czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział pięćdziesiąty piąty

   Czekałam na to, co się wydarzy. W końcu musiałam się dowiedzieć, co się będzie dalej działo. Justyna bezradnie oglądała się na wszystkie strony, szukając i przyszłego męża, i wytłumaczenia zaistniałej sytuacji. Po kilku minutach zdecydowałam się do niej podejść i wyjaśnić nieobecność Piotra.

- Justyś, musimy pogadać.
- Teraz? Gdzie do jasnej cholery jest Piotrek?! - wydzierała się, gorączkowo się rozglądając.
- Znajdę na to odpowiedź, tylko mnie posłuchaj.
- Co?! - popatrzyła na mnie - mów.
- No bo wiesz.. Jest taka sprawa.. - zaczęłam.
- Szybciej Michalina, szybciej!
- Do sedna. Bo..

   W tym czasie, do Kościoła wpadł zziajany Nowakowski. Odetchnęłam z ulgą. Przyjaciółka od razu do niego podbiegła, krzycząc i zarzucając go gromem pytań.

- Musiałem coś załatwić, przepraszam! Może ksiądz?
- Oczywiście - uśmiechnął się duchowny.

   Potem popatrzył w moją stronę. Obdarował mnie zabójczym wzrokiem i zabrał przyszłą żonę do ołtarza. Reszta ceremonii przebiegła normalnie, bez żadnych kłopotów. Po złożeniu przysięgi i założeniu obrączek, państwo młodzi, w ciszy i skupieniu, podpisywali dokumenty. Potem wyszli przed Kościół, gdzie zostali przywitani grosikami, ryżem i płatkami róż. Stałam z boku i przyglądałam się im. Środkowy wydawał się być szalenie szczęśliwy, tak jak i moja przyjaciółka. Coś mi jednak tam nie pasowało. Nie zniknąłby od tak.. Mimo wszystko, porzuciłam myśli o tym i postanowiłam dobrze się bawić na weselu. Chwilę później wsiedliśmy wszyscy po kolei do wynajętych aut i udaliśmy się ze swoimi kierowcami, na miejsce zabawy. Tam odśpiewane sto lat, obiad, pierwszy taniec. Mnóstwo prezentów, które przynieśli goście. W końcu raz w życiu bierze się huczny ślub. Zaproszono całą reprezentację, klub, sztaby szkoleniowe, znajomych, rodziny.. Wyszło łącznie koło trzystu osób. Pałac, w którym odbywało się świętowanie, był wspaniały. Zaraz po zjedzeniu posiłku, wyciągnęłam Bartka na oglądnięcie niektórych zakątków.

- Tu jest wspaniale! - stanęłam na środku wielkiej sali, obok tej, w której przebywaliśmy - zostańmy tu!
- Oj tak, zdecydowanie!

   Pociągnął mnie w tym samym czasie na podłogę i oboje legliśmy jak dłudzy.

- Wariacie jeden, sukienkę mi pobrudzisz!
- Ja na swój garnitur nie narzekam.
- Ale ja mam jasne, no przestań! - śmiałam się.

   Tarzaliśmy się po ziemi jak dzieci. On obdarowywał mnie pocałunkami, gilgotał i oboje byliśmy nareszcie szczęśliwi.

- Kocham Cię, wiesz? Niezależnie od niczego, zawsze Cię będę kochał, pamiętaj.
- A dlaczego miałabym zapomnieć? Doskonale wiesz, że ja Ciebie też.

   W tym czasie do sali wszedł Wrona. Widząc pozycję, w jakiej się aktualnie znajdowaliśmy, zaczął się wycofywać.

- To ja Wam nie będę przeszkadzał..
- Przestań, my się tylko wygłupiamy - podniosłam się.

   Jego wzrok był zabójczo zabawny, naprawdę.

- Chciałem Was tylko zawołać, bo za niedługo będzie tort.. - powiedział spłoszony i wyszedł.

   My jak głupi się śmialiśmy, po czym wróciliśmy do pary młodej. Wieczór minął nam spokojnie, zabawa przednia. Ciągle byliśmy na parkiecie. Parę minut przed północą, podeszła do mnie Justyna.

- Jak się bawisz?
- No wspaniale, a jak myślisz? - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. Co z tym, co chciałaś mi powiedzieć w Kościele?
- Nic ważnego..
- Wtedy mówiłaś coś innego - zauważyła.
- Nieistotne, naprawdę.

   Przekonywałam ją dłuższy czas, aż odpuściła. Nie będę jej takich rzeczy mówić na jej własnym weselu, nie jestem aż taka głupia. Potem oczepiny, w trakcie których, złapałam welon, a muszkę Nowakowskiego, dorwał Andrzej. Wspólny taniec "nowej pary", co jemu podobało się aż nadto. Jego ręka wędrowała ciągle na moje pośladki, gdzie za każdym razem dostawał po niej. Przed trzecią zaczęli się rozjeżdżać. Ja wyprowadzając razem z Justyną, grupkę wspólnych znajomych, postanowiłam zostać na dworze i trochę się przewietrzyć. Ile przecież można siedzieć w tej duchocie wewnątrz. Siadłam na ławce przed budynkiem i obserwowałam drzewa, gwiazdy i powoli szykujące się do wschodu - słońce.

- Nie jest Ci zimno? - usłyszałam głos za mną.
- Nie, dziękuję.

   Mimo wszystko, mąż zdjął marynarkę i mnie nią opatulił.

- Za tydzień sami takie będziemy mieli.
- Wiesz, że się tego boję?
- Czemu?
- A jak coś źle pójdzie? Wszystkie telewizje, prasa, internet..
- Przestań, będzie dobrze. W końcu jesteś moją żoną, to teraz to hucznie uczcijmy!

   Po chwili wróciliśmy znów do środka. Przed szóstą, razem z grupką innych zawodników i ich partnerek, opuściliśmy lokal, udając się do hotelu w pobliżu.

   Popołudniu się zebraliśmy i wróciliśmy do Łodzi. Tam trwały gorączkowe przygotowania do naszego wesela. Ciągle coś się psuło, było nie tak. Już na dwa dni przed, miałam ochotę zakopać się pod ziemią. Tylko Bartek w tamtym momencie starał się być dla mnie pewnego rodzaju oparciem.

- Zostawmy to w cholerę, idźmy na samolot i wylećmy gdzieś daleko.
- Madagaskar, Hawaje?
- Może być i Grenlandia, gdziekolwiek!

   Mimo wszystko zostałam i doprowadziłam do końca przygotowania. Kiedy nadszedł już ten dzień, nie mogłam się doczekać. Widząc tłumy, które się zjawiły, aż mnie zmroziło.. Ale wtedy Bartek mocniej mnie przytulił i razem kroczyliśmy ku "nowej przyszłości". Goście, pomimo wielkiego podekscytowania, okazali się być dobrymi ludźmi. Nie naciskali na autografy i zdjęcia, dali nam się cieszyć sobą i chwilą.

- Tydzień w tydzień jakieś zabawy, wesela, to kto robi następne? - zapytał podnosząc kieliszek, Kosok.
- Wrony, Wrony! - rzucił dla śmiechu Kłos.
- Może Twoje? - odburknął.
- Ej wyluzuj, okej? Śmiejemy się tylko.

   Jemu najwidoczniej nie było do śmiechu. Po pokrojeniu ogromnego tortu, zabrałam na bok przyjaciela, musiałam sobie z nim wyjaśnić jego zachowanie.

- Andrzej, nie wiem co ty sobie gdzieś tam ubzdurałeś, ale ja Ci zapowiedziałam, że nie będę z Tobą, nie chcę, nie mogę, nie potrafię.
- Michalina..
- Nie. Po prostu. Otrząśnij się, zanim będzie naprawdę źle.

   Wyszłam stamtąd jak najszybciej się dało i wróciłam do męża i reszty ekipy. Patrzyłam na siedzącego z dala od wszystkich, Bartmana. Zamyślony i zapatrzony w swoją dziunię, czyli nic nadzwyczajnego z pozoru. Jednak już zdążyłam go trochę poznać i wiedziałam, że właśnie obmyśla jakiś plan. Nie wiedziałam jeszcze niestety czego on dotyczył.

- Możemy prosić do zdjęcia? - podeszła jakaś dziewczyna.
- Jasne, bez problemu.
- Zbyszek, choć no tu, zrobisz nam foto.

   Bartman niechętnie się podniósł. Najwyraźniej była to jakaś jego znajoma czy ktoś z rodziny. Potem jego wzrok.. Niezapomniany. Mający w sobie coś w rodzaju smutku i radości, przenikliwości i strachliwości, a nawet trochę namiętności, miłości i nienawiści. Gdy inni zajęci byli imprezowaniem, zdecydowałam się do niego podejść.

- Czemu zamulasz?
- Martwisz się o mnie? Od kiedy to? - prychnął.
- Odkąd jesteś na moim weselu.
- Słuszna uwaga, polać jej! - krzyknął.
- Dobra, teraz na poważnie.
- Nic kwiatuszku, baw się dobrze - posłał mi całusa w powietrzu i odszedł w stronę swojej narzeczonej.

   Wesele po siódmej, dobiegło końca. Wszyscy dziękowali za zaproszenie i możliwość spędzenia z nami tego wyjątkowego dnia.

   Kilka dni później, w moich drzwiach pojawiła się Justyna, cała zapłakana.

- Co się stało?
- On kogoś ma, rozumiesz to?! - wybuchła znów płaczem.

   Przytuliłam ją mocno i o nic nie pytałam. Pomyślałam sama tylko, że muszę tę sprawę doprowadzić do końca. Pozwoliłam jej nocować u nas, Bartek się nią zajął. A ja, pod pretekstem załatwienia czegoś w stolicy, zmieniłam kierunek, jadąc do Rzeszowa.

   Na Podpromie zajechałam około osiemnastej. Bez żadnych problemów dostałam się na halę.

- Co ty sobie wyobrażasz, gnojku?! Ona siedzi zapłakana, niedawno był ślub, a ty już ją zdradzasz?! Jesteś idiotą, doszczętnym idiotą! Ona Cię kocha, poświęciła się dla Ciebie.. a ty? No właśnie, nic. Nic nie znaczysz.
- Hola, hola, o czym my w ogóle mówimy? - wydawał się być co najmniej zdziwiony.
- O Twojej małżonce, głupku.
- Siedzi w domu, czeka na mnie.
- Tak, jasne. W domu owszem, ale u mnie w Łodzi.
- Niby czemu? - zapytał znudzony.
- Bo ją zdradzasz! - wrzasnęłam.
- Ej, Kurasiowa, pohamuj się troszeczkę z wrzaskami - podszedł Bartman.
- Z Tobą nie rozmawiam - odsunęłam go.
- Może powinnaś zacząć?
- Zibi, daj spokój. Cześć Misia - pocałował mnie w policzek kuzyn - co jest?
- Twój kolega to lovelas. Już sobie jakąś nową dupę zarwał, zdradza żonę, a ona biedna nie wie co ma robić.
- Pit?
- Odwalcie się ode mnie! - obrócił się i wybiegł z hali.

   Przestałam rozumieć jego zachowanie. Zaraz po nim, wyszedł też Zbyszek. Chyba udali się w to samo miejsce, tak przynajmniej przypuszczałam. Odnalazłam ich, dzięki Kosokowi, w kawiarence nieopodal.

- Słyszałam,że to podobno tylko kobiety chodzą na plotki i kawę, a tu proszę, jakie zaskoczenie. Siatkarze też tak robią.
- Daj sobie spokój, wracaj do Łodzi - powiedział Nowakowski.
- Nie wrócę, dopóki mi nie powiesz, o co tu do jasnej cholery chodzi! - wrzasnęłam.

   Patrzył cielęcym wzrokiem na mnie. ZB9 wstał i wyprowadził mnie z lokalu.

- Posłuchaj mnie. To, że jesteś żoną Kurka, nie uprawnia Cię do wtrącania się w czyjekolwiek inne życie, zrozumiano?
- Bartman, odwal się. Ciebie też to nie dotyczy.
- Dotyczyło.
- Nie rozumiem.
- I nie musisz.
- Zbyszek, kurde!
- Co?! Tak, to przeze mnie chciał ją zdradzić.
- Jesteście gejami? - popatrzyłam ze zdumieniem.
- Co?! - pisnął - nie!
- To..?
- Zabrałem go do night clubu, uchlałem do nieprzytomności, a potem jemu się urwał film. Zadowolona? Już? Możesz teraz iść?
- Hola, hola, czyli co?
- Nic.

   Potem chcąc sobie wszystko wyjaśnić, postanowiłam wtargnąć znów do lokalu, jednak atakujący okazał się za trudnym przeciwnikiem. Kiedy przedzierałam się przez wejście, złapał mnie za nadgarstki, a ja wylądowałam przytulona do jego klatki piersiowej.

   Wtedy poczułam ten zapach, który tak wiele mi przypomniał. Mocno się nim zaciągnęłam i popatrzyłam prosto w oczy.

- Czy..?
- Nie pytaj - najwyraźniej zorientował się o co mi chodziło.
- Ale..
- Mówię, nie pytaj. Jeśli nie wiesz, to lepiej dla Ciebie.
- Ale proszę Cię!
- Daj spokój.

   Odwróciłam się, a za mną zobaczyłam bliską mi, niegdyś osobę.. Jeszcze tego mi brakowało do zepsucia dnia i sytuacji..

19 komentarzy:

  1. No Kynga ;).
    Teraz to zaszalałaś ! Nie dość,że rozdział długi to jeszcze jaki emocjonujący ;).
    Akcja z Pitem i rozmowa ze Zbyszkiem super !

    Ciekawe kto za nią stoi ;>.

    no to tyle . Lov <3 ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Może Bartuś? ;P Śiwetny rozdział ;D Zapraszam do mnie : http://zsiatkowka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Tęskniłam wiesz ? Miło, że trochę dłuższy rozdział i taki fajny :) ~ Ann

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile emocji w tym jednym rozdziale :D Warto było czekać :) Czekam na kolejny dodaj szybko. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. ale sie porobilo :)
    ciekawe kto to na samym koncu jest..
    czekam na nowy :)
    http://uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com/
    http://siatkarskielovestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, znów przestaję ogarniać. Jak można żyć z takimi ludźmi, którzy na każde pytanie mówią "Nic", "Nie ważne", "Nic ważnego, nie pytaj"?! No ja czytając to mam ochotę im zdzielić, ja bym tego nie wytrzymała, nie mam tyle cierpliwości... Jak ja współczuję Michalinie. A tak w ogóle, to myślałam, że ona się przespała z Wroną, a nie Bartmanem. Czy Ty musisz tak kręcić, jak już wszystko jest na dobrej drodze? Czy w ogóle to musi być takie pokręcone?! -,-

    OdpowiedzUsuń
  7. Poezja !! :-) :-*

    OdpowiedzUsuń
  8. tak mi sie wydaje ze tam był bartek na koncu ?
    Czemu cie nie było 2 dni ;/ czekałam ale sie doczekałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej! ŁAŁ! świetny rozdział :D Ja kocham Twojego bloga!! :D Jesteś genialna :) Ale sie dzieje.Miałam chyba jednak racje,że po tym sylwestrze to sie nia Zibi zajmował :p Czekam na kolejne zwroty akcji :D Pozdrawiam :* Dorota

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej :D Dawno nie pisałam. Jak tam ci mijają wakacje ? :P Dawno się nie odzywalaś myślałam ze o nas zapomniałaś:D Roździał świetny. Ciekawe co się dzieje z Pitem I Zibim ? :D Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze i spokojnie :)
      Nie zapominam, nigdy! :)

      Usuń