wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział pięćdziesiąty drugi

- No mam dla państwa wstępną diagnozę. Oczywiście nie można tutaj mówić o stu procentach pewności, nawet o siedemdziesięciu pięciu.. Za wcześnie na jakiekolwiek pewności po prostu, ale.. Przykro mi, niestety nie wygląda to dobrze.
- To znaczy?
- No wydaje mi się, że się nie udało. Ale musimy odczekać miesiąc, żeby mieć pewność. Wtedy, jeśli się to potwierdzi, to powtórzymy zabieg.
- Ile razy można powtarzać?
- Do skutku, aż zajdzie Pani w ciążę.

  Popatrzyłam na zmartwionego Bartka. Oboje tym się przejęliśmy, bo nie chcieliśmy, by trwało to wieczność, a za darmo też się to nie odbywało. Podziękowaliśmy i wyszliśmy.

- Głowa do góry kotek, za drugim razem wyjdzie! - próbowałam go pocieszyć, choć sama niezbyt dobrze się czułam.
- Przecież wiesz, że wierzę. Chcę mieć to dziecko i będę na nie czekał tyle, ile trzeba. Choćby trwało to kilkanaście lat.

   Podziwiałam go. Mnie zżerało coś od środka. Po prostu chciałam wiedzieć, że jestem w ciąży, że będziemy mieli potomstwo i nastąpi to za dziewięć miesięcy, a nie za dwadzieścia lat..

   Pojechaliśmy z niezbyt dobrymi humorami na bal sylwestrowy do Warszawy. Co roku się takie odbywały, miały na celu w sumie.. Nie wiem co. Coś miały. Ja przychodziłam tam z przymusu i z prośby Bartka. Oni się pojawiali tam ze względu na sponsorów i dziennikarzy. Przez dobre półtorej godziny, udzielali wywiadów, pozowali do zdjęć i opowiadali, jak cudownie mają zamiar przeżyć tę noc z przyjaciółmi.

- Serio? - jęknęłam, widząc, że mojego męża porywa kolejny reporter.
- To już ostatni, obiecuję – pocałował mnie w czubek nosa i pognał czym prędzej za mężczyzną.

   Ciągle patrzył w moją stronę, a jednak odpowiadał elokwentnie, dokładnie i wyczerpująco. Po kilku minutach zajął miejsce obok mnie i nie odpuszczał mnie na krok. Po kolejnych przemówieniach i jakże licznych oklaskach, zasiedliśmy do stołów. Przypadło nam dobre towarzystwo, bo przed samym rozpoczęciem, zamieniliśmy karteczki z imionami i nazwiskami. Przy dziesięcioosobowym stole znaleźli oprócz nas miejsce: Piotr z Justyną, Maciek z Anią, Karol z Olą oraz Andrzej z przemiłą nieznajomą. Obok nas pojawił się Kosok z dziewczyną, Żygadło z żoną, Ignaczakowie, Zatorski z koleżanką oraz Winiarscy. Takie towarzystwo, prawie w całości mi odpowiadało. Po zjedzeniu małej kolacji, rozpoczęła się właściwa impreza. Początkowo trzeba było się pokazywać do kamery, że my tu jesteśmy, jednak po dwudziestej trzeciej, wszyscy dziennikarze opuścili lokal, a my mogliśmy odetchnąć.

- Jak ja nie lubię tej całej farsy.. - usiadłam na miejscu.
- A kto to lubi?
- Bartman.
- Złośliwiec. - zaśmiał się.
- Prawdę mówię, to nie złośliwość! Trzeba być szczerym. Mama Cię tego nie nauczyła?
- Uczyła, uczyła.

   Do tańca porwał mnie Maciek. Dawno nie mieliśmy dobrego kontaktu ze sobą, bo albo ja coś załatwiałam, albo jego nie było z powodu treningów, meczy, wyjazdów czy spotkań z dziewczyną.

- I jak? Żyjecie?
- Jakoś musimy. - starałam się ciągle uśmiechać.
- W porządku wszystko?
- Tak, jasne.
- Mhm.. Okej.. Dobra, a teraz mi powiedz, co się stało? - odeszliśmy na bok.
- Nic.
- Michalina, znam Cię już trochę.. - usiedliśmy na krzesełkach wokół parkietu.
- Oj..
- Nie oj, tylko gadaj.
- Bartek nie może mieć dzieci.
- Dlaczego?! - niemalże krzyknął.
- Milcz.
- Przepraszam.
- Nie wiem dlaczego. Po prostu.
- I co z tym robicie?
- Leczę się. A poza tym in vitro.. Ale cienko to widzę.
- Nie trać nadziei.
- Nie tracę, ale pomyśl sobie, jak ciężko jest nam to wszystko ogarniać.. Niby dobrze wszystko było i w jednej chwili, marzenia o powiększeniu rodziny, legły w gruzach.
- Wiem.. Ale nie traćcie wiary, to wiele Wam da.

   Przytulił mnie i od razu poczułam się lepiej. Wróciliśmy do tańca. Potem odbijanego zrobił Andrzej.

- Nowa koleżanka? Gratuluję.
- Tylko koleżanka – podkreślił.
- Mnie tam nic do tego, ale fajnie, że kogoś masz.
- Fajnie?
- Tak.
- Aaa.. Okej.
- Co?
- Nic.
- Andrzej?
- Michalina. Znamy swoje imiona? Okej, to tańczmy dalej – uśmiechnął się i obrócił mnie wokół własnej osi.

   Nie sposób było się nie zaśmiać, więc wybuchnęłam, po czym skończył się utwór i wróciliśmy do stolika.

   Bal sylwestrowy dobijał do północy. Zgromadzeni wyszli z szampanami na zewnątrz, by tam oczekiwać na ostateczne odliczanie i Nowy Rok.

- Nowy rok.. Żeby był chociażby taki sam jak poprzedni, a nawet jeszcze lepszy – popatrzyłam w niebo.

   Miałam zwyczajnie ochotę się rozpłakać, ale błyskawicznie obok mnie, znalazł się mąż, tuląc do siebie.

- Już myślisz noworoczne życzenie? Jeszcze cała minuta!
- Aż, czy tylko?
- Sam nie wiem. Czego sobie życzysz?
- Nie mogę zdradzić, bo się nie sprawdzi.
- Ja życzę sobie.. Żebyśmy byli ze sobą zawsze! Nie ważne co się będzie działo, żebyśmy trwali przy sobie.
- Popieram – pocałowałam go.

   W tym samym czasie zaczęto odliczać ostatnie sekundy starego roku i z wielką fetą, powitano kolejny. Składanie życzeń, sztuczne uśmiechy, wiele nieszczerości.. Musiałam przez to przebrnąć, po czym zwiałam jak najszybciej do środka. Tam znów zaczęłam zabawę. Trochę wypiłam, potańczyłam, pogadałam. Dawno tak dobrze nie było. Koło godziny piątej nad ranem, zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Nocowaliśmy w rodzinnym domu Kłosa. Dotarliśmy tam w czwórkę taksówką, bo wszyscy zaczerpnęliśmy alkoholu.

- Poczekaj, a ty nie powinnaś w ogóle być trzeźwa? - zapytał mój mąż, kiedy wysiadaliśmy z auta.
- Dlaczego?
- Przecież w ciąży jesteś!
- Nie jestem i nie krzycz na około wszystkim o tym.
- Niby czemu?
- Bo tak. Przestań się zachowywać jak dziecko!
- Ale i tak Cię kocham – wybełkotał.

   Z całego towarzystwa, ja byłam najbardziej trzeźwa, choć wlałam w siebie naprawdę sporo. Najwidoczniej miałam najmocniejszą głowę, co wcale mnie nie martwiło. Po wejściu, prawie od razu runęliśmy jak dłudzy na łóżku i tak zasnęliśmy. Obudził nas Karol, koło piętnastej, brutalnie otwierając rolety.

- Auu, boli. Spadaj! - wrzasnęłam.
- Dzień dobry gołąbeczki, wstajemy!
- Wypchaj się!
- Suszy?
- Niemiłosiernie. Zamknij te rolety!
- Wody?
- Chętnie – wyciągnęłam na oślep rękę.
- Wstań sobie po nią.
- Zlituj się Kłosu..
- Nie ma tak dobrze - zachichotał.

   Ledwo otworzyłam oczy, już mnie piekły, ale uczucie suchości w ustach, trzeba było jak najszybciej poprawić.

   Praktycznie cały dzień wszyscy leczyli kaca, nogi, kręgosłupy i inne dolegliwości. Następnego dnia wróciliśmy do Łodzi. Czekaliśmy do końca stycznia jak na zbawienie. Zrobiłam od razu badania u ginekologa, by dowiedzieć się, czy ostatecznie nie zaszłam w ciążę i ewentualnie wyznaczyć nowy termin zabiegu.

- Pani Michalino, nie owijam w bawełnę. Nie tym razem. Kolejna próba za tydzień.
- Aż tak źle?
- Coś poszło nie tak. Często tak jest. Proszę się nie przejmować i wciąż wierzyć.

   Po raz kolejny wyszliśmy zawiedzeni z tego gabinetu.

- Zmieńmy doktora, bo za każdym razem po wyjściu, coś jest nie tak. Może u innego będziemy wracać z zadowoloną miną.. - zaśmiał się.

   Zdziwiłam się, że znalazł w sobie choć trochę siły, by nie tracić tak zupełnie poczucia humoru i wiary.

   Leczenie, zabiegi, lekarstwa, mecze, treningi. Odwiedziny u znajomych, zwiedzanie nowych zakątków Polski.. Pod takimi rzeczami upłynęły nam kolejne tygodnie oczekiwań. Ciągle słyszeliśmy, że trzeba walczyć, nie poddawać się i próbować. Za trzecim razem, miałam ochotę powiedzieć już dość.

   Podczas jednej z rozmów z Anią, opowiedziałam jej moją sytuację.

- Może Tobie jakiegoś innego faceta załatwić? - zaśmiała się – prześpisz się z nim, będzie dziecko, wszyscy zadowoleni.
- Przestań, Bartek chyba by mnie udusił.
- Niby za co? Za zrealizowanie planu i marzenia?
- Oj dobrze wiesz, o co mi chodzi.

   Po zakończeniu pogaduszek, wracałam do domu z głową pełną myśli. Może ona miała rację? Taki sposób, to też coś innego, może skutecznego..

   Głupia, przestań! Jeszcze serio zaczniesz o tym myśleć, kiedyś się zapomnisz i z jakimś przypadkowym gnojkiem zajdziesz w ciążę. Bądź cierpliwa i czekaj na efekty in vitro! W dodatku za pasem ślub. Przygotowania mentalne i fizyczne są teraz bardziej potrzebne, niż myśl o kolejnej nieudanej próbie zabiegu.

   Nawet nie wiem kiedy, zrobił się kwiecień. Został już jedynie miesiąc do uroczystości. Przestałam tak bardzo spinać się o tą ciążę i czekałam na efekty. Jednak już w tym momencie, przeznaczyłam więcej energii na wesele.

- Gadałam z Anką. Śmiałyśmy się, że zrobię sobie dziecko z jakimś facetem, jak to in vitro tyle nie działa.
- A ty znowu o tym?
- Po prostu się śmieję, jeju. Przestań być taki nadąsany, przecież próbuję właśnie żartować, żeby rozładować jakoś atmosferę.
- Wiesz doskonale, że to z mojej winy nie może być dzieci.. A jeszcze mnie dobijasz bardziej takimi tekstami.
- Okej, okej, przepraszam, już nie będę – podniosłam ręce w geście kapitulacji.

   Wyszedł na chwilę z domu. Głupio się poczułam, bo nie powinnam była tego mówić. Najwyraźniej mocno się obruszył i zahaczyłam w jego ego.. Nic dziwnego tak naprawdę. Wrócił po pół godziny.


- Okej.
- Co okej?
- Zgadzam się.
- Na co?
- Na to, żebyś miała dziecko z innym.

Klaudio, co pisze bloga, którego mam w ulubionych, żyjesz? Rozdział będzie kiedyś? Przepraszam, że tu, ale nie wiem jak inaczej.. ;D

Jestem spaaaaaaaaaaaaaalona! :C Boli, baaaaaaardzo, bardzo.
W zakładce zdjęcia, znajdziecie popołudniu kilka fotek znad jeziora z siatkarskiego treningu na plaży, chłopaków z AZS Nysa ;-)

16 komentarzy:

  1. No to chyba jakieś żarty?! Miśka się nie zgodzi na coś takiego przecież, prawda?!
    Ja wiem, że się nie zgodzi, pytam tak kontrolnie.
    A z Andrzejem to ta sprawa jeszcze najwidoczniej niewyjaśniona. Ciągle ma nadzieję i przyprowadzając koleżankę myślałam, że Miśka będzie zazdrosna.. Och. Co tu się znowu dzieje, ale na szczęście już ogarniam :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Maslanko ! Co ty tu ej ! Żadne dziecko z innym,tylko z Bartkiem !

    A tekeo Bartmanie byl dobry ! :D

    Lov <3

    OdpowiedzUsuń
  3. nienienie, ona nie może mieć z innym, niech próbują, ale nie z innym noo!;cc
    i wgl szok, nie czytałam tego i ostatniego rozdziału i tyyyyle się działo;o czekam na nowy :D
    http://siatkarskielovestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie :D Nie jestem przekonana żeby miała dziecko z innym :/ Jak Bartek mógł się na to zgodzić :P Pozdzrwaiam ewelina

    OdpowiedzUsuń
  5. no tak tonący brzytwy się łapie. Bartek niech tak szybko się nie zgadza, później wynikną kłopoty. nie mogą po prostu z namiętności jak króliki. Może kiedyś się uda. niech próbują na dwa sposoby naturalnie i in vitro. Takie moje zdanie. Miśka niech też tak ochoczo się nie zastanawia nad "dawcą".

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze sie dzieje ;)
    Ale mojim zdaniem nie powinnas takich tematow poruszac ....
    takie rzeczy . oby ten rozdział sie skonczył prosze
    To jest prywatne a nie ;x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca rozumiem komentarz.. Można z polskiego na polski?

      Usuń
  7. Ale, ale, ale jak? Z innym? Jak? Co? Dlaczego? Pff... Ja rozumiem, że Bartek chce mieć to dziecko, no ale bez przesady. Jeszcze tam coś pójdzie nie tak i no się będzie działo. Nie! Tak nie może być! Daj znać kiedy następny rozdział. Ja w piątek zbieram się do Spodka ^^ Pozdrawiam Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooooo, to kibicuj mocno! :D Ja do Wro jadę :-)
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
  8. No nie wierze!:D takie rzeczy tylko w Twoim blogu mogą się dziać :D Mam nadzieje,że Miśka nie pujdzie na ten układ....chyba nie :p Nie ma to jak sie spalić na słoneczku :p Znam ten ból :D Pozdrawiam :* Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio tylko w moim?:D
      Boooooooli, boli.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń