piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział sześćdziesiąty trzeci

   


   Nie wierzę, że choroba może mieć nawrót, przecież to już za wiele.. To może właśnie przez to, Michalina nie może zajść w ciążę? To może po części właśnie to jest tego winą..? Postanawiam szybko ukryć list, podmienić.. Chcę ją na jakiś czas uchronić przed tymi informacjami. Za niedługo gdzieś wyjedziemy, odbijemy to sobie. 

- I jak, przyszły, czy znów przeglądasz reklamy?
- Reklamy.. Zadzwonię do tego laboratorium i zapytam.
- Dziękuję Ci, jesteś taki kochany.. - całuje mnie i idzie znów do salonu.

   Moja piękna żona.. Choć tyle rzeczy się wydarzyło do tej pory.. Jej wybaczam. Wybaczam wszystko. To znaczy, staram się, bo łatwe to nie jest.. Postanawiam wydrukować nowe wyniki, podrzucić jej i właśnie wtedy wyjechać na romantyczny wyjazd, by choć chwilę mogła być szczęśliwa. Po powrocie pokażę jej odpowiednie badania i wtedy zaczniemy kolejne leczenie. Razem damy radę, bo kto, jak nie my?

   Teraźniejszość:

   Okropnie się czułam, kiedy słyszałam te wszystkie głosy nade mną. Chciałam wrzeszczeć, piszczeć, mówić im, że przecież ja nadal żyję, ale to nic nie pomagało.. Dodatkowo dla mnie ważniejsze było to, co chciał mi przekazać wtedy policjant w sprawie Bartka.

   Czy ktoś do cholery powie mi, co tu jest grane?!

- Wszystko w porządku, teraz trzeba ją wybudzić, żeby przestać podawać sztuczne kroplówki. Mimo wszystko organizm matki tyle przeszedł a ten maluch dzielnie się tam trzyma. Będzie na pewno wytrzymały w przyszłości - słyszę znów głos lekarza.

   Maluch?! Matki?! Że co proszę?!

   Powoli starałam się ogarnąć i poukładać w głowie to, co usłyszałam. Zostanę matką! Tak, ja zostanę matką! Nie mogłam w to uwierzyć! Właśnie wtedy chciałam skakać i piszczeć z radości, ale przecież ciągle byłam w zasadzie nieprzytomna. Ale chcieli mnie wybudzać, więc to dobra oznaka. Z dzieckiem jak słyszałam, wszystko w porządku.. Tylko pozostaje pytanie, ile jestem w ciąży i czy Kurek o tym wiedział? Może właśnie ten fakt go przytłoczył i dlatego uciekł? A może jeszcze coś innego? Cholera, za wiele miałam możliwości do myślenia.

   Na szczęście, jak wynikało z moich obliczeń, następnego dnia podjęto próbę wybudzenia mnie ze śpiączki. Za trzecim razem wreszcie się udało. Zmęczona i obolała otworzyłam oczy i zobaczyłam nade mną Andrzeja i Maćka.

- Miśka, Jezuniu, jak dobrze, że wszystko się udało! Tak mi Ciebie brakowało! - rzucił się na mnie Wrona.
- Auć, boli, nie przesadzaj tak od razu - skrzywiłam się.
- Przepraszam, ale tak bardzo się cieszę..
- Ja też. Już się oboje baliśmy, że.. No nie ważne. Ważne, że wszystko w porządku.
- Czy ja.. faktycznie.. jestem w ciąży?
- Jesteś kochana, jesteś! Gratulacje!

   Oboje mnie wyściskali, choć każdy skrawek ciała, bolał niemiłosiernie. Podniosłam rękę z wielkimi problemami i ułożyłam ją na brzuchu, w duchu wypowiadając kilka słów do tej małej istoty, która we mnie była. To dziwne uczucie, ale zarazem piękne.

- To będzie chłopczyk, ja to czuję! Siatkarz, po tacie! - powiedział Endrju.
- Idiota - szturchnął go, jednocześnie mrożąc wzrokiem - dziewczynka, po mamusi będzie zaradna, piękna i zostanie siatkarką.
- Niech będzie po prostu zdrowe.
- O, to przede wszystkim.

   I tak właśnie minęły chwilę po przebudzeniu. Wypytywałam chłopaków o nowości w sprawie mojego męża, lecz oboje nie mieli pojęcia o niczym nowym.

   Kilka dni później wracałam powoli do sił. Lekarze chwalili mnie za walkę o moją sprawność dla tego szkraba w brzuchu. Poprosiłam, by inspektor Filas przyjechał do szpitala z wiadomościami dla mnie, kiedy mogłam już się jakoś poruszać.

- Witam Pani Michalino, mogę wejść? - skłonił się.
- Oczywiście, czekałam na pana, zapraszam.

   Podsunął sobie krzesełko i usiadł obok.

- To słucham, co chciał Pan powiedzieć, czego nie zdążyłam wysłuchać przed wypadkiem?
- Znaleźliśmy poszlaki we Włoszech. Pani mąż był widziany na jednej z rzymskich ulic. Sprawdziliśmy zapis z monitoringu i muszę przyznać, że bardzo go przypominał.
- I?
- W zasadzie nic więcej nie byliśmy w stanie ustalić, bo nikt nigdzie później go nie spotkał.
- Nie mogliście tam pojechać, sprawdzić? Nic? Naprawdę nic? Czy policja w tym kraju robi cokolwiek, oprócz wypisywania mandatów za stawanie o dwa milimetry za daleko na ulicy, albo zaparkowanie z mało widoczną kartą dla niepełnosprawnych na miejscu z kopertą? Bo chyba jak widać, nie! - wrzeszczałam do niego.
- Pani Michalino, robimy wszystko co w naszej..
- Gówno prawda. Gdybyście robili wszystko, on już by tu był! - spłynęła mi po policzku pierwsza łza, którą jednak szybko starłam.
- Ale proszę zrozumieć, że my nie możemy..
- W dupie mam to, co wy możecie, a czego nie! Jestem w ciąży, potrzebuję mojego męża, czy to do Pana dociera?!
- Gratulacje.. Jednakże staramy się, by jak najszybciej wyjaśnić Pani sprawę. Tylko musi Pani zrozumieć, że my nie możemy wszystkiego.. Tyle ile dajemy radę, tyle wykonujemy najlepiej, jak potrafimy. Wszystko dla Pani.

   Miałam już dość tej kłótni, więc grzecznie poprosiłam policjanta o opuszczenie mojej sali. Pożegnał się i wyszedł.

- Mogę poprosić lekarza? - zawołałam do pielęgniarki przechodzącej obok.
- Przekażę, żeby ktoś do Pani zajrzał - uśmiechnęła się.

   Czekałam cierpliwie, aż któryś z brodatych, starszych panów, będzie mógł poświęcić mi swoją chwilę i wyjaśnić wszystko, co do tej pory miało miejsce. Jednak zanim pojawił się któryś, z oczekiwanych gości, w drzwiach zobaczyłam Kłosa.

- Mogę? - cicho zapukał w ścianę.
- Jasne, że tak, wchodź - uśmiechnęłam się szeroko i mocno go przytuliłam.
- Jak się czujesz? Chłopaki już mi powiedzieli, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wreszcie Tobie.. Wam.. no.. że będzie dziecko.
- Lepiej, lepiej.. My będziemy mieli dziecko. MY! Ja wierzę, że on wróci.
- To dobrze, że w to wierzysz, to ważne.. - pogłaskał mnie po dłoni.
- A pozostaje mi coś innego? Podobno wiara czyni cuda.. Więc niech i teraz taki cud uczyni.. - łzy zaczęły jedna za drugą, kapać.

   Powodowały palące uczucie, którego nie byłam w stanie opanować. Karol mocno mnie do siebie przytulił i obiecał, że zawsze będzie przy mnie i zrobi wszystko, by odnaleźć Bartka.

- Wyciągnę go, choćby spod ziemi! Obiecuję Ci to, słyszysz? Obiecuję! On wróci, ja to wiem, za bardzo Cię kocha!
- Gdyby kochał, to by nie odchodził.. - mruknęłam.
- A skąd wiesz, że ktoś go nie porwał?
- Nie wiem nic. Ja tylko.. Nie ważne.
- Miśka, będzie okej, przecież..
- Proszę Cię, nie ciągnij tego. Co u Oli? Jak żyjecie?
- Dobrze wszystko. Też Ci się muszę pochwalić, że..
- Że? - pospieszałam go.
- Zostanę ojcem! Ola wczoraj zrobiła test, wyszedł pozytywny! - wręcz wykrzyczał.
- Jejku, naprawdę? Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę! Chodź no tu, przytulić Cię muszę, dumny przyszły tatusiu! - zaśmiałam się.
- Jak się dowiedziałem.. Cholera, skakałem z radości, wszyscy na około to chyba usłyszeli. To jest najpiękniejsze, co mnie mogło spotkać!
- Oj zgadzam się, zgadzam - nie mogłam pohamować uśmiechu - czyli co, z Olcią razem będziemy ciężarówkami?
- Na to wygląda - zaśmiał się.

   W tym czasie do mojej sali, wszedł ordynator.




- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciała Pani się skonsultować, a tylko teraz znalazłem chwilę. To możemy?
- Jasne. Karol, poczekasz na zewnątrz?

   Kiwnął głową i posłusznie opuścił pokój chorych.

- W takim razie słucham Panią.
- Chciałabym się choć tak mniej więcej dowiedzieć, jak wygląda moja sytuacja, co z ciążą, operacje, moje zdrowie, no po prostu wszystko. Wcześniej jakoś nie mogłam się w sobie zebrać, żeby o to zapytać, ale najwyższa pora.

   Dowiedziałam się, że w ciąży jestem już ósmy tydzień. Przeszłam szereg zabiegów po wypadku, które pomogły mi w normalnym funkcjonowaniu. Nie ukrywajmy, że byłam jedną nogą na tamtym świecie.. Gdyby nie ktoś czy coś, co w porę mi pomogło, prawdopodobnie nie byłoby mnie na tym świecie. Dziecko mogło już nie żyć, ale jest twarde i trzyma się, razem ze mną.

- Naprawdę wszystko sprowadzało się do utraty płodu, ale dzięki szybkiej naszej interwencji, udało nam się uratować już nie tylko dziecko, ale również i panią.
- Panie doktorze.. A co z tym poprzednim zabiegiem? Przechodziłam go jakiś czas temu.
- No w karcie ma Pani zaznaczone, że wszystko przebiegło pomyślnie, jednak na moje oko.. Jest coś nadal nie tak. To znaczy..
- Znaczy?
- Że może mieć Pani co jakiś czas zaniki pamięci krótkotrwałej. Nie jest to potwierdzone w stu procentach, ale przy sporym stresie, wysiłku i dużym natłoku informacji bądź zdarzeń..
- Co do pamięci ma wysiłek?
- Okazuje się, że sporo. Po prostu nie może Pani sobie na zbyt wiele pozwalać. Przy czym, tak jak mówię, to nie jest potwierdzone.

    Chwilę jeszcze spędziliśmy na rozmowie. Musiałam się dowiedzieć wszystkiego i jakoś to sobie poukładać w głowie.

- Dziękuję bardzo Panu, przepraszam, że zabrałam tyle czasu - uścisnęłam jego dłoń.
- Nie ma sprawy Pani Michalino, zdrowia życzę.

   Skinął głową i wyszedł.

- I? - zapytał ciekawy wszystkiego Kłosu - słyszałem tak mniej więcej, ale..
- No to jak słyszałeś, to co mam Ci opowiadać?

   Mimo wszystko, powiedziałam mu w skrócie diagnozę i zalecenia.

- Ola jutro idzie do lekarza, wtedy się okaże, czy macie taki sam termin.
- Fajnie by było.. Wiesz co.. Chciałabym się pochwalić tym Bartkowi.. Żeby on tu był, jakoś mnie wsparł.. Cieszył się tak jak ty z ojcostwa..
- Wróci, ja w to wierzę.

   Po jakimś czasie wypadało się zbierać, więc pożegnaliśmy się, a ja zostałam sama w pustej sali.

- Damy radę maluchu, sami, czy z tatusiem, ale damy.. - pogładziłam brzuch.

   Potem patrzenie w ściany stało się monotonne i usnęłam.

   Po blisko miesięcznej kuracji zabiegowej, kroplówkowej i innej takiej, wreszcie mogłam cieszyć się wolnością. Coraz częściej pojawiały się głosy z Włoch, że to właśnie tam przebywa mój mąż. Pytanie tylko, dlaczego tak długo się ukrywa? Czy ma w tym jakiś cel? Czy może uciekł z jakąś inną kobietą i szykuje sobie nowe życie, w którym miejsca dla mnie i kruszyny nie ma? Za dużo myśli i pytań, więc musiałam spasować, by nie zwariować i, co najważniejsze, nie przeciążać umysłu. W końcu to mogło spowodować utratę krótkotrwałej pamięci, a nie chciałam tego przechodzić.

    Nadeszła połowa września, postanowiłam na własną rękę wyjechać do Włoch i tam szukać ukochanego. Nawet, jeśli miało to oznaczać, że on uciekł, bo mnie nie kocha, to zasługiwałam na szczerość. Cholera, tyle przeszliśmy, tyle razy byłam wobec niego szczera, to dlaczego on nie miałby być? Spakowałam walizki, zabukowałam miejsce w samolocie i poleciałam. Rzym przywitał mnie wysoką temperaturą i deszczem jednocześnie. Słabo mi szło dogadywanie, bo rzadko kiedy, chciał ktoś ze mną rozmawiać po angielsku. Większość preferowała ojczysty język, którego nie umiałam ni w ząb. Pytałam wszystkich o niego, w każdym sklepie, o który wspominali policjanci, czy w jakichkolwiek miejscach ogólnie, w których go widziano. Musiałam znać szczegóły i starałam się sobie to jakoś poukładać jak puzzle, by znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie on jest.

- Przepraszam, Pani chyba szuka takiego wysokiego bruneta, mam rację?
- Tak, właśnie tak. Wie Pan coś o nim?
- Jestem Pablo - podał mi dłoń.
- Michalina.
- Widzę, że będziesz miała dziecko, gratuluję.
- Owszem, dziękuję.
- Nie możesz się przemęczać, dlatego zapraszam, siadaj.

   Usiedliśmy na ławce obok.

- Zatem, co możesz mi powiedzieć? W czym pomóc?
- Poznałem tego mężczyznę kilka tygodni temu. Spał u mnie.
- Czemu nie powiadomiłeś nikogo o tym?
- Bo mnie o to prosił, wręcz błagał.
- Nie rozumiem.
- Uciekał.
- Przed czym?
- Nie mogę Ci powiedzieć.. Wiem tylko jedno, on żyje i Cię kocha.
- Ale..
- Wiem, że jesteś jego żoną, poznałem Cię. Pokazywał mi Twoje zdjęcia, mówił jak tęskni i Cię kocha.. Ale on nie może wrócić.
- Jak to nie może?
- Nie może.
- Pablo, mów mi wszystko.
- Gdybym tylko mógł..

   Pogubiłam się już znów we wszystkim i nie miałam pojęcia, co dalej robić. Wyciągnięcie czegokolwiek od Pablo było czymś niemożliwym. Za nic w świecie nie chciał powiedzieć. A co więcej mogłam uczynić? Zapisywałam sobie w głowie wszystko, co mówił i starałam się wyciągnąć jakieś wnioski. Tylko jakie?

- Ale przyznał Ci się, dlaczego uciekł?
- Po części.
- To coś strasznego? Zabił kogoś? Okradł bank, multimiliardera?
- Nie powiem Ci..
- W ciąży jestem do cholery, zlitowałbyś się nad ciężarną!
- Przepraszam..

   I odszedł. Cholera jasna mnie brała. Ile można tak robić?!

   Nadszedł wieczór, więc powoli kierowałam się w stronę pierwszego lepszego hotelu. Nic sobie wcześniej nie zarezerwowałam, więc musiałam liczyć na szczęście i mój wrodzony urok osobisty. Podeszłam więc do recepcjonisty, wcześniej nabierając dużo powietrza. Po raz kolejny czekała mnie rozmowa w obcym języku, a najgorzej, jeśli znów przytrafiłby się ktoś, kto nie umie angielskiego.

- Dobry wieczór, szukam pokoju na dwie noce, jednoosobowego, znalazłoby się coś dla mnie?

    I właśnie wtedy mnie zamurowało.

                                                                                                                                                    

Miało być dłuższe, ale.. Stwierdziłam, że to idealny moment na przerwanie :D A teraz przyszedł czas na to, żeby Wam się pochwalić, co dostałam! < 3



Najważniejsze dla mnie.. Od Andrzeja :-)

 Koszulka, którą miałam od meczu we Wro, zapełniona już prawie w całości, plus autografy Mariusza

 Ta część, którą ubóstwiam, czyli najcenniejsze autografy ever <3 Kubiak, Łomacz, Zatorski, Żygadło, Nowakowski i Kurek :D


No i kolejne, prawie wszystkie bardzo ważne < 3 Bartman, Jarosz, Ruciak, Możdżonek, Drzyzga, Wiśniewski, Włodarczyk, Wojtaszek i Anastasi :-)

To chyba tyle ze Spałowych cudowności :D Zdjęcia znajdziecie na "Koko koko, foty spoko?" na fejsbuku ;-) Czymajta się, enjoy:*

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział sześćdziesiąty drugi

   "Po raz ostatni wzywamy Panią Michalinę Kosok - Kurek, na stawienie się na badaniach okresowych, w celu sprawdzenia możliwości wykonania operacji. Jeżeli powyższe pismo, nie zostanie potraktowane poważnie, termin zabiegu znacznie przesunie się w czasie, co z pewnością zagrozi Pani życiu. Prosimy o pilny kontakt z naszą placówką. Z poważaniem - lek. Małgorzata Frączek."

- Że co proszę?! - wrzasnęłam.

   Szybko sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer, który podany był na górze kartki.

- Szpital rejonowy, słucham?
- Witam serdecznie, z tej strony Michalina Kosok - Kurek, czy mogłabym rozmawiać z Panią Doktor, Małgorzatą Frączek?
- W jakiej sprawie?
- Listu, który od niej otrzymałam.
- Dobrze, proszę chwilę poczekać.

   Chwila ta, wydawała się trwać wieczność. W tym czasie praktycznie umierałam, bo nie wiedziałam kompletnie, co to znaczy, dlaczego, po co..

- Słucham?
- Dzień dobry, ja w sprawie listu, który otrzymałam. Co prawda, nadszedł on kilka dni wcześniej, ale byłam poza granicami kraju i nie mogłam wcześniej.
- Pani Michalina, tak?
- Tak, tak.
- Doktor Stępniewski przekazał mi Pani badania i od ponad miesiąca próbuję się z panią skontaktować.
- Ale jak to? Jakie badania?
- Sprzed dobrych kilku miesięcy, aczkolwiek patrząc na nie, mogą Pani znacząco zagrażać, dlatego postanowiliśmy z doktorem Stępniewskim, o natychmiastowym usunięciu guza.

   Guza? Jakiego, do cholery, guza?!

- Przepraszam, niewiele rozumiem.. Mogę przyjechać?
- Oczywiście, im szybciej, tym lepiej. Już się bałam, że nie zdążymy.. Ale myślę, że damy radę. Przyjechałaby Pani jutro koło ósmej?
- A nie mogę teraz?
- Jutro będzie idealnie. Przepraszam, muszę kończyć, bo pacjentka czeka. Do zobaczenia Pani Michalino, miłego dnia życzę.
- Wzajemnie - mruknęłam.

   Usiadłam i patrzyłam w kartkę od tej lekarki, nie rozumiejąc niczego. Jaki guz? Jakie badania? Przecież cokolwiek, co złego było, minęło sporo czasu temu, a na badaniach ostatni raz byłam w kwietniu. Uzyskałam wyniki pozytywne, więc nie było stresu, a teraz..? Przecież to jest jakieś chore. Kompletnie nie byłam w stanie się połapać. Zjadłam kolację, zaścieliłam Casasowi łóżko w salonie, a sama się pożegnałam i skierowałam do sypialni.

- Nie mogę z Tobą? - jęczał.
- Nie słoneczko, nie możesz.
- Ale dlaczego?
- Bo mam męża, to moja sypialnia i tyle powodów chyba wystarczy.
- Będę samotny.
- Mogłeś zostać w Sydney.
- Będzie mi zimno.
- Tu masz koc.
- Będzie mi smutno.
- Zawołać fanki, żeby Cię rozweseliły?

   Pokręcił głową szybko, przecząc.

- Dobranoc - pocałowałam go i odeszłam.
- Ech, dobranoc, dobranoc, Kochanie..

   Kochanie? Naprawdę?!

   Nie miałam siły na nic. Nie wiedziałam co robić, co się dzieje.. Postanowiłam jak najszybciej zasnąć, żeby wcześnie wstać i pojechać do tego szpitala, by wyjaśnić sprawę. Rano obudził mnie zapach kawy z ekspresu. Przywiódł mnie do kuchni, gdzie pochłonęłam swój posiłek i pognałam czym prędzej na umówione spotkanie. Doktor Frączek przyjęła mnie z uśmiechem. Kiedy usiadłam przed nią i próbowałam wytłumaczyć, że nie wiem o co chodzi, ona nie chciała mi wierzyć. Dopiero w momencie, gdy usłyszałam całą historię, powiązałam fakty.. I wyszła prawda.

- Ale..
- Nie zauważyła Pani tego?
- Miałam problemy z koncentracją, czy coś.. Jednak..
- Zaburzenia pamięci, to byłby główny problem. Jeszcze maksymalnie miesiąc, a utraciłaby ją Pani w całości.

   Słuchałam kolejnych problemów. Nie rozumiałam, jak ja do tej pory dawałam sobie radę.. Umówiłam termin zabiegu, podziękowałam i wyszłam. Usiadłam pod szpitalem na ziemi, szukając czegoś, co mnie pocieszy. Właśnie życie po raz kolejny robi ze mną co chce, a najważniejszy facet ma mnie gdzieś, jest nie wiadomo gdzie i robi nie wiem co.. To straszne uczucie, nie da się go opisać słowami. Nikomu czegoś takiego nie życzę.

   Po powrocie do domu, starałam się nie przypominać sobie o chorobie czy zabiegu, a przede wszystkim, nikomu o tym nie powiedziałam. Kolejne dni mijały szybko. Moje więzi z Casasem dziwnie się zacieśniały.. Może dlatego, że jako jedyny mnie nie zostawił w potrzebie i siedział zawsze, tak po prostu. Kilkakrotnie wysyłałam go do Australii, czy do Hiszpanii. Nie chciałam, by coś więcej z tego wynikło. W końcu, mimo wszystko, chciałam być lojalna wobec Bartka. To mój mąż, jakby na to nie patrzeć.

   Najbardziej dobijającą rzeczą w tym wszystkim nie była choroba, czy zabieg.. Najgorsza była bezsilność w poszukiwaniu Kurka. Zgłosiłam jego zaginięcie na policji, ale niewiele robili. Zaraz zaczynało się zgrupowanie w Spale, a jego wciąż ni widu, ni słychu.. Szukałam go ja, Mario, rodzina, znajomi, siatkarze, trenerzy, policjanci.. A on, kamień w wodę, zapada się pod ziemię..

   Zabieg przeszłam pomyślnie, jak to oceniono i wszystko wydawało się być w porządku. Po dwóch tygodniach, wręcz na siłę, wykopałam aktora do samolotu.

- Musisz lecieć, po prostu. Będziemy rozmawiać cały czas, ale ty tu nie możesz być, no po prostu. Masz swoje zajęcia.
- Chcę tu zostać.
- Ale rozumiesz, że nie możesz?
- Bo?
- Praca?
- Mam ją w dupie..

   Kłótnia na kształt "sprzeczki małżeńskiej". Tak to ocenił przynajmniej Muzaj, który się zjawił po moim wyjściu ze szpitala. Przy pożegnaniu, poczułam coś w rodzaju tęsknoty, smutku.. Nie wiem czego, ale na pewno niczego dobrego.

- Wrócę.. - szepnął i mocno mnie przytulił.

   Nie chciałam, by kiedykolwiek mnie wypuścił, bo tak dobrze i bezpiecznie czułam się w jego ramionach.. Zastępował mi tą najważniejszą osobę..

- Idź już - powiedziałam, kiedy poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
- Jesteś pewna?
- Tak.

   Wziął walizkę i poszedł.. A ja zostałam sama, wpatrując się w wejście na pokład. Liczyłam bardziej na to, że może zobaczę tam wyłaniającego się Bartosza. Tak bardzo chciałam dotknąć jego ciała, poczuć zapach  perfum i utonąć w jego ustach.. Brakowało mi tego jak cholera.

   Dni, tygodnie.. Mijały i mijały, a wieści brak. Zgrupowanie się zaczęło, chłopaki potrzebowali kopa do gry i walki o dobre pozycje, medale czy wyniki. Ostatnie imprezy, to niestety w większości nieudane.. A tu bez swojego dobrego przyjmującego, cała gra im się sypała. Co z tego, że Kubiak, Winiarski czy Ruciak, dwoili się i troili, by coś zrobić, jak nie dawali rady? Wtedy zauważyli, jak bardzo jest im on potrzebny. Ja siedziałam na ich treningach z Maćkiem i patrzyłam, jak próbują się pozbierać.. Skoro mi było trudno, to co dopiero im?

   Telefon w lipcowe popołudnie, wydawało się, że zmieni coś w całej sprawie.

- Komenda rejonowa policji, Pani Kosok - Kurek?
- Tak, to ja.
- Witam, podinspektor Jakub Filas, chciałbym prosić, żeby przyjechała Pani na komendę w związku ze sprawą dotyczącą Pani męża.
- Znaleźliście go?
- Mamy pewne poszlaki, proszę się zjawić, porozmawiamy i wszystkiego się Pani dowie.
- Dobrze, już wsiadam w auto i jadę.

   Nie myślałam o niczym innym. Jechałam na złamanie karku. Dosłowne.

Brak opanowania. Utrata kontroli. Światło. Hamowanie. Trzask. Ból. Brak świadomości. Cichy sygnał pogotowia. 

   Leżę i myślę. W szpitalu najpewniej. Nade mną kupa lekarzy, operują mnie chyba. Po chwili słyszę niepokojące słowa.

- Myślisz, że żyje?
- Trzeba na to liczyć.

   Przecież ja żyję, halo, halo!!!

   Co z tego, że próbuję ruszyć którąkolwiek częścią ciała, jak nie mogę? Beznadziejne uczucie. Ile tak można? Czuję jakieś deja vu. Kiedyś tak już było, ale ja podziękuję za kolejny taki rollercoster, już dość. Wystarczy.

   Kilka tygodni wcześniej:

- Kochanie, sprawdziłeś pocztę? - pyta mnie z uśmiechem na twarzy ukochana żona. 

   Tak bardzo ją kocham. Tak, wiem, to sztuczne. Ale ja naprawdę ją kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Nie wiem, co ja robiłem, kiedy jej nie było. Jej niebieskie ślepia wpatrzone słodko w okno, wypatrujące.. Właściwie nie wiem kogo, lub czego. 

- Nie, jeszcze nie.
- A możesz to zrobić? Wyniki miały przyjść.
- Jasne, zaraz pójdę.

   Boję się tego, bo nie wiem co wyjdzie. Jeśli.. Nie, nawet nie chcę o tym myśleć, to już za wiele dla mnie. Otwieram skrzynkę, gdzie znajduję list z laboratorium. W ciszy postanawiam szybko sam go otworzyć, by pierwszy poznać prawdę. Czytam.. I nie wierzę w to.. Nie teraz.. Nie, po prostu się na to nie zgadzam!

                                                                                                                                                   
Może krótkie, może nudne, może nijakie.. Ale moje. Idę spać, bo jakoś późno. A od rana imprezuję z Olcią i Anią, Natalcią i moją siostrzenicą Majcią. 

Dzisiaj takie zdobycze w Galerii Łódzkiej.. Milion pięćset, sto dziewięćset podpisów Mariusza i najważniejsze coś <3 
Piłka Skry!
KOCHAM TO! <3 

Dzień przed urodzinami takie coś.. <3 Spełniam marzenia! 


Tort by Daga i jej chłopak! <3 Cudne dzięki!




 Grafy chłopaków z Delecty od psiapsióły <3

I coś, co kocham BARDZO!


Będzie się działo! Oj będzie! Hot 16 w końcu jest się raz w życiu! <3 
12.08.1997, 19:00, wtedy pojawiła się na świecie taka głupiutka osóbka, jak ja :3 Jest co świętować :D
Czymta się, enjoy:*

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział sześćdziesiąty pierwszy

 


Traf chciał, że akurat miałam mieć samolot. Hotel był opłacony, więc tylko oddałam kartę, zabrałam rzeczy i pojechałam taksówką na lotnisko.

- Zaczekaj! - dogonił mnie tuż przed wejściem na odprawę.
- Skąd ty tutaj?
- Domyśliłem się, że wrócisz do Polski  i trafiłem. Co się stało? Musisz mi powiedzieć, bo inaczej Cię nie wypuszczę.
- Daj sobie spokój ze mną, proszę.
- Michalina - podszedł bliżej i patrzył prosto w oczy  - nie rób mi tego.
- Wypowiedziałeś poprawnie moje imię, brawo! - zauważyłam.
- Nie zmieniaj tematu. Więc?
- No bo.. Bartek wyjechał.
- Jak to? Dlaczego?
- Nie wiem. Napisał mi tylko, że nie daje rady, wyjeżdża. Muszę z nim pogadać.
- Musicie pilnie sobie wszystko wyjaśnić. Wcześniej nic nie zauważyłaś?
- No nie.. - pociekły mi łzy.

   Przytulił mnie, potrzebowałam tego. Po chwili się podniosłam, bo poczułam, że pomoczyłam jego błękitną koszulę.

- Przepraszam - wskazałam na plamy.
- Przestań, żaden problem.

   Obdarowałam go drobnym uśmiechem.

- Muszę się zbierać, odprawa się kończy.
- Lecę z Tobą.
- Co?! - wrzasnęłam tak, że połowa osób na około, patrzyła się na mnie, jak na jakąś idiotkę co najmniej, jak nie gorzej.
- Lecę. Nie zostaniesz sama.
- Jestem dorosła, nie mam pięciu lat. Dam sobie radę. Poza tym niby jak chcesz to zrobić? Kręcisz film, nie masz biletu. Może Kurek czeka na mnie w domu i chce tylko sprawdzić, czy do niego wrócę, albo coś w tym stylu.
- Przerwa w filmie na dwa tygodnie, a biletem jest moja twarz - zaśmiał się.
- Przestań, ale..
- Nie ma ale. Dopóki on się znów Tobą nie zaopiekuje, ja to będę robił i koniec, nie ma w ogóle żadnej dyskusji.
- A Twoje rzeczy?
- Kupię coś na miejscu.

   Pociągnął mnie za rękę w stronę kas. Mimo, że samolot miał komplet miejsc, gdzieś go wcisnęli i oboje pobiegliśmy. W ostatniej chwili wkroczyliśmy na pokład. Wywołaliśmy swoją obecnością, niemałe zamieszanie. Wtedy jednak ochrona w samolocie rozgoniła tłum gapiów, zainteresowanych aktorem i mogliśmy w spokoju zaczynać bardzo długą podróż.

- Masz jakieś podejrzenia, dlaczego wyjechał?
- Nie mam pojęcia.
- Nic się nie wydarzyło?
- Zupełnie. Znaczy.. Wcześniej się pokłóciliśmy, ale wydawało mi się, że sobie wyjaśniliśmy i się pogodziliśmy.
- Może jednak nie..
- Nie wiem..

   Siedziałam i patrzyłam tępo w okno, kiedy się wznosiliśmy. Mijające chmury i samoloty, w blasku słońca prezentowały się genialnie. Po pewnym czasie usnęłam wtulona w ramiona Hiszpana. Obudziłam się po dwóch godzinach.

- Już nie śpisz, Księżniczko? - zapytał, całując w czoło.
- Nie mogę, śnią mi się głupoty..

    I tak zaczęła się nasza rozmowa. O wszystkim i o niczym. Opowiadał o nowym filmie, pracy w tej branży, ale o życiu prywatnym nie zapomniał. Poznałam wtedy jego rodzinę, przyjaciół, zwierzęta, upodobania, dosłownie każdą osobę i rzecz. Dużo mówił, ale mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej ominęła mnie część, w której to ja coś gadałam.

- Dobra, o mnie wiesz już prawie wszystko, a ja o Tobie właściwie nic, opowiedz coś. Gdzie mieszkasz, co robisz, jaka jest Twoja rodzina.
  
   Zaczyna się, cholera..

- Nie lubię mówić o swoim życiu.
- Ty wysłuchałaś mnie, teraz ja Ciebie, tak to działa.
- Ale proszę Cię..
- Miśka, co ja Ci zrobię? Przecież nie gryzę, a lubię słuchać i znać lepiej kogoś, kto jest mi dość bliski, jak na ten moment.

  Że jaki? Że bliski?

- Mario, ale proszę Cię, nie naciskaj na mnie. Ja Ciebie poznałam, okej, fajnie. Ale ja wcale nie muszę Ci mówić wszystkiego o moim życiu.
- A jeśli Cię poproszę?

   No i po co tak nalega?

- Po prostu.. Za bardzo mnie boli opowiadanie, tyle.

   Odwróciłam się szybkim ruchem w stronę okna. Widziałam, że siedział wpatrzony we mnie, czułam jego perfumy blisko mnie.

- Mamy jeszcze ze trzynaście godzin, plus przesiadka, poczekam - mruknął mi do ucha.

   Nie chodziło mi o to, że jemu nie chciałam powiedzieć, tylko o fakt, że nie wiedziałam jak na to zareaguje i przecież w dodatku, to nie jest proste..

- Musisz zrozumieć fakt, że moje życie jest zbyt skomplikowane, by streścić je w tych kilku godzinach, po prostu się to nie uda.
- Spróbuj - złapał mnie za rękę - proszę.

   Jego zniewalające oczy i szczery uśmiech, doprowadzały mnie do szału. Musiałam mu ulec, po prostu, on tak na mnie działał.

- Tylko obiecaj, że nie będziesz się śmiał, obrażał i między nami pozostanie tak, jak rano, czy wczoraj wieczorem.
- Obiecuję.

   Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić, co przyszło na język. Starałam się zachować kolejność chronologiczną, znajdować odpowiednie słowa, które oddałyby sens całej sytuacji, bo przecież inny język, to moja podstawowa bariera.

- Poczekaj, matka jest Twoją matką, ale nie Twojej siostry?
- Nie, ona moją matką nie jest.
- To kto nią jest?

   I znów od początku usiłowałam, najprościej jak potrafię, przekazać mu te wydarzenia. Kiedy załapał i z niedowierzaniem słuchał dalszych opowieści, przeszłam do tematu Patryka. Do oczu napłynęły mi łzy, które skrzętnie ukrywałam, lecz do czasu.

- Nie wierzę, że ktoś może być aż takim człowiekiem.. Przecież za takie rzeczy, powinno się w więzieniu zgnić - syknął.
- On.. nie żyje już.
- I dobrze mu tak. Gdybym mógł, przyłożyłbym mu.
- Nie mów tak.
- Ale to prawda, Michalina..

  Twoje imię w jego ustach, brzmi tak słodko..


   Następny "przystanek" w opowieściach, to wypadek i choroba, siatkówka, siatkarze, przypadkowe znajomości, poleciałam już chyba po każdym temacie. W międzyczasie się przesiedliśmy, zjedliśmy coś i potem tłumaczyłam ewentualne niejasności. O dziwo resztę zrozumiał i nie było konieczności dużych "poprawek".

- Faktycznie, ciężkie masz życie.
- Na szczęście choroba minęła, już nawet na badania nie muszę chodzić, więc jest dobrze. To znaczy, lepiej niż było. Ale teraz to z Bartkiem.. Cisza.. A ja po prostu nie lubię czegoś takiego, to nie dla mnie. Za duże przejścia, dlatego jak tylko go dorwę, to normalnie nogi z dupy mu powyrywam - ostatnie zdanie wypowiedziałam w ojczystym języku.
- Co zrobisz?
- Nie ważne.

   Lot wreszcie się zakończył i stanęłam na polskiej ziemi.

- Stolica wita - uśmiechnęłam się, kiedy wyszliśmy przed lotnisko.
- Ładnie tu. Jakoś nigdy nie miałem okazji, żeby się tu pojawić.
- To teraz masz.

   Warszawę już trochę znałam. Był weekend, Kłos przebywał w swoim mieście. Szybko wykonałam do niego telefon i poprosiłam o odwiezienie do Łodzi. Zdziwił się widokiem przystojnego aktora, zamiast mojego męża, ale z chęcią nas przetransportował.

- Gdzie Bartek?
- A żebym to ja wiedziała..
- To znaczy?
- Nie wiem, nie chcę o tym rozmawiać.. Możesz przyspieszyć?
- Jasne, nie ma problemu..

   Nacisnął mocniej na pedał gazu swojego Renaulta, by szybciej znaleźć się na miejscu. Chwilę później zaparkował pod moim domem.

- Wejdziesz?
- Ola czeka, jutro wracam, to wpadnę. Trzymaj się.

   Pocałował mnie, podał rękę mojemu towarzyszowi i odjechał. Ja i Mario weszliśmy do środka. Wołałam od wejścia Bartka, lecz cicho i głucho. Sprawdziłam każde pomieszczenie, niestety nic. Usiadłam bezradnie na łóżku w sypialni.

- Nie wiem już, co mam robić.. - ukryłam twarz w dłoniach.

   Ciepłe łzy spłynęły po moim policzku, powodując palące uczucie. Casas przytulił mnie do siebie i gładził po włosach.

- Wszystko będzie okej, przecież nie mógł Cię zostawić. Na pewno!
- Skąd ta pewność? Może jednak on przemyślał sobie to wszystko, stwierdził, że nie możemy być razem, że nie przebaczy mi..
- Przestań gadać głupoty, jego wiadomość do mnie była pełna miłości do Ciebie, więc proszę Cię, nawet tak nie mów!

   Wytarł mi twarz chusteczką i poszedł do kuchni.

- Trochę tu pusto.. Pójdę na zakupy, co chcesz?
- Ty na zakupy? Niby gdzie?
- Do sklepu.
- A wiesz gdzie jest?
- Nie, ale się dowiem.
- Ja Ci nie powiem.
- Specjalne życzenia, co do kolacji? - zapytał, ubierając buty.
- Głupek.

   Posłał mi buziaka w powietrzu i wyszedł. Skubaniec, chciał sam sobie radzić w Łodzi, nawet nie wiem jak. Kiedy zostałam sama, zaczęłam wydzwaniać po kolei do wszystkich. Nikt nic nie wiedział, albo nie odbierał.. Coraz bardziej cała sytuacja mnie irytowała. Postanowiłam znaleźć w internecie jakiś namiar, na włoski klub, w którym od nowego sezonu, miał występować Bartek. W tym czasie przyszedł aktor i krzątał się po kuchni, robiąc coś do jedzenia.

- Nie przeszkadzaj sobie - zaśmiałam się, widząc, jak zdejmuje koszulkę i zakłada, wiszący koło gazówki, fartuszek.
- Nie mam zamiaru sobie przeszkadzać - wyszczerzył się i zabrał za gotowanie.

   Siedziałam przy laptopie, popijając kawę mrożoną, zrobioną przez Mario, z bitą śmietaną i czekoladą. Kiedy natrafiłam na odpowiednie dane, postanowiłam zadzwonić. Jedyną barierą był język.

- Mario - zawołałam dość głośno.
- Mhm?
- Umiesz włoski?
- Na poziomie podstawowym, a co?
- Mogę mieć do Ciebie sprawę?

   Wytłumaczyłam o co ma zapytać, a ten się zgodził. Zadzwonił i rozmawiał dłuższą chwilę. Wreszcie się wyłączył.

- I?
- Brak kontaktu z Bartkiem, miał podpisać kontrakt, ale milczy. Oni nic nie wiedzą, powoli zaczynają się denerwować.
- Cholera..
- A tak w ogóle, poza tematem, sprawdzałaś skrzynkę pocztową? Listy się w niej już nie mieszczą, nie wiem co Ci tam przyszło.

   Kiwnęłam głową i poszłam zobaczyć, co przyszło. Reklamy, bank, podziękowania, prośby o autografy i blankiet, który mnie zaniepokoił.

Blogger nie chce chyba Was opuścić, znaczy, nie chce dopuścić, żebym tak szybko Was zostawiła, bo im bardziej chciałam dodać, tym bardziej nie mogłam. Wróciłam z Międzyzdrojów, było mega, chociaż bardzo się spaliłam. Zdjęcia dodam ;-)
Cztery rozdziały oprócz tego do końca, jakoś tak dziwnie.. 
Dziś bez wskazówek, wszystko co chcecie, obgadamy odnośnie nowego bloga, na priv, buźka:*