W hotelowym hallu pojawiła się Magdalena, moja bliźniaczka. Od razu poczułam jakieś dziwne uczucie, którego nawet nie potrafię opisać. Popatrzyłam w jej stronę, kiedy przechodziła obok mnie.
- O proszę, marnotrawna siostra..
Szukająca zapewne swojego mężulka, który tuła się gdzieś ze
swoją nową laską..
- Daruj sobie, co tu robisz?
- Mieszkam, Moja Droga, pracuję, uczę
się, robię właściwie wszystko co chcę.
- Od kiedy? - zdziwiłam się.
- Od kiedy? - zdziwiłam się.
- Od jakiegoś czasu. Widzisz, umiem
się w życiu czegoś dorobić, a nie tak jak ty. Żyjąca bez pracy,
bez męża i z brzuchem.
- Wal się, nie mam ochoty z Tobą
rozmawiać.
Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do recepcjonisty, by dokończyć rezerwację swojego pokoju. Wszystko mnie już wkurzało. Najpierw obejście wszystkich miejsc, potem Pablo, a teraz ona.
Rozłożona w łóżku, patrzyłam
tępo w sufit, szukając być może nawet tam jakiejkolwiek
wskazówki, gdzie jest Bartek. Nie mógł być przecież aż takim
tchórzem, to zbyt wiele. Nigdy taki nie był.. A może po prostu go
nie znałam? Czy to możliwe, że nie znałam własnego męża?
Właściwie, to wszystko mogło się zdarzyć..
- Gdzie jesteś? Boże, pomóż mi, bo
ja już nie daję rady.. Babciu, tyle razy byłaś, jak
potrzebowałam, a teraz? Największa potrzeba w moim życiu, a ty
milczysz. Dlaczego, no powiedz mi dlaczego? - zalałam się łzami.
Umyłam się i przebrałam w
koszulkę i szorty. W lusterku popatrzyłam na mój, już dość
widoczny, brzuch. Pogłaskałam Malucha.
- Damy radę, bo kto jak nie my?
Będziesz równie silna, co ja..
Wyraziłam się wreszcie do Kruszyny
w jakiejś określonej płci, chociaż wcale przecież jeszcze jej
nie znałam. Ale tak mnie naszło, by zwrócić się jako do
dziewczynki, podświadomie to czułam.
Położyłam się na materacu,
nakryłam lekko kołdrą i stawiając szklankę wody na stoliku
nocnym, zgasiłam lampkę, po czym przymknęłam oczy.
- Ja Cię znajdę, choćby w
podziemiach.. - powiedziałam cicho i zasnęłam.
Rano obudziłam się kompletnie
niewyspana. Kilkukrotne wycieczki do łazienki, z powodu natrętnego
malucha, który na siłę chciał swojej mamie uprzykrzyć życie,
dawały w kość. Spałam może łącznie ze dwie i pół godziny. W
paskudnym humorze odwiedziłam, po raz dziesiąty tej nocy, a
właściwie już o poranku, łazienkę. Przemyłam twarz wodą,
wytarłam ją dokładnie ręcznikiem, usuwając każdą kroplę.
- Gorzej już chyba nie będzie..
Znów odruch wymiotny, który
spowodował wylądowanie przy muszli klozetowej.
- Musisz coś jeść, Księżniczko!
Inaczej Kruszyna nigdy Ci nie da spokoju - usłyszałam za mną.
- Nie mam ochoty - odpowiedziałam
bezwiednie, nie podnosząc nawet głowy.
- A powinnaś, podobno kobiety w ciąży
mają apetyt za dwoje - zaśmiał się.
- Nie ja. Wróć, co? Że.. Jak.. Ty..
Co?! Co ty tu do cholery robisz?! Ja od zmysłów odchodzę, tyle
miesięcy bez znaku życia, a ty po prostu tu przychodzisz, stajesz.
No nie, nie mogę, Jezu!
Film mi się urwał. Zemdlałam.
Widok Bartka, opierającego się o moją futrynę doprowadził mnie
niemal do całkowitego zaprzestania życiowych funkcji. Jednak chwilę
później otworzyłam oczy, leżąc na łóżku w pokoju.
- Przepraszam.. Ja.. Nie wiedziałem,
że jesteś w ciąży.. Chciałem wrócić.. Nie mogłem.. Nie mogę..
Teraz już jestem tu, chociaż nie powinienem. Poświęciłem się,
by Cię tu znaleźć. By Cię zobaczyć, potwierdzić Twój stan..
Wiedz, że Cię kocham i kochać będę, ale przestań mnie szukać.
To jest zbyt niebezpieczne dla Ciebie. Zrozum mnie, robię to dla
Twojego dobra - wypowiedział takim tempem, że ledwo mogłam
odróżnić pojedyncze słowa.
- Co? Wyjaśnij mi to! Nie ma Cię tyle
miesięcy, a teraz tylko to?! Należy mi się prawda i mam w dupie
Twoją ochronę. Chroń mnie sam, osobiście, przed złem tego
świata.
- Właśnie to robię. Być może
wrócę, ale nie wiem za ile. Nie wiem, czy w ogóle.. To nie jest
zależne ode mnie. Dbaj o Malucha, dla mnie, dla siebie, dla nas.
Wróć do domu. W sypialnianej szafie pod ubraniami znajdziesz
potrzebne dane, z nimi idź do banku. Wybierz pieniądze, wystarczą
Ci na jakiś czas. Urządź z chłopakami pokój dla dziecka,
wyremontuj co chcesz, żyj. Byle z dala od tego miejsca..
- Ale dlaczego? Bartek do cholery, ja
się nie mogę denerwować, a ty mnie przyprawiasz prawie o zawał.
Należy mi się prawda!
- Nie teraz, proszę. Uciekaj, szybko.
Pocałował mnie i uciekł. No i co
to do cholery miało znaczyć? Jak ja mam sobie radzić bez niego?
Jak to wszystko ogarnąć? Zastosować się do jego zaleceń i czekać
aż wróci, czy za wszelką cenę wyciągnąć go do Polski? Tyle
pytań, brak odpowiedzi. Przymknęłam oczy ze zmęczenia i
bezsilności. Po dłuższej chwili wygramoliłam się z łóżka i
sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Maćka.
- Miśka? To ty nie jesteś we Włoszech?
- Jestem i właśnie dlatego dzwonię. Pakuj się, bierz wolne i przyjeżdżaj, błagam. Musisz mi pomóc.
- Miśka? To ty nie jesteś we Włoszech?
- Jestem i właśnie dlatego dzwonię. Pakuj się, bierz wolne i przyjeżdżaj, błagam. Musisz mi pomóc.
Ale jak to? Przecież wiesz, że Miguel
nie da mi wolnego od tak.
- Nie martw się, ja to w takim razie załatwię. Ty się spakuj i zabukuj bilet lotniczy. Na dziś wieczór najlepiej, żebyś jutro już był u mnie.
- Dobrze, jeśli tylko tego potrzebujesz..
Nie pytał o nic. Wiedział, że jeśli wykonuję taki telefon do niego, to znaczy, że wcale sobie nie żartuję, tylko go potrzebuję. Wyłączyłam się i wybrałam numer trenera. Po dłuższych tłumaczeniach o ciąży i rzekomym, nieplanowanie szybszym, rozwiązaniu, zgodził się bez problemów.
- Informuj mnie proszę, jak tylko coś będzie wiadomo. Trzymam za Was kciuki.
- Dziękuję, że tyle dla mnie robisz.
- Spokojnie, wiem, że Maciek to najbliższa dla Ciebie osoba teraz i nie masz nikogo innego.
- Właściwie mam jeszcze, Andrzeja i Karola, ale nie będę Ci zabierała tylu zawodników z zespołu, bo wiem, że dla Was to ważne.
- Bierz kogo chcesz, dla Ciebie wszystko.
Akcent Falasci, który uczył się polskiego i mówił już wręcz płynnie, plus takie miłe zachowanie sprawiło mi niespodziankę. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo przejmował się moim losem. W końcu znaliśmy się tylko tyle, co podczas trenowania Bartka w klubie i na kilku spotkaniach poza treningami. Ucieszona poinformowałam swoich przyjaciół o tym, że ich potrzebuję. Choć lekko zdziwieni, zgodzili się i wszyscy troje kolejnego ranka trafili do mojego hotelu. Zanim jednak zjawili się oni, spędziłam cały dzień w pokoju. Chodziłam z miejsca na miejsce, szukając rozwiązania tej całej sprawy. Byłam pewna, że jestem bliska odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Wreszcie przy kąpieli mnie olśniło. Zrozumiałam wszystko i już wiedziałam, że dam radę ściągnąć Bartka z powrotem do domu.
- Co się stało? Przez telefon właściwie nic nie tłumaczyłaś, a mimo wszystko przyjechaliśmy więc czkamy na wyjaśnienia.
- Pomożecie mi. Bartek tu był.
- Co? Jak to Bartek?! - wrzasnął Andrzej.
- Uspokój się. Kazał mi uciekać, wracać do Polski i go nie szukać, ale ja tak nie zrobię. Ja go odnajdę, zabiorę i wy mi w tym pomożecie.
- Niby jak? - pytał bezradnie Muzaj.
W skrócie opowiedziałam im swój plan. Wiedziałam, że jeśli prawdą jest to, co mówił mój mąż, może się to źle skończyć. Ale co mogłam innego robić? Olać własnego ukochanego, odpuścić szukanie i żyć spokojnie sobie? Nigdy.
- Moim zdaniem.. - zawiesiłam głos
- No? Możesz mówić szybciej? - pośpieszał mnie Kłos.
Moja teoria brzmiała następująco: Jeśli jest tutaj Magda, musi to mieć powiązanie z nią. Przed nią chce mnie bronić Bartosz. Ona wymyśliła coś przeciw mnie, a on.. a on po prostu za bardzo mnie kocha i wiedział, że nie może stać mi się krzywda. Jeśli moja siostra wiedziała, w którym hotelu jestem, bez problemów może mi teraz coś zrobić, lub spełnić swoje zamiary, które miała przygotowane wcześniej.
- Naprawdę w to wierzysz? - zapytał atakujący.
- Owszem, to całkiem racjonalne.
- Ale to chore, a nie jakieś racjonalne – wykrzyknął Wrona.
- Daj spokój, pomożecie mi?
- To przecież pewne, ale.. Przecież możesz nie wyjść z tego cało, ja się na to nie zgadzam, to zbyt niebezpieczne.
- Widzisz jakieś inne wyjście?
- Tak, powrót do Polski.
- Przelecieliście tyle kilometrów, żeby tylko mnie zobaczyć?
- I Cię zabrać stąd.
- Okej, jeśli nie chcecie, to nie – zaczęłam zbierać swoje rzeczy i wychodzić.
- Daj spokój, zaczekaj, to nie tak – zatrzymał mnie Kłosu.
- A jak?
- Nie martw się, ja to w takim razie załatwię. Ty się spakuj i zabukuj bilet lotniczy. Na dziś wieczór najlepiej, żebyś jutro już był u mnie.
- Dobrze, jeśli tylko tego potrzebujesz..
Nie pytał o nic. Wiedział, że jeśli wykonuję taki telefon do niego, to znaczy, że wcale sobie nie żartuję, tylko go potrzebuję. Wyłączyłam się i wybrałam numer trenera. Po dłuższych tłumaczeniach o ciąży i rzekomym, nieplanowanie szybszym, rozwiązaniu, zgodził się bez problemów.
- Informuj mnie proszę, jak tylko coś będzie wiadomo. Trzymam za Was kciuki.
- Dziękuję, że tyle dla mnie robisz.
- Spokojnie, wiem, że Maciek to najbliższa dla Ciebie osoba teraz i nie masz nikogo innego.
- Właściwie mam jeszcze, Andrzeja i Karola, ale nie będę Ci zabierała tylu zawodników z zespołu, bo wiem, że dla Was to ważne.
- Bierz kogo chcesz, dla Ciebie wszystko.
Akcent Falasci, który uczył się polskiego i mówił już wręcz płynnie, plus takie miłe zachowanie sprawiło mi niespodziankę. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo przejmował się moim losem. W końcu znaliśmy się tylko tyle, co podczas trenowania Bartka w klubie i na kilku spotkaniach poza treningami. Ucieszona poinformowałam swoich przyjaciół o tym, że ich potrzebuję. Choć lekko zdziwieni, zgodzili się i wszyscy troje kolejnego ranka trafili do mojego hotelu. Zanim jednak zjawili się oni, spędziłam cały dzień w pokoju. Chodziłam z miejsca na miejsce, szukając rozwiązania tej całej sprawy. Byłam pewna, że jestem bliska odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Wreszcie przy kąpieli mnie olśniło. Zrozumiałam wszystko i już wiedziałam, że dam radę ściągnąć Bartka z powrotem do domu.
- Co się stało? Przez telefon właściwie nic nie tłumaczyłaś, a mimo wszystko przyjechaliśmy więc czkamy na wyjaśnienia.
- Pomożecie mi. Bartek tu był.
- Co? Jak to Bartek?! - wrzasnął Andrzej.
- Uspokój się. Kazał mi uciekać, wracać do Polski i go nie szukać, ale ja tak nie zrobię. Ja go odnajdę, zabiorę i wy mi w tym pomożecie.
- Niby jak? - pytał bezradnie Muzaj.
W skrócie opowiedziałam im swój plan. Wiedziałam, że jeśli prawdą jest to, co mówił mój mąż, może się to źle skończyć. Ale co mogłam innego robić? Olać własnego ukochanego, odpuścić szukanie i żyć spokojnie sobie? Nigdy.
- Moim zdaniem.. - zawiesiłam głos
- No? Możesz mówić szybciej? - pośpieszał mnie Kłos.
Moja teoria brzmiała następująco: Jeśli jest tutaj Magda, musi to mieć powiązanie z nią. Przed nią chce mnie bronić Bartosz. Ona wymyśliła coś przeciw mnie, a on.. a on po prostu za bardzo mnie kocha i wiedział, że nie może stać mi się krzywda. Jeśli moja siostra wiedziała, w którym hotelu jestem, bez problemów może mi teraz coś zrobić, lub spełnić swoje zamiary, które miała przygotowane wcześniej.
- Naprawdę w to wierzysz? - zapytał atakujący.
- Owszem, to całkiem racjonalne.
- Ale to chore, a nie jakieś racjonalne – wykrzyknął Wrona.
- Daj spokój, pomożecie mi?
- To przecież pewne, ale.. Przecież możesz nie wyjść z tego cało, ja się na to nie zgadzam, to zbyt niebezpieczne.
- Widzisz jakieś inne wyjście?
- Tak, powrót do Polski.
- Przelecieliście tyle kilometrów, żeby tylko mnie zobaczyć?
- I Cię zabrać stąd.
- Okej, jeśli nie chcecie, to nie – zaczęłam zbierać swoje rzeczy i wychodzić.
- Daj spokój, zaczekaj, to nie tak – zatrzymał mnie Kłosu.
- A jak?
- Andrzej Ci mówił, że się o Ciebie
boimy, wszyscy. A jeszcze to zdarzenie może wywołać lawinę
zdarzeń, której nie zatrzymasz. Niebezpiecznych zdarzeń.
- Przestań. Doskonale wiesz, że dam radę, że wy dacie radę.
Mój plan, choć naprawdę głupi i cholernie trudny, był możliwy do zrealizowania. A ja postanowiłam dążyć za wszelką cenę do wykonania go.
Pewnie zastanawiacie się co to był za plan? Już mówię.
Zdecydowałam się znaleźć gdzieś Magdalenę i się z nią umówić. Potem, jeśli wyciągnę od niej cokolwiek, pojedzie do swojego miejsca zamieszkania. Chłopaki w czasie rozmowy zamontują jej w aucie GPS, sami wynajmą auto i będą ją śledzić. Ona być może doprowadzi ich do Bartosza. Dlaczego uważałam, że był on niebezpieczny? W przypadku, kiedy ona wyczułaby podstęp u mnie, mogła zrobić mi krzywdę, a jak nie mi, to im, o ile złapałaby ich na śledzeniu.
Czułam się jak w jakiejś powieści detektywistycznej czy filmie kryminalnym. Zawsze śmiałam się z ich przygód, a teraz sama takie przeżywałam.
- Przestań. Doskonale wiesz, że dam radę, że wy dacie radę.
Mój plan, choć naprawdę głupi i cholernie trudny, był możliwy do zrealizowania. A ja postanowiłam dążyć za wszelką cenę do wykonania go.
Pewnie zastanawiacie się co to był za plan? Już mówię.
Zdecydowałam się znaleźć gdzieś Magdalenę i się z nią umówić. Potem, jeśli wyciągnę od niej cokolwiek, pojedzie do swojego miejsca zamieszkania. Chłopaki w czasie rozmowy zamontują jej w aucie GPS, sami wynajmą auto i będą ją śledzić. Ona być może doprowadzi ich do Bartosza. Dlaczego uważałam, że był on niebezpieczny? W przypadku, kiedy ona wyczułaby podstęp u mnie, mogła zrobić mi krzywdę, a jak nie mi, to im, o ile złapałaby ich na śledzeniu.
Czułam się jak w jakiejś powieści detektywistycznej czy filmie kryminalnym. Zawsze śmiałam się z ich przygód, a teraz sama takie przeżywałam.
Już tego popołudnia wcieliłam w
życie swój plan. Jak się okazało, znalezienie bliźniaczki nie
należało do najtrudniejszych. Przebywałam w jej hotelu.
Recepcjonista umożliwił mi spotkanie z nią, podając numer pokoju,
w którym mieszka przez jakiś czas. Udałam się do niego.
Dowiedziałam się również, które auto należało do niej.
Chłopaki, mimo sprzeciwu, zaczęli równo ze mną. Zapukałam do
drzwi i usłyszałam ciche proszę, w języku włoskim.
- Mogę? - wychyliłam się zza drzwi.
- Ty? A niby po co?
- Chcę porozmawiać.
- O czym? Wcześniej kazałaś mi się walić.
- Chcę. Muszę. Proszę.
- Nie rozumiem Cię kompletnie – westchnęła – ale wchodź.
Tak też uczyniłam. Rozsiadłam się na łóżku, stojącym na środku. Rozpoczęłam swój monolog. Gadałam jak najęta, byle najdłużej. Dodatkowo poruszałam tematy, które mnie najbardziej interesowały.
- Uważasz, że Bartek ma kochankę?
- Naiwna jesteś, siostruniu. Lepiej dla Ciebie, jak go nie masz przy sobie.
- A to z jakiego powodu?
- Mogę? - wychyliłam się zza drzwi.
- Ty? A niby po co?
- Chcę porozmawiać.
- O czym? Wcześniej kazałaś mi się walić.
- Chcę. Muszę. Proszę.
- Nie rozumiem Cię kompletnie – westchnęła – ale wchodź.
Tak też uczyniłam. Rozsiadłam się na łóżku, stojącym na środku. Rozpoczęłam swój monolog. Gadałam jak najęta, byle najdłużej. Dodatkowo poruszałam tematy, które mnie najbardziej interesowały.
- Uważasz, że Bartek ma kochankę?
- Naiwna jesteś, siostruniu. Lepiej dla Ciebie, jak go nie masz przy sobie.
- A to z jakiego powodu?
- Tak po prostu.
Z minuty na minutę odgadywałam z jej zachowania wszystkie tajemnice. Po blisko godzinie wylewania swoich żali, wyszłam stamtąd, mając nadzieję, że już skończyli i że Magda wykona jakiś krok w stronę odgadnięcia całej tej zagadki.
- Podłożyliśmy – powiedział dumnie Wrona.
- To pozostaje tylko śledzić..
Nie myliłam się. Chwilę później wybiegła szybko z hotelu i wsiadła do swojego auta, Maciek wraz z Karolem pojechali za nią, a Andrzej został ze mną. Długo nie czekałam. Godzinę później dostałam telefon.
- Nie wierzę w to co mówię i widzę.. Ale miałaś rację.
- To znaczy? - zapytałam podekscytowana.
- On tu jest. Ona tu jest. To.. Przyjeżdżajcie. Podsyłam adres.
Zamówiliśmy taksówkę i czym prędzej udaliśmy się tam, gdzie miało miejsce to, o czym mówili chłopaki.
- O Jezu..
Zobaczyłam mojego męża, który siedział w wielkim domu przy oknie, patrząc tępo w przestrzeń. Za nim stała Magda, przytulając go.
- To tak to jest? Zdradza mnie? Z Magdą? Naprawdę?! - wrzeszczałam, nie mogąc się uspokoić.
- To nie może być prawda, nie on, słyszysz? - przytulał mnie Wroniak.
- Jak nie, jak tak? Widzisz to?
Zalana łzami miałam ochotę się wpakować tam, przywalić w twarz Kurkowi, Magdę pobić i uciec stamtąd jak najdalej. Jednak przyjaciel trzymał mnie mocno i nie pozwolił na zrobienie czegokolwiek głupiego. Kazał odczekać, aż wyjdzie siostra i wtedy przyjść, wyjaśnić sobie całe zajście i wszystko raz na zawsze. Racjonalne i najlepsze rozwiązanie, jakie mogłam zastosować.
Z minuty na minutę odgadywałam z jej zachowania wszystkie tajemnice. Po blisko godzinie wylewania swoich żali, wyszłam stamtąd, mając nadzieję, że już skończyli i że Magda wykona jakiś krok w stronę odgadnięcia całej tej zagadki.
- Podłożyliśmy – powiedział dumnie Wrona.
- To pozostaje tylko śledzić..
Nie myliłam się. Chwilę później wybiegła szybko z hotelu i wsiadła do swojego auta, Maciek wraz z Karolem pojechali za nią, a Andrzej został ze mną. Długo nie czekałam. Godzinę później dostałam telefon.
- Nie wierzę w to co mówię i widzę.. Ale miałaś rację.
- To znaczy? - zapytałam podekscytowana.
- On tu jest. Ona tu jest. To.. Przyjeżdżajcie. Podsyłam adres.
Zamówiliśmy taksówkę i czym prędzej udaliśmy się tam, gdzie miało miejsce to, o czym mówili chłopaki.
- O Jezu..
Zobaczyłam mojego męża, który siedział w wielkim domu przy oknie, patrząc tępo w przestrzeń. Za nim stała Magda, przytulając go.
- To tak to jest? Zdradza mnie? Z Magdą? Naprawdę?! - wrzeszczałam, nie mogąc się uspokoić.
- To nie może być prawda, nie on, słyszysz? - przytulał mnie Wroniak.
- Jak nie, jak tak? Widzisz to?
Zalana łzami miałam ochotę się wpakować tam, przywalić w twarz Kurkowi, Magdę pobić i uciec stamtąd jak najdalej. Jednak przyjaciel trzymał mnie mocno i nie pozwolił na zrobienie czegokolwiek głupiego. Kazał odczekać, aż wyjdzie siostra i wtedy przyjść, wyjaśnić sobie całe zajście i wszystko raz na zawsze. Racjonalne i najlepsze rozwiązanie, jakie mogłam zastosować.
Po dwóch godzinach Magdalena
opuściła lokal i wróciła w stronę hotelu. Ja nie czekałam ani
chwili dłużej i wtargnęłam do budynku.
- Michalina? - zapytał przestraszony, widząc mnie.
- Nie, duch święty. Jak mogłeś, odpowiedz mi tylko, jak mogłeś?! - wrzasnęłam donośnym głosem, aż podskoczył - nie, nie tłumacz.
Przyłożyłam mu w twarz i uciekłam zalana łzami. On za mną biegł, coś krzyczał, że to nie tak, że przecież muszę go wysłuchać. Ale ja nie miałam ani siły ani zdrowia na to. Trzymał mnie za nadgarstki, ramiona, wszystko. Bylebym tylko go słuchała. Ale ja nie chciałam. Nie mogłam. Nie wiem właściwie już co. Wpadłam do auta i kazałam chłopakom odjechać. Panowała niezręczna cisza, każdy bał się odezwać. Widziałam tylko jak się porozumiewali i chcieli cokolwiek zrobić, ale żaden się nie odważył. Dotarliśmy do hotelu, ja się odmeldowałam i trafiliśmy na lotnisko. Wsiedliśmy w pierwszy samolot do ojczyzny.
- Kochanie, dlaczego Twój tatuś w ogóle istnieje? Dlaczego nie mógł się odczepić kiedyś, nie robiąc i mi i Tobie takiej krzywdy? - głaskałam brzuch, kiedy inni spali.
Sama nie byłam w stanie zmrużyć oka. Czułam się paskudnie. Oprócz dolegliwości ciążowych, odczuwałam zwyczajną depresję. Muzyka, ulubione widoki czy cokolwiek innego, nic nie potrafiło zaradzić na to. Po wylądowaniu, wróciłam do domu. Spakowałam rzeczy i chciałam się wyprowadzić, ale nie miałam dokąd. Ogólnie nie miałam siły do niczego. Brak pomysłu na dalsze życie.
Dni mijały coraz szybciej, brzuch rósł w zastraszającym tempie. Ja zostałam w domu, bo wiedziałam, że on nie wróci, był zbyt wielkim tchórzem. Odremontowałam z chłopakami pokoje, kupiłam wyprawkę dla dziecka. Przygotowywałam się do nowej sytuacji, nowego życia. Sama. Bez Niego. Bez tego, który tak cholernie mnie skrzywdził. Ciągle jedynie chodziły mi po głowie myśli, co takiego chciał mi powiedzieć, jak to wyjaśnić.. Może powinnam była go wysłuchać? Cholera, to wszystko to zbyt wiele. Układanka, w której brakowało części. Niekończąca się opowieść. Historia, która być może nie powinna się wydarzyć. Człowiek, który zmienił moje życie. Ale czy na pewno tylko na gorsze? Czy może właśnie nie zmienił go na lepsze, bo będę miała to upragnione Maleństwo? Sama się zgubiłam.
Od powrotu z Włoch, milczałam na temat Bartka. Wycofałam wnioski o poszukiwania, przestałam się w to angażować. Dla mnie on mógł nawet już nie żyć, bo i tak mnie zostawił. I tak wyjechał do Magdy, udając, że mimo wszystko dalej jest okej. Chora sytuacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Policjantom powiedziałam, że nie mam siły już na dalsze poszlaki, żeby odpuścili. A oni się ucieszyli, w końcu jeden idiota do szukania mniej.
Minął październik - poznałam wreszcie, że będę miała moją malutką Dominikę, listopad - chodzenie do szkoły rodzenia z chłopakami, którzy zwalniali się z treningów na przemian.. Nadeszły święta. Siedziałam sama w domu. Mała choinka połyskiwała w rogu salonu. Nawet nie zjadłam wigilijnej wieczerzy. Nie chciałam, nie mogłam.. Przeleżałam cały dzień i wieczór w łóżku. Podniosłam się tylko na Pasterkę, ledwo wlokąc nogami. Pośpiewałam tam kolędy i wróciłam znów do cichego i pustego domu.
- Nie zostaje się samemu w święta, nikt nam nie dał takiego prawa. Poza tym, nie zasługujesz na samotne święta. Spędzimy je razem. Nie jak rodzina. Nie jak para. Jak przyjaciele. Najlepsi na świecie. Tylko o to Cię proszę.
Widok Andrzeja tak cholernie mnie rozczulił. On mógł spędzić święta w Warszawie, z rodzicami, kuzynostwem, czy kimkolwiek innym. Przyjechał. Dla mnie. Do mnie. Z zapakowaną Wigilią ze stolicy.
Wpuściłam go oczywiście do mieszkania i oboje zjedliśmy przywiezione przez niego specjały. Poczułam atmosferę świąt. Tak błogą i cudowną. W międzyczasie zadzwonił Mario ze świątecznymi życzeniami. Nic mu nie powiedziałam o tym, że tak jest, jak jest. Ominęłam zgrabnie temat i odpuściłam sobie wspominki w taki dzień. Kiedy o trzeciej siedzieliśmy przy kominku z kubkiem gorącego kakao, zapomniałam o świecie. Chciałam, by takie chwile zdarzały się codziennie.
- Tęskniłem, wiesz?
- Za kim?
- Za Tobą. Za Maluchem.
- Dlaczego?
- Ja wiem, że nie powinienem, że to nie wypada. Wiem, że jestem kretynem, który już kilka razy się naraził i dostał kosza. Chcę tylko się zaopiekować. Tobą i dzieckiem. Wami. Niekoniecznie jako Twój chłopak, narzeczony czy mąż. Zwyczajnie, jako opiekun. Chcę przy Was być, pomagać, dzielić się swoją radością życia.
- Wiesz, że to niemożliwe. Andrzej, tyle razy rozmawialiśmy..
- Ale ja doskonale wiem, że para nie wchodzi w grę. Przyjaźń. Tylko tyle.
- Przyjaźnimy się.
- Wprowadź się do mnie, będę Cię miał na oku. Zbliża się nieubłaganie poród, a co, jeśli nie zdążysz kogokolwiek zawiadomić?
- Mam tu cały dom, miejsce dla mnie i małej, ciszę i spokój. Nie komplikuj mi życia, proszę.
- To Twoja decyzja, ale..
Nie wiedziałam co ale. Poczułam ból w brzuchu. Ciężarna w siódmym miesiącu, to już niebezpieczna sprawa.
- To już? - zapytał niepewnie.
- Nie wiem, przecież jeszcze tyle czasu - zakwiliłam w tym momencie z bólu.
Niewiele myśląc, Wrona wziął mnie na ręce i ubierając po drodze kurtkę, zaniósł do auta. Pojechaliśmy do szpitala. Czułam, że może to już. Nie myliłam się. Ginekolog zabrał mnie od razu na porodówkę i tam dostałam znieczulenie, po którym straciłam na chwilę przytomność, nie panując już nad swoim ciałem. Być może to efekt zmęczenia czy czegokolwiek innego. Nie znałam się na porodach, ciąży czy czymkolwiek z tym związanym, przecież to mój pierwszy raz.
***
- Proszę, oto Pani córeczka!
Pani w białym fartuchu podała niemowlę.
- Moje co?
- Córka. Mimo wczesnego porodu i cesarskiego cięcia, jest w dobrym stanie. Zaraz zabierzemy ją, ale najpierw proszę się powitać na świecie swojego malucha.
Patrzyłam na nią, jak na kosmitkę. Dziecko? Ciąża? O co tu do cholery chodzi? Przecież mam dwadzieścia jeden lat, karierę siatkarską przed sobą, jechałam na zgrupowanie.. A tu o co chodzi? To sen, to na pewno sen. Powtarzałam sobie to jak mantrę, biorąc kwilącego bobasa na ręce.
- To nie może być prawda, bo..
Od razu wyjaśniam końcówkę, dla tych, którzy mogli jej nie zrozumieć. Jest to oddzielona część, coś innego. Dokończenie tego będzie w epilogu, to nawiązuje do tego.
Wiecie.. Pewnie kompletnie nie rozumiecie rozdziału, ja piszę niezrozumiale, słabo.. Cholera, wypaliłam się, po prostu..
- Nie, duch święty. Jak mogłeś, odpowiedz mi tylko, jak mogłeś?! - wrzasnęłam donośnym głosem, aż podskoczył - nie, nie tłumacz.
Przyłożyłam mu w twarz i uciekłam zalana łzami. On za mną biegł, coś krzyczał, że to nie tak, że przecież muszę go wysłuchać. Ale ja nie miałam ani siły ani zdrowia na to. Trzymał mnie za nadgarstki, ramiona, wszystko. Bylebym tylko go słuchała. Ale ja nie chciałam. Nie mogłam. Nie wiem właściwie już co. Wpadłam do auta i kazałam chłopakom odjechać. Panowała niezręczna cisza, każdy bał się odezwać. Widziałam tylko jak się porozumiewali i chcieli cokolwiek zrobić, ale żaden się nie odważył. Dotarliśmy do hotelu, ja się odmeldowałam i trafiliśmy na lotnisko. Wsiedliśmy w pierwszy samolot do ojczyzny.
- Kochanie, dlaczego Twój tatuś w ogóle istnieje? Dlaczego nie mógł się odczepić kiedyś, nie robiąc i mi i Tobie takiej krzywdy? - głaskałam brzuch, kiedy inni spali.
Sama nie byłam w stanie zmrużyć oka. Czułam się paskudnie. Oprócz dolegliwości ciążowych, odczuwałam zwyczajną depresję. Muzyka, ulubione widoki czy cokolwiek innego, nic nie potrafiło zaradzić na to. Po wylądowaniu, wróciłam do domu. Spakowałam rzeczy i chciałam się wyprowadzić, ale nie miałam dokąd. Ogólnie nie miałam siły do niczego. Brak pomysłu na dalsze życie.
Dni mijały coraz szybciej, brzuch rósł w zastraszającym tempie. Ja zostałam w domu, bo wiedziałam, że on nie wróci, był zbyt wielkim tchórzem. Odremontowałam z chłopakami pokoje, kupiłam wyprawkę dla dziecka. Przygotowywałam się do nowej sytuacji, nowego życia. Sama. Bez Niego. Bez tego, który tak cholernie mnie skrzywdził. Ciągle jedynie chodziły mi po głowie myśli, co takiego chciał mi powiedzieć, jak to wyjaśnić.. Może powinnam była go wysłuchać? Cholera, to wszystko to zbyt wiele. Układanka, w której brakowało części. Niekończąca się opowieść. Historia, która być może nie powinna się wydarzyć. Człowiek, który zmienił moje życie. Ale czy na pewno tylko na gorsze? Czy może właśnie nie zmienił go na lepsze, bo będę miała to upragnione Maleństwo? Sama się zgubiłam.
Od powrotu z Włoch, milczałam na temat Bartka. Wycofałam wnioski o poszukiwania, przestałam się w to angażować. Dla mnie on mógł nawet już nie żyć, bo i tak mnie zostawił. I tak wyjechał do Magdy, udając, że mimo wszystko dalej jest okej. Chora sytuacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Policjantom powiedziałam, że nie mam siły już na dalsze poszlaki, żeby odpuścili. A oni się ucieszyli, w końcu jeden idiota do szukania mniej.
Minął październik - poznałam wreszcie, że będę miała moją malutką Dominikę, listopad - chodzenie do szkoły rodzenia z chłopakami, którzy zwalniali się z treningów na przemian.. Nadeszły święta. Siedziałam sama w domu. Mała choinka połyskiwała w rogu salonu. Nawet nie zjadłam wigilijnej wieczerzy. Nie chciałam, nie mogłam.. Przeleżałam cały dzień i wieczór w łóżku. Podniosłam się tylko na Pasterkę, ledwo wlokąc nogami. Pośpiewałam tam kolędy i wróciłam znów do cichego i pustego domu.
- Nie zostaje się samemu w święta, nikt nam nie dał takiego prawa. Poza tym, nie zasługujesz na samotne święta. Spędzimy je razem. Nie jak rodzina. Nie jak para. Jak przyjaciele. Najlepsi na świecie. Tylko o to Cię proszę.
Widok Andrzeja tak cholernie mnie rozczulił. On mógł spędzić święta w Warszawie, z rodzicami, kuzynostwem, czy kimkolwiek innym. Przyjechał. Dla mnie. Do mnie. Z zapakowaną Wigilią ze stolicy.
Wpuściłam go oczywiście do mieszkania i oboje zjedliśmy przywiezione przez niego specjały. Poczułam atmosferę świąt. Tak błogą i cudowną. W międzyczasie zadzwonił Mario ze świątecznymi życzeniami. Nic mu nie powiedziałam o tym, że tak jest, jak jest. Ominęłam zgrabnie temat i odpuściłam sobie wspominki w taki dzień. Kiedy o trzeciej siedzieliśmy przy kominku z kubkiem gorącego kakao, zapomniałam o świecie. Chciałam, by takie chwile zdarzały się codziennie.
- Tęskniłem, wiesz?
- Za kim?
- Za Tobą. Za Maluchem.
- Dlaczego?
- Ja wiem, że nie powinienem, że to nie wypada. Wiem, że jestem kretynem, który już kilka razy się naraził i dostał kosza. Chcę tylko się zaopiekować. Tobą i dzieckiem. Wami. Niekoniecznie jako Twój chłopak, narzeczony czy mąż. Zwyczajnie, jako opiekun. Chcę przy Was być, pomagać, dzielić się swoją radością życia.
- Wiesz, że to niemożliwe. Andrzej, tyle razy rozmawialiśmy..
- Ale ja doskonale wiem, że para nie wchodzi w grę. Przyjaźń. Tylko tyle.
- Przyjaźnimy się.
- Wprowadź się do mnie, będę Cię miał na oku. Zbliża się nieubłaganie poród, a co, jeśli nie zdążysz kogokolwiek zawiadomić?
- Mam tu cały dom, miejsce dla mnie i małej, ciszę i spokój. Nie komplikuj mi życia, proszę.
- To Twoja decyzja, ale..
Nie wiedziałam co ale. Poczułam ból w brzuchu. Ciężarna w siódmym miesiącu, to już niebezpieczna sprawa.
- To już? - zapytał niepewnie.
- Nie wiem, przecież jeszcze tyle czasu - zakwiliłam w tym momencie z bólu.
Niewiele myśląc, Wrona wziął mnie na ręce i ubierając po drodze kurtkę, zaniósł do auta. Pojechaliśmy do szpitala. Czułam, że może to już. Nie myliłam się. Ginekolog zabrał mnie od razu na porodówkę i tam dostałam znieczulenie, po którym straciłam na chwilę przytomność, nie panując już nad swoim ciałem. Być może to efekt zmęczenia czy czegokolwiek innego. Nie znałam się na porodach, ciąży czy czymkolwiek z tym związanym, przecież to mój pierwszy raz.
***
- Proszę, oto Pani córeczka!
Pani w białym fartuchu podała niemowlę.
- Moje co?
- Córka. Mimo wczesnego porodu i cesarskiego cięcia, jest w dobrym stanie. Zaraz zabierzemy ją, ale najpierw proszę się powitać na świecie swojego malucha.
Patrzyłam na nią, jak na kosmitkę. Dziecko? Ciąża? O co tu do cholery chodzi? Przecież mam dwadzieścia jeden lat, karierę siatkarską przed sobą, jechałam na zgrupowanie.. A tu o co chodzi? To sen, to na pewno sen. Powtarzałam sobie to jak mantrę, biorąc kwilącego bobasa na ręce.
- To nie może być prawda, bo..
Od razu wyjaśniam końcówkę, dla tych, którzy mogli jej nie zrozumieć. Jest to oddzielona część, coś innego. Dokończenie tego będzie w epilogu, to nawiązuje do tego.
Wiecie.. Pewnie kompletnie nie rozumiecie rozdziału, ja piszę niezrozumiale, słabo.. Cholera, wypaliłam się, po prostu..
Zajebisty rozdział. Czekam na kolejny z niecierpliwością. Pozdrawiam Ania :)
OdpowiedzUsuńP.S jak pierwszy w szkole? Klasa duża?
Dzięki :)
UsuńKlasa 28 osób, fajnie jest, dogaduję się.. :)
To się cieszę. Fajnie że z nami jesteś :* pozdrawiam :)
UsuńTeż się cieszę:*
Usuńwedług mnie to końcówka wiąże się z jej chorobą... Zobaczymy jak to będzie dalej...
OdpowiedzUsuńZobaczymy.. ;-)
UsuńWeź nie pisz takich tekstów że sie wypaliłaś bo Cię udusze! :p Rozdział świetny i bardzo wciagajacy,ja nie moglam sie oderwać od czytania :) Powodzenia w nowej szkole :D Buźka :* Dorota
OdpowiedzUsuńNie duś:*
UsuńNO nie źle mnie zaskoczyłaś. Żeby Bartek był aż taki głupi i zdradził Miśkę z Magdą :) Już nie mogę się doczekać jak to wszystko się wyjaśni.
OdpowiedzUsuńZapraszam ;)
UsuńJa czułam, że siostra ma tu coś do powiedzenia.. Ale że Bartek z Magdą.. WHY??!?!?
OdpowiedzUsuńKinia mieszaaaaaaaaaasz znów ;p
I jak to sen, ona znów o niczym nie wie? Znów się jej to wszystko wydaje?
Próbuje zrozumieć..
Swietne, i nie nie wypaliłaś się.. Tylko rozleniwiłaś. Jak byś znów nabrała chęci i natchnienia to wydaje mi się, a wręcz jestem prawie pewna, że radość pisania powróci.
Kisses A.P
Leniem jestem od zawsze, ale to nie o to tu niestety chodzi. Jest wiele innych czynników.. ;)
UsuńBuziak.
Bartek i Magda?! jak, kurde jak?! ale czuje że coś tutaj jest podejrzanego..
OdpowiedzUsuńa co do zrozumienia to trochę się pogubiłam, ale jest dobrze reszta!:D
pozdrawiam :*
zapraszam na epilog, jeśli czytałaś chciałabym abyś zostawiła choć krótki komentarz :) siatkarskielovestory.blogspot.com
i zapraszam na coś nowego! :) splataneserca.blogspot.com
Jestem w tyle, aaaaaaaaa! :c Muszę doczytać i zostawię na stówkę komentarz! :)
UsuńPozdrawiam:*
Fajnyyy! Tylko troche to zkąplikowane :) Ale myśle że wszystko wyjaśni się w epilogu :) :) [ I że Będą żyli dłuuugo i szczęśliwie :D] Kiedy zamierzasz dodać epilog? :D
OdpowiedzUsuńDodany.
UsuńJa tam na przykład wszystko ogarnęłam i zawsze rozumiałam :P
OdpowiedzUsuńJa meeeeeeeeediuuuuuuuuuum! Wiedziałam, że to właśnie Magdę spotka ! :D
W Andrzeju się chyba jakiś 'ojcowski instynkt' obudził :P
Eeeend, czyżby Miśka miała jakąś amnezje, coś ? :D
Eeeend 2, Ty nie piszesz niezrozumiale. Ty piszesz dla ludzi z wysokim ilorazem inteligencji, takim jak Ty :D Ale słodzę :P
Także co mi pozostało.. Jedynie czekać na epilog. eeeeeeeeh.. ale to minęło.. ;c Dobra, bo się rozkleję xd
Pozderki, loffki, kisski i te sprawy :D
Klaudyysia :* :)
Hahahaha, Klaudyś, rozwalasz! < 3
UsuńNie rozklejaj się, buźka:*
Fajny jak zwykle rozdział.Dodaj dzisiaj epilog
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńJak zwykle zajebiście, ale CZEMU URYWASZ W TAKIM MOMENCIE?!! MAM WSTAC?! Czekam z niecierpliwością. Liw..
OdpowiedzUsuńp.s Jak tam w szkole? :*
Masz wstać!:*
UsuńW szkole genialnie!
meeeeeeeeeeeeeeeeega!
OdpowiedzUsuńDzięęęęęęki!
UsuńTen blog jest świetny ! Czekam na więcej, na duuużo więcej ! Zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://zostales-w-tle.blogspot.com/2013/09/epizod-xx.html
Dzięki :)
UsuńKto zna blog który się nazywa Spełnić Marzenia proszę o link :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie kojarzę.
UsuńNie ogarniam powoli, ale to na pewno jakiś misterny plan :)
OdpowiedzUsuńPlan, czy nie plan.. ;)
UsuńWitam! Wiem nie komentowałam, ale niedawno dołączyłam do czytelniczek twojego bloga. I powiem jedno: strasznie pogmatwane, ale świetne! ;D Genialnie się czyta. Jak dobrze zrozumiałam kolejny post to epilog! ;o Że co?! Już?! Tak szybko?! Wiem, że to chyba 65 rozdziałów. Podkreślę jeden temat. Ale z Ciebie szczęściara! Byłaś w Spale! Mam pytanko, czy to Ty miałaś tą historię z M. Kubiakiem, co ktoś Wam robił zdjęcie i nie mógł zrobić zdjęcia i wreszcie Misiek powiedział coś w stylu: K*rwa, trzeba przytrzymać przycisk i się zrobi! To chodziło o Ciebie? Widziałam tamie samo zdj na twoim profilowym, tylko że na jakiejś stronie. I od kiedy zobaczyłam to foto to cały czas chodzi mi to po głowie i jestem ciekawa, czy chodzi o ciebie. Czy tu ty? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;**
Cieszę się, że dołączyłaś, choć szkoda, że tak późno.
UsuńTak, epilog, na który serdecznie zapraszam.
Tak, dokładnie to byłam ja ;) Znalazłaś to na Co jak co, ale siatkarzy to my mamy najprzystojniejszych, jak mniemam, bo tylko tam to pisałam.. Tak mi się wydaje.. :D
Pozdrawiam serdecznie:*