Otworzyłam oczy. Przed sobą zobaczyłam tylko dużą białą kartkę.
Spójrz w lewo.
I po kolei kolejne.
Jeszcze troszeczkę.
Uwaga, już blisko.
Troszkę niżej.
Bingo!
Oto my. Szczęśliwi. Kochający się. Rok temu. Nasze huczne wesele. Pamiętasz? Tak bardzo wtedy chcieliśmy mieć dziecko. Doczekaliśmy się go. W pokoju obok zapewne już powoli łka mała Dominika. Kiedy się obudzisz i to przeczytasz, ja ciężko będę pracował na utrzymanie naszego domu, rodziny i spełniał się w siatkówce. Wracam o trzynastej, kocham Cię! Twój Bartek.
Przetarłam oczy i przeczytałam ostatnią kartkę z największą uwagą. Usłyszałam kwilenie niemowlęcia, więc podniosłam się i przeszłam w tamtą stronę. Mała dziewczynka wierzgała nóżkami na różne strony i wlepiła swoje ciemne ślepia we mnie. Nie wiedziałam, jak się nią zająć. Nie umiałam jej podnieść. Pierwszy raz musiałam coś zrobić. Coś nowego.
Szczerze, nie miałam zielonego pojęcia kim jest owa dziewczynka. Tylko to, że Mój Mąż zostawił kartkę, sprawiło, że zrozumiałam. Ominęłam coś w swoim życiu. Nie miałam pojęcia co się w tym czasie wydarzyło. Najwidoczniej nic ważnego, jeśli mogłam w jakiś sposób usunąć to z pamięci. Zatrzymałam się na etapie, kiedy to ja grałam w siatkówkę i się spełniałam, poznałam Bartka i byliśmy razem. Mieliśmy dom. Byliśmy szczęśliwi. Kochałam go. Nie liczyło się dla mnie cokolwiek, co wydarzyło się wcześniej. Nawet nie miałam ochoty dociekać tego. Być może w pewnym sensie było to dla mnie wygodne? Chyba tak.
Z Dominiką na rękach usiadłam w bujanym fotelu. Obok niego znalazłam karteczkę.
Mleko dla małej w lodówce, wystarczy wrzucić na chwilę do podgrzewacza, który znajdziesz obok kuchenki. Pieluchy trzymamy w szafce pod łóżeczkiem, razem z chusteczkami. Muszę instruować jak się je zmienia, czy dasz radę? B.
Uśmiechnęłam się. Pomyślał o wszystkim. Wstałam i zeszłam do kuchni, postępując według instrukcji. Zanim podałam jedzenie, musiałam zmienić pampersa. Sięgnęłam do szafki i wyjęłam je.
Odpinasz u góry śpioszki, ściągasz tak jak rajstopy i body. Odpinasz pieluszkę. Łapiesz lekko pod plecki, podnosząc pupę. Zawijasz brudnego. Wycierasz delikatnie chusteczką. Zakładasz rzepami z tyłu. Uważaj, bo jest bardzo wiotka. Zapinasz nie za mocno, potem ubierasz wszystko tak, jak rozbierałaś i brawo. Przebrałaś małą, jestem z Ciebie dumny. Buziaki, B.
Dokładne instrukcje pomogły mi wszystko ogarnąć. Był kochany. Taki opiekuńczy i pomocny, mimo odległości, bo nie było go przy mnie. Nakarmiłam ją, tuląc do siebie mocno.
- Dziękuję Ci, malutka istoto, że ze mną jesteś, byłaś i będziesz. Przepraszam, że nie pamiętam porodu czy czegokolwiek innego. Jesteś cudowną dziewczynką, tak bardzo do mnie podobną. Tatusia też masz cudownego..
Ucałowałam ją delikatnie w nosek i odłożyłam do łóżeczka, przykrywając kocykiem. Sama zeszłam na dół, zrobić sobie śniadanie. W radiu usłyszałam doskonale znaną mi piosenkę.
I see the future but live for the moment,
make sens don't it?
Feel this moment..
***
- Myślisz, że to wszystko zadziała? Że zrobiliśmy wszystko po coś? - zapytałem Andrzeja.
- Proszę Cię, stary, to była najlepsza opcja.
- Martwię się, że ona jednak może będzie pamiętać cokolwiek.
- Maciek, uspokój się. Na pewno było to po coś. Staraliśmy się. Chociaż cały świat był przeciw nam. Tyle poświęciliśmy, żeby on wrócił do Polski, a Magda, żeby zza krat nie wyszła. Jeśli w to nie uwierzymy, to nie będzie tak, jak chcemy. Wyluzuj.
Poszliśmy w stronę hali. Czekał na nas Karol.
- Wiecie coś?
- Kolejny. Wrzuć na luz, Bartek nam powie zaraz.
- Tak bardzo się boję..
Westchnąłem ciężko i przyspieszyłem kroku. Na korytarzu przed gabinetem prezesa siedział Kurek.
Męski uścisk i pogadanka na temat Michaliny w trakcie przebierania na trening.
- Myślisz, że będzie okej? - wypalił Wrona.
- Na pewno - odpowiedział stanowczo, po czym weszliśmy na halę.
***
Tak jak obiecał, tak zrobił. Punkt trzynasta znalazł się w drzwiach mieszkania.
- Cześć kochanie - pocałowałam go.
- Hej.. - odpowiedział lekko speszony.
- Stało się coś?
- Nie, nic.
- Dziękuję za wskazówki, jesteś geniuszem!
- Jak mała, dobrze?
- Tak, śpi.
- To dobrze. A ty, jak się czujesz?
- Coraz lepiej. Właśnie, chyba musimy porozmawiać.
- No.. Właśnie.. Ten.. Musimy.
Usiedliśmy przy kuchennej wyspie, jedząc obiad.
- Mów pierwszy.
- Proszę, tak dawno normalnie nie rozmawialiśmy, mów..
- Otóż.. Ja nie pamiętam.. Ostatnich wydarzeń. Ostatnich dwóch lat. Nie wiem. Czarna dziura. Pustka. Nic. Muszę wiedzieć czy coś ważnego się stało. Poza tym, dlaczego tak się stało? Dlaczego teraz mogę funkcjonować, a nie wiem, co było wczoraj?
- No.. Nic ważnego.. Poza ślubem i Dominiką się nie wydarzyło. Twoja choroba sprawiła, że straciłaś pamięć. Nie było wiadome z kiedy i czy w ogóle. Ale jak widać, pamiętasz cokolwiek. To zasługa lekarzy, którzy się Tobą opiekowali. Dlaczego dziś? Przywiozłem Cię tutaj trzy dni temu. Codziennie egzystowałaś, jednak nie kontaktowałaś za bardzo. Było powiedziane, że dziś najprawdopodobniej to się zmieni. Zaufałem doktor Frączek i jak widać, udało się.
- Umieli obliczyć cokolwiek dokładnie?
- Medycyna idzie do przodu - zaśmiał się.
- Świat też.. No dobrze, a co się wydarzyło w świecie?
Tłumaczył, pokazywał, przekonywał. Był cierpliwy. Właśnie za to go kochałam.
- A ty, co chciałeś mi powiedzieć?
- Właściwie.. To nic. Nic więcej. Kocham Cię.
Wtulona w niego, razem z Dominiką, siedziałam i patrzyłam za okno. Jako rodzina byliśmy wspaniali. Nie wiedziałam co mnie czeka. Wiedziałam, że stawię wszystkiemu czoła razem z nimi. Wspólnie, we trójkę, damy wszystkiemu radę.
Potrafimy kochać i marzyć, dlatego
wszyscy jesteśmy zwycięzcami.
Oto koniec tego bloga, koniec mojej blogowej twórczości. Z Wami przeżyłam najpiękniejsze chwile w życiu. Od grudnia 2012 do dziś, do 09.09.2013 roku. To wy pomogliście mi, kiedy nie dawałam rady, byliście cierpliwi i zawsze ze mną. Nie ważne, czy napisałam to tylko dla jednej, dziesięciu, czy stu osób. Ważne, że zakończyłam to tak, jak chciałam.
Dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna. Za wejścia, komentarze, ciepłe słowa, lajki na fejsbuku i prywatne rozmowy. Dzięki swoim wpisom poznałam najlepszych ludzi na świecie i mam nadzieję, że nasze znajomości pozostaną na długo.
Pamiętajcie, że ja nie znikam z internetu. Zawsze będziecie mogli napisać czy tu, na fejsbuka, na gadu(9664292) albo na asku. Wszelakie zażalenia już były.
Przepraszam za niedociągnięcia. Przepraszam, że nieraz tyle czekaliście. Przepraszam, że często pisałam nudno, głupio i niezrozumiale. Teraz patrząc z perspektywy czasu wiem, że coś było nie tak. Wtedy tego nie zauważałam.
Każda KONSTRUKTYWNA krytyka pobudzała mnie do dalszej walki o Was. Każde dobre słowo, umacniało mnie w tym, że robię coś dobrze.
Nie wiem, co jeszcze mogę Wam napisać.. Ale pamiętajcie, że Was kocham, uwielbiam, szanuję i będę tęsknić.
Wpiszcie się, jeśli czytaliście. Przeczytam, kto był i zobaczę jak wiele osób się nie ujawniało w trakcie.. ;-)
PS Wracajcie tu czasem, poczytajcie to, czy poprzednie. Będzie mi wtedy naprawdę miło.. :-)
W hotelowym hallu pojawiła się
Magdalena, moja bliźniaczka. Od razu poczułam jakieś dziwne
uczucie, którego nawet nie potrafię opisać. Popatrzyłam w jej
stronę, kiedy przechodziła obok mnie.
- O proszę, marnotrawna siostra..
Szukająca zapewne swojego mężulka, który tuła się gdzieś ze
swoją nową laską..
- Daruj sobie, co tu robisz?
- Mieszkam, Moja Droga, pracuję, uczę
się, robię właściwie wszystko co chcę.
- Od kiedy? -
zdziwiłam się.
- Od jakiegoś czasu. Widzisz, umiem
się w życiu czegoś dorobić, a nie tak jak ty. Żyjąca bez pracy,
bez męża i z brzuchem.
- Wal się, nie mam ochoty z Tobą
rozmawiać.
Odwróciłam się na pięcie i
wróciłam do recepcjonisty, by dokończyć rezerwację swojego
pokoju. Wszystko mnie już wkurzało. Najpierw obejście wszystkich
miejsc, potem Pablo, a teraz ona.
Rozłożona w łóżku, patrzyłam
tępo w sufit, szukając być może nawet tam jakiejkolwiek
wskazówki, gdzie jest Bartek. Nie mógł być przecież aż takim
tchórzem, to zbyt wiele. Nigdy taki nie był.. A może po prostu go
nie znałam? Czy to możliwe, że nie znałam własnego męża?
Właściwie, to wszystko mogło się zdarzyć..
- Gdzie jesteś? Boże, pomóż mi, bo
ja już nie daję rady.. Babciu, tyle razy byłaś, jak
potrzebowałam, a teraz? Największa potrzeba w moim życiu, a ty
milczysz. Dlaczego, no powiedz mi dlaczego? - zalałam się łzami.
Umyłam się i przebrałam w
koszulkę i szorty. W lusterku popatrzyłam na mój, już dość
widoczny, brzuch. Pogłaskałam Malucha.
- Damy radę, bo kto jak nie my?
Będziesz równie silna, co ja..
Wyraziłam się wreszcie do Kruszyny
w jakiejś określonej płci, chociaż wcale przecież jeszcze jej
nie znałam. Ale tak mnie naszło, by zwrócić się jako do
dziewczynki, podświadomie to czułam.
Położyłam się na materacu,
nakryłam lekko kołdrą i stawiając szklankę wody na stoliku
nocnym, zgasiłam lampkę, po czym przymknęłam oczy.
- Ja Cię znajdę, choćby w
podziemiach.. - powiedziałam cicho i zasnęłam.
Rano obudziłam się kompletnie
niewyspana. Kilkukrotne wycieczki do łazienki, z powodu natrętnego
malucha, który na siłę chciał swojej mamie uprzykrzyć życie,
dawały w kość. Spałam może łącznie ze dwie i pół godziny. W
paskudnym humorze odwiedziłam, po raz dziesiąty tej nocy, a
właściwie już o poranku, łazienkę. Przemyłam twarz wodą,
wytarłam ją dokładnie ręcznikiem, usuwając każdą kroplę.
- Gorzej już chyba nie będzie..
Znów odruch wymiotny, który
spowodował wylądowanie przy muszli klozetowej.
- Musisz coś jeść, Księżniczko!
Inaczej Kruszyna nigdy Ci nie da spokoju - usłyszałam za mną.
- Nie mam ochoty - odpowiedziałam
bezwiednie, nie podnosząc nawet głowy.
- A powinnaś, podobno kobiety w ciąży
mają apetyt za dwoje - zaśmiał się.
- Nie ja. Wróć, co? Że.. Jak.. Ty..
Co?! Co ty tu do cholery robisz?! Ja od zmysłów odchodzę, tyle
miesięcy bez znaku życia, a ty po prostu tu przychodzisz, stajesz.
No nie, nie mogę, Jezu!
Film mi się urwał. Zemdlałam.
Widok Bartka, opierającego się o moją futrynę doprowadził mnie
niemal do całkowitego zaprzestania życiowych funkcji. Jednak chwilę
później otworzyłam oczy, leżąc na łóżku w pokoju.
- Przepraszam.. Ja.. Nie wiedziałem,
że jesteś w ciąży.. Chciałem wrócić.. Nie mogłem.. Nie mogę..
Teraz już jestem tu, chociaż nie powinienem. Poświęciłem się,
by Cię tu znaleźć. By Cię zobaczyć, potwierdzić Twój stan..
Wiedz, że Cię kocham i kochać będę, ale przestań mnie szukać.
To jest zbyt niebezpieczne dla Ciebie. Zrozum mnie, robię to dla
Twojego dobra - wypowiedział takim tempem, że ledwo mogłam
odróżnić pojedyncze słowa.
- Co? Wyjaśnij mi to! Nie ma Cię tyle
miesięcy, a teraz tylko to?! Należy mi się prawda i mam w dupie
Twoją ochronę. Chroń mnie sam, osobiście, przed złem tego
świata.
- Właśnie to robię. Być może
wrócę, ale nie wiem za ile. Nie wiem, czy w ogóle.. To nie jest
zależne ode mnie. Dbaj o Malucha, dla mnie, dla siebie, dla nas.
Wróć do domu. W sypialnianej szafie pod ubraniami znajdziesz
potrzebne dane, z nimi idź do banku. Wybierz pieniądze, wystarczą
Ci na jakiś czas. Urządź z chłopakami pokój dla dziecka,
wyremontuj co chcesz, żyj. Byle z dala od tego miejsca..
- Ale dlaczego? Bartek do cholery, ja
się nie mogę denerwować, a ty mnie przyprawiasz prawie o zawał.
Należy mi się prawda!
- Nie teraz, proszę. Uciekaj, szybko.
Pocałował mnie i uciekł. No i co
to do cholery miało znaczyć? Jak ja mam sobie radzić bez niego?
Jak to wszystko ogarnąć? Zastosować się do jego zaleceń i czekać
aż wróci, czy za wszelką cenę wyciągnąć go do Polski? Tyle
pytań, brak odpowiedzi. Przymknęłam oczy ze zmęczenia i
bezsilności. Po dłuższej chwili wygramoliłam się z łóżka i
sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Maćka.
- Miśka? To
ty nie jesteś we Włoszech?
- Jestem i właśnie dlatego dzwonię.
Pakuj się, bierz wolne i przyjeżdżaj, błagam. Musisz mi pomóc.
Ale jak to? Przecież wiesz, że Miguel
nie da mi wolnego od tak.
- Nie martw się, ja to w takim razie
załatwię. Ty się spakuj i zabukuj bilet lotniczy. Na dziś wieczór
najlepiej, żebyś jutro już był u mnie.
- Dobrze, jeśli tylko
tego potrzebujesz..
Nie pytał o nic. Wiedział, że jeśli
wykonuję taki telefon do niego, to znaczy, że wcale sobie nie
żartuję, tylko go potrzebuję. Wyłączyłam się i wybrałam numer
trenera. Po dłuższych tłumaczeniach o ciąży i rzekomym,
nieplanowanie szybszym, rozwiązaniu, zgodził się bez problemów.
- Informuj mnie proszę, jak tylko coś będzie wiadomo.
Trzymam za Was kciuki.
- Dziękuję, że tyle dla mnie robisz.
-
Spokojnie, wiem, że Maciek to najbliższa dla Ciebie osoba teraz i
nie masz nikogo innego.
- Właściwie mam jeszcze, Andrzeja i
Karola, ale nie będę Ci zabierała tylu zawodników z zespołu, bo
wiem, że dla Was to ważne.
- Bierz kogo chcesz, dla Ciebie
wszystko.
Akcent Falasci, który uczył się polskiego i
mówił już wręcz płynnie, plus takie miłe zachowanie sprawiło
mi niespodziankę. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo przejmował
się moim losem. W końcu znaliśmy się tylko tyle, co podczas
trenowania Bartka w klubie i na kilku spotkaniach poza treningami.
Ucieszona poinformowałam swoich przyjaciół o tym, że ich
potrzebuję. Choć lekko zdziwieni, zgodzili się i wszyscy troje
kolejnego ranka trafili do mojego hotelu. Zanim jednak zjawili się
oni, spędziłam cały dzień w pokoju. Chodziłam z miejsca na
miejsce, szukając rozwiązania tej całej sprawy. Byłam pewna, że
jestem bliska odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Wreszcie przy
kąpieli mnie olśniło. Zrozumiałam wszystko i już wiedziałam, że
dam radę ściągnąć Bartka z powrotem do domu.
- Co się
stało? Przez telefon właściwie nic nie tłumaczyłaś, a mimo
wszystko przyjechaliśmy więc czkamy na wyjaśnienia.
- Pomożecie
mi. Bartek tu był.
- Co? Jak to Bartek?! - wrzasnął Andrzej.
-
Uspokój się. Kazał mi uciekać, wracać do Polski i go nie szukać,
ale ja tak nie zrobię. Ja go odnajdę, zabiorę i wy mi w tym
pomożecie.
- Niby jak? - pytał bezradnie Muzaj.
W
skrócie opowiedziałam im swój plan. Wiedziałam, że jeśli prawdą
jest to, co mówił mój mąż, może się to źle skończyć. Ale co
mogłam innego robić? Olać własnego ukochanego, odpuścić
szukanie i żyć spokojnie sobie? Nigdy.
Moja teoria brzmiała następująco: Jeśli
jest tutaj Magda, musi to mieć powiązanie z nią. Przed nią chce
mnie bronić Bartosz. Ona wymyśliła coś przeciw mnie, a on.. a on
po prostu za bardzo mnie kocha i wiedział, że nie może stać mi
się krzywda. Jeśli moja siostra wiedziała, w którym hotelu
jestem, bez problemów może mi teraz coś zrobić, lub spełnić
swoje zamiary, które miała przygotowane wcześniej.
-
Naprawdę w to wierzysz? - zapytał atakujący.
- Owszem, to
całkiem racjonalne.
- Ale to chore, a nie jakieś racjonalne –
wykrzyknął Wrona.
- Daj spokój, pomożecie mi?
- To przecież
pewne, ale.. Przecież możesz nie wyjść z tego cało, ja się na
to nie zgadzam, to zbyt niebezpieczne.
- Widzisz jakieś inne
wyjście?
- Tak, powrót do Polski.
- Przelecieliście tyle
kilometrów, żeby tylko mnie zobaczyć?
- I Cię zabrać stąd.
-
Okej, jeśli nie chcecie, to nie – zaczęłam zbierać swoje rzeczy
i wychodzić.
- Daj spokój, zaczekaj, to nie tak – zatrzymał
mnie Kłosu.
- A jak?
- Andrzej Ci mówił, że się o Ciebie
boimy, wszyscy. A jeszcze to zdarzenie może wywołać lawinę
zdarzeń, której nie zatrzymasz. Niebezpiecznych zdarzeń.
-
Przestań. Doskonale wiesz, że dam radę, że wy dacie radę.
Mój plan, choć naprawdę głupi i cholernie trudny, był możliwy
do zrealizowania. A ja postanowiłam dążyć za wszelką cenę do
wykonania go.
Pewnie zastanawiacie się co to był za
plan? Już mówię.
Zdecydowałam się znaleźć gdzieś
Magdalenę i się z nią umówić. Potem, jeśli wyciągnę od niej
cokolwiek, pojedzie do swojego miejsca zamieszkania. Chłopaki w
czasie rozmowy zamontują jej w aucie GPS, sami wynajmą auto i będą
ją śledzić. Ona być może doprowadzi ich do Bartosza. Dlaczego
uważałam, że był on niebezpieczny? W przypadku, kiedy ona
wyczułaby podstęp u mnie, mogła zrobić mi krzywdę, a jak nie mi,
to im, o ile złapałaby ich na śledzeniu.
Czułam się
jak w jakiejś powieści detektywistycznej czy filmie kryminalnym.
Zawsze śmiałam się z ich przygód, a teraz sama takie przeżywałam.
Już tego popołudnia wcieliłam w
życie swój plan. Jak się okazało, znalezienie bliźniaczki nie
należało do najtrudniejszych. Przebywałam w jej hotelu.
Recepcjonista umożliwił mi spotkanie z nią, podając numer pokoju,
w którym mieszka przez jakiś czas. Udałam się do niego.
Dowiedziałam się również, które auto należało do niej.
Chłopaki, mimo sprzeciwu, zaczęli równo ze mną. Zapukałam do
drzwi i usłyszałam ciche proszę, w języku włoskim.
-
Mogę? - wychyliłam się zza drzwi.
- Ty? A niby po co?
- Chcę
porozmawiać.
- O czym? Wcześniej kazałaś mi się walić.
-
Chcę. Muszę. Proszę.
- Nie rozumiem Cię kompletnie –
westchnęła – ale wchodź.
Tak też uczyniłam.
Rozsiadłam się na łóżku, stojącym na środku. Rozpoczęłam
swój monolog. Gadałam jak najęta, byle najdłużej. Dodatkowo
poruszałam tematy, które mnie najbardziej interesowały.
-
Uważasz, że Bartek ma kochankę?
- Naiwna jesteś, siostruniu.
Lepiej dla Ciebie, jak go nie masz przy sobie.
- A to z jakiego
powodu?
- Tak po prostu.
Z minuty na
minutę odgadywałam z jej zachowania wszystkie tajemnice. Po blisko
godzinie wylewania swoich żali, wyszłam stamtąd, mając nadzieję,
że już skończyli i że Magda wykona jakiś krok w stronę
odgadnięcia całej tej zagadki.
- Podłożyliśmy –
powiedział dumnie Wrona.
- To pozostaje tylko śledzić..
Nie myliłam się. Chwilę później wybiegła szybko z hotelu i
wsiadła do swojego auta, Maciek wraz z Karolem pojechali za nią, a
Andrzej został ze mną. Długo nie czekałam. Godzinę później
dostałam telefon.
- Nie wierzę w to co mówię i widzę..
Ale miałaś rację.
- To znaczy? - zapytałam podekscytowana.
-
On tu jest. Ona tu jest. To.. Przyjeżdżajcie. Podsyłam adres.
Zamówiliśmy taksówkę i czym prędzej udaliśmy się tam, gdzie
miało miejsce to, o czym mówili chłopaki.
- O Jezu..
Zobaczyłam mojego męża, który siedział w wielkim domu przy
oknie, patrząc tępo w przestrzeń. Za nim stała Magda, przytulając
go.
- To tak to jest? Zdradza mnie? Z Magdą? Naprawdę?! -
wrzeszczałam, nie mogąc się uspokoić.
- To nie może być
prawda, nie on, słyszysz? - przytulał mnie Wroniak.
- Jak nie,
jak tak? Widzisz to?
Zalana łzami miałam ochotę się
wpakować tam, przywalić w twarz Kurkowi, Magdę pobić i uciec
stamtąd jak najdalej. Jednak przyjaciel trzymał mnie mocno i nie
pozwolił na zrobienie czegokolwiek głupiego. Kazał odczekać, aż
wyjdzie siostra i wtedy przyjść, wyjaśnić sobie całe zajście i
wszystko raz na zawsze. Racjonalne i najlepsze rozwiązanie, jakie
mogłam zastosować.
Po dwóch godzinach Magdalena
opuściła lokal i wróciła w stronę hotelu. Ja nie czekałam ani
chwili dłużej i wtargnęłam do budynku.
- Michalina? - zapytał przestraszony, widząc mnie.
- Nie, duch święty. Jak mogłeś, odpowiedz mi tylko, jak mogłeś?! - wrzasnęłam donośnym głosem, aż podskoczył - nie, nie tłumacz.
Przyłożyłam mu w twarz i uciekłam zalana łzami. On za mną biegł, coś krzyczał, że to nie tak, że przecież muszę go wysłuchać. Ale ja nie miałam ani siły ani zdrowia na to. Trzymał mnie za nadgarstki, ramiona, wszystko. Bylebym tylko go słuchała. Ale ja nie chciałam. Nie mogłam. Nie wiem właściwie już co. Wpadłam do auta i kazałam chłopakom odjechać. Panowała niezręczna cisza, każdy bał się odezwać. Widziałam tylko jak się porozumiewali i chcieli cokolwiek zrobić, ale żaden się nie odważył. Dotarliśmy do hotelu, ja się odmeldowałam i trafiliśmy na lotnisko. Wsiedliśmy w pierwszy samolot do ojczyzny.
- Kochanie, dlaczego Twój tatuś w ogóle istnieje? Dlaczego nie mógł się odczepić kiedyś, nie robiąc i mi i Tobie takiej krzywdy? - głaskałam brzuch, kiedy inni spali.
Sama nie byłam w stanie zmrużyć oka. Czułam się paskudnie. Oprócz dolegliwości ciążowych, odczuwałam zwyczajną depresję. Muzyka, ulubione widoki czy cokolwiek innego, nic nie potrafiło zaradzić na to. Po wylądowaniu, wróciłam do domu. Spakowałam rzeczy i chciałam się wyprowadzić, ale nie miałam dokąd. Ogólnie nie miałam siły do niczego. Brak pomysłu na dalsze życie.
Dni mijały coraz szybciej, brzuch rósł w zastraszającym tempie. Ja zostałam w domu, bo wiedziałam, że on nie wróci, był zbyt wielkim tchórzem. Odremontowałam z chłopakami pokoje, kupiłam wyprawkę dla dziecka. Przygotowywałam się do nowej sytuacji, nowego życia. Sama. Bez Niego. Bez tego, który tak cholernie mnie skrzywdził. Ciągle jedynie chodziły mi po głowie myśli, co takiego chciał mi powiedzieć, jak to wyjaśnić.. Może powinnam była go wysłuchać? Cholera, to wszystko to zbyt wiele. Układanka, w której brakowało części. Niekończąca się opowieść. Historia, która być może nie powinna się wydarzyć. Człowiek, który zmienił moje życie. Ale czy na pewno tylko na gorsze? Czy może właśnie nie zmienił go na lepsze, bo będę miała to upragnione Maleństwo? Sama się zgubiłam.
Od powrotu z Włoch, milczałam na temat Bartka. Wycofałam wnioski o poszukiwania, przestałam się w to angażować. Dla mnie on mógł nawet już nie żyć, bo i tak mnie zostawił. I tak wyjechał do Magdy, udając, że mimo wszystko dalej jest okej. Chora sytuacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Policjantom powiedziałam, że nie mam siły już na dalsze poszlaki, żeby odpuścili. A oni się ucieszyli, w końcu jeden idiota do szukania mniej.
Minął październik - poznałam wreszcie, że będę miała moją malutką Dominikę, listopad - chodzenie do szkoły rodzenia z chłopakami, którzy zwalniali się z treningów na przemian.. Nadeszły święta. Siedziałam sama w domu. Mała choinka połyskiwała w rogu salonu. Nawet nie zjadłam wigilijnej wieczerzy. Nie chciałam, nie mogłam.. Przeleżałam cały dzień i wieczór w łóżku. Podniosłam się tylko na Pasterkę, ledwo wlokąc nogami. Pośpiewałam tam kolędy i wróciłam znów do cichego i pustego domu.
- Nie zostaje się samemu w święta, nikt nam nie dał takiego prawa. Poza tym, nie zasługujesz na samotne święta. Spędzimy je razem. Nie jak rodzina. Nie jak para. Jak przyjaciele. Najlepsi na świecie. Tylko o to Cię proszę.
Widok Andrzeja tak cholernie mnie rozczulił. On mógł spędzić święta w Warszawie, z rodzicami, kuzynostwem, czy kimkolwiek innym. Przyjechał. Dla mnie. Do mnie. Z zapakowaną Wigilią ze stolicy.
Wpuściłam go oczywiście do mieszkania i oboje zjedliśmy przywiezione przez niego specjały. Poczułam atmosferę świąt. Tak błogą i cudowną. W międzyczasie zadzwonił Mario ze świątecznymi życzeniami. Nic mu nie powiedziałam o tym, że tak jest, jak jest. Ominęłam zgrabnie temat i odpuściłam sobie wspominki w taki dzień. Kiedy o trzeciej siedzieliśmy przy kominku z kubkiem gorącego kakao, zapomniałam o świecie. Chciałam, by takie chwile zdarzały się codziennie.
- Tęskniłem, wiesz?
- Za kim?
- Za Tobą. Za Maluchem.
- Dlaczego?
- Ja wiem, że nie powinienem, że to nie wypada. Wiem, że jestem kretynem, który już kilka razy się naraził i dostał kosza. Chcę tylko się zaopiekować. Tobą i dzieckiem. Wami. Niekoniecznie jako Twój chłopak, narzeczony czy mąż. Zwyczajnie, jako opiekun. Chcę przy Was być, pomagać, dzielić się swoją radością życia.
- Wiesz, że to niemożliwe. Andrzej, tyle razy rozmawialiśmy..
- Ale ja doskonale wiem, że para nie wchodzi w grę. Przyjaźń. Tylko tyle.
- Przyjaźnimy się.
- Wprowadź się do mnie, będę Cię miał na oku. Zbliża się nieubłaganie poród, a co, jeśli nie zdążysz kogokolwiek zawiadomić?
- Mam tu cały dom, miejsce dla mnie i małej, ciszę i spokój. Nie komplikuj mi życia, proszę.
- To Twoja decyzja, ale..
Nie wiedziałam co ale. Poczułam ból w brzuchu. Ciężarna w siódmym miesiącu, to już niebezpieczna sprawa.
- To już? - zapytał niepewnie.
- Nie wiem, przecież jeszcze tyle czasu - zakwiliłam w tym momencie z bólu.
Niewiele myśląc, Wrona wziął mnie na ręce i ubierając po drodze kurtkę, zaniósł do auta. Pojechaliśmy do szpitala. Czułam, że może to już. Nie myliłam się. Ginekolog zabrał mnie od razu na porodówkę i tam dostałam znieczulenie, po którym straciłam na chwilę przytomność, nie panując już nad swoim ciałem. Być może to efekt zmęczenia czy czegokolwiek innego. Nie znałam się na porodach, ciąży czy czymkolwiek z tym związanym, przecież to mój pierwszy raz.
*** - Proszę, oto Pani córeczka!
Pani w białym fartuchu podała niemowlę.
- Moje co?
- Córka. Mimo wczesnego porodu i cesarskiego cięcia, jest w dobrym stanie. Zaraz zabierzemy ją, ale najpierw proszę się powitać na świecie swojego malucha.
Patrzyłam na nią, jak na kosmitkę. Dziecko? Ciąża? O co tu do cholery chodzi? Przecież mam dwadzieścia jeden lat, karierę siatkarską przed sobą, jechałam na zgrupowanie.. A tu o co chodzi? To sen, to na pewno sen. Powtarzałam sobie to jak mantrę, biorąc kwilącego bobasa na ręce.
- To nie może być prawda, bo..
Od razu wyjaśniam końcówkę, dla tych, którzy mogli jej nie zrozumieć. Jest to oddzielona część, coś innego. Dokończenie tego będzie w epilogu, to nawiązuje do tego. Wiecie.. Pewnie kompletnie nie rozumiecie rozdziału, ja piszę niezrozumiale, słabo.. Cholera, wypaliłam się, po prostu..
Nie wierzę, że choroba może mieć nawrót, przecież to już za wiele.. To może właśnie przez to, Michalina nie może zajść w ciążę? To może po części właśnie to jest tego winą..? Postanawiam szybko ukryć list, podmienić.. Chcę ją na jakiś czas uchronić przed tymi informacjami. Za niedługo gdzieś wyjedziemy, odbijemy to sobie. - I jak, przyszły, czy znów przeglądasz reklamy? - Reklamy.. Zadzwonię do tego laboratorium i zapytam. - Dziękuję Ci, jesteś taki kochany.. - całuje mnie i idzie znów do salonu. Moja piękna żona.. Choć tyle rzeczy się wydarzyło do tej pory.. Jej wybaczam. Wybaczam wszystko. To znaczy, staram się, bo łatwe to nie jest.. Postanawiam wydrukować nowe wyniki, podrzucić jej i właśnie wtedy wyjechać na romantyczny wyjazd, by choć chwilę mogła być szczęśliwa. Po powrocie pokażę jej odpowiednie badania i wtedy zaczniemy kolejne leczenie. Razem damy radę, bo kto, jak nie my?
Teraźniejszość:
Okropnie się czułam, kiedy słyszałam te wszystkie głosy nade mną. Chciałam wrzeszczeć, piszczeć, mówić im, że przecież ja nadal żyję, ale to nic nie pomagało.. Dodatkowo dla mnie ważniejsze było to, co chciał mi przekazać wtedy policjant w sprawie Bartka.
Czy ktoś do cholery powie mi, co tu jest grane?!
- Wszystko w porządku, teraz trzeba ją wybudzić, żeby przestać podawać sztuczne kroplówki. Mimo wszystko organizm matki tyle przeszedł a ten maluch dzielnie się tam trzyma. Będzie na pewno wytrzymały w przyszłości - słyszę znów głos lekarza.
Maluch?! Matki?! Że co proszę?! Powoli starałam się ogarnąć i poukładać w głowie to, co usłyszałam. Zostanę matką! Tak, ja zostanę matką! Nie mogłam w to uwierzyć! Właśnie wtedy chciałam skakać i piszczeć z radości, ale przecież ciągle byłam w zasadzie nieprzytomna. Ale chcieli mnie wybudzać, więc to dobra oznaka. Z dzieckiem jak słyszałam, wszystko w porządku.. Tylko pozostaje pytanie, ile jestem w ciąży i czy Kurek o tym wiedział? Może właśnie ten fakt go przytłoczył i dlatego uciekł? A może jeszcze coś innego? Cholera, za wiele miałam możliwości do myślenia.
Na szczęście, jak wynikało z moich obliczeń, następnego dnia podjęto próbę wybudzenia mnie ze śpiączki. Za trzecim razem wreszcie się udało. Zmęczona i obolała otworzyłam oczy i zobaczyłam nade mną Andrzeja i Maćka.
- Miśka, Jezuniu, jak dobrze, że wszystko się udało! Tak mi Ciebie brakowało! - rzucił się na mnie Wrona.
- Auć, boli, nie przesadzaj tak od razu - skrzywiłam się.
- Przepraszam, ale tak bardzo się cieszę..
- Ja też. Już się oboje baliśmy, że.. No nie ważne. Ważne, że wszystko w porządku.
- Czy ja.. faktycznie.. jestem w ciąży?
- Jesteś kochana, jesteś! Gratulacje!
Oboje mnie wyściskali, choć każdy skrawek ciała, bolał niemiłosiernie. Podniosłam rękę z wielkimi problemami i ułożyłam ją na brzuchu, w duchu wypowiadając kilka słów do tej małej istoty, która we mnie była. To dziwne uczucie, ale zarazem piękne.
- To będzie chłopczyk, ja to czuję! Siatkarz, po tacie! - powiedział Endrju.
- Idiota - szturchnął go, jednocześnie mrożąc wzrokiem - dziewczynka, po mamusi będzie zaradna, piękna i zostanie siatkarką.
- Niech będzie po prostu zdrowe.
- O, to przede wszystkim.
I tak właśnie minęły chwilę po przebudzeniu. Wypytywałam chłopaków o nowości w sprawie mojego męża, lecz oboje nie mieli pojęcia o niczym nowym.
Kilka dni później wracałam powoli do sił. Lekarze chwalili mnie za walkę o moją sprawność dla tego szkraba w brzuchu. Poprosiłam, by inspektor Filas przyjechał do szpitala z wiadomościami dla mnie, kiedy mogłam już się jakoś poruszać.
- Witam Pani Michalino, mogę wejść? - skłonił się.
- Oczywiście, czekałam na pana, zapraszam.
Podsunął sobie krzesełko i usiadł obok.
- To słucham, co chciał Pan powiedzieć, czego nie zdążyłam wysłuchać przed wypadkiem?
- Znaleźliśmy poszlaki we Włoszech. Pani mąż był widziany na jednej z rzymskich ulic. Sprawdziliśmy zapis z monitoringu i muszę przyznać, że bardzo go przypominał.
- I?
- W zasadzie nic więcej nie byliśmy w stanie ustalić, bo nikt nigdzie później go nie spotkał.
- Nie mogliście tam pojechać, sprawdzić? Nic? Naprawdę nic? Czy policja w tym kraju robi cokolwiek, oprócz wypisywania mandatów za stawanie o dwa milimetry za daleko na ulicy, albo zaparkowanie z mało widoczną kartą dla niepełnosprawnych na miejscu z kopertą? Bo chyba jak widać, nie! - wrzeszczałam do niego.
- Pani Michalino, robimy wszystko co w naszej..
- Gówno prawda. Gdybyście robili wszystko, on już by tu był! - spłynęła mi po policzku pierwsza łza, którą jednak szybko starłam.
- Ale proszę zrozumieć, że my nie możemy..
- W dupie mam to, co wy możecie, a czego nie! Jestem w ciąży, potrzebuję mojego męża, czy to do Pana dociera?!
- Gratulacje.. Jednakże staramy się, by jak najszybciej wyjaśnić Pani sprawę. Tylko musi Pani zrozumieć, że my nie możemy wszystkiego.. Tyle ile dajemy radę, tyle wykonujemy najlepiej, jak potrafimy. Wszystko dla Pani.
Miałam już dość tej kłótni, więc grzecznie poprosiłam policjanta o opuszczenie mojej sali. Pożegnał się i wyszedł.
- Mogę poprosić lekarza? - zawołałam do pielęgniarki przechodzącej obok.
- Przekażę, żeby ktoś do Pani zajrzał - uśmiechnęła się.
Czekałam cierpliwie, aż któryś z brodatych, starszych panów, będzie mógł poświęcić mi swoją chwilę i wyjaśnić wszystko, co do tej pory miało miejsce. Jednak zanim pojawił się któryś, z oczekiwanych gości, w drzwiach zobaczyłam Kłosa.
- Mogę? - cicho zapukał w ścianę.
- Jasne, że tak, wchodź - uśmiechnęłam się szeroko i mocno go przytuliłam.
- Jak się czujesz? Chłopaki już mi powiedzieli, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wreszcie Tobie.. Wam.. no.. że będzie dziecko.
- Lepiej, lepiej.. My będziemy mieli dziecko. MY! Ja wierzę, że on wróci.
- To dobrze, że w to wierzysz, to ważne.. - pogłaskał mnie po dłoni.
- A pozostaje mi coś innego? Podobno wiara czyni cuda.. Więc niech i teraz taki cud uczyni.. - łzy zaczęły jedna za drugą, kapać.
Powodowały palące uczucie, którego nie byłam w stanie opanować. Karol mocno mnie do siebie przytulił i obiecał, że zawsze będzie przy mnie i zrobi wszystko, by odnaleźć Bartka.
- Wyciągnę go, choćby spod ziemi! Obiecuję Ci to, słyszysz? Obiecuję! On wróci, ja to wiem, za bardzo Cię kocha!
- Gdyby kochał, to by nie odchodził.. - mruknęłam.
- A skąd wiesz, że ktoś go nie porwał?
- Nie wiem nic. Ja tylko.. Nie ważne.
- Miśka, będzie okej, przecież..
- Proszę Cię, nie ciągnij tego. Co u Oli? Jak żyjecie?
- Dobrze wszystko. Też Ci się muszę pochwalić, że..
- Że? - pospieszałam go.
- Zostanę ojcem! Ola wczoraj zrobiła test, wyszedł pozytywny! - wręcz wykrzyczał.
- Jejku, naprawdę? Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę! Chodź no tu, przytulić Cię muszę, dumny przyszły tatusiu! - zaśmiałam się.
- Jak się dowiedziałem.. Cholera, skakałem z radości, wszyscy na około to chyba usłyszeli. To jest najpiękniejsze, co mnie mogło spotkać!
- Oj zgadzam się, zgadzam - nie mogłam pohamować uśmiechu - czyli co, z Olcią razem będziemy ciężarówkami?
- Na to wygląda - zaśmiał się.
W tym czasie do mojej sali, wszedł ordynator.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciała Pani się skonsultować, a tylko teraz znalazłem chwilę. To możemy?
- Jasne. Karol, poczekasz na zewnątrz?
Kiwnął głową i posłusznie opuścił pokój chorych.
- W takim razie słucham Panią.
- Chciałabym się choć tak mniej więcej dowiedzieć, jak wygląda moja sytuacja, co z ciążą, operacje, moje zdrowie, no po prostu wszystko. Wcześniej jakoś nie mogłam się w sobie zebrać, żeby o to zapytać, ale najwyższa pora.
Dowiedziałam się, że w ciąży jestem już ósmy tydzień. Przeszłam szereg zabiegów po wypadku, które pomogły mi w normalnym funkcjonowaniu. Nie ukrywajmy, że byłam jedną nogą na tamtym świecie.. Gdyby nie ktoś czy coś, co w porę mi pomogło, prawdopodobnie nie byłoby mnie na tym świecie. Dziecko mogło już nie żyć, ale jest twarde i trzyma się, razem ze mną.
- Naprawdę wszystko sprowadzało się do utraty płodu, ale dzięki szybkiej naszej interwencji, udało nam się uratować już nie tylko dziecko, ale również i panią.
- Panie doktorze.. A co z tym poprzednim zabiegiem? Przechodziłam go jakiś czas temu.
- No w karcie ma Pani zaznaczone, że wszystko przebiegło pomyślnie, jednak na moje oko.. Jest coś nadal nie tak. To znaczy..
- Znaczy?
- Że może mieć Pani co jakiś czas zaniki pamięci krótkotrwałej. Nie jest to potwierdzone w stu procentach, ale przy sporym stresie, wysiłku i dużym natłoku informacji bądź zdarzeń..
- Co do pamięci ma wysiłek?
- Okazuje się, że sporo. Po prostu nie może Pani sobie na zbyt wiele pozwalać. Przy czym, tak jak mówię, to nie jest potwierdzone.
Chwilę jeszcze spędziliśmy na rozmowie. Musiałam się dowiedzieć wszystkiego i jakoś to sobie poukładać w głowie.
- Dziękuję bardzo Panu, przepraszam, że zabrałam tyle czasu - uścisnęłam jego dłoń.
- Nie ma sprawy Pani Michalino, zdrowia życzę.
Skinął głową i wyszedł.
- I? - zapytał ciekawy wszystkiego Kłosu - słyszałem tak mniej więcej, ale..
- No to jak słyszałeś, to co mam Ci opowiadać?
Mimo wszystko, powiedziałam mu w skrócie diagnozę i zalecenia.
- Ola jutro idzie do lekarza, wtedy się okaże, czy macie taki sam termin.
- Fajnie by było.. Wiesz co.. Chciałabym się pochwalić tym Bartkowi.. Żeby on tu był, jakoś mnie wsparł.. Cieszył się tak jak ty z ojcostwa..
- Wróci, ja w to wierzę.
Po jakimś czasie wypadało się zbierać, więc pożegnaliśmy się, a ja zostałam sama w pustej sali.
- Damy radę maluchu, sami, czy z tatusiem, ale damy.. - pogładziłam brzuch.
Potem patrzenie w ściany stało się monotonne i usnęłam.
Po blisko miesięcznej kuracji zabiegowej, kroplówkowej i innej takiej, wreszcie mogłam cieszyć się wolnością. Coraz częściej pojawiały się głosy z Włoch, że to właśnie tam przebywa mój mąż. Pytanie tylko, dlaczego tak długo się ukrywa? Czy ma w tym jakiś cel? Czy może uciekł z jakąś inną kobietą i szykuje sobie nowe życie, w którym miejsca dla mnie i kruszyny nie ma? Za dużo myśli i pytań, więc musiałam spasować, by nie zwariować i, co najważniejsze, nie przeciążać umysłu. W końcu to mogło spowodować utratę krótkotrwałej pamięci, a nie chciałam tego przechodzić.
Nadeszła połowa września, postanowiłam na własną rękę wyjechać do Włoch i tam szukać ukochanego. Nawet, jeśli miało to oznaczać, że on uciekł, bo mnie nie kocha, to zasługiwałam na szczerość. Cholera, tyle przeszliśmy, tyle razy byłam wobec niego szczera, to dlaczego on nie miałby być? Spakowałam walizki, zabukowałam miejsce w samolocie i poleciałam. Rzym przywitał mnie wysoką temperaturą i deszczem jednocześnie. Słabo mi szło dogadywanie, bo rzadko kiedy, chciał ktoś ze mną rozmawiać po angielsku. Większość preferowała ojczysty język, którego nie umiałam ni w ząb. Pytałam wszystkich o niego, w każdym sklepie, o który wspominali policjanci, czy w jakichkolwiek miejscach ogólnie, w których go widziano. Musiałam znać szczegóły i starałam się sobie to jakoś poukładać jak puzzle, by znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie on jest.
- Przepraszam, Pani chyba szuka takiego wysokiego bruneta, mam rację?
- Tak, właśnie tak. Wie Pan coś o nim?
- Jestem Pablo - podał mi dłoń.
- Michalina.
- Widzę, że będziesz miała dziecko, gratuluję.
- Owszem, dziękuję.
- Nie możesz się przemęczać, dlatego zapraszam, siadaj.
Usiedliśmy na ławce obok.
- Zatem, co możesz mi powiedzieć? W czym pomóc?
- Poznałem tego mężczyznę kilka tygodni temu. Spał u mnie.
- Czemu nie powiadomiłeś nikogo o tym?
- Bo mnie o to prosił, wręcz błagał.
- Nie rozumiem.
- Uciekał.
- Przed czym?
- Nie mogę Ci powiedzieć.. Wiem tylko jedno, on żyje i Cię kocha.
- Ale..
- Wiem, że jesteś jego żoną, poznałem Cię. Pokazywał mi Twoje zdjęcia, mówił jak tęskni i Cię kocha.. Ale on nie może wrócić.
- Jak to nie może?
- Nie może.
- Pablo, mów mi wszystko.
- Gdybym tylko mógł..
Pogubiłam się już znów we wszystkim i nie miałam pojęcia, co dalej robić. Wyciągnięcie czegokolwiek od Pablo było czymś niemożliwym. Za nic w świecie nie chciał powiedzieć. A co więcej mogłam uczynić? Zapisywałam sobie w głowie wszystko, co mówił i starałam się wyciągnąć jakieś wnioski. Tylko jakie?
- Ale przyznał Ci się, dlaczego uciekł?
- Po części.
- To coś strasznego? Zabił kogoś? Okradł bank, multimiliardera?
- Nie powiem Ci..
- W ciąży jestem do cholery, zlitowałbyś się nad ciężarną!
- Przepraszam..
I odszedł. Cholera jasna mnie brała. Ile można tak robić?!
Nadszedł wieczór, więc powoli kierowałam się w stronę pierwszego lepszego hotelu. Nic sobie wcześniej nie zarezerwowałam, więc musiałam liczyć na szczęście i mój wrodzony urok osobisty. Podeszłam więc do recepcjonisty, wcześniej nabierając dużo powietrza. Po raz kolejny czekała mnie rozmowa w obcym języku, a najgorzej, jeśli znów przytrafiłby się ktoś, kto nie umie angielskiego.
- Dobry wieczór, szukam pokoju na dwie noce, jednoosobowego, znalazłoby się coś dla mnie?
I właśnie wtedy mnie zamurowało.
Miało być dłuższe, ale.. Stwierdziłam, że to idealny moment na przerwanie :D A teraz przyszedł czas na to, żeby Wam się pochwalić, co dostałam! < 3
Najważniejsze dla mnie.. Od Andrzeja :-)
Koszulka, którą miałam od meczu we Wro, zapełniona już prawie w całości, plus autografy Mariusza
Ta część, którą ubóstwiam, czyli najcenniejsze autografy ever <3 Kubiak, Łomacz, Zatorski, Żygadło, Nowakowski i Kurek :D
No i kolejne, prawie wszystkie bardzo ważne < 3 Bartman, Jarosz, Ruciak, Możdżonek, Drzyzga, Wiśniewski, Włodarczyk, Wojtaszek i Anastasi :-)
To chyba tyle ze Spałowych cudowności :D Zdjęcia znajdziecie na "Koko koko, foty spoko?" na fejsbuku ;-) Czymajta się, enjoy:*
"Po raz ostatni wzywamy Panią Michalinę Kosok - Kurek, na stawienie się na badaniach okresowych, w celu sprawdzenia możliwości wykonania operacji. Jeżeli powyższe pismo, nie zostanie potraktowane poważnie, termin zabiegu znacznie przesunie się w czasie, co z pewnością zagrozi Pani życiu. Prosimy o pilny kontakt z naszą placówką. Z poważaniem - lek. Małgorzata Frączek."
- Że co proszę?! - wrzasnęłam.
Szybko sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer, który podany był na górze kartki.
- Szpital rejonowy, słucham?
- Witam serdecznie, z tej strony Michalina Kosok - Kurek, czy mogłabym rozmawiać z Panią Doktor, Małgorzatą Frączek?
- W jakiej sprawie?
- Listu, który od niej otrzymałam.
- Dobrze, proszę chwilę poczekać.
Chwila ta, wydawała się trwać wieczność. W tym czasie praktycznie umierałam, bo nie wiedziałam kompletnie, co to znaczy, dlaczego, po co..
- Słucham?
- Dzień dobry, ja w sprawie listu, który otrzymałam. Co prawda, nadszedł on kilka dni wcześniej, ale byłam poza granicami kraju i nie mogłam wcześniej.
- Pani Michalina, tak?
- Tak, tak.
- Doktor Stępniewski przekazał mi Pani badania i od ponad miesiąca próbuję się z panią skontaktować.
- Ale jak to? Jakie badania?
- Sprzed dobrych kilku miesięcy, aczkolwiek patrząc na nie, mogą Pani znacząco zagrażać, dlatego postanowiliśmy z doktorem Stępniewskim, o natychmiastowym usunięciu guza.
Guza? Jakiego, do cholery, guza?!
- Przepraszam, niewiele rozumiem.. Mogę przyjechać?
- Oczywiście, im szybciej, tym lepiej. Już się bałam, że nie zdążymy.. Ale myślę, że damy radę. Przyjechałaby Pani jutro koło ósmej?
- A nie mogę teraz?
- Jutro będzie idealnie. Przepraszam, muszę kończyć, bo pacjentka czeka. Do zobaczenia Pani Michalino, miłego dnia życzę.
- Wzajemnie - mruknęłam.
Usiadłam i patrzyłam w kartkę od tej lekarki, nie rozumiejąc niczego. Jaki guz? Jakie badania? Przecież cokolwiek, co złego było, minęło sporo czasu temu, a na badaniach ostatni raz byłam w kwietniu. Uzyskałam wyniki pozytywne, więc nie było stresu, a teraz..? Przecież to jest jakieś chore. Kompletnie nie byłam w stanie się połapać. Zjadłam kolację, zaścieliłam Casasowi łóżko w salonie, a sama się pożegnałam i skierowałam do sypialni.
- Nie mogę z Tobą? - jęczał.
- Nie słoneczko, nie możesz.
- Ale dlaczego?
- Bo mam męża, to moja sypialnia i tyle powodów chyba wystarczy.
- Będę samotny.
- Mogłeś zostać w Sydney.
- Będzie mi zimno.
- Tu masz koc.
- Będzie mi smutno.
- Zawołać fanki, żeby Cię rozweseliły?
Pokręcił głową szybko, przecząc.
- Dobranoc - pocałowałam go i odeszłam.
- Ech, dobranoc, dobranoc, Kochanie..
Kochanie? Naprawdę?!
Nie miałam siły na nic. Nie wiedziałam co robić, co się dzieje.. Postanowiłam jak najszybciej zasnąć, żeby wcześnie wstać i pojechać do tego szpitala, by wyjaśnić sprawę. Rano obudził mnie zapach kawy z ekspresu. Przywiódł mnie do kuchni, gdzie pochłonęłam swój posiłek i pognałam czym prędzej na umówione spotkanie. Doktor Frączek przyjęła mnie z uśmiechem. Kiedy usiadłam przed nią i próbowałam wytłumaczyć, że nie wiem o co chodzi, ona nie chciała mi wierzyć. Dopiero w momencie, gdy usłyszałam całą historię, powiązałam fakty.. I wyszła prawda.
- Ale..
- Nie zauważyła Pani tego?
- Miałam problemy z koncentracją, czy coś.. Jednak..
- Zaburzenia pamięci, to byłby główny problem. Jeszcze maksymalnie miesiąc, a utraciłaby ją Pani w całości.
Słuchałam kolejnych problemów. Nie rozumiałam, jak ja do tej pory dawałam sobie radę.. Umówiłam termin zabiegu, podziękowałam i wyszłam. Usiadłam pod szpitalem na ziemi, szukając czegoś, co mnie pocieszy. Właśnie życie po raz kolejny robi ze mną co chce, a najważniejszy facet ma mnie gdzieś, jest nie wiadomo gdzie i robi nie wiem co.. To straszne uczucie, nie da się go opisać słowami. Nikomu czegoś takiego nie życzę.
Po powrocie do domu, starałam się nie przypominać sobie o chorobie czy zabiegu, a przede wszystkim, nikomu o tym nie powiedziałam. Kolejne dni mijały szybko. Moje więzi z Casasem dziwnie się zacieśniały.. Może dlatego, że jako jedyny mnie nie zostawił w potrzebie i siedział zawsze, tak po prostu. Kilkakrotnie wysyłałam go do Australii, czy do Hiszpanii. Nie chciałam, by coś więcej z tego wynikło. W końcu, mimo wszystko, chciałam być lojalna wobec Bartka. To mój mąż, jakby na to nie patrzeć.
Najbardziej dobijającą rzeczą w tym wszystkim nie była choroba, czy zabieg.. Najgorsza była bezsilność w poszukiwaniu Kurka. Zgłosiłam jego zaginięcie na policji, ale niewiele robili. Zaraz zaczynało się zgrupowanie w Spale, a jego wciąż ni widu, ni słychu.. Szukałam go ja, Mario, rodzina, znajomi, siatkarze, trenerzy, policjanci.. A on, kamień w wodę, zapada się pod ziemię..
Zabieg przeszłam pomyślnie, jak to oceniono i wszystko wydawało się być w porządku. Po dwóch tygodniach, wręcz na siłę, wykopałam aktora do samolotu.
- Musisz lecieć, po prostu. Będziemy rozmawiać cały czas, ale ty tu nie możesz być, no po prostu. Masz swoje zajęcia.
- Chcę tu zostać.
- Ale rozumiesz, że nie możesz?
- Bo?
- Praca?
- Mam ją w dupie..
Kłótnia na kształt "sprzeczki małżeńskiej". Tak to ocenił przynajmniej Muzaj, który się zjawił po moim wyjściu ze szpitala. Przy pożegnaniu, poczułam coś w rodzaju tęsknoty, smutku.. Nie wiem czego, ale na pewno niczego dobrego.
- Wrócę.. - szepnął i mocno mnie przytulił.
Nie chciałam, by kiedykolwiek mnie wypuścił, bo tak dobrze i bezpiecznie czułam się w jego ramionach.. Zastępował mi tą najważniejszą osobę..
- Idź już - powiedziałam, kiedy poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
- Jesteś pewna?
- Tak.
Wziął walizkę i poszedł.. A ja zostałam sama, wpatrując się w wejście na pokład. Liczyłam bardziej na to, że może zobaczę tam wyłaniającego się Bartosza. Tak bardzo chciałam dotknąć jego ciała, poczuć zapach perfum i utonąć w jego ustach.. Brakowało mi tego jak cholera.
Dni, tygodnie.. Mijały i mijały, a wieści brak. Zgrupowanie się zaczęło, chłopaki potrzebowali kopa do gry i walki o dobre pozycje, medale czy wyniki. Ostatnie imprezy, to niestety w większości nieudane.. A tu bez swojego dobrego przyjmującego, cała gra im się sypała. Co z tego, że Kubiak, Winiarski czy Ruciak, dwoili się i troili, by coś zrobić, jak nie dawali rady? Wtedy zauważyli, jak bardzo jest im on potrzebny. Ja siedziałam na ich treningach z Maćkiem i patrzyłam, jak próbują się pozbierać.. Skoro mi było trudno, to co dopiero im?
Telefon w lipcowe popołudnie, wydawało się, że zmieni coś w całej sprawie.
- Komenda rejonowa policji, Pani Kosok - Kurek?
- Tak, to ja.
- Witam, podinspektor Jakub Filas, chciałbym prosić, żeby przyjechała Pani na komendę w związku ze sprawą dotyczącą Pani męża.
- Znaleźliście go?
- Mamy pewne poszlaki, proszę się zjawić, porozmawiamy i wszystkiego się Pani dowie.
- Dobrze, już wsiadam w auto i jadę.
Nie myślałam o niczym innym. Jechałam na złamanie karku. Dosłowne.
Brak opanowania. Utrata kontroli. Światło. Hamowanie. Trzask. Ból. Brak świadomości. Cichy sygnał pogotowia.
Leżę i myślę. W szpitalu najpewniej. Nade mną kupa lekarzy, operują mnie chyba. Po chwili słyszę niepokojące słowa.
- Myślisz, że żyje?
- Trzeba na to liczyć.
Przecież ja żyję, halo, halo!!!
Co z tego, że próbuję ruszyć którąkolwiek częścią ciała, jak nie mogę? Beznadziejne uczucie. Ile tak można? Czuję jakieś deja vu. Kiedyś tak już było, ale ja podziękuję za kolejny taki rollercoster, już dość. Wystarczy.
Kilka tygodni wcześniej: - Kochanie, sprawdziłeś pocztę? - pyta mnie z uśmiechem na twarzy ukochana żona. Tak bardzo ją kocham. Tak, wiem, to sztuczne. Ale ja naprawdę ją kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Nie wiem, co ja robiłem, kiedy jej nie było. Jej niebieskie ślepia wpatrzone słodko w okno, wypatrujące.. Właściwie nie wiem kogo, lub czego. - Nie, jeszcze nie. - A możesz to zrobić? Wyniki miały przyjść. - Jasne, zaraz pójdę. Boję się tego, bo nie wiem co wyjdzie. Jeśli.. Nie, nawet nie chcę o tym myśleć, to już za wiele dla mnie. Otwieram skrzynkę, gdzie znajduję list z laboratorium. W ciszy postanawiam szybko sam go otworzyć, by pierwszy poznać prawdę. Czytam.. I nie wierzę w to.. Nie teraz.. Nie, po prostu się na to nie zgadzam! Może krótkie, może nudne, może nijakie.. Ale moje. Idę spać, bo jakoś późno. A od rana imprezuję z Olcią i Anią, Natalcią i moją siostrzenicą Majcią. Dzisiaj takie zdobycze w Galerii Łódzkiej.. Milion pięćset, sto dziewięćset podpisów Mariusza i najważniejsze coś <3 Piłka Skry!
KOCHAM TO! <3 Dzień przed urodzinami takie coś.. <3 Spełniam marzenia!
Tort by Daga i jej chłopak! <3 Cudne dzięki!
Grafy chłopaków z Delecty od psiapsióły <3
I coś, co kocham BARDZO!
Będzie się działo! Oj będzie! Hot 16 w końcu jest się raz w życiu! <3 12.08.1997, 19:00, wtedy pojawiła się na świecie taka głupiutka osóbka, jak ja :3 Jest co świętować :D Czymta się, enjoy:*
Traf chciał, że akurat miałam mieć samolot. Hotel był opłacony, więc tylko oddałam kartę, zabrałam rzeczy i pojechałam taksówką na lotnisko.
- Zaczekaj! - dogonił mnie tuż przed wejściem na odprawę.
- Skąd ty tutaj?
- Domyśliłem się, że wrócisz do Polski i trafiłem. Co się stało? Musisz mi powiedzieć, bo inaczej Cię nie wypuszczę.
- Daj sobie spokój ze mną, proszę.
- Michalina - podszedł bliżej i patrzył prosto w oczy - nie rób mi tego.
- Wypowiedziałeś poprawnie moje imię, brawo! - zauważyłam.
- Nie zmieniaj tematu. Więc?
- No bo.. Bartek wyjechał.
- Jak to? Dlaczego?
- Nie wiem. Napisał mi tylko, że nie daje rady, wyjeżdża. Muszę z nim pogadać.
- Musicie pilnie sobie wszystko wyjaśnić. Wcześniej nic nie zauważyłaś?
- No nie.. - pociekły mi łzy.
Przytulił mnie, potrzebowałam tego. Po chwili się podniosłam, bo poczułam, że pomoczyłam jego błękitną koszulę.
- Przepraszam - wskazałam na plamy.
- Przestań, żaden problem.
Obdarowałam go drobnym uśmiechem.
- Muszę się zbierać, odprawa się kończy.
- Lecę z Tobą.
- Co?! - wrzasnęłam tak, że połowa osób na około, patrzyła się na mnie, jak na jakąś idiotkę co najmniej, jak nie gorzej.
- Lecę. Nie zostaniesz sama.
- Jestem dorosła, nie mam pięciu lat. Dam sobie radę. Poza tym niby jak chcesz to zrobić? Kręcisz film, nie masz biletu. Może Kurek czeka na mnie w domu i chce tylko sprawdzić, czy do niego wrócę, albo coś w tym stylu.
- Przerwa w filmie na dwa tygodnie, a biletem jest moja twarz - zaśmiał się.
- Przestań, ale..
- Nie ma ale. Dopóki on się znów Tobą nie zaopiekuje, ja to będę robił i koniec, nie ma w ogóle żadnej dyskusji.
- A Twoje rzeczy?
- Kupię coś na miejscu.
Pociągnął mnie za rękę w stronę kas. Mimo, że samolot miał komplet miejsc, gdzieś go wcisnęli i oboje pobiegliśmy. W ostatniej chwili wkroczyliśmy na pokład. Wywołaliśmy swoją obecnością, niemałe zamieszanie. Wtedy jednak ochrona w samolocie rozgoniła tłum gapiów, zainteresowanych aktorem i mogliśmy w spokoju zaczynać bardzo długą podróż.
- Masz jakieś podejrzenia, dlaczego wyjechał?
- Nie mam pojęcia.
- Nic się nie wydarzyło?
- Zupełnie. Znaczy.. Wcześniej się pokłóciliśmy, ale wydawało mi się, że sobie wyjaśniliśmy i się pogodziliśmy.
- Może jednak nie..
- Nie wiem..
Siedziałam i patrzyłam tępo w okno, kiedy się wznosiliśmy. Mijające chmury i samoloty, w blasku słońca prezentowały się genialnie. Po pewnym czasie usnęłam wtulona w ramiona Hiszpana. Obudziłam się po dwóch godzinach.
- Już nie śpisz, Księżniczko? - zapytał, całując w czoło.
- Nie mogę, śnią mi się głupoty..
I tak zaczęła się nasza rozmowa. O wszystkim i o niczym. Opowiadał o nowym filmie, pracy w tej branży, ale o życiu prywatnym nie zapomniał. Poznałam wtedy jego rodzinę, przyjaciół, zwierzęta, upodobania, dosłownie każdą osobę i rzecz. Dużo mówił, ale mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej ominęła mnie część, w której to ja coś gadałam.
- Dobra, o mnie wiesz już prawie wszystko, a ja o Tobie właściwie nic, opowiedz coś. Gdzie mieszkasz, co robisz, jaka jest Twoja rodzina. Zaczyna się, cholera..
- Nie lubię mówić o swoim życiu.
- Ty wysłuchałaś mnie, teraz ja Ciebie, tak to działa.
- Ale proszę Cię..
- Miśka, co ja Ci zrobię? Przecież nie gryzę, a lubię słuchać i znać lepiej kogoś, kto jest mi dość bliski, jak na ten moment.
Że jaki? Że bliski?
- Mario, ale proszę Cię, nie naciskaj na mnie. Ja Ciebie poznałam, okej, fajnie. Ale ja wcale nie muszę Ci mówić wszystkiego o moim życiu.
- A jeśli Cię poproszę?
No i po co tak nalega?
- Po prostu.. Za bardzo mnie boli opowiadanie, tyle.
Odwróciłam się szybkim ruchem w stronę okna. Widziałam, że siedział wpatrzony we mnie, czułam jego perfumy blisko mnie.
- Mamy jeszcze ze trzynaście godzin, plus przesiadka, poczekam - mruknął mi do ucha.
Nie chodziło mi o to, że jemu nie chciałam powiedzieć, tylko o fakt, że nie wiedziałam jak na to zareaguje i przecież w dodatku, to nie jest proste..
- Musisz zrozumieć fakt, że moje życie jest zbyt skomplikowane, by streścić je w tych kilku godzinach, po prostu się to nie uda.
- Spróbuj - złapał mnie za rękę - proszę.
Jego zniewalające oczy i szczery uśmiech, doprowadzały mnie do szału. Musiałam mu ulec, po prostu, on tak na mnie działał.
- Tylko obiecaj, że nie będziesz się śmiał, obrażał i między nami pozostanie tak, jak rano, czy wczoraj wieczorem.
- Obiecuję.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić, co przyszło na język. Starałam się zachować kolejność chronologiczną, znajdować odpowiednie słowa, które oddałyby sens całej sytuacji, bo przecież inny język, to moja podstawowa bariera.
- Poczekaj, matka jest Twoją matką, ale nie Twojej siostry?
- Nie, ona moją matką nie jest.
- To kto nią jest?
I znów od początku usiłowałam, najprościej jak potrafię, przekazać mu te wydarzenia. Kiedy załapał i z niedowierzaniem słuchał dalszych opowieści, przeszłam do tematu Patryka. Do oczu napłynęły mi łzy, które skrzętnie ukrywałam, lecz do czasu.
- Nie wierzę, że ktoś może być aż takim człowiekiem.. Przecież za takie rzeczy, powinno się w więzieniu zgnić - syknął.
- On.. nie żyje już.
- I dobrze mu tak. Gdybym mógł, przyłożyłbym mu.
- Nie mów tak.
- Ale to prawda, Michalina..
Twoje imię w jego ustach, brzmi tak słodko..
Następny "przystanek" w opowieściach, to wypadek i choroba, siatkówka, siatkarze, przypadkowe znajomości, poleciałam już chyba po każdym temacie. W międzyczasie się przesiedliśmy, zjedliśmy coś i potem tłumaczyłam ewentualne niejasności. O dziwo resztę zrozumiał i nie było konieczności dużych "poprawek".
- Faktycznie, ciężkie masz życie.
- Na szczęście choroba minęła, już nawet na badania nie muszę chodzić, więc jest dobrze. To znaczy, lepiej niż było. Ale teraz to z Bartkiem.. Cisza.. A ja po prostu nie lubię czegoś takiego, to nie dla mnie. Za duże przejścia, dlatego jak tylko go dorwę, to normalnie nogi z dupy mu powyrywam - ostatnie zdanie wypowiedziałam w ojczystym języku.
- Co zrobisz?
- Nie ważne.
Lot wreszcie się zakończył i stanęłam na polskiej ziemi.
- Stolica wita - uśmiechnęłam się, kiedy wyszliśmy przed lotnisko.
- Ładnie tu. Jakoś nigdy nie miałem okazji, żeby się tu pojawić.
- To teraz masz.
Warszawę już trochę znałam. Był weekend, Kłos przebywał w swoim mieście. Szybko wykonałam do niego telefon i poprosiłam o odwiezienie do Łodzi. Zdziwił się widokiem przystojnego aktora, zamiast mojego męża, ale z chęcią nas przetransportował.
- Gdzie Bartek?
- A żebym to ja wiedziała..
- To znaczy?
- Nie wiem, nie chcę o tym rozmawiać.. Możesz przyspieszyć?
- Jasne, nie ma problemu..
Nacisnął mocniej na pedał gazu swojego Renaulta, by szybciej znaleźć się na miejscu. Chwilę później zaparkował pod moim domem.
- Wejdziesz?
- Ola czeka, jutro wracam, to wpadnę. Trzymaj się.
Pocałował mnie, podał rękę mojemu towarzyszowi i odjechał. Ja i Mario weszliśmy do środka. Wołałam od wejścia Bartka, lecz cicho i głucho. Sprawdziłam każde pomieszczenie, niestety nic. Usiadłam bezradnie na łóżku w sypialni.
- Nie wiem już, co mam robić.. - ukryłam twarz w dłoniach.
Ciepłe łzy spłynęły po moim policzku, powodując palące uczucie. Casas przytulił mnie do siebie i gładził po włosach.
- Wszystko będzie okej, przecież nie mógł Cię zostawić. Na pewno!
- Skąd ta pewność? Może jednak on przemyślał sobie to wszystko, stwierdził, że nie możemy być razem, że nie przebaczy mi..
- Przestań gadać głupoty, jego wiadomość do mnie była pełna miłości do Ciebie, więc proszę Cię, nawet tak nie mów!
Wytarł mi twarz chusteczką i poszedł do kuchni.
- Trochę tu pusto.. Pójdę na zakupy, co chcesz?
- Ty na zakupy? Niby gdzie?
- Do sklepu.
- A wiesz gdzie jest?
- Nie, ale się dowiem.
- Ja Ci nie powiem.
- Specjalne życzenia, co do kolacji? - zapytał, ubierając buty.
- Głupek.
Posłał mi buziaka w powietrzu i wyszedł. Skubaniec, chciał sam sobie radzić w Łodzi, nawet nie wiem jak. Kiedy zostałam sama, zaczęłam wydzwaniać po kolei do wszystkich. Nikt nic nie wiedział, albo nie odbierał.. Coraz bardziej cała sytuacja mnie irytowała. Postanowiłam znaleźć w internecie jakiś namiar, na włoski klub, w którym od nowego sezonu, miał występować Bartek. W tym czasie przyszedł aktor i krzątał się po kuchni, robiąc coś do jedzenia.
- Nie przeszkadzaj sobie - zaśmiałam się, widząc, jak zdejmuje koszulkę i zakłada, wiszący koło gazówki, fartuszek.
- Nie mam zamiaru sobie przeszkadzać - wyszczerzył się i zabrał za gotowanie.
Siedziałam przy laptopie, popijając kawę mrożoną, zrobioną przez Mario, z bitą śmietaną i czekoladą. Kiedy natrafiłam na odpowiednie dane, postanowiłam zadzwonić. Jedyną barierą był język.
- Mario - zawołałam dość głośno.
- Mhm?
- Umiesz włoski?
- Na poziomie podstawowym, a co?
- Mogę mieć do Ciebie sprawę?
Wytłumaczyłam o co ma zapytać, a ten się zgodził. Zadzwonił i rozmawiał dłuższą chwilę. Wreszcie się wyłączył.
- I?
- Brak kontaktu z Bartkiem, miał podpisać kontrakt, ale milczy. Oni nic nie wiedzą, powoli zaczynają się denerwować.
- Cholera..
- A tak w ogóle, poza tematem, sprawdzałaś skrzynkę pocztową? Listy się w niej już nie mieszczą, nie wiem co Ci tam przyszło.
Kiwnęłam głową i poszłam zobaczyć, co przyszło. Reklamy, bank, podziękowania, prośby o autografy i blankiet, który mnie zaniepokoił.
Blogger nie chce chyba Was opuścić, znaczy, nie chce dopuścić, żebym tak szybko Was zostawiła, bo im bardziej chciałam dodać, tym bardziej nie mogłam. Wróciłam z Międzyzdrojów, było mega, chociaż bardzo się spaliłam. Zdjęcia dodam ;-) Cztery rozdziały oprócz tego do końca, jakoś tak dziwnie.. Dziś bez wskazówek, wszystko co chcecie, obgadamy odnośnie nowego bloga, na priv, buźka:*
Poczułam lekki dotyk na ramieniu, by mnie rozbudzić.
- Dzień dobry - odpowiedziałam mimowolnie.
Przeciągnęłam się i zobaczyłam obok Mario, leżącego i patrzącego na mnie w promieniach słońca.
- Rano jesteś jeszcze ładniejsza - stwierdził z uśmiechem.
- Nie zapominaj, że mam męża.. Mimo wszystko, dziękuję - odwzajemniłam uśmiech.
- Ile ty już po ślubie jesteś?
- Sporo - zaśmiałam się - a co Cię tak to interesuje?
- Chciałbym wiedzieć, o ile się spóźniłem - powiedział poważnie.
- No widzisz.. Niestety, bywa. Zbieramy się?
- Jak musimy.. - mruknął.
Zaczął zakładać na siebie ubrania. Ja zasnęłam w sukience, ale on musiał je najwidoczniej z siebie ściągnąć z powodu temperatury lub wygody. W samych bokserkach prezentował się jeszcze lepiej niż wcześniej. Westchnęłam widząc go takiego.
- Rozumiem, że również ubolewasz nad faktem, że za późno się spotkaliśmy? - zaśmiał się.
- Żebyś wiedział jak bardzo - powiedziałam po polsku.
- Hm?
- Nie zmienia to faktu, że mam Bartka - wydukałam.
- Słyszałem jakiś polski cytat, chyba "Nie ma wagonu, którego nie da się odczepić ", mam rację? - patrzył na mnie swoimi zabójczo pięknymi, czekoladowymi oczami.
W duchu się zaśmiałam, ale postanowiłam nie roztrząsać niczego. Zebrałam wszystkie rzeczy i zeszliśmy na dół. Ta sama dziewczyna, co poprzednio, zlustrowała nas wzrokiem. Patrzyła na mnie z tak wielką zazdrością, jakby nie wiem co się stało.
- Ty wiesz, że ona sobie coś o nas pomyślała? - zachichotałam.
- Wiem.
- Ty wiesz, że teraz.. - nie dokończyłam.
- Że teraz, odwożę Cię niechętnie do hotelu, biorąc Twój numer telefonu - odpowiedział sam.
Poranek w Sydney jest naprawdę cudowny. Wybraliśmy wariant najdłuższej trasy, by jeszcze chwilę móc pogadać. Okazało się, że mamy wiele wspólnego ze sobą i moglibyśmy rozmawiać godzinami, a by się nam nie znudziło.
- Musisz iść?
- Muszę.
- Ale teraz?
- Teraz.
- Misza..
- Michalina - poprawiłam znów jego uroczy akcent.
- Chciałem zdrobnić.
- Miśka.
- Miiiiiiiiiii.. Mi.. Co?
- M-i-ś..
- Sz?
- Ś.
- Szś?
- Prawie - zaśmiałam się.
- Twój ojczysty język jest bardzo trudny..
- O właśnie, skąd wiedziałeś jak się mówi 'dzień dobry' po mojemu?
- Sprawdziłem - wyszczerzył się.
- Spryciarz.. - poczochrałam jego czuprynę.
Mimo, że nie chcieliśmy, musieliśmy się "rozstać". Pożegnał mnie buziakiem w policzek i odprowadził wzrokiem. Weszłam na górę z myślą, że Bartek na mnie czeka. Myliłam się. Zastałam opustoszały pokój. Poszłam się wykąpać i przebrać, a potem wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer męża, ale nie odpowiadał. Zadzwoniłam jeszcze z dziesięć razy, ale ciągle cisza. Napisałam mu sms-a i sama zeszłam na recepcję. Trochę się denerwowałam.
- Witam, w czym mogę pomóc?
- Szukam pana Kurka, czy..
- A tak, był tutaj, ale wyszedł szybciej niż wszedł.
- Jak to?
- No normalnie. Miał ze sobą rzeczy, żegnał się.
Wyjechał? Beze mnie? Dlaczego?
- O której to było?
- Może z godzinę temu.
Podziękowałam i pomknęłam na górę. Na łóżku zastałam karteczkę.
" Przepraszam, nie daję rady. Kocham Cię, spełniaj marzenia, bądź sobą i nigdy się nie poddawaj, zawsze walcz! Masz tu otwarty bilet do Polski. Możesz wrócić kiedy chcesz. Nie szukaj mnie.. Jeszcze raz przepraszam.. Bartosz"
Osunęłam się bezwładnie na łóżko. Nie umiem wyrazić co czułam w tamtym momencie. Strach, zawód, smutek, rozpacz, tęsknotę i milion innych emocji naraz..
Dlaczego? Dlaczego znów ty?! Co takiego zrobiłaś w życiu, że jeśli jest wszystko okej, to nagle zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni i okazuje się, że jest źle? Czy nie można żyć w spokoju przez jakiś czas? Za mało wycierpiałaś? Zapłakana spakowałam rzeczy. Jeszcze Casas postanowił akurat do mnie zadzwonić.
- Cześć Księżniczko, jak żyjesz?
- Hej - siorbałam nosem.
- Co się stało? - zapytał przestraszony.
- Nic..
Wyłączyłam się i uciekłam na lotnisko. Co dalej się ze mną stanie? Co z Bartkiem?
Drzwi się zamknęły, a ja wypadłam z łazienki. Rozerwałam kopertę i przy okazji poczułam zapach wyjątkowo genialnych, męskich perfum. Nie wiedziałam, czy to Bartek je zmienił, czy może Casas sobie takie zafundował.
- " Droga Michalino. Ty wiesz, jak bardzo lubię Cię zaskakiwać i sprawiać Ci radość. Spełniać Twoje marzenia przede wszystkim. Jedno z nich, stanie się faktem za niedługo. Od oglądnięcia serialu Paco i jego ludzie, a potem filmów Trzy metry nad niebem i Tylko Ciebie Chcę, nie słyszałem nic więcej oprócz tego, jaki Mario jest wspaniały, genialny, niesamowicie przystojny i jak zgrabny ma tyłek. Dziś, nadarzy się okazja, by mu to wszystko powiedzieć i wypróbować, czy te pośladki serio są takie umięśnione, czy zamienili je na takie na przykład moje " - przeczytałam praktycznie płacząc ze śmiechu - "W każdym razie, ubieraj sukienkę, umaluj się, uczesz i przeżyj najpiękniejszy wieczór w życiu. Całuję Cię bardzo mocno - Twój Bartuś."
Rozbawiona przysiadłam na łóżku i zerknęłam na wiszącą sukienkę. Wstałam i zrobiłam to, o co prosił mnie mąż - naszykowałam się w pełni na dzisiejszy wieczór. Punktualny Mario, zastukał o umówionej porze do pokoju, po czym rozsiadł się na fotelu.
- Ładnie wyglądasz - patrzył na ostatnie poprawki.
- Dziękuję.
Popsikałam się swoimi ulubionymi perfumami, ubrałam buty i byłam gotowa. Schowałam do torebki telefon, portfel i dokumenty, a do ręki zabrałam kartę, żeby zamknąć pokój. Przepuścił mnie w drzwiach, po czym zjechaliśmy windą. Gdzieś podświadomie ciągle się uśmiechałam, bo nie mogłam uwierzyć, że to wszystko prawda. Machnęłam recepcjoniście kartą, rzucając, że wychodzę, po czym wyszliśmy przed hotel.
- Czym jedziemy?
- Zapraszam - podał swoją rękę.
Złapałam ją, po czym udaliśmy się na tyły parkingu. Tam stał biały, sportowy jaguar. Otworzył znów przede mną auto i sam później do niego wsiadł. Z piskiem opon wyruszyliśmy na ulice Sydney. Po drodze było bardzo wesoło. Mimo, że oboje na co dzień mówiliśmy swoimi ojczystymi językami - ja polskim, on hiszpańskim - to doskonale dogadywaliśmy się po angielsku. Po dwudziestu minutach zajechaliśmy pod jakiś bardzo wysoki budynek. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do środka.
- Witamy w naszych skromnych progach - prawie zapiszczała brunetka - w czym mogę pomóc?
- Umówiony jestem, szef gdzieś w pobliżu?
- Szefa nie ma, ale jestem ja - zatrzepotała rzęsami.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, a ona się zawstydziła. Po chwili wskazała odpowiednią drogę i w tamtą też stronę się udaliśmy. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na najwyższe piętro. Wciąż nie wiedziałam, co robimy, po co, na co i dlaczego.
- Mogę się dowiedzieć w zasadzie, gdzie jedziemy?
- Na górę - zaśmiał się.
- Tyle, to ja jeszcze widzę. Pytam o coś konkretniej.
- Zaraz się dowiesz, spokojnie.
Złapał mnie w pasie i tak po chwili podążaliśmy po jakiś schodach.
- Mam obcasy, nie zgadzam się na chodzenie tak daleko! - zaprotestowałam.
- No dobra, chodź.
Podniósł mnie i zaczął wchodzić wyżej.
- Puść idioto, no już! - wrzeszczałam.
- Powiedziałaś, że nie idziesz, no to jak chcesz sprawdzić inaczej niespodziankę? - zaśmiał się.
- Dobra, mogę sama iść, przecież nie będziesz mnie nosił, no, postaw mnie!
Mimo wszystko mnie nie posłuchał i wniósł do celu. Okazało się, że jesteśmy na dachu.
- Panie przodem.
Dach najwyższego budynku w Sydney z widokiem na całe miasto nocą.. Kolacja przy świecach z najprzystojniejszym aktorem wszech czasów..
- Jezu, nie wierzę.. - powiedziałam sama do siebie.
- Zapraszam.
Usiedliśmy przy stole. Otworzył na wstępie szampana.
- Za spotkanie?
- Za spotkanie - powtórzyłam.
Upiliśmy trochę z kieliszków i zabraliśmy się za jedzenie. Cały wieczór, uśmiech nie schodził ani z mojej, ani z jego, twarzy.
- Czemu tak właściwie, ty tu jesteś?
- Bo chcę.
- Nie rozumiem. Jak się dowiedziałeś o moim istnieniu?
- Bartek do mnie napisał. Wśród miliona wiadomości od piszczących na mój widok fanek, zobaczyłem mężczyznę. Zainteresowało mnie to, bo wiadomość w języku angielskim. Przeczytałem, a że właśnie tu byłem, postanowiłem spełnić jedno z Twoich marzeń. Uważam, że ja świetnie się przy tym bawię i wcale tego nie żałuję.
Patrzyłam z otwartą buzią i nie mogłam pojąć, jak to wszystko mogło dojść do skutku. Zaczęło się robić coraz później, a mnie nie śpieszno było do powrotu do hotelu. Siedzieliśmy na krańcu dachu, z nogami poza gruntem, pijąc szampana i zachwycając się widokiem. Tak się rozgadaliśmy, że nim się obejrzeliśmy, była godzina trzecia.
- Nie wracajmy na dół, możemy tu zostać..
- No ale gdzie będziemy spali? - zapytałam rozbawiona.
- Są kocyki, tu się miejsce znajdzie.
Że Mario.. Że ten aktor.. Że co?!
Ostatecznie się zgodziłam. Dostałam tylko wtedy sms-a od Bartka.
- Baw się dobrze słońce, kocham Cię. Spełniaj marzenia, tak, jak chcesz!
- Nie wiem nawet jak Ci dziękować..
- Podziękowaniem będzie uśmiech na Twojej twarzy.
- To nie wystarczy. Podziękuję osobiście, wracam rano.
- Nie wiem czy dasz radę.
- Niby czemu?
- Sama się przekonasz. Kocham Cię, pamiętaj.
- Ja Ciebie też..
Po czym położyłam się, powiedziałam dobranoc mojemu towarzyszowi i usnęłam wtulona w umięśnioną rękę Casasa.
- Jeszcze coś?
- Na ten moment, to nie.. Ja Cię tak przepraszam.. Boże, jaka ja byłam głupia.
Stałam zdenerwowana, czekając na co najmniej wrzaski, potem ucieczkę i zostawienie mnie na zawsze. Nic bardziej mylnego. Patrzył na mnie nawet nie ze złością.
- Wiem - odpowiedział wreszcie - wiem o wszystkim od dawna. Powoli to do mnie docierało z różnych stron.
Że co proszę?! On wiedział?! Przecież to jest nienormalne. Posłuchaj co Ci powie, nie wyrażaj żadnych emocji.. - Najpierw od Justyny, potem od Twojej matki, a na koniec od samego Bartmana, który z dziką radością przyznawał się do wszystkiego, oczekując najwyraźniej, że Cię zostawię. Ja tymczasem cierpliwie czekałem, aż powiesz mi sama. Nie jestem wściekły, bo zrobiłaś to, na co nalegałem niedawno. Jeśli tylko dla Ciebie nic to nie znaczyło, to ja Ci wybaczam. Po to Cię tu zabrałem. Żebyśmy sobie wreszcie wyjaśnili i rozpoczęli w ten sposób jakiś nowy rozdział w życiu.
Słuchałam go z dość dużym zdezorientowaniem. Od tak wybaczył mi zdradę?
- Nic dla mnie to nie znaczyło i nie znaczy. Kocham tylko Ciebie.
Uśmiechnął się tylko i mnie pocałował.
Tak właśnie rozpoczął się nowy etap w naszym życiu. Postanowiłam nie dociekać, dlaczego tylko tak zareagował mój mąż i cieszyłam się zaczynającym dniem. Wróciliśmy do hotelu, by się odświeżyć i odpocząć po nocy pełnej wrażeń.
Obudziłam się koło czternastej. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Patrzyłam jak mój mąż słodko śpi. Starając się go nie obudzić, wyszłam na korytarz, a stamtąd powoli udałam się do restauracji. Tam w błyskawicznym tempie pochłaniałam swój posiłek - w końcu nic nie jadłam od poprzedniego popołudnia. Po chwili dołączył do mnie również Bartosz.
- Jak się spało? - pocałował mnie na przywitanie.
- Cudownie, mając taką osobę przy swoim boku - uśmiechnęłam się.
- Już mi tak nie słodź, bo w samouwielbienie popadnę - usiadł na swoim miejscu.
Potem razem wróciliśmy do pokoju. Tam wzięliśmy swoje rzeczy, po czym ponownie zebraliśmy się do miasta. Kupiliśmy kilka pamiątek, a na koniec, wylądowaliśmy w sklepie z sukienkami.
- Kupujesz coś! - zarządził.
- Nie ma opcji, nie.
- Tak i bez dyskusji! - dał mi buziaka w nos - Przepraszam, możemy tu kogoś prosić?
Po chwili przyszło kilka ekspedientek. Zaczęły mnie mierzyć, dopasowywać kolory, wzory, fasony. Po pół godzinie, mogłam się zaprezentować w pierwszym zestawie.
- Nie podobasz mi się.
- Dzięki..
- Oj w sensie, że w tej sukience, no!
- Jasne, jasne..
Kolejne, również nie nadawały się według niego. Po założeniu bodajże siódmej z rzędu, przespacerowałam się po całym sklepie.
- O jejku, to jest to! - oczy mu zalśniły - bierzemy!
Mnie też bardzo przypadła do gustu owa sukienka. Bez zająknięcia wyciągnął kartę i zapłacił za nią.
- No kochana, teraz to.. Możemy wreszcie spełnić nasze plany.
- Jakie plany?
- Tajemnica.. - pocałował mnie i wziął za rękę.
Przez całą drogę próbowałam wyciągnąć to z niego, o co chodziło, ale milczał jak zaklęty. Nic kompletnie na niego nie działało, a ja nie lubiłam, kiedy się coś przede mną ukrywa.
- Bartuś..
- Nie i koniec, przestań tak jęczeć, jeszcze głos sobie zedrzesz, a i tak nie pomoże.
- Jesteś wredny, wiesz?
- Wiem, ale za to mnie kochasz.. - uśmiechnął się.
- Idiota - mruknęłam pod nosem.
- Ale Twój.
- Ale mój - potwierdziłam.
Potem wybraliśmy się do aquaparku i tam przesiedzieliśmy całe późne popołudnie. Wieczorem, po powrocie do hotelu, poszłam się wykąpać. Nalałam sobie całą wannę wody, dużo piany i świeczki. Poprosiłam o godzinę wolnego i rozłożyłam się, zakładając na uszy słuchawki.
Potrzebowałam tego czasu, żeby poukładać sobie wszystko, co zdarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy. Kto by się spodziewał aż tak wielkiej zmiany w życiu za sprawą jednego mężczyzny? Nie potrafiłam się nie uśmiechać na samą myśl o pierwszym spotkaniu "niebieskich tęczówek". W myślach właśnie dziękowałam Maćkowi, że kiedykolwiek się pojawił, a potem poznał mnie z Bartkiem. W zasadzie ostatnio zaczęliśmy tracić kontakt, z racji tego, że już nie jesteśmy sąsiadami.. Szkoda mi tego, bo przecież nasza przyjaźń przechodziła naprawdę sporo wzlotów i upadków, a mimo wszystko się trzymaliśmy.. Potem myśli o Spale i każdym wydarzeniu, które tam miało miejsce. To wszystko, choć nie zawsze wesołe, było piękne. Rozpoczął się nowy rozdział w życiu. Co w związku z tym? Jakieś nowe plany i cele do zrealizowania? Głębsze rozmyślania powoli powodowały u mnie ból głowy, więc zamknęłam oczy i odpoczywałam tak po prostu..
- Kocham Cię! - wskoczył mi do wanny Kurek.
- Idioto jeden! - wrzeszczałam, kiedy zaczął mnie gilgotać.
- Kocham Cię i nigdy nie przestanę.
- Miałam mieć wolną godzinę, a ty co?
- Nie mogłem się powstrzymać.
- W ciuchach?
- Nie ważne, ważne, że ty tu jesteś. A ciuchów zaraz się pozbędę.
Zaczął powoli całować moją szyję.
- Zaraz wrócę - mruknął do ucha i wyszedł, po drodze ściągając mokre ubrania.
Wrócił po chwili z butelką szampana i dwoma kieliszkami.
- Wypijmy.
- Za co? - zapytałam rozbawiona.
- Za nas.
- To trochę Ci zajęło to, bo jesteśmy ze sobą już sporo..
- Oj nie o to mi chodzi. Zaczyna się coś nowego. Coś pięknego. Nowy rozdział w naszym wspólnym życiu. Nie wiemy przecież jak to się dalej potoczy, ale mamy siebie wzajemnie, zawsze możemy na siebie liczyć.. Czyż nie?
Otworzył butelkę, rozlewając na około owy trunek.
- To jak, za nowe życie?
- Za nowe życie.
Stuknęliśmy się kieliszkami, które opróżniliśmy po chwili do dna. Wanna wypełniona gorącą wodą oraz wszelakimi specyfikami do kąpieli, tworzącymi pianę, była na szczęście spora. Oboje się bez problemu zmieściliśmy, choć w zasadzie tego miejsca dla dwóch osób nie było trzeba..
Długo kieliszki w naszych rękach nie pozostały. Szybko odstawiliśmy je na bok i skorzystaliśmy z romantycznej chwili, czyniąc ją jeszcze piękniejszą. Po raz kolejny w ciągu tak krótkiego czasu, działy się rzeczy wyjątkowe. Jedyne co się liczyło, to połączenie naszych ciał w jedno. Poczucie wzajemnie sensualnego dotyku, który doprowadzał do szaleństwa. Mimo tego, że od pierwszego spotkania minęło sporo czasu, to nic w naszych uczuciach się nie zmieniło. Wciąż darzyliśmy się szaleńczą miłością. Po pewnym czasie przenieśliśmy się do sypialni, by tam kontynuować wznoszenie się na wyżyny swojego "seksualnego talentu".
Tej nocy sąsiedzi raczej się nie wyspali, ale kto zabroni nam kochać się we własnym hotelowym pokoju? Chyba nikt. Rano szczęśliwi opuściliśmy swoje miejsce pobytu i przechadzaliśmy się po uliczkach pięknego Sydney.
- Jedźmy gdzieś jeszcze.
- Gdzie?
- Na koniec świata, byle z Tobą.
- Tylko gdzie ty masz ten koniec świata? - zaśmiałam się.
Minął kolejny dzień, a tej niespodzianki, na którą szykował mnie mąż, ciągle nie było. Koło osiemnastej, Bartek na chwilę wyszedł z pokoju. Nie wracał dość długo, więc zaczęłam się martwić. Po dwudziestu minutach usłyszałam otwieranie drzwi.
- No jesteś wreszcie, gdzieś ty był?
Nie trafiłam. W drzwiach stał ktoś inny.
- Ma.. Ma.. Ma.. Ma.. - dukałam z otwartą buzią.
- Hej - uśmiechnął się wysoki brunet - Mario chciałaś chyba powiedzieć.
- Ca.. Ca.. Ca.. - wciąż nie mogłam wyjść z podziwu.
- Casas, tak, dokładnie - zaśmiał się - a ty zapewne Mi..szalina?
- Michalina - poprawiłam go.
- O, no właśnie, Michalina. Ciężko mi wymówić.
Jego akcent zwalił mnie z nóg. Choć mówił po angielsku, zaciągał hiszpańskim. To było takie urocze, że aż się nie mogłam ogarnąć. Jedyne co, to nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego ktoś taki, jak Mario Casas, stoi właśnie przede mną, w pokoju hotelowym, w Sydney o godzinie dziewiętnastej, czasu lokalnego.
- Mogę poprosić o uszczypnięcie?
- Ja mam to zrobić? Żaden problem - zaśmiał się i do mnie podszedł.
Lekko złapał moją skórę na ręku.
- Okej?
- To nie sen..
- Nie. Czemu myślałaś, że to sen?
- Bo przecież.. to niemożliwe.
- Co?
- To.
- Ale co, to?
- No ty, że u mnie, że w Sydney..
- Aa, bo ty nic nie wiesz.
- Nie wiem, oświeć mnie.
Z uśmiechem na twarzy opowiedział, że zabiera mnie na kolację, a w Sydney przebywał właśnie na planie nowego filmu.
- Mnie? Na kolację? Niby gdzie?
- Tajemnica. Wdziewaj suknię, szykuj się, daję Ci.. Czterdzieści minut, wystarczy?
- Ale.. Ja nie mogę, przecież mój mąż..
- Tak, tak, wiem. Spokojnie, możesz. Wszystko wyjaśnię Ci później.
- Przestaję ogarniać świat, znowu.. - mruknęłam.
- Aż tak bardzo nie chcesz ze mną iść?
- Chcę, przestań!
- No to jak, czterdzieści minut i przybywam z powrotem?
- Umowa stoi.
Wyszedł, a ja usiadłam jak wryta na łóżku. Wybrałam szybko numer do Bartka, ale ten miał mnie gdzieś. Nie ogarniałam sytuacji, ale czym prędzej pobiegłam do łazienki i zaczęłam gorączkowe przygotowania do.. w zasadzie, nie wiem do czego, ale do czegoś na pewno.
- Misza.. Michalina?
- Mhm? - mruknęłam z łazienki.
- W międzyczasie mam coś dla Ciebie. List, kładę na łóżku. Do zobaczenia za chwilę!
Jezuniu, ale mnie wkurza ten blogger, naprawdę. Nie roztkliwiam się już nad tym, ale no cóż.. W każdym razie jestem i chyba to mnie pociesza. 1. Jak ja Was uwielbiam! Jest Was tu tyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyle, że.. <3 Mam nadzieję, że to nie tylko na jeden rozdział, ale na dłużej.. :-) 2. Przy okazji dla tych "nowych" - fejsbuś opowiadania i moje gg - 9664292 3. Zakładka Liebster Awards stworzona, jak prosiliście ;-) Zobaczcie kto dostał nominacje i się zabierajcie za pytanka ;-) 4. Przypominam również o zakładkach, oddanych już trochę temu do Waszego użytku - Informowani i Zdjęcia ;-) 5. Na nowym blogu prolog już czeka :) Dziś wyróżniłam ważne słowo, ma to znaczenie w adresie bloga. No, to chyba tyle. Uciekam lulu, trzymcie się ;** Enjoy ;* PS Oferta w Łodzi nadal aktualna, ciągle mam multum czasu i nie wiem co robić.. ;-)