić co ja Ci niby zrobiłem? Spałem przez Ciebie w salonie, zajęłaś moją sypialnię. Zrobiłem Ci śniadanie, opiekuję się, a ty jeszcze na mnie wrzeszczysz? Za co?!
Słuchałam tego uważnie, ale dalej miałam przed oczami jego gładzącego mnie po twarzy trochę wcześniej.
- Ty niby taki bezbronny, a co to miało być z Czarnowskim?! Teraz udajesz takiego!
- Skąd wiesz o nim? - zapytał zdziwiony - Nie chciałem Ci nic mówić, żebyś się nie denerwowała..
- Wiesz, jak masz z nim takie układy i mnie nawiedzasz w nocy, to przykro mi, ale ja jednak czasem ogarniam. Mimo wszystko.
- Co? O czym ty mówisz?
- O tym co było w nocy.
- Co było w nocy? Michalina, skup się troszeczkę i przestań sobie żartować. Powiedz mi do cholery o co Ci chodzi, bo ja za chwilę zwariuję!
- Chcecie mnie zabić!
- Kto?!
- Ty i on!
- Czy Ciebie już doszczętnie pogięło?!
- A co, może teraz będziesz robił ze mnie wariatkę i mi mówił, że nic takiego nie miało miejsca?!
- No bo nie miało! To musiał być tylko sen.
- To było naprawdę, ja to wiem!
- Michalina, no skup się. Czy ja bym mógł Ci zrobić krzywdę? No pomyśl. Przecież Cię kocham jak siostrę rodzoną, nie miałbym serca Cię skrzywdzić.
- Czyli że..?
- Że miałaś koszmar, który dobiegł końca. Już, uspokój się.
Przytulił mnie, a ja siedziałam w osłupieniu. W sumie to byłoby trochę głupie, nigdy by się na takie coś nie zgodził.. Trochę głupio mi było teraz, więc tylko mocniej się wtuliłam i szepnęłam przeprosiny. Podał mi chusteczkę, więc wytarłam nos, a potem zabrałam się za to śniadanie, które mi przyniósł - sałatkę z pomidorków koktajlowych, różnych sałat, ogórka, słonecznika i smażonych filetów z kurczaka. Do tego pożywny sok pomarańczowy.
- Nie wiedziałam, że robisz takie jedzenia. - powiedziałam, przełykając kolejną porcję.
- To czyli mnie chyba jeszcze nie znasz. - uśmiechnął się.
- A właśnie, wyjaśnij mi o co chodzi z Czarnowskim?
- O nic, a co?
- No bo powiedziałeś, że nie chciałeś mnie martwić, więc słucham.
- Nic, tak mi się powiedziało. Idziesz dzisiaj na miasto?
- Nie zmieniaj tematu i gadaj wszystko co wiesz.
- Michalina, daj spokój, proszę.
- Dam spokój jak mi powiesz.
- Muszę?
- Musisz.
Popatrzył na mnie, po czym wziął głęboki oddech i opowiedział co wiedział. Patryk nawiedził go wtedy, jak mnie nie było. Przyszedł do mojego mieszkania, ale mnie nie zastał. Zrobił awanturę i sobie poszedł.
- On mi nigdy nie da spokoju.. - posmutniałam.
- Przestań, wszystko będzie okej.
- Powiedzmy.. Dobrze, że wyjeżdżamy do tej Spały.
- No, coś pozytywnego. To co z tym miastem? Jakieś zakupy przed wyjazdem trzeba zrobić.
- Zakupy? - skrzywiłam się.
- Ulubiona część przed wyjazdem! - wyszczerzył się.
- Najgorsza. A co ty chcesz kupować?
- Jedzenie!
- Co? - zapytałam rozbawiona.
- No jedzenie.
- A co, głodzą Was?
- Zdrowa żywność.. - skrzywił się.
- Oo, idealnie! - klasnęłam w dłonie.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz, ale ja tak czy inaczej potrzebuję całej torby batoników, zupek chińskich czy innych mało zdrowych rzeczy.
- Pogrzało Cię?
- Taak, czuję to słońce na dworze.
- Idiota.
- Też Cię kocham. Wstawaj i lecimy.
- A w czym ja niby mam iść na miasto, skoro nie mam nic ze sobą?
- No to c'mon, ruszaj tyłek i lecimy do Ciebie.
- W Twojej koszulce mam wyjść od Ciebie? Nie uważasz, że będzie to dziwnie wyglądało?
- Ani troszeczkę. Chodź. - pociągnął mnie za sobą.
Zabawnie patrzyli na nas sąsiedzi, którzy akurat się gdzieś przemieszczali. Otworzyłam szybko drzwi i od razu poszłam się przebrać. Wybrałam bokserkę i luźny sweterek, a do tego rurki. Nie było bardzo gorąco, choć świeciło słońce. Po dziesięciu minutach byłam zwarta i gotowa. Przewiesiłam sobie torebkę przez ramię, zabrałam kluczyki od auta i ruszyliśmy w stronę sklepu. Zaparkowałam pod Tesco. Podjarany Muzaj pobiegł po wózek i wkroczyliśmy do środka
- Biedne dziecko nigdy supermarketu nie widziało? - pogłaskałam go po ramieniu.
- Spadaj. - pokazał mi język.
- Nie mam skąd, chyba, że z górnej półki.
Śmiejąc się zebraliśmy potrzebne produkty i obładowani wróciliśmy do mojej Kii.
- Nie uważasz, że tych batoników jest jeszcze za mało? - zerknął na reklamówkę ze słodyczami.
- Ciebie już coś naprawdę doszczętnie pogięło..
- W końcu nie jedziemy tam tylko na dwa dni, ale na dłużej..
- Idiota.. - pokiwałam z niedowierzaniem głową i zamknęłam drzwi.
Potem wróciliśmy do domu, czas minął spokojnie. Podczas kolejnych dni niewiele robiłam - spakowałam się, trenowałam jeszcze, spotykałam się ciągle z Maćkiem. Przeddzień wyjazdu spędziłam właśnie z nim i z Kurkiem u mnie w domu.
- Dobra, co oglądamy? - zapytał rozbawiony Kuraś.
- Ja proponuję jakiś horror.
- Chcesz się poprzytulać? Wystarczy powiedzieć, nie potrzeba horrorów do tego. - zaśmiał się sąsiad.
- No nie, odkryłeś moje zamiary, zły człowiecze! - powiedziałam udając obrażoną.
- No tak, wiem, wiem. Jestem taki genialny! No ale chodź, przytulę Cię w nagrodę! - rozłożył ramiona.
Ze śmiechem go przytuliłam, a potem zmusiłam ich do oglądania Silent Hill, bo tylko taki horror miałam na stanie. Rozłożyłam się wygodnie między jednym a drugim i się przez cały film leżałam rozbawiona wszystkim. Widziałam, że oboje się bali, ale nie dawali tego po sobie poznać. Gdzieś w połowie zarządziłam przerwę na jedzenie, a po skończeniu, wróciliśmy do seansu. Wtedy zajęłam wygodniejszą pozycję - głowa na kolanach Maćka, a nogi na drugim. Przez cały pozostały czas czułam, jak Muzaj bawił się moimi włosami i jeździł mi ręką po nich. Uwielbiałam jak ktoś się nimi bawił, w sumie to nawet nie wiem dlaczego, tak po prostu, taki mój kaprys. Film skończył się około dwudziestej drugiej trzydzieści, ale stwierdziliśmy, że to zbyt wcześnie na zakończenie imprezy. Zaczęliśmy grać na x-box'ie, wygłupiać się i gadać głupoty. Naprawdę we trójkę dogadywaliśmy się dobrze.
- Kto przegra, jutro wstaje o szóstej i robi wszystkim śniadanie! - zarządziłam włączając siatkówkę.
- Okej, nie ma problemu! - oboje się wyszczerzyli.
Jeszcze nie wiedzieli, że mam swoje tajne bronie w tym wszystkim. Dowiedzieli się po zakończonych partiach i przegranych. Oboje potem walczyli ze sobą. Zwycięsko z tej batalii wyszedł starszy z nich.
- Stary, sorry, ale nie mogłem. Nie mam zamiaru wstawać o tak nieludzkiej porze. - zaśmiał się i przybił mi piątkę.
- Nie lubię Was normalnie!
- My Cię za to kochamy! - pocałowałam go w policzek i poszłam się napić czegoś do kuchni.
- Ona Cię kocha, ja nie. Gejem nie jestem.
- Nigdy nic nie wiadomo. - odparłam siadając przy kuchennej wyspie.
- A co, nie wierzysz we mnie?
- W Ciebie? Wierzę, wierzę. - wyszczerzyłam się.
- No ja myślę.
- Ale w Twoją orientację już mniej. - powiedziałam pod nosem, ale i tak usłyszał.
- Ja Ci dam! Jak możesz tak mówić? - podszedł do mnie i zaczął się ze mną droczyć.
Podniósł mnie i zrzucił na podłogę w salonie, po czym mnie gilgotał.
- Ałaaa, zostaw, proszę, Maciek, pomóż! - krzyczałam przez śmiech.
- Jak wstaniesz jutro za mnie.
- Hmm.. Nie, sama sobie poradzę. - wystawiłam mu język i próbowałam się wyswobodzić z rąk Bartosza.
- Przeproś! - nakazał, zatrzymując łaskotanie.
- Nie.
- Przeproś, bo Ci nie dam spokoju! - znowu zaczął swoje tortury.
- Dobra, już dobra, przepraszam! - skapitulowałam.
Po jeszcze dłuższej chwili spojrzałam na zegarek, który wskazywał siedem minut po północy. Nie pozwoliłam żadnemu z nich wrócić do domu. Rozłożyłam jednemu w jednym pokoju łóżko, drugiemu w salonie, a sama żegnając się z nimi całusem w policzek, położyłam się u siebie w sypialni. Następnego dnia miałam pojechać do Spały. Spotkać tam dużo zawodników, wielu nieznajomych. Nie wiedziałam jak sobie z tym wszystkim poradzę, ale wiedziałam, że dzięki Bartusiowi i Maciusiowi dam radę. Powtarzając sobie w myślach zdrobnienia tych imion, sama się zaśmiałam, bo chyba jeszcze nigdy tak do nich nie mówiłam. Chociaż w sumie do tego drugiego, to czasem się zdarzało, ale do przyjmującego jeszcze nigdy.
Czas, by znów zacząć normalnie żyć..
Testy, testy, testy.. Wrócę normalnie do Was kiedy indziej, z czymś bardziej treściwym, mądrzejszym, lepszym. Póki co, więcej nie dam rady :C Lecę spać, bo wstaję rano i muszę się wyspać. Trzymam za piszących testy kciuki i wy wszyscy za mnie i innych też trzymajcie! :-)
Buziaki i enjoy! ;*
PS Reklama mojego przecudownego przyjaciela. Zróbcie Sebciowi przyjemność i przesłuchajcie jego nowej piosenki :-)
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Rozdział jedenasty
Nagle ktoś potrącił mnie tak mocno, aż szklanka wypadła mi z rąk i rozbiła się o ogrodowe kafelki.
- Uważałbyś idioto! - burknęłam.
- Sorry, so sorry! - usłyszałam paniczne przeprosiny wydukane po angielsku.
Oboje rzuciliśmy się na ziemię, żeby posprzątać odłamki szkła, zanim ktoś się skaleczy. Niestety, moja niezdarność znów się objawiła i wbiłam sobie dość duży kawałek w rękę, która zaczęła mocno krwawić. Przy okazji też, pobrudziła się też trochę moja sukienka.
- Maciek, ratuj! - zaczęłam płakać i błagać przyjaciela o pomoc.
- Miśka, co Ci się stało? Chodź szybko do kuchni, zaraz coś z tym zrobimy! - wziął mnie na ręce i zaniósł do mieszkania.
Przy okazji zostawiłam kilka czerwonych plamek na jego koszulce. Sprawca wbiegł do domu zaraz za nami. Całą drogę nawijał jakimiś bezsensownymi tekstami po angielsku, mówiąc mi, jak bardzo jest mu przykro i żałuje tej sytuacji.
Muzaj szybko opatrzył moją ranę, wyjął pozostały kawałek szkła, co swoją drogą strasznie bolało, a potem kazał mi odpocząć chwilę w mieszkaniu, zanim znowu wyjdę do reszty gości. Sam oddalił się do ogrodu skąd dobiegały głośne krzyki.
- Pali się, pożar kiełbasek, podlejmy je czymś! - proponował Winiarski.
- Tak, chyba rozpuszczalnikiem. - zaśmiał się Wlazły, a ja razem z nim.
- Pogięło Was wszystkich już doszczętnie?! Co tu się dzieje?! - wrzasnął przyjaciel.
- To nie ja, to nie ja! - próbował się bronić Winiar.
- Ja też nie, nie patrz na mnie! - dodał inny.
Słuchałam tego rozbawiona. Przy okazji zostałam sam na sam z przystojnym nieznajomym. Staliśmy tak dłuższą chwilę patrząc się na siebie w milczeniu. Oboje nie potrafiliśmy rozpocząć rozmowy.. Przyglądałam się jego koszuli, a on nie wiedział jak ma się zachować. W końcu ja rzuciłam jakiś tekst od niechcenia.
- Następnym razem uważaj na kogo wpadasz.
- Sorry, serio sorry.. - zaczął po raz kolejny przepraszać Serb.
- Tak, oczywiście.. W sumie, to mógłbyś już sobie pójść. - skleciłam jakieś bezsensowne zdanie moją łamaną angielszczyzną.
Nie mogłam odmówić sobie wszelakich złośliwości, jednak ten nie dawał za wygraną.
- Mam propozycję.. może przejdziemy się gdzieś? Z dala od tego wszystkiego tutaj? - zapytał nieznajomy.
- Wypadałoby żebyś najpierw się przedstawił. - zauważyłam.
- Tak, przepraszam, wybacz mi. Mam na imię Aleks. - wyciągnął do mnie swoją dłoń na przywitanie.
- Michalina. Dla przyjaciół Miśka. - odwzajemniłam niechętnie jego powitalny gest.
- Chodź, może przejdziemy się do parku? - zaproponował.
- Taki szybki?
- Chcę tylko odkupić swoje winy. - uśmiechnął się.
- W sumie.. Okej. Poczekaj, zabiorę kurtkę i możemy iść.
Zaczęłam w duchu zastanawiać się, dlaczego w ogóle zgodziłam się na jego propozycję.. Chyba posiadał w sobie jakiś urok osobisty, którego nie umiałam pokonać.
Raz kozie śmierć.. Tylko się pilnuj..
Spacerowaliśmy już około godziny. Przez całą drogę opowiadając sobie jakieś zabawne historyjki z naszego życia prywatnego i zawodowego. Sama byłam w szoku, że jestem w stanie przed kimś się tak otworzyć.. i oczywiście sklecić tyle sensownych zdań po angielsku.
- Jesteś głodna? - zapytał nagle Aleks.
- Trochę.
- Skoczymy na coś?
- O tej porze? - wyśmiałam go.
- No jasne, tu niedaleko mają kawiarnię moi znajomi, na pewno jeszcze ktoś z ich pracowników tam jest. Proponuję coś słodkiego.
- Dietę mam.
- Ty dietę? Proszę Cię. Po co?
- Muszę, trener wymaga, ale skoro dziś jest tak szalony dzień.. Może pójdziemy na lody? Mimo tego, że staram się, dziś mogę zrobić wyjątek ! - powiedziałam to, po czym sama nie wierzyłam w słowa, które wypowiedziałam..
To na pewno ja? Na pewno ja?! Ja nigdy tak nie postępuję.. Najpierw ten spacer.. teraz lody.. nie przesadzam? Jeśli znowu się zaangażuję? Muszę uważać.. Ale.. Ten jeden raz.. Chyba warto spróbować.
Poszliśmy w stronę knajpki znajomych nowo-poznanego zawodnika. Wszyscy ludzie z zaciekawieniem nam się przyglądali, a my w ogóle się nimi nie przejmowaliśmy. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy byli zwykłymi ludźmi, których nikt nie zna i nie interesuje się ich losem.
- Jaki smak? - zapytał Aleks stojąc przed drzwiami.
- Czekoladowe, tylko i wyłącznie! - wykrzyknęłam.
Jakiś człowiek otworzył specjalnie dla nas z boku okienko i zapytał jakie chcemy.
- Dwa razy czekoladowe proszę. - próbował złożyć jakieś najbardziej "polsko-brzmiące" zdanie Aleks.
Usiedliśmy na pobliskiej ławce i zajadając lody zaczęliśmy kolejny etap rozmowy.
- Kim jest dla Ciebie Maciek? - zapytał Aleks, oblizując palce, całe umazane roztopionymi lodami czekoladowymi.
- Najlepszym przyjacielem. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Tylko? Nic więcej?
- Nic, a co się tak dziwisz? - zaczęłam się irytować.
- Nie, nic. - zakończył temat.
W tym samym momencie spojrzałam na telefon.. Miałam sześćdziesiąt siedem nieodebranych połączeń od Maćka..
- Jezu, musimy wracać! - krzyknęłam.
- Coś się stało? - zapytał Aleks
- Nie, nic. Maciek się martwi.. Zasiedzieliśmy się trochę.
Szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę domu przyjaciela. Spotkaliśmy go przed drzwiami, nerwowo zaglądającego na telefon..
- Miśka, czy Ty oszalałaś?! Gdzie Ty byłaś?! - krzyknął zdenerwowany Muzaj
- Jestem już, bez nerwów. - próbowałam go uspokoić.
- To może ja już pójdę, na razie! - krzyknął Aleks i szybko się od nas oddalił.
- Nic już nie mów. - powiedziałam do przyjaciela.. który zapowietrzył się z nerwów i zamilknął.
- Okej, śpisz dzisiaj u mnie. Tyle w tym temacie. Pomożesz mi posprzątać resztę chociaż?
- Już idę.
Pociągnął mnie za sobą do kuchni, gdzie już enty raz z rzędu pozmywałam naczynia. W miarę uwinęliśmy się ze sprzątaniem, więc dość szybko poszłam się wykąpać. Dzięki uprzejmości mojego przyjaciela i użyczeniu mi swojej koszulki miałam chociaż w czym spać, bo nie chciał mnie wypuścić do siebie, z nieznanych mi powodów.
- Czemu nic nie mogę wziąć od siebie? Przecież za minutę bym wróciła.
- No bo ja tak powiedziałem, nie utrudniaj.
- Czego?
- No nie ważne, zaufaj mi proszę.
- Okej, okej, jak się tak pieklisz, to proszę bardzo.
- Dziękuję.
- Ty śpisz na kanapie - zapowiedziałam Maćkowi.
- No okej.. - odparł zrezygnowany.
- Dobranoc! - cmoknęłam go w policzek i zniknęłam za drzwiami sypialni.
Położyłam się na łóżku i dość szybko zasnęłam. Zmęczona byłam tą ilością siatkarzy, wydarzeń, opowieści i innych takich. Jak na jeden dzień, to i tak już dla mnie za wiele. Nie pamiętam kiedy ostatnio mi się coś takiego przytrafiło. Od dawna siedziałam wieczorami w domu, przeważnie z sąsiadem i nie miałam zamiaru tego zmieniać. Przynajmniej tak mi się wcześniej wydawało. Jeszcze zanim oddałam się zupełnie Morfeuszowi przypomniałam sobie tęczówki Kurka, uśmiech Aleksa, opiekuńczość Muzaja. Nigdy jeszcze nie czułam się tak dobrze.
Obudził mnie jednak nagły trzask drzwiami. Zerwałam się i patrzyłam przerażona co się stało. Nagle w drzwiach sypialni pojawił się Patryk.
- Co Ty tutaj robisz? - krzyknęłam
- Nic, zamknij się i słuchaj mnie w końcu - odpowiedział.
Podszedł do mnie i złapał mnie mocno za oba nadgarstki.
- Milcz! - zagroził.
- Maciek, ratuj! Gdzie ty do cholery jesteś?! - rozpaczliwie szukałam pomocy u przyjaciela. Próbowałam wyrwać się z uścisku Czarnowskiego, jednak on był za silny. Zatkał mi usta kawałkiem prześcieradła i rzucił na łóżko.
Kochani, chyba czas wrzucić na totalny looz, naukę odstawić.. Dziś spędziłam mega genialne popołudnie na tańczeniu i głupawce :D Jutro będzie pewnie identycznie. I jak to mówi mój kolega "wyczilujemy się" tanecznie :D
Daga napisała większość, ja naniosłam poprawki, mam nadzieję, że Wam się spodoba ;-) Krótkie, ale mam nadzieję, że wybaczycie :-)
Trzymajcie się, buziaki i enjoy! ;*
PS Nie kierowałam słów w poprzednim poście do nikogo osobiście. Mówiłam ogólnie o osobach, które tam były, a tu nie ma. Nikogo do niczego przecież nie zmuszam :-)
niedziela, 21 kwietnia 2013
Rozdział dziesiąty
Wróciliśmy do domu. Zabrałam pierwszą lepszą sukienkę od siebie i poszliśmy do niego.
- Ale muszę iść na tę imprezę? - marudziłam, wchodząc do środka.
- A co Ci się znowu nie podoba w tym pomyśle?
- Kto będzie?
- Zobaczysz.
- Nie zobaczę, bo mi teraz powiesz.
- No czemu ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?
- No bo mam taką ochotę. A znając Ciebie, to jeszcze sprowadzisz mi tutaj trzy czwarte zawodników Skry, których wiesz, że nie cierpię.
Popatrzyłam na niego, a ten szybko odwrócił wzrok.
- Maciek? - zapytałam podejrzliwie - Zaprosiłeś ich?
- Niee, wcale nie. - próbował się wykręcić.
- Znam Cię. A ty mnie. Dlaczego mi to robisz? - oburzyłam się.
- Oj Miśka, proszę Cię..
- No ale dlaczego to zrobiłeś?
- Bo mam ochotę, żeby się z nimi zobaczyć.
- No to beze mnie.
- Michalina, przestań się zachowywać jak dziecko. Musisz wreszcie przestać ich wszystkich unikać, przecież to nie oni Cię zranili, tylko Czarnowski, a jego tu nie będzie, doskonale o tym wiesz.
- Daj mi spokój, okej? Ja wybieram z kim się spotykam, rozmawiam, trenuję i się przyjaźnię. Czego nie rozumiesz w tym, że nie mam ochoty na nich patrzeć?
Odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę drzwi. On jednak zagrodził mi drogę.
- No przestań, uspokój się.
- Nie mam zamiaru. Nie rozumiesz zwyczajnie moich spraw, więc trudno.
- Misia, ale ja to robię dla Twojego dobra.
- Dla mojego dobra?! - krzyknęłam.
- No tak. Jedziesz do Spały, musisz się jakoś na to przygotować. Słońce, proszę Cię.. - próbował mnie przytulić.
Początkowo protestowałam, ale ostatecznie jeszcze mocniej się w niego wtuliłam. Zrozumiałam, że on o mnie dba. Chce, żebym wróciła do stanu sprzed całego wydarzenia. Poza tym, przecież nie wie, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło.
Wiesz doskonale, że powinnaś znów zachowywać się normalnie, ale nie jesteś w stanie. On jako jedyny próbuje Ci pomóc, a ty jeszcze go za to wyzywasz. Całkowicie sama siebie już nie rozumiesz.. Chyba nikt już Cię nie rozumie.
Uspokoiłam się i postanowiłam, że jednak będę na tej imprezie. Spróbuję. Jeśli nie będę w stanie wytrzymać, to najmniejszym problemem będzie opuszczenie mieszkania i przejście do swojego.
- Czyli zostajesz na pewno? - upewniał się.
- Tak. Ale obiecaj, że mogę wyjść w każdej chwili i nie muszę być dla nich miła.
- Tak tyci byś mogła..
- No dobra.. Ale troszeczkę.
Ogarnęliśmy dom oraz ogród. Przyjaciel zaczął rozpalać grilla i przygotowywać wszystko na niego, ja zaś zajęłam się zdrową żywnością - sałatka, filety z kurczaka, masło czosnkowe i inne pożywne rzeczy. Koło osiemnastej trzydzieści zaczęli się powoli schodzić zawodnicy. Nie byłam zachwycona widząc tylu na raz, ale co ja właściwie mogłam. Musiałam się wreszcie przełamać.
- Oo, koleżanka znowu. Tym razem znowu taka wredna i oschła? - zapytał Winiarski przemykając koło mnie z żoną.
- Nie, teraz już miła i opanowana. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- To poznamy się?
Miałam ochotę na jakąś złośliwość, ale Maciek popatrzył na mnie, więc zwyczajnie zrezygnowałam.
- Michalina.
- Michał. Ciekawy zbieg okoliczności z imionami. - zaśmiał się.
Nie miałam ochoty na takie żarty, nie śmieszyły mnie w ogóle, ale wyszczerzyłam się i przeprosiłam, udając, że muszę coś zrobić w kuchni. Słyszałam tylko jeszcze głos jego żony.
- A ty co się tak na nią patrzysz?
- Daguś, co ty, zazdrosna jesteś?
- A mam być?
- Przestań, to tylko przyjaciółka Maćka, więc chciałem ją poznać, tylko tyle.
Kolejna zazdrosna, co wy wszystkie macie z tą zazdrością? Przecież takiego brzydala nikt nie chce.
- Witam Panią gospodarz. - pojawił się obok mnie Kurek.
- Jasne, ja tu tylko sprzątam. - zaśmiałam się.
- Widzę. Pomóc Ci w czymś?
- Mężczyzna w kuchni? Niee, to by się źle dla wszystkich skończyło.
- Ejj, nie obrażaj mnie, ja jestem wspaniałym kucharzem!
- Umiesz ugotować wodę na kawę i zagrzać danie w mikrofalówce? Taak, wspaniały z Ciebie kucharz.
- No wiesz ty co?
- Nie wiem, ale mi powiesz zapewne.
- Lama!
Zaczął mnie gilgotać, a ja piszczałam.
- Zostaw mnie idioto jeden, jeszcze mi krzywdę zrobisz! - nie umiałam pohamować śmiechu.
- Czym? Podobno śmiech to zdrowie. W takim razie przedłużę Twoje życie o kilka minut!
- O szlachetny Panie! Dobra, dobra, juuuuuuuż!
Łaskawie mnie puścił, a do pomieszczenia wpadł Muzaj, bo nie wiedział co się dzieje.
- Wszystko okej. - zakomunikował Kuraś.
- To czemu ona tak piszczała?
- Z zachwytu nade mną!
- Hahahahahahahahahaha. - nie mogłam się uspokoić.
Pokiwał tylko z niedowierzaniem głową i opuścił kuchnię.
- Głupek. Idź sobie stąd, bo ja nigdy nie skończę tego.
- Wywalasz mnie?
- Hmm, tak.
Popatrzył na mnie, jeszcze trochę mnie pomęczył, a potem wyszedł. W spokoju dokończyłam swoje dzieło i wyniosłam je na ogród. Przy stoliku siedziała już spora grupka mężczyzn i kobiet. Zajęci byli pochłanianiem alkoholowych trunków, żartowaniem albo przekomarzaniem się. Bezpiecznie usunęłam się z ich pola widzenia i zaszyłam się w domu. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy mojego braku, w końcu niewielu mnie kojarzyło. Jednak mi się to nie udało, bo po kilku minutach wpadł Winiarski.
- A koleżanka Michalina co taka niemrawa?
- Zawsze muszę być w humorze? - nie mogłam się już powstrzymać.
- Nie, ale tylu facetów w ogrodzie, a ty siedzisz tutaj sama.
- Może lubię?
- Okej, okej, nie zmuszam.
Poszedł w stronę łazienki, a ja nie miałam innego wyjścia, jak wyjść na ogród. Usiadłam przy grillu i zaoferowałam pilnowanie jedzenia. Jakieś pożyteczne zajęcie przynajmniej miałam.
- Gdzie zgubiłeś swoją ukochaną ? - zapytał po angielsku Wlazły.
- Została ze swoją koleżanką, poszły na jakiś babski wieczór - odpowiedział bodajże jakiś Serb - tak wywnioskowałam z jego akcentu.
- Zostawiła Ciebie samego na imprezie? Stary, normalnie jakiś sukces! Trzeba to opić! - krzyknął Winiarski, po czym został skarcony przez żonę.
Jednak reszta go posłuchała i wzniosła na cześć chwilowej wolności siatkarza toast swoimi Lechami, Żubrami, Desperadosami i innymi takimi. Popatrzyłam na nich z boku i się skrzywiłam. Nigdy nie lubiłam piwa w czystej postaci. Zapach chmielu mnie odrzucał.
- Łyka? - zaproponował przyjmujący Reprezentacji Polski siadając obok mnie.
- Nie, dziękuję, nie piję.
- Oo, a cóż to, sportsmenka na cały etat?
- Owszem.
- Okej, nie namawiam. Czemu taka smutna siedzisz?
- Nie jestem smutna, zmęczona raczej.
- To może idź się połóż.
- Chętnie, ale jak obiecałam, że tu posiedzę i pomogę, to nie zostawię samego przyjaciela w tym wszystkim.
- Szlachetna.
- Oczywiście.
Rozmowę przerwał nam ryk muzyki, puszczony z wielkiego boombox'a któregoś z siatkarzy. Hit "Ona tańczy dla mnie" poderwał do tańca większość obecnych. Ci, którzy byli ze swoimi żonami, właśnie z nimi się bawili, a reszta zadowoliła się sobą wzajemnie.
- Zatańczysz? - zapytał Bartosz podając mi rękę.
- Nie umiem, beztalencie jestem, słoń mi na ucho nadepnął.
- Na pewno nie robisz tego gorzej niż ja. - wyszczerzył się - No chooodź.
- Ale naprawdę nie umiem.
- Prooooooooszę. - zrobił minę kota ze Shreka.
Wyglądał tak uroczo, że nie mogłam mu odmówić.
- Kłamałeś, umiesz densić! - zaśmiałam się.
- Ty też! - przypomniał.
- Ja? Ja nie umiem przecież.
- Tak, tak. A kto kręci takie piruety? - zaczął mną obracać.
- Stój, stój, aa, wszystko lata razem ze mną.
- I belive, i can fly.. - zaśpiewał.
- Tak, tak, szczególnie ty, samolotami..
- Weź, proszę Cię.
- Biorę, biorę. Siebie na krzesło.
- Nie opuszczaj mnie!
Po chwili usiadłam z powrotem przy grillu i obserwowałam resztę zawodników. Najbardziej zaintrygował mnie fakt, czy jest tutaj ten, o którym wspominała ta dziewczyna wtedy w łazience. Jednak nie znałam ich, więc nie mogłam się tego dowiedzieć, a głupio było pytać. Przed dwudziestą drugą kilku chłopaków z partnerkami zwinęło się do domu. Tak właściwie prawie nie zamieniłam z nimi żadnego zdania. Albo ja zaszywałam się w kuchni przyjaciela, albo siedziałam gdzieś z boku, a z kolei oni nie wychodzili z żadną większą inicjatywą. Powoli zaczęłam znosić rzeczy do mieszkania, bo widziałam ten cały syf. W końcu nie co dzień przyjmuje się tylu ludzi. Potem zabrałam się za zmywanie kilku naczyń i wynoszenie śmieci. Reszta siedziała i się śmiała. Jedyny Bartek zebrał się do pomocy.
- Możesz mi powiedzieć gdzie jest łazienka? - zapytał po angielsku chyba ten sam Serb, do którego mówił wtedy Wlazły.
- Drugie drzwi na lewo. - odpowiedziałam nawet się nie obracając.
- Dzięki. Ładnie wyglądasz.
"Ładnie wyglądasz"?! Serio? Jeszcze stać jakiegokolwiek faceta na taki tekst?
Po ogarnięciu w miarę tego wszystkiego, co działo się na około, usiadłam ze szklanką soku przy stoliku w ogrodzie na kolanach Muzaja i pomimo tak późnej pory, przysłuchiwałam się dalszym rozmowom siatkarzy.
Widzisz? Nie każdy zawodnik jest taki sam.. Są przyjaźni, tak jak ci. Mogłabyś z nimi się poznać bliżej, może byś jeszcze z nimi zakolegowała? Niee, lepiej nie, za dużo na raz by to było.
Wiem, że większość z Was to kibice Sovii, dlatego gratuluję Mistrza. Ja natomiast byłam za Zaksą, bo moim zdaniem grali lepszą siatkówkę, mieli stałą formę, albo po prostu bardziej stałą niż rzeszowianie. Ale to moje zdanie. Poza tym czuję się lekko zawiedziona, bo spodziewałam się zaciętej, pięcio-setowej walki, a tu cztery sety, bez fajniejszych akcji.. No cóż. PlusLiga tegoroczna dobiegła końca, czas się przygotowywać na sezon reprezentacyjny.. :-)
Widzę, że wiele osób czyta, ale nie komentuje. Napiszcie kilka słów, nie ważne, czy skrytykujecie czy pochwalicie. Każda ocena jest dla mnie naprawdę ważna.
Poza tym trochę szkoda, że już nie ma tych osób, które stale udzielały się na poprzednim blogu. Najwidoczniej nie przypadła do gustu historia. No cóż, trudno..
Jeszcze radosna twórczość mojego kolegi, który skwitował mój stan głupawki podczas rozmowy z nim :
"Na tapczanie siedzi Kinga,
W swojej dłoni trzyma drinka.
W deszczu tańczyć chce dziewczyna,
Lecz na dysce się wygina.
Bo kobita się przeziębi
I lekarza znowu zgnębi."
- Ale muszę iść na tę imprezę? - marudziłam, wchodząc do środka.
- A co Ci się znowu nie podoba w tym pomyśle?
- Kto będzie?
- Zobaczysz.
- Nie zobaczę, bo mi teraz powiesz.
- No czemu ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?
- No bo mam taką ochotę. A znając Ciebie, to jeszcze sprowadzisz mi tutaj trzy czwarte zawodników Skry, których wiesz, że nie cierpię.
Popatrzyłam na niego, a ten szybko odwrócił wzrok.
- Maciek? - zapytałam podejrzliwie - Zaprosiłeś ich?
- Niee, wcale nie. - próbował się wykręcić.
- Znam Cię. A ty mnie. Dlaczego mi to robisz? - oburzyłam się.
- Oj Miśka, proszę Cię..
- No ale dlaczego to zrobiłeś?
- Bo mam ochotę, żeby się z nimi zobaczyć.
- No to beze mnie.
- Michalina, przestań się zachowywać jak dziecko. Musisz wreszcie przestać ich wszystkich unikać, przecież to nie oni Cię zranili, tylko Czarnowski, a jego tu nie będzie, doskonale o tym wiesz.
- Daj mi spokój, okej? Ja wybieram z kim się spotykam, rozmawiam, trenuję i się przyjaźnię. Czego nie rozumiesz w tym, że nie mam ochoty na nich patrzeć?
Odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę drzwi. On jednak zagrodził mi drogę.
- No przestań, uspokój się.
- Nie mam zamiaru. Nie rozumiesz zwyczajnie moich spraw, więc trudno.
- Misia, ale ja to robię dla Twojego dobra.
- Dla mojego dobra?! - krzyknęłam.
- No tak. Jedziesz do Spały, musisz się jakoś na to przygotować. Słońce, proszę Cię.. - próbował mnie przytulić.
Początkowo protestowałam, ale ostatecznie jeszcze mocniej się w niego wtuliłam. Zrozumiałam, że on o mnie dba. Chce, żebym wróciła do stanu sprzed całego wydarzenia. Poza tym, przecież nie wie, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło.
Wiesz doskonale, że powinnaś znów zachowywać się normalnie, ale nie jesteś w stanie. On jako jedyny próbuje Ci pomóc, a ty jeszcze go za to wyzywasz. Całkowicie sama siebie już nie rozumiesz.. Chyba nikt już Cię nie rozumie.
Uspokoiłam się i postanowiłam, że jednak będę na tej imprezie. Spróbuję. Jeśli nie będę w stanie wytrzymać, to najmniejszym problemem będzie opuszczenie mieszkania i przejście do swojego.
- Czyli zostajesz na pewno? - upewniał się.
- Tak. Ale obiecaj, że mogę wyjść w każdej chwili i nie muszę być dla nich miła.
- Tak tyci byś mogła..
- No dobra.. Ale troszeczkę.
Ogarnęliśmy dom oraz ogród. Przyjaciel zaczął rozpalać grilla i przygotowywać wszystko na niego, ja zaś zajęłam się zdrową żywnością - sałatka, filety z kurczaka, masło czosnkowe i inne pożywne rzeczy. Koło osiemnastej trzydzieści zaczęli się powoli schodzić zawodnicy. Nie byłam zachwycona widząc tylu na raz, ale co ja właściwie mogłam. Musiałam się wreszcie przełamać.
- Oo, koleżanka znowu. Tym razem znowu taka wredna i oschła? - zapytał Winiarski przemykając koło mnie z żoną.
- Nie, teraz już miła i opanowana. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- To poznamy się?
Miałam ochotę na jakąś złośliwość, ale Maciek popatrzył na mnie, więc zwyczajnie zrezygnowałam.
- Michalina.
- Michał. Ciekawy zbieg okoliczności z imionami. - zaśmiał się.
Nie miałam ochoty na takie żarty, nie śmieszyły mnie w ogóle, ale wyszczerzyłam się i przeprosiłam, udając, że muszę coś zrobić w kuchni. Słyszałam tylko jeszcze głos jego żony.
- A ty co się tak na nią patrzysz?
- Daguś, co ty, zazdrosna jesteś?
- A mam być?
- Przestań, to tylko przyjaciółka Maćka, więc chciałem ją poznać, tylko tyle.
Kolejna zazdrosna, co wy wszystkie macie z tą zazdrością? Przecież takiego brzydala nikt nie chce.
- Witam Panią gospodarz. - pojawił się obok mnie Kurek.
- Jasne, ja tu tylko sprzątam. - zaśmiałam się.
- Widzę. Pomóc Ci w czymś?
- Mężczyzna w kuchni? Niee, to by się źle dla wszystkich skończyło.
- Ejj, nie obrażaj mnie, ja jestem wspaniałym kucharzem!
- Umiesz ugotować wodę na kawę i zagrzać danie w mikrofalówce? Taak, wspaniały z Ciebie kucharz.
- No wiesz ty co?
- Nie wiem, ale mi powiesz zapewne.
- Lama!
Zaczął mnie gilgotać, a ja piszczałam.
- Zostaw mnie idioto jeden, jeszcze mi krzywdę zrobisz! - nie umiałam pohamować śmiechu.
- Czym? Podobno śmiech to zdrowie. W takim razie przedłużę Twoje życie o kilka minut!
- O szlachetny Panie! Dobra, dobra, juuuuuuuż!
Łaskawie mnie puścił, a do pomieszczenia wpadł Muzaj, bo nie wiedział co się dzieje.
- Wszystko okej. - zakomunikował Kuraś.
- To czemu ona tak piszczała?
- Z zachwytu nade mną!
- Hahahahahahahahahaha. - nie mogłam się uspokoić.
Pokiwał tylko z niedowierzaniem głową i opuścił kuchnię.
- Głupek. Idź sobie stąd, bo ja nigdy nie skończę tego.
- Wywalasz mnie?
- Hmm, tak.
Popatrzył na mnie, jeszcze trochę mnie pomęczył, a potem wyszedł. W spokoju dokończyłam swoje dzieło i wyniosłam je na ogród. Przy stoliku siedziała już spora grupka mężczyzn i kobiet. Zajęci byli pochłanianiem alkoholowych trunków, żartowaniem albo przekomarzaniem się. Bezpiecznie usunęłam się z ich pola widzenia i zaszyłam się w domu. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy mojego braku, w końcu niewielu mnie kojarzyło. Jednak mi się to nie udało, bo po kilku minutach wpadł Winiarski.
- A koleżanka Michalina co taka niemrawa?
- Zawsze muszę być w humorze? - nie mogłam się już powstrzymać.
- Nie, ale tylu facetów w ogrodzie, a ty siedzisz tutaj sama.
- Może lubię?
- Okej, okej, nie zmuszam.
Poszedł w stronę łazienki, a ja nie miałam innego wyjścia, jak wyjść na ogród. Usiadłam przy grillu i zaoferowałam pilnowanie jedzenia. Jakieś pożyteczne zajęcie przynajmniej miałam.
- Gdzie zgubiłeś swoją ukochaną ? - zapytał po angielsku Wlazły.
- Została ze swoją koleżanką, poszły na jakiś babski wieczór - odpowiedział bodajże jakiś Serb - tak wywnioskowałam z jego akcentu.
- Zostawiła Ciebie samego na imprezie? Stary, normalnie jakiś sukces! Trzeba to opić! - krzyknął Winiarski, po czym został skarcony przez żonę.
Jednak reszta go posłuchała i wzniosła na cześć chwilowej wolności siatkarza toast swoimi Lechami, Żubrami, Desperadosami i innymi takimi. Popatrzyłam na nich z boku i się skrzywiłam. Nigdy nie lubiłam piwa w czystej postaci. Zapach chmielu mnie odrzucał.
- Łyka? - zaproponował przyjmujący Reprezentacji Polski siadając obok mnie.
- Nie, dziękuję, nie piję.
- Oo, a cóż to, sportsmenka na cały etat?
- Owszem.
- Okej, nie namawiam. Czemu taka smutna siedzisz?
- Nie jestem smutna, zmęczona raczej.
- To może idź się połóż.
- Chętnie, ale jak obiecałam, że tu posiedzę i pomogę, to nie zostawię samego przyjaciela w tym wszystkim.
- Szlachetna.
- Oczywiście.
Rozmowę przerwał nam ryk muzyki, puszczony z wielkiego boombox'a któregoś z siatkarzy. Hit "Ona tańczy dla mnie" poderwał do tańca większość obecnych. Ci, którzy byli ze swoimi żonami, właśnie z nimi się bawili, a reszta zadowoliła się sobą wzajemnie.
- Zatańczysz? - zapytał Bartosz podając mi rękę.
- Nie umiem, beztalencie jestem, słoń mi na ucho nadepnął.
- Na pewno nie robisz tego gorzej niż ja. - wyszczerzył się - No chooodź.
- Ale naprawdę nie umiem.
- Prooooooooszę. - zrobił minę kota ze Shreka.
Wyglądał tak uroczo, że nie mogłam mu odmówić.
- Kłamałeś, umiesz densić! - zaśmiałam się.
- Ty też! - przypomniał.
- Ja? Ja nie umiem przecież.
- Tak, tak. A kto kręci takie piruety? - zaczął mną obracać.
- Stój, stój, aa, wszystko lata razem ze mną.
- I belive, i can fly.. - zaśpiewał.
- Tak, tak, szczególnie ty, samolotami..
- Weź, proszę Cię.
- Biorę, biorę. Siebie na krzesło.
- Nie opuszczaj mnie!
Po chwili usiadłam z powrotem przy grillu i obserwowałam resztę zawodników. Najbardziej zaintrygował mnie fakt, czy jest tutaj ten, o którym wspominała ta dziewczyna wtedy w łazience. Jednak nie znałam ich, więc nie mogłam się tego dowiedzieć, a głupio było pytać. Przed dwudziestą drugą kilku chłopaków z partnerkami zwinęło się do domu. Tak właściwie prawie nie zamieniłam z nimi żadnego zdania. Albo ja zaszywałam się w kuchni przyjaciela, albo siedziałam gdzieś z boku, a z kolei oni nie wychodzili z żadną większą inicjatywą. Powoli zaczęłam znosić rzeczy do mieszkania, bo widziałam ten cały syf. W końcu nie co dzień przyjmuje się tylu ludzi. Potem zabrałam się za zmywanie kilku naczyń i wynoszenie śmieci. Reszta siedziała i się śmiała. Jedyny Bartek zebrał się do pomocy.
- Możesz mi powiedzieć gdzie jest łazienka? - zapytał po angielsku chyba ten sam Serb, do którego mówił wtedy Wlazły.
- Drugie drzwi na lewo. - odpowiedziałam nawet się nie obracając.
- Dzięki. Ładnie wyglądasz.
"Ładnie wyglądasz"?! Serio? Jeszcze stać jakiegokolwiek faceta na taki tekst?
Po ogarnięciu w miarę tego wszystkiego, co działo się na około, usiadłam ze szklanką soku przy stoliku w ogrodzie na kolanach Muzaja i pomimo tak późnej pory, przysłuchiwałam się dalszym rozmowom siatkarzy.
Widzisz? Nie każdy zawodnik jest taki sam.. Są przyjaźni, tak jak ci. Mogłabyś z nimi się poznać bliżej, może byś jeszcze z nimi zakolegowała? Niee, lepiej nie, za dużo na raz by to było.
Wiem, że większość z Was to kibice Sovii, dlatego gratuluję Mistrza. Ja natomiast byłam za Zaksą, bo moim zdaniem grali lepszą siatkówkę, mieli stałą formę, albo po prostu bardziej stałą niż rzeszowianie. Ale to moje zdanie. Poza tym czuję się lekko zawiedziona, bo spodziewałam się zaciętej, pięcio-setowej walki, a tu cztery sety, bez fajniejszych akcji.. No cóż. PlusLiga tegoroczna dobiegła końca, czas się przygotowywać na sezon reprezentacyjny.. :-)
Widzę, że wiele osób czyta, ale nie komentuje. Napiszcie kilka słów, nie ważne, czy skrytykujecie czy pochwalicie. Każda ocena jest dla mnie naprawdę ważna.
Poza tym trochę szkoda, że już nie ma tych osób, które stale udzielały się na poprzednim blogu. Najwidoczniej nie przypadła do gustu historia. No cóż, trudno..
Jeszcze radosna twórczość mojego kolegi, który skwitował mój stan głupawki podczas rozmowy z nim :
"Na tapczanie siedzi Kinga,
W swojej dłoni trzyma drinka.
W deszczu tańczyć chce dziewczyna,
Lecz na dysce się wygina.
Bo kobita się przeziębi
I lekarza znowu zgnębi."
No, to by było na tyle. Enjoy ;*
sobota, 20 kwietnia 2013
Rozdział dziewiąty
Play :-)
- Oj cierpliwości kochana. - otworzył mi drzwi swojego auta i poszedł do swoich.
Odpalił silnik i wyjechał z podjazdu. Jechał szybko, bo przecież byliśmy spóźnieni. Tylko jeszcze nie wiedziałam gdzie, a on nie miał najmniejszego zamiaru mi powiedzieć. Nuciłam sobie w myślach piosenki Macklemore i śmiałam się cały czas.
- Co ja tak właściwie mam zabrać ze sobą do tej Spały? Bo wypadałoby się zacząć powoli już pakować.
- Serio? Ty chcesz na cztery dni przed się pakować? - zaśmiał się.
- No a kiedy?
- Rano przed wyjazdem wyjmę walizkę, wrzucę treningowe ciuchy, ze dwie koszule, jakieś spodenki, buty, bieliznę i koniec. - wyszczerzył się.
- Brawo, ale ja nie mam zamiaru tak zrobić.
- Kobiety.. - westchnął.
- Co ty się tak czepiasz? - szturchnęłam go.
- Ja ? Nie czepiam się, a jedynie stwierdzam. Kobiety tak zawsze mają, czyż nie?
- Nie. Lama.
- Ale lamy są takie kochane i słodkie.
- Tak, tak, wmawiaj to sobie.
- No coś muszę.
- Oczywiście.
Po kilku minutach zatrzymaliśmy się gdzieś w mieście.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam wysiadając i rozglądając się.
- Nie wiesz? - podał mi rękę i zamknął samochód.
- Nie mam zielonego pojęcia. Chyba tyle lat tu mieszkam, a takiego miejsca nie kojarzę.
- Widać, że się nie ukulturalniasz.. - zachichotał.
- Spadaj. - znowu dostał w ramię.
- No ale skąd? Nawet krawężnika tu nie ma.
- Idiota.
- Dzięki.. - udawał obrażonego.
- Dobra, to gdzie my w końcu idziemy?
- Nie powiem Ci za karę, za nazwanie mnie idiotą.
- Nie to nie, ja mogę wrócić do domu. - obróciłam się i zaczęłam iść z powrotem w stronę auta.
Stał chwilę w miejscu, po czym podbiegł do mnie, podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam się śmiać, krzyczałam i się wyrywałam.
- Postaw mnie głupku jeden, nooo.
- Nie, bo zwiejesz. A co, nie jest Ci wygodnie?
- Jest, nawet bardzo.
- Cieszę się, bo pomęczysz się jeszcze tylko chwilę.
Zaczął biec w nieznaną mi stronę.. Po drodze wszyscy ludzie przyglądali się nam z takim wyrazem twarzy, że zaczęłam zastanawiać się, czy aby nie jesteśmy kosmitami. Odstawił mnie wreszcie przed samymi drzwiami. Otworzył je i przepuścił, oczywiście jak na gentlemana przystało. Zobaczyłam wielki napis "Galeria sztuki".
- Co? Po co my tutaj? - zdziwiłam się.
- Zaraz zobaczysz, chodź szybciej. - pociągnął mnie za rękę wprost do jednej z sal.
Przeszliśmy do sali pełnej ludzi. Ciągle nie wiedziałam po co tam jesteśmy. Nagle rozejrzałam się wokół. Wszędzie otaczały mnie zdjęcia.. MOJE ZDJĘCIA!
- Co to niby ma być?!
- Niespodzianka, ode mnie dla Ciebie. Zdjęcia z sesji wywołane, teraz wszyscy mogą podziwiać Twoje piękno i talent Piotra. - uśmiechnął się.
- Ale czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?
- No bo wtedy to już by nie było niespodzianką.
- Tylko, że teraz wszyscy wokół są tak ubrani, a ja jak taka..
- Oj przestań, najważniejsze, że dotarłaś. Że udało mi się Ciebie tu przyciągnąć.
- I tak lama.
- Kochana lama, ciągle Ci to muszę przypominać.
Zaśmiałam się tylko i z niedowierzaniem pokręciłam głową. Maciek na chwilę mnie opuścił, a ja zaczęłam przyglądać się fotografiom. Każda z nich była inna, niepowtarzalna, taka wyjątkowa.. Nawet nigdy bym się nie spodziewała, że mogę tak dobrze wychodzić na zdjęciach. Zasługa Piotrka i to wielka. Co chwila ktoś podchodził do mnie, gratulował udanej sesji, mówił że jestem ładna i inne takie. Jeszcze chyba nie usłyszałam tak wielu komplementów na swój temat. Przy okazji nie mogło zabraknąć zdjęć wspólnych z przyjacielem. Na każde kolejne reagowałam coraz to większym uśmiechem.
- Szampana? - zapytał przechodzący obok kelner.
- O tej porze? Nie, dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Ładną tworzą państwo parę, a pan Maciej tak o Panią dba, lepiej Pani trafić nie mogła. - powiedziała jedna z kobiet, przyglądająca się naszemu zdjęciu.
Nie miałam siły tłumaczyć się z tego, że parą nie jesteśmy, więc zwyczajnie podziękowałam i przeszłam dalej. Dotarłam wreszcie do ostatniego zdjęcia. Tego, na którym się całujemy. Patrząc na to, naprawdę można było stwierdzić, że jesteśmy parą z długim stażem, zaraz przed ślubem, albo już nawet po.
- Śliczne fotografie. - usłyszałam łapiącego mnie w pasie Bartka.
- Ty też tutaj? - obróciłam się.
- No przecież nie mogłem opuścić tak ważnej wystawy. Naprawdę świetna robota. A te Wasze zdjęcia wspólne, to mistrzostwo.
- Miło, że tak sądzisz..
- I nie, nie uważam, że jesteście parą, już sobie to wybiłem z głowy. - zaśmiał się.
- Chociaż Ty jeden.
- No ale w sumie, sama przyznaj, że tak wyglądacie.
- Oj nikt nie umie pojąć, że tak też mogą się zachowywać przyjaciele.
- Ja się nie całuję namiętnie z moimi przyjaciółkami.. -zachichotał.
- Spadaj. - dostał z pięści w ramię.
- O, tutaj jesteś, szukałem Cię. Wieczorem wyprawiam imprezę, wpadasz? - zwrócił się sąsiad do Kurasia.
- Wieczorem znaczy?
- Koło dziewiętnastej.
- Spoko, postaram się być.
- Tylko wiesz, kulturalna impreza.. - poruszał znacząco brwiami.
- No oczywiście, tak jak zawsze.
I oboje zaczęli się śmiać. Zmieszana, na chwilę przeprosiłam ich i podążyłam do łazienki. Zamykając drzwi w swojej kabinie usłyszałam rozmowę dwóch kobiet.
- Czy Ty ją widziałaś? Masakra jakaś. Co ona się tak ze wszystkimi obściskuje? Muzaj za nią biega, Kurek też, niedługo połowa siatkarzy będzie za nią piszczeć.
- Weź przestań, co Ty się przejmujesz. Przecież Alka Ci nie zabierze.
- Chyba.
- A co ty myślisz, że on by poleciał na taką brzydką laskę? Proszę Cię, on jeszcze ma gust.
- No widać to po mnie oczywiście. - zaśmiała się.
- No ba. Ale ogólnie nie masz się co martwić, nie przyczepi się do niego.
- Mam taką nadzieję.
Nie było to miłe, chociaż trochę zabawne. Zapewne nie wiedziały, że ja tam jestem. Nasłuchałam się jeszcze trochę. Poczekałam aż wyjdą i sama również opuściłam toaletę. Zobaczyłam kilku siatkarzy z Bełchatowa. Na sam ich widok mnie skręcało. Tylu zawodników naraz to zdecydowanie za dużo. Chciałam ukradkiem przemknąć gdzieś obok i zaszyć się czekając, aż przyjaciel będzie mógł mnie odwieźć do domu. Jednak mi się to nie udało. Zatrzymał mnie Winiarski.
- O czekaj, czekaj. To Ty jesteś na tych zdjęciach?
- Nie widać? - odpowiedziałam z obojętnością w głosie.
- Podobna, tak samo ładna. - uśmiechnął się.
- Ty, Winiar, uważaj sobie, bo jeszcze Daga się dowie od naszych szanownych pań i będziesz miał przekichane. - zaśmiał się Wlazły.
- Spadaj, ja tylko stwierdzam fakty. Duśka się nie obraża za takie rzeczy.
- Jasne, jasne, a awanturę ostatnio za Magdę to komu robiła?
- Siedź cicho. Jeszcze raz, naprawdę ładna jesteś. Tak w ogóle to my się chyba nie znamy.
- I nie sądzę, że się poznamy. - odpowiedziałam chłodno, po czym odeszłam.
Słyszałam jeszcze z tyłu tylko rozmowy Skry.
- Uu, stary, niestety, już nie ta liga. - śmiał się jeden.
- Tylko Dagmara na Ciebie leci, przykre. - wtórował mu drugi.
Tak szczerze, to nie znałam ich doskonale. Kojarzyłam powiedzmy. Tyle mi wystarczało. Przynajmniej nie interesowałam się nimi tak jak wszyscy, nie gadałam o nich. Nie było mi to do życia niezbędne. Ostatecznie pośmiałam się jeszcze trochę z Bartkiem i Maćkiem, po czym poprosiłam przyjaciela o odwiezienie mnie do domu.
- Czemu już chcesz iść?
- Przecież wieczności nie będę spędzać na patrzeniu na swoje zdjęcia.
- E tam.
- Jeszcze popadłabym w samouwielbienie a'la Bartman, i już w ogóle byłoby tragicznie. - zaśmiałam się.
- Ty to serio jesteś taka na wszystkich cięta? - zapytał Kurek.
- Nie na wszystkich.
- Na prawie wszystkich. - wtrącił się sąsiad.
- Wcale nie. Jedynie na siatkarzy, reszta mi zwisa i powiewa, że tak powiem.
- Przecież sama jesteś siatkarką.
- I właśnie dlatego ich nie lubię i proszę nie pytaj o nic więcej w tym temacie.
- Jak tylko chcesz. Dobra, to co, do zobaczenia wieczorem?
- Ze mną? Chyba z nim. - wskazałam na Macieja.
- Ciebie tam nie będzie? - zdziwił się.
- Będzie, tylko jeszcze o tym nie wie. - zaśmiał się przyjaciel.
- Tak? Oo, no widzisz, to dzięki Tobie się dowiedziałam.
- No, jestem miły. Dobra, to do zobaczenia.
Przytulił mnie, a potem razem z Maćkiem wyszliśmy z galerii.
- Obiad w domu czy na mieście?
- Przestań, przecież dietę mam, na mieście jeść nie mogę.
- Mhm, mhm, a mi tu pociąg jedzie.
- A i owszem. - zaśmiałam się, bo akurat obok przejeżdżał pociąg.
- No ej!
Oboje się śmialiśmy, po czym wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy w stronę domu.
Zapraszam do zalajkowania fejsbukowej strony, którą prowadzi Dagmara. Dziś nic twórczego na koniec nie wymyślę, więc po prostu cieszcie się weekendem :-)
Buziaki i enjoy! :-)
Ok, to ja wedle wskazań mojej siostry się ujawniam, pozdrawiam i idę spać. Sweet dreams ;)
- D.
Ok, to ja wedle wskazań mojej siostry się ujawniam, pozdrawiam i idę spać. Sweet dreams ;)
- D.
czwartek, 18 kwietnia 2013
Rozdział ósmy
Najpierw klik w play i zabieramy się do lektury :-)
- Co ty tu robisz? - zapytałam widząc siedzącego przy stole Patryka.
- No proszę, o wilku mowa. Właśnie o Tobie rozmawialiśmy. Hej. - wstał i pocałował mnie w policzek.
- Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, co tu robisz. - odepchnęłam go
- Byłem w okolicy i pomyślałem, że wpadnę. W końcu zobaczyć Ciebie mogę tylko raz na bardzo długo. - uśmiechnął się.
- Wyjdź stąd.
- Michalina, uspokój się, jak ty go traktujesz? - zapytała jakby z wyrzutem mama.
- Tak jak mam na to ochotę. Wyjdź stąd zanim zrobię Ci krzywdę, rozumiesz?! - krzyknęłam.
- Misia, nie unoś się, coś się stało? - próbował nadal normalnie się zachowywać.
- Ostatni raz powtarzam, wynocha mi stąd!
Rodzice patrzyli na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. On zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Dobrze, jeśli tylko ty tego chcesz. Chociaż nawet nie wiem dlaczego się tak zachowujesz, co ja Ci niby zrobiłem?
- Nie kłam, wiesz doskonale. Nie chcę Cię znać! - znów wrzasnęłam.
Chyba wreszcie na tyle dobitnie, żeby zrozumiał, że nie mam ochoty na niego patrzeć. Pożegnał się z moimi rodzicami i przechodząc obok mnie, posłał mi mordercze spojrzenie.
- Co ty robisz? Dlaczego ty go wyrzuciłaś? Co ten biedny chłopak Ci takiego zrobił? - wyrzucała kolejne pytania z siebie moja rodzicielka.
Nie miałam ochoty im wszystkiego tłumaczyć. Nie wiedzieli praktycznie o niczym.
- Daj mi proszę spokój. Przyszłam w zupełnie innej sprawie. Adam wyjeżdża, zostawia trenowanie mnie, musicie z nim porozmawiać.
- To my go zwolniliśmy. - powiedział ze spokojem w głosie mój ojciec.
- Jak to? Dlaczego?!
- Bo tak.
- To nie argument. Przecież to mój najlepszy sezon w życiu, wypracowany z nim i dzięki niemu, a wy sobie po prostu go od tak zwalniacie?!
- Owszem.
- Ale tato..
- Koniec rozmowy, żegnam.
Szlag mnie zawsze trafiał, jak widziałam ten jego spokój i opanowanie. Nie wiedziałam co w nich wstąpiło, że tak zrobili. Jednak nic się nie mogłam więcej dowiedzieć, bo chwilę później zostałam odprowadzona do drzwi. Wkurzona wybiegłam z budynku i skierowałam się w stronę auta. Zza rogu wyłonił się ten, którego kilka chwil wcześniej zwyzywałam w mieszkaniu rodziców.
- Czy ktokolwiek cokolwiek wie? - zapytał obracając mnie w swoją stronę i łapiąc mnie za nadgarstki.
- A co, strach Cię obleciał?
- Mnie? A niby przed czym? Przed Tobą? Zabawna jesteś. - prychnął.
- Zostaw mnie w spokoju, już i tak wiele krzywdy mi zrobiłeś, nie sądzisz? - próbowałam wsiąść do auta, ale skutecznie mi to uniemożliwiał.
- Wiesz, że jak cokolwiek powiesz, to..
- To co? Znów zrobisz to co poprzednio? Przepraszam, ale tym razem jestem silniejsza nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. To moje życie i będę z nim robić co chcę. A teraz odejdź stąd zanim Cię przejadę.
Udało mi się uwolnić i energicznym ruchem otworzyłam auto. Wsiadłam i od razu zamknęłam od środka drzwi. Zaczął stukać w szybę, krzyczeć, ale ja odpaliłam silnik i odjechałam, o mało co go nie potrącając. Musiałam stamtąd jak najszybciej pojechać gdziekolwiek. Byle dalej od tego, co się dzieje wokół. Podjechałam tylko do domu, wysiadłam wkurzona i skierowałam się do środka. Położyłam się na sofie w salonie i zaczęłam bić pięściami w poduszki.
- Dlaczego, no dlaczego?! - wrzeszczałam.
Włączyłam na full muzykę i próbowałam się uspokoić. Nie usłyszałam nawet jak do mojego mieszkania wszedł Maciek.
- Co się dzieje? - zapytał nachylając się nade mną.
- Jezu drogi, ty chcesz, żebym ja zawału dostała? - podskoczyłam.
- Nie, przepraszam. Nie słyszałaś, bo trochę muzyka leci za głośno, nie uważasz? - musiał wręcz krzyczeć, by ją zagłuszyć.
- Coo? - nie usłyszałam, więc wyłączyłam głośnik.
- Co się stało?
- Nic, a co?
- Przecież widzę. Popatrz na siebie, jesteś zapłakana i wściekła.
- Przestań, nic się nie stało. - próbowałam ukryć czerwone oczy i pociągnęłam nosem.
- Miśka?
- Oj przestań się tak na mnie patrzeć, już Ci powiedziałam. Czemu wchodzisz w ogóle bez pukania?
- Było otwarte, a poza tym ty nie odpowiadałaś.
- Super, bardzo się cieszę. Jeszcze coś?
- Michalina, czy ty możesz mi cokolwiek powiedzieć? Nie wyjdę dopóki się nie dowiem, dlaczego jesteś w takim stanie.
- Czy ty możesz mi dać spokój?
- Nie. - odpowiedział stanowczo.
On taki był, nigdy nie odpuszczał łatwo. Zawsze się o mnie martwił i troszczył. Kochany przyjaciel..
Powiedzieć czy nie powiedzieć? Może jednak nie. Chyba nie jesteś jeszcze na to gotowa. Wyczekaj, aż Czarnowski wyjedzie i będziesz miała pewność, że nie dowie się o niczym. Tak, to najlepsze rozwiązanie.
Opowiedziałam jedynie o tym, że Adam już nie będzie mnie trenował. Maciek słuchał mnie uważnie.
- Czemu tak zadecydował? To wszystko przez tę akcję na siłowni?
- Nie wiem. Rodzice go zwolnili, ale nie mam pojęcia za co.
- No jak zwolnili? Tak bez żadnych wyjaśnień i konsultacji?
- Tak..
- Idioci..
- Kiedy mam najlepszy sezon w życiu i to dzięki niemu, to nagle wszystko się psuje. To jest jakieś chore, nie wiem co mam robić.
- Gadałaś z nim na spokojnie?
- Wyprosił mnie z domu, nie odbiera telefonu. Zadecydował, że wyjeżdża i jak go znam, to nie ma odwrotu.
- Ale to i tak nie wszystko, prawda?
- Co nie wszystko?
- Nie wszystko, o czym teraz myślisz.
- Wszystko.
- Przecież widzę, że nie.
- Maciuś, czy ja Cię kiedyś okłamałam?
- Tak. - odpowiedział z zabójczą szczerością.
- No dziękuję..
- Oj słońce, proszę Cię. Przecież wiesz, że możesz mi zaufać.
- No i Ci ufam.
- Jeśli byś mi ufała, to powiedziałabyś mi wszystko.
- Powiedziałam.
- Dobra, Twoja sprawa.. - zaczął wstawać i kierować się do wyjścia.
- Maciek, nie obrażaj się.
- Nie obrażam się. Daję Ci odbój. Jak przemyślisz, to wiesz gdzie będę.
- No czekaj, przecież mówię, że nic się nie stało poza tym. Ale.. Zostaniesz?
- Na noc?
- Jeśli możesz.. Nie chcę być sama.
- Miśka, co ty kombinujesz?
- No nic, po prostu chcę mieć kogoś przy sobie.
- Jeśli tego potrzebujesz..
Przytulił mnie i pocałował w czoło. Jakoś od razu poczułam się lepiej i bezpieczniej. Zerknęłam na zegarek - była dwudziesta druga sześć. Muzaj uciekł na chwilę do siebie po rzeczy. Jak wrócił, to poszłam się umyć, a następnie oboje rozłożyliśmy się na kanapie w salonie. Początkowo siedzieliśmy i oglądaliśmy "Step up", ale potem poczułam zmęczenie, więc położyłam się na kolanach przyjaciela.
- Wyjątkowo wygodny jesteś. - zaśmiałam się.
- No ba, oczywiście! Bo to ja!
- Głupek.
- Ty mnie nie wyzywaj, bo zaraz już nie będzie poduszki w postaci moich kolan!
- Oj przepraszam. - pogłaskałam go po ręce i znów się zaśmiałam.
Oglądaliśmy dwie części i chyba pod koniec drugiej już zasnęłam. Sama nie wiem kiedy Maciek zaniósł mnie śpiącą do sypialni..
Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam obok siebie śpiącego przyjaciela..
- Co on tu robi?! - pomyślałam..
Na szybko zaczęłam w głowie porządkować wydarzenia z poprzedniego dnia - ach, fakt, sama kazałam mu ze sobą zostać.. ale żeby od razu spał ze mną w MOIM ŁÓŻKU?! MOIM?! Szturchnęłam go z całej siły, aż spadł na podłogę..
- Miśka, co Ty odstawiasz? - zaczął powoli się podnosić, pocierając stłuczone kolano - Śpię całą noc z Tobą, bo sama mnie o to prosiłaś, martwię się, a Ty się tak odpłacasz?! Kobiety..
- No ok, prosiłam Cię, żebyś został.. ale nie spał ze mną.. - zaczęłam się tłumaczyć.
- Przestań, a co ja Ci takiego zrobiłem? Spałem sobie grzecznie, znosząc dzielnie Twoje całonocne chrapanie.. Fakt faktem, nie wiem jak Twój przyszły facet z Tobą wytrzyma - wyszczerzył zęby czekając na moją reakcję.
Miałam ochotę nakopać mu do tyłka.. ale widok jego zabójczo pięknych, białych zębów ściął mnie z nóg i w jednej chwili oboje rzuciliśmy się na łóżko.
- Bitwa na poduszki! - krzyknęłam i przyłożyłam przyjacielowi dość mocno w głowę.
- No proszę, Królewna nie dość, że jest mistrzynią chrapania, to jeszcze bitwy na poduszki, poddaję się! -
podniósł ręce w geście poddania i zaczął wycofywać się w stronę łazienki.
- Świnia! - krzyknęłam za nim.
- Udaję, że tego nie słyszę! Biegnę do łazienki, a Ty w pięć minut robisz nam śniadanie, bo jesteśmy spóźnieni!
Wydał mi rozporządzenia, po czym trzasnął drzwiami od łazienki. Poszłam grzecznie do kuchni, zaczęłam na szybko przygotowywać jakąś sałatkę.. Wciąż pamiętając o mojej "zdrowej diecie", choć w takich dniach, jak ten, miałam ochotę pożreć opakowanie lodów z popcornem.
Trzymaj się, zdrowie i kondycja są najważniejsze. Nie możesz tego zaprzepaścić przez jednego głupiego faceta! Zero lodów! Zero.. ale zaraz? Czy on powiedział " jesteśmy spóźnieni"?! Gdzie niby?!
- Macieeeeeeeeeek! Śniadanie, ale to już! - krzyknęłam do przyjaciela, który w ciągu kilku sekund znalazł się przy stole.
- Do usług, o Pani! Zwarty i gotowy, głodny jak wilk. - zażartował jak zwykle Muzaj.
- Smacznego, jedz. Odpowiedz mi tylko na pytanie, gdzie my niby jesteśmy spóźnieni? - próbowałam uzyskać jakąś odpowiedź.
- Aaaa, nieważne, tajemnica! Jedz szybko, potem do łazienki i za 10 minut wychodzimy.
Pochłonęłam kilka kęsów kanapki i szybko poszłam do łazienki. Poranna toaleta poszła mi nawet o wiele szybciej niż zwykle. Wbiegłam do garderoby, wyciągnęłam pierwsze lepsze spodenki, koszulkę, związałam włosy i po upływie 10 minut stałam już przy drzwiach, gdzie czekał na mnie mój sąsiad.
- Jestem! - krzyknęłam dumna ze swojej punktualności.
- Cudownie, jak zwykle piękna i doskonała - odpowiedział Maciek i szturchnął mnie tak mocno, że prawie straciłam równowagę - Coś taka niemrawa dzisiaj? Nawet nie umiesz ustać prosto w miejscu!
- Przestań ze mnie żartować i powiedz gdzie idziemy? - zaczęłam się irytować.
- Chodź, zaraz dowiesz się wszystkiego.
Powiedział to, po czym wybiegł z mieszkania ciągnąc mnie za rękę..
No to jest. Napisany przy współpracy z Dagmarą, która zagości tu zapewne na stałe. W przypadku kiedy ja nie dam rady napisać rozdziału, pojawi się tu ona z odpowiednimi instrukcjami :-)
Poza tym, jak już pisałam na fejsie - dziękuję za każdą wiadomość, w której pytaliście, czy wszystko okej. Cieszy mnie, że tak bardzo się ze mną zżyliście, że nie umiecie wytrzymać :D
Teraz zmykam do repetytoriów z polskiego i historii i do spania..
Dobranoc i enjoy ;*
PS Jak Wam się podoba ta piosenka? Ja nie mogę przestać jej słuchać.. :D
wtorek, 16 kwietnia 2013
Rozdział siódmy
Wróciliśmy już tym razem faktycznie do domu.
- Nie masz do mnie pretensji o ten pocałunek? - zapytał niepewnie, otwierając przede mną drzwi swojego jeepa na podjeździe.
- No przestań, o co? - uśmiechnęłam się.
- Bo wiesz.. Nie wiedziałem, czy..
- Przestań, przecież jesteśmy przyjaciółmi, to nie przeszkadza w niczym. Daj spokój.
Podeszliśmy pod moje drzwi i się pożegnaliśmy.
- Dziękuję za tyle wrażeń i poprawę humoru.
- Nie ma za co, przecież od tego są przyjaciele. Póki co odpocznij ode mnie, bo chyba wystarczająco się mnie naoglądałaś przez ostatnie godziny, a właściwie dni.
- Tak, tak. Okropny jesteś, nie mogę już na Ciebie patrzeć, idę się chować, żebyś mnie nie znalazł. - powiedziałam z ironią.
- Jak zawsze kochana.. - skwitował.
- No ba. No to na razie.
Pocałowałam go w policzek, a on mocno mnie przytulił. Przekręciłam zamek w drzwiach i zniknęłam w środku. Powędrowałam od razu do kuchni, bo dzisiaj mało co zjadłam. Odgrzałam sobie na szybko fileta z kurczaka z serem i pomidorem, którego pochłonęłam w bardzo szybkim tempie. Przypomniałam sobie, że nie ustaliłam kolejnego treningu z Adamem, więc jedząc, wykręciłam numer telefonu do niego. Raz dzwonię - poczta głosowa, drugi raz, trzeci, dziesiąty - ciągle poczta.
- No co jest? Przecież zawsze odbierał. - powiedziałam sama do siebie.
Niewiele myśląc zabrałam kluczyki od auta i pojechałam do niego. Znalazłam się tam kilka minut później. Wysiadłam przed blokiem i weszłam do środka. Przeszłam schodami na trzecie piętro. Zapukałam do drugich drzwi po prawej. Słyszałam, że jest w środku, mimo to nie otwierał.
- Adam, otwórz drzwi proszę, co się stało?
Mimo próśb i wielu jeszcze miłych słów, nie udało mi się go przekonać do wpuszczenia mnie do swojego mieszkania. W końcu poirytowana zaczęłam walić pięściami i kopać nogami.
- No otwieraj to do cholery, przecież słyszę, że tam jesteś! - wrzeszczałam.
Wreszcie zadziałało. Uchylił drzwi i kazał mi się natychmiast uspokoić.
- Co ty odwalasz, przepraszam ja Cię bardzo? - zapytałam z wyrzutem ładując się do domu trenera.
- Czy pozwoliłem Ci tutaj wejść? O ile wiem, to nie. Wyjdź. - powiedział z powagą.
- Co się stało? Coś nie tak zrobiłam?
- Proszę Cię, żebyś wyszła, bo nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
Mówił szalenie poważnie. Przestraszyłam się. Zobaczyłam kilka walizek stojących w sypialni.
- Jedziesz gdzieś?
- Wyprowadzam się.
- Nowe mieszkanie znalazłeś? - zapytałam wesoło.
- Wyjeżdżam do domu. Nie będę tu już mieszkał. W ogóle w Łodzi ani w pobliżu. Wracam do Krakowa.
- Co? - wrzasnęłam.
- No to co słyszysz.
- Czyli, że ty..
- Nie będę Cię już trenował.
- Ale dlaczego? Za tą jedną, głupią sytuację na siłowni? - zapytałam ze łzami w oczach i wybiegłam.
Nie wiedziałam, że jeden incydent aż tak wpłynie na całą moją karierę. Był świetnym trenerem, człowiekiem, przyjacielem. Dlaczego on mi to robił? Nie patrząc na nic pobiegłam z powrotem do auta i odjechałam z piskiem opon, przecierając co jakiś czas oczy od łez. Pojechałam na halę. Dostałam klucz od dozorcy i musiałam się wyżyć. Skakałam, biegałam, rzucałam piłkami po całym parkiecie. Nic mi nie wychodziło, na niczym się nie mogłam skupić. Jak na złość jeszcze po głowie chodził mi pocałunek z Maćkiem i oczy Bartka. Bezsilnie próbowałam przebić swoim serwisem, który poprzedniego dnia był doskonały, przez siatkę. Ostatnią próbę udało mi się wykonać odpowiednio. Usłyszałam gdzieś z tyłu brawa.
- No, teraz to było ładne. - powiedział Kurek podchodząc bliżej.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdezorientowana.
- Patrzę na Ciebie.
- Nie masz na co?
- No najwidoczniej nie.
- Znajdź inny obiekt swoich kpin.
- Przestań, przecież się z Ciebie nie śmieję. Czemu ty tak właściwie prawie zawsze jesteś dla mnie taka chłodna, niemiła, wredna i chamska?
- Bo lubię.
- Przecież prawie w ogóle się nie znamy.
- No i dobrze.
- Michalina, nie widzisz, że chcę się z Tobą zakolegować?
- To znajdź sobie jakiegoś kumpla do piwa, na razie.
Przestań być dla niego aż taka. Nie znasz go praktycznie, już tyle razy sobie to powtarzasz, a dalej nie potrafisz pohamować języka. Musisz nauczyć się rozróżniać tych złych, od tych dobrych. Inaczej zawsze będziesz nieufna, wredna, zimna..
Podeszłam do trybun, zabrałam rzeczy i wyszłam. Słyszałam, że coś jeszcze za mną wołał, ale nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać. Chociaż w sumie, może i miałam, ale nie w tamtym momencie. Byłam wkurzona, a on jeszcze mnie dobił. Potrzebowałam samotności, chwili wytchnienia i przemyśleń. Niestety mi się to nie udało. Postanowiłam pojechać do rodziców i poprosić ich o rozmowę z Adamem. Przecież to oni mu płacą, mają na niego jakikolwiek wpływ, chociażby najmniejszy. On mnie nie może zostawić, nie w trakcie sezonu, najlepszego sezonu w moim życiu!
Do apartamentowca rodziców trzeba było pokonać prawie pół miasta. Udało mi się to w ciągu dwudziestu minut. Jak tylko zaparkowałam, to pobiegłam do środka i mając jeszcze swoje klucze, przekręciłam je w zamku. Usłyszałam głos moich rodzicieli i jeszcze kogoś. Wydawało mi się, że znam ten głos, ale jeszcze nie mogłam sobie przyporządkować go do żadnej twarzy. Właściwie, to przychodziła mi do głowy tylko jedna rzecz, ale przecież to nie mogło być prawdą. Po cichu odłożyłam pęk na mały kredens w przedpokoju, ściągnęłam buty i przeszłam w stronę salonu.
Dziś krótko, mało wydarzeń, ale jutro coś lepszego będzie. Enjoy! ;-)
- Nie masz do mnie pretensji o ten pocałunek? - zapytał niepewnie, otwierając przede mną drzwi swojego jeepa na podjeździe.
- No przestań, o co? - uśmiechnęłam się.
- Bo wiesz.. Nie wiedziałem, czy..
- Przestań, przecież jesteśmy przyjaciółmi, to nie przeszkadza w niczym. Daj spokój.
Podeszliśmy pod moje drzwi i się pożegnaliśmy.
- Dziękuję za tyle wrażeń i poprawę humoru.
- Nie ma za co, przecież od tego są przyjaciele. Póki co odpocznij ode mnie, bo chyba wystarczająco się mnie naoglądałaś przez ostatnie godziny, a właściwie dni.
- Tak, tak. Okropny jesteś, nie mogę już na Ciebie patrzeć, idę się chować, żebyś mnie nie znalazł. - powiedziałam z ironią.
- Jak zawsze kochana.. - skwitował.
- No ba. No to na razie.
Pocałowałam go w policzek, a on mocno mnie przytulił. Przekręciłam zamek w drzwiach i zniknęłam w środku. Powędrowałam od razu do kuchni, bo dzisiaj mało co zjadłam. Odgrzałam sobie na szybko fileta z kurczaka z serem i pomidorem, którego pochłonęłam w bardzo szybkim tempie. Przypomniałam sobie, że nie ustaliłam kolejnego treningu z Adamem, więc jedząc, wykręciłam numer telefonu do niego. Raz dzwonię - poczta głosowa, drugi raz, trzeci, dziesiąty - ciągle poczta.
- No co jest? Przecież zawsze odbierał. - powiedziałam sama do siebie.
Niewiele myśląc zabrałam kluczyki od auta i pojechałam do niego. Znalazłam się tam kilka minut później. Wysiadłam przed blokiem i weszłam do środka. Przeszłam schodami na trzecie piętro. Zapukałam do drugich drzwi po prawej. Słyszałam, że jest w środku, mimo to nie otwierał.
- Adam, otwórz drzwi proszę, co się stało?
Mimo próśb i wielu jeszcze miłych słów, nie udało mi się go przekonać do wpuszczenia mnie do swojego mieszkania. W końcu poirytowana zaczęłam walić pięściami i kopać nogami.
- No otwieraj to do cholery, przecież słyszę, że tam jesteś! - wrzeszczałam.
Wreszcie zadziałało. Uchylił drzwi i kazał mi się natychmiast uspokoić.
- Co ty odwalasz, przepraszam ja Cię bardzo? - zapytałam z wyrzutem ładując się do domu trenera.
- Czy pozwoliłem Ci tutaj wejść? O ile wiem, to nie. Wyjdź. - powiedział z powagą.
- Co się stało? Coś nie tak zrobiłam?
- Proszę Cię, żebyś wyszła, bo nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
Mówił szalenie poważnie. Przestraszyłam się. Zobaczyłam kilka walizek stojących w sypialni.
- Jedziesz gdzieś?
- Wyprowadzam się.
- Nowe mieszkanie znalazłeś? - zapytałam wesoło.
- Wyjeżdżam do domu. Nie będę tu już mieszkał. W ogóle w Łodzi ani w pobliżu. Wracam do Krakowa.
- Co? - wrzasnęłam.
- No to co słyszysz.
- Czyli, że ty..
- Nie będę Cię już trenował.
- Ale dlaczego? Za tą jedną, głupią sytuację na siłowni? - zapytałam ze łzami w oczach i wybiegłam.
Nie wiedziałam, że jeden incydent aż tak wpłynie na całą moją karierę. Był świetnym trenerem, człowiekiem, przyjacielem. Dlaczego on mi to robił? Nie patrząc na nic pobiegłam z powrotem do auta i odjechałam z piskiem opon, przecierając co jakiś czas oczy od łez. Pojechałam na halę. Dostałam klucz od dozorcy i musiałam się wyżyć. Skakałam, biegałam, rzucałam piłkami po całym parkiecie. Nic mi nie wychodziło, na niczym się nie mogłam skupić. Jak na złość jeszcze po głowie chodził mi pocałunek z Maćkiem i oczy Bartka. Bezsilnie próbowałam przebić swoim serwisem, który poprzedniego dnia był doskonały, przez siatkę. Ostatnią próbę udało mi się wykonać odpowiednio. Usłyszałam gdzieś z tyłu brawa.
- No, teraz to było ładne. - powiedział Kurek podchodząc bliżej.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdezorientowana.
- Patrzę na Ciebie.
- Nie masz na co?
- No najwidoczniej nie.
- Znajdź inny obiekt swoich kpin.
- Przestań, przecież się z Ciebie nie śmieję. Czemu ty tak właściwie prawie zawsze jesteś dla mnie taka chłodna, niemiła, wredna i chamska?
- Bo lubię.
- Przecież prawie w ogóle się nie znamy.
- No i dobrze.
- Michalina, nie widzisz, że chcę się z Tobą zakolegować?
- To znajdź sobie jakiegoś kumpla do piwa, na razie.
Przestań być dla niego aż taka. Nie znasz go praktycznie, już tyle razy sobie to powtarzasz, a dalej nie potrafisz pohamować języka. Musisz nauczyć się rozróżniać tych złych, od tych dobrych. Inaczej zawsze będziesz nieufna, wredna, zimna..
Podeszłam do trybun, zabrałam rzeczy i wyszłam. Słyszałam, że coś jeszcze za mną wołał, ale nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać. Chociaż w sumie, może i miałam, ale nie w tamtym momencie. Byłam wkurzona, a on jeszcze mnie dobił. Potrzebowałam samotności, chwili wytchnienia i przemyśleń. Niestety mi się to nie udało. Postanowiłam pojechać do rodziców i poprosić ich o rozmowę z Adamem. Przecież to oni mu płacą, mają na niego jakikolwiek wpływ, chociażby najmniejszy. On mnie nie może zostawić, nie w trakcie sezonu, najlepszego sezonu w moim życiu!
Do apartamentowca rodziców trzeba było pokonać prawie pół miasta. Udało mi się to w ciągu dwudziestu minut. Jak tylko zaparkowałam, to pobiegłam do środka i mając jeszcze swoje klucze, przekręciłam je w zamku. Usłyszałam głos moich rodzicieli i jeszcze kogoś. Wydawało mi się, że znam ten głos, ale jeszcze nie mogłam sobie przyporządkować go do żadnej twarzy. Właściwie, to przychodziła mi do głowy tylko jedna rzecz, ale przecież to nie mogło być prawdą. Po cichu odłożyłam pęk na mały kredens w przedpokoju, ściągnęłam buty i przeszłam w stronę salonu.
Dziś krótko, mało wydarzeń, ale jutro coś lepszego będzie. Enjoy! ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)