- To znaczy?
- No wydaje mi się, że się nie udało. Ale musimy odczekać miesiąc, żeby mieć pewność. Wtedy, jeśli się to potwierdzi, to powtórzymy zabieg.
- Ile razy można powtarzać?
- Do skutku, aż zajdzie Pani w ciążę.
Popatrzyłam na zmartwionego Bartka.
Oboje tym się przejęliśmy, bo nie chcieliśmy, by trwało to
wieczność, a za darmo też się to nie odbywało. Podziękowaliśmy
i wyszliśmy.
- Przecież wiesz, że wierzę. Chcę mieć to dziecko i będę na nie czekał tyle, ile trzeba. Choćby trwało to kilkanaście lat.
Podziwiałam go. Mnie zżerało coś
od środka. Po prostu chciałam wiedzieć, że jestem w ciąży, że
będziemy mieli potomstwo i nastąpi to za dziewięć miesięcy, a
nie za dwadzieścia lat..
Pojechaliśmy z niezbyt dobrymi
humorami na bal sylwestrowy do Warszawy. Co roku się takie odbywały,
miały na celu w sumie.. Nie wiem co. Coś miały. Ja przychodziłam
tam z przymusu i z prośby Bartka. Oni się pojawiali tam ze względu
na sponsorów i dziennikarzy. Przez dobre półtorej godziny,
udzielali wywiadów, pozowali do zdjęć i opowiadali, jak cudownie
mają zamiar przeżyć tę noc z przyjaciółmi.
- To już ostatni, obiecuję – pocałował mnie w czubek nosa i pognał czym prędzej za mężczyzną.
Ciągle patrzył w moją stronę, a
jednak odpowiadał elokwentnie, dokładnie i wyczerpująco. Po kilku
minutach zajął miejsce obok mnie i nie odpuszczał mnie na krok. Po
kolejnych przemówieniach i jakże licznych oklaskach, zasiedliśmy
do stołów. Przypadło nam dobre towarzystwo, bo przed samym
rozpoczęciem, zamieniliśmy karteczki z imionami i nazwiskami. Przy
dziesięcioosobowym stole znaleźli oprócz nas miejsce: Piotr z
Justyną, Maciek z Anią, Karol z Olą oraz Andrzej z przemiłą
nieznajomą. Obok nas pojawił się Kosok z dziewczyną, Żygadło z
żoną, Ignaczakowie, Zatorski z koleżanką oraz Winiarscy. Takie
towarzystwo, prawie w całości mi odpowiadało. Po zjedzeniu małej
kolacji, rozpoczęła się właściwa impreza. Początkowo trzeba
było się pokazywać do kamery, że my tu jesteśmy, jednak po
dwudziestej trzeciej, wszyscy dziennikarze opuścili lokal, a my
mogliśmy odetchnąć.
- Jak ja nie lubię tej całej farsy.. - usiadłam na miejscu.
- A kto to lubi?
- Bartman.
- Złośliwiec. - zaśmiał się.
- Prawdę mówię, to nie złośliwość! Trzeba być szczerym. Mama Cię tego nie nauczyła?
- Uczyła, uczyła.
Do tańca porwał mnie Maciek. Dawno
nie mieliśmy dobrego kontaktu ze sobą, bo albo ja coś załatwiałam,
albo jego nie było z powodu treningów, meczy, wyjazdów czy spotkań
z dziewczyną.
- Jakoś musimy. - starałam się ciągle uśmiechać.
- W porządku wszystko?
- Tak, jasne.
- Mhm.. Okej.. Dobra, a teraz mi powiedz, co się stało? - odeszliśmy na bok.
- Nic.
- Michalina, znam Cię już trochę.. - usiedliśmy na krzesełkach wokół parkietu.
- Oj..
- Nie oj, tylko gadaj.
- Bartek nie może mieć dzieci.
- Dlaczego?! - niemalże krzyknął.
- Milcz.
- Przepraszam.
- Nie wiem dlaczego. Po prostu.
- I co z tym robicie?
- Leczę się. A poza tym in vitro.. Ale cienko to widzę.
- Nie trać nadziei.
- Nie tracę, ale pomyśl sobie, jak ciężko jest nam to wszystko ogarniać.. Niby dobrze wszystko było i w jednej chwili, marzenia o powiększeniu rodziny, legły w gruzach.
- Wiem.. Ale nie traćcie wiary, to wiele Wam da.
Przytulił mnie i od razu poczułam
się lepiej. Wróciliśmy do tańca. Potem odbijanego zrobił
Andrzej.
- Tylko koleżanka – podkreślił.
- Mnie tam nic do tego, ale fajnie, że kogoś masz.
- Fajnie?
- Tak.
- Aaa.. Okej.
- Co?
- Nic.
- Andrzej?
- Michalina. Znamy swoje imiona? Okej, to tańczmy dalej – uśmiechnął się i obrócił mnie wokół własnej osi.
Nie sposób było się nie zaśmiać,
więc wybuchnęłam, po czym skończył się utwór i wróciliśmy do
stolika.
Bal sylwestrowy dobijał do północy.
Zgromadzeni wyszli z szampanami na zewnątrz, by tam oczekiwać na
ostateczne odliczanie i Nowy Rok.
Miałam zwyczajnie ochotę się
rozpłakać, ale błyskawicznie obok mnie, znalazł się mąż, tuląc
do siebie.
- Aż, czy tylko?
- Sam nie wiem. Czego sobie życzysz?
- Nie mogę zdradzić, bo się nie sprawdzi.
- Ja życzę sobie.. Żebyśmy byli ze sobą zawsze! Nie ważne co się będzie działo, żebyśmy trwali przy sobie.
- Popieram – pocałowałam go.
W tym samym czasie zaczęto odliczać
ostatnie sekundy starego roku i z wielką fetą, powitano kolejny.
Składanie życzeń, sztuczne uśmiechy, wiele nieszczerości..
Musiałam przez to przebrnąć, po czym zwiałam jak najszybciej do
środka. Tam znów zaczęłam zabawę. Trochę wypiłam, potańczyłam,
pogadałam. Dawno tak dobrze nie było. Koło godziny piątej nad
ranem, zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Nocowaliśmy w
rodzinnym domu Kłosa. Dotarliśmy tam w czwórkę taksówką, bo
wszyscy zaczerpnęliśmy alkoholu.
- Dlaczego?
- Przecież w ciąży jesteś!
- Nie jestem i nie krzycz na około wszystkim o tym.
- Niby czemu?
- Bo tak. Przestań się zachowywać jak dziecko!
- Ale i tak Cię kocham – wybełkotał.
Z całego towarzystwa, ja byłam
najbardziej trzeźwa, choć wlałam w siebie naprawdę sporo.
Najwidoczniej miałam najmocniejszą głowę, co wcale mnie nie
martwiło. Po wejściu, prawie od razu runęliśmy jak dłudzy na
łóżku i tak zasnęliśmy. Obudził nas Karol, koło piętnastej,
brutalnie otwierając rolety.
- Dzień dobry gołąbeczki, wstajemy!
- Wypchaj się!
- Suszy?
- Niemiłosiernie. Zamknij te rolety!
- Wody?
- Chętnie – wyciągnęłam na oślep rękę.
- Wstań sobie po nią.
- Zlituj się Kłosu..
- Nie ma tak dobrze - zachichotał.
Ledwo otworzyłam oczy, już mnie
piekły, ale uczucie suchości w ustach, trzeba było jak najszybciej
poprawić.
Praktycznie cały dzień wszyscy
leczyli kaca, nogi, kręgosłupy i inne dolegliwości. Następnego
dnia wróciliśmy do Łodzi. Czekaliśmy do końca stycznia jak na
zbawienie. Zrobiłam od razu badania u ginekologa, by dowiedzieć
się, czy ostatecznie nie zaszłam w ciążę i ewentualnie wyznaczyć
nowy termin zabiegu.
- Aż tak źle?
- Coś poszło nie tak. Często tak jest. Proszę się nie przejmować i wciąż wierzyć.
Po raz kolejny wyszliśmy
zawiedzeni z tego gabinetu.
Zdziwiłam się, że znalazł w
sobie choć trochę siły, by nie tracić tak zupełnie poczucia
humoru i wiary.
Leczenie, zabiegi, lekarstwa,
mecze, treningi. Odwiedziny u znajomych, zwiedzanie nowych zakątków
Polski.. Pod takimi rzeczami upłynęły nam kolejne tygodnie
oczekiwań. Ciągle słyszeliśmy, że trzeba walczyć, nie poddawać
się i próbować. Za trzecim razem, miałam ochotę powiedzieć już
dość.
Podczas jednej z rozmów z Anią,
opowiedziałam jej moją sytuację.
- Przestań, Bartek chyba by mnie udusił.
- Niby za co? Za zrealizowanie planu i marzenia?
- Oj dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Po zakończeniu pogaduszek, wracałam
do domu z głową pełną myśli. Może ona miała rację? Taki
sposób, to też coś innego, może skutecznego..
Głupia, przestań! Jeszcze serio
zaczniesz o tym myśleć, kiedyś się zapomnisz i z jakimś
przypadkowym gnojkiem zajdziesz w ciążę. Bądź cierpliwa i czekaj
na efekty in vitro! W dodatku za pasem ślub. Przygotowania mentalne
i fizyczne są teraz bardziej potrzebne, niż myśl o kolejnej
nieudanej próbie zabiegu.
Nawet
nie wiem kiedy, zrobił się kwiecień. Został już jedynie miesiąc
do uroczystości. Przestałam tak bardzo spinać się o tą ciążę
i czekałam na efekty. Jednak już w tym momencie, przeznaczyłam
więcej energii na wesele.
- A ty znowu o tym?
- Po prostu się śmieję, jeju. Przestań być taki nadąsany, przecież próbuję właśnie żartować, żeby rozładować jakoś atmosferę.
- Wiesz doskonale, że to z mojej winy nie może być dzieci.. A jeszcze mnie dobijasz bardziej takimi tekstami.
- Okej, okej, przepraszam, już nie będę – podniosłam ręce w geście kapitulacji.
Wyszedł
na chwilę z domu. Głupio się poczułam, bo nie powinnam była tego
mówić. Najwyraźniej mocno się obruszył i zahaczyłam w jego
ego.. Nic dziwnego tak naprawdę. Wrócił po pół godziny.
- Okej.
- Co okej?
- Zgadzam się.
- Na co?
- Na to, żebyś miała dziecko z innym.
Klaudio, co pisze bloga, którego mam w ulubionych, żyjesz? Rozdział będzie kiedyś? Przepraszam, że tu, ale nie wiem jak inaczej.. ;D
Jestem spaaaaaaaaaaaaaalona! :C Boli, baaaaaaardzo, bardzo.
W zakładce zdjęcia, znajdziecie popołudniu kilka fotek znad jeziora z siatkarskiego treningu na plaży, chłopaków z AZS Nysa ;-)
No to chyba jakieś żarty?! Miśka się nie zgodzi na coś takiego przecież, prawda?!
OdpowiedzUsuńJa wiem, że się nie zgodzi, pytam tak kontrolnie.
A z Andrzejem to ta sprawa jeszcze najwidoczniej niewyjaśniona. Ciągle ma nadzieję i przyprowadzając koleżankę myślałam, że Miśka będzie zazdrosna.. Och. Co tu się znowu dzieje, ale na szczęście już ogarniam :D Pozdrawiam :)
To dobrze, że ogarniasz:D
UsuńPozdrawiam;*
Maslanko ! Co ty tu ej ! Żadne dziecko z innym,tylko z Bartkiem !
OdpowiedzUsuńA tekeo Bartmanie byl dobry ! :D
Lov <3
<3
Usuńnienienie, ona nie może mieć z innym, niech próbują, ale nie z innym noo!;cc
OdpowiedzUsuńi wgl szok, nie czytałam tego i ostatniego rozdziału i tyyyyle się działo;o czekam na nowy :D
http://siatkarskielovestory.blogspot.com/
Się działo, bo się dziać musi :D
UsuńFajnie :D Nie jestem przekonana żeby miała dziecko z innym :/ Jak Bartek mógł się na to zgodzić :P Pozdzrwaiam ewelina
OdpowiedzUsuńDzięki, pozdrawiam :)
Usuńno tak tonący brzytwy się łapie. Bartek niech tak szybko się nie zgadza, później wynikną kłopoty. nie mogą po prostu z namiętności jak króliki. Może kiedyś się uda. niech próbują na dwa sposoby naturalnie i in vitro. Takie moje zdanie. Miśka niech też tak ochoczo się nie zastanawia nad "dawcą".
OdpowiedzUsuńCoś robić trzeba..
UsuńO kurcze sie dzieje ;)
OdpowiedzUsuńAle mojim zdaniem nie powinnas takich tematow poruszac ....
takie rzeczy . oby ten rozdział sie skonczył prosze
To jest prywatne a nie ;x
Nie do końca rozumiem komentarz.. Można z polskiego na polski?
UsuńAle, ale, ale jak? Z innym? Jak? Co? Dlaczego? Pff... Ja rozumiem, że Bartek chce mieć to dziecko, no ale bez przesady. Jeszcze tam coś pójdzie nie tak i no się będzie działo. Nie! Tak nie może być! Daj znać kiedy następny rozdział. Ja w piątek zbieram się do Spodka ^^ Pozdrawiam Ada
OdpowiedzUsuńOooooo, to kibicuj mocno! :D Ja do Wro jadę :-)
UsuńPozdrawiam ;-)
No nie wierze!:D takie rzeczy tylko w Twoim blogu mogą się dziać :D Mam nadzieje,że Miśka nie pujdzie na ten układ....chyba nie :p Nie ma to jak sie spalić na słoneczku :p Znam ten ból :D Pozdrawiam :* Dorota
OdpowiedzUsuńSerio tylko w moim?:D
UsuńBoooooooli, boli.
Pozdrawiam ;*